Pettino
Autor: admin o wtorek 1. października 2024
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Settecamini
Wysokość: 1129 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 898 metrów
Długość: 15,2 kilometra
Średnie nachylenie: 5,9 %
Maksymalne nachylenie: 12,5 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
Drugiej wtorkowej górki nie musiałem daleko szukać. Po zjechaniu z Forca Capistrello w rejon wioski Sant’Anatolia di Narco wsiadłem do samochodu by pojechać w kierunku Campello sul Clitunno. Obie miejscowości dzieli raptem 15 kilometrów, więc po krótkiej podróży na północ z wykorzystaniem dróg krajowych SS685 i SS3 tuż po trzynastej byłem już na miejscu. Dodam, że bardzo dobrze mi znanym, bowiem samochód zaparkowałem w bezpośrednim sąsiedztwie Locanda Settecamini. To jest hoteliku, w którym dziesięć lat wcześniej zatrzymałem się na jedną noc podczas swego pierwszego apenińskiego Giro. Już wtedy miałem wyborną okazję by zapoznać się z podjazdem do górskiej osady Pettino, ale z niej nie skorzystałem. Naszym głównym celem na odcinku prowadzącym przez Umbrię była wówczas Monte Subasio, zatem po owym noclegu ani spojrzeliśmy na wschód, lecz wsiedliśmy do auta by czym prędzej dotrzeć na przedpole słynnego Asyżu. Jak widać „co się odwlecze to nie uciecze”. Za drugim razem nie wypadało już pominąć tego wzniesienia. Jednego z większych w swym regionie. Pettino nie zostało nigdy wykorzystane na trasach Giro d’Italia, więc nie jest to znany podjazd. Niemniej jego rozmiary muszą budzić szacunek. Ta wspinaczka ma blisko 900 metrów przewyższenia czyli nieco więcej niż bliska sercom polskich kibiców Pla d’Adet we francuskich Pirenejach. Niemal całą amplitudę trzeba tu pokonać na pierwszych 13 kilometrach. Do tego wyraźnie trudniejsza jest druga „połowa” wzniesienia, albowiem 7-kilometrowy segment powyżej wioski Lenano ma średnie nachylenie 7,7%.
Mimo, że był już początek października na starcie owej wspinaczki było gorąco. Na pierwszych kilometrach podjazdu mój licznik zarejestrował temperaturę 31 stopni. Niestety jak miało się okazać były to już ostatnie podrygi włoskiego lata. Kolejne dni zapowiadały się znacznie gorzej, zaś realia okazały się jeszcze gorsze od marnych zapowiedzi. Tymczasem mogłem się jeszcze nacieszyć słońcem. Aby dotrzeć do swego celu musiałem się trzymać drogi SP458 jadąc początkowo na wschód, a potem już zasadniczo na północ. Po pierwszym umiarkowanie wymagającym kilometrze dojechałem do centrum gminy Campello sul Clitunno czyli „dzielnicy” zwanej La Bianca. Tu przy placu Garribaldiego minąłem miejscowy kościółek. Widać upływ czasu zasypuje podziały ideowe. Wszak ów bohater walki o zjednoczenie Italii bynajmniej nie był przyjacielem Kościoła Rzymskiego. Powyżej wioski czekał mnie długi przejazd pomiędzy polami obsadzonymi drzewkami oliwnymi, albowiem ten rejon słynie z produkcji oliwek. Stromizna do połowy czwartego kilometra utrzymywała się na solidnym poziomie 6-7%. Następnie droga skręciła w kierunku północnym i na cały kilometr zrobiło się luźniej, acz przed samym wjazdem do Lenano znów musiałem mocniej depnąć. W połowie szóstego kilometra przykuła moją uwagę widoczna w dole po lewej ręce warownia czyli otoczona świetnie zachowanymi murami osada Campello Alto, której historia sięga pierwszej połowy XIV wieku.
Luźniejszy segment wzniesienia skończył się pod koniec szóstego kilometra gdy szosa chwilowo skręciła na południe. Normą na kolejnych trzech kilometrach stało się nachylenie na poziomie około 7%. W połowie tego sektora minąłem Fontanelle czyli ostatnią osadę na tym szlaku. Kolejne domy miałem zobaczyć dopiero na szczycie czyli po kolejnych ośmiu kilometrach jazdy. Na przełomie dziewiątego i dziesiątego kilometra zaliczyłem trzy ciasne wiraże, zaś po nich zapoznałem się ze zdecydowanie najtrudniejszym sektorem tej wspinaczki. Mocne 900 metrów przy stałym nachyleniu około 11%. Przy tym trzeba było się zmagać nie tylko z ową stromizną, lecz również z kiepską nawierzchnią. Szosa była chropowata i miejscami mocno przetarta czyli z ubytkami we wierzchniej warstwie asfaltu. Większe trudności skończyły się dla mnie pod koniec dwunastego kilometra. Na trzynastym nachylenie było już umiarkowane. Natomiast ostatnie dwa okazały się już niemal płaskie. Zacząłem się rozglądać za osadą wieńczącą ten podjazd. Jednocześnie z niepokojem spoglądałem w niebo, na którym zbierało się co raz więcej chmur w kolorze stalowo-szarym. Wkrótce dojrzałem swą metę, lecz z rozpędu ominąłem wjazd do niej. Po krótkim namyśle zawróciłem z głównej drogi by zrobić stumetrowy finał w bocznej uliczce. Na miejscu nie spotkałem „żywej duszy”, jeśli nie liczyć dwóch bezpańskich piesków. Już po kilku minutach zacząłem zjazd obawiając się rychłego nadejścia deszczu. Ten dopadł mnie dopiero późniejszym popołudniem, już na szosach Toskanii. To znaczy w trakcie 270-kilometrowego transferu do kolejnej bazy noclegowej nieopodal Capannori w prowincji Lukka.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/12548018551
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/12548018551
ZDJĘCIA
FILM