Barrage de Plan d’Amont
Autor: admin o środa 14. czerwca 2017
DANE TECHNICZNE
Wysokość: 2078 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 1021 metrów
Długość: 14,9 kilometra
Średnie nachylenie: 6,9 %
Maksymalne nachylenie: 11,5 %
PROFIL
SCENA
Początek w Modane (Sabaudia). To miasteczko w górnej części Valle de la Maurienne, leżące nad rzeką L’Arc. Miejscowość ta wraz z okolicznymi wioskami ma niespełna 3200 mieszkańców. Położona jest między górskimi masywami Vanoise (na północy) i Mont Cenis (na południu) przy drodze regionalnej D1006 i zarazem na końcu Autoroute de la Maurienne czyli autostrady A43. Miasto to, choć niewielkie jest ważny punktem na drogowej mapie Francji. To tutaj znajduje się północny kraniec dwóch tuneli Frejus łączących francuską Sabaudię z włoskim Piemontem pod górami wspomnianego już masywu Mont-Cenis. Rzecz jasna jako pierwszy powstał tunel kolejowy. Budowano go przez 14 lat i otwarto we wrześniu 1871 roku. Liczy on sobie aż 13688 metrów i łączy Modane z Bardonecchią na terenie włoskiej Val di Susa. Tunel ten biegnie na średniej wysokości 1123 metrów n.p.m. z tendencją zwyżkową w kierunku Italii. Tak powstała bezpośrednia łączność kolejowa między Lyonem a Turynem. Dziś dzięki temu podziemnemu odcinkowi można pojechać z Paryża do Mediolanu szybkim pociągiem TGV. Z kolei tutejszy tunel drogowy został otwarty w lipcu 1980 roku. Jest nieco krótszy od kolejowego, bowiem ma długość 12895 metrów. Jest to najdłuższa tego typu przeprawa na granicy francusko-włoskiej i zarazem dziewiąta najdłuższa na świecie. Corocznie korzysta z niej przeszło półtora miliona kierowców. Przed rokiem w Modane zakończył się trzeci etap Tour de Savoie-Mont Blanc wygrany przez Francuza Pierre-Luca Perrichon z ekipy Fortuneo. Jednak do większych wyścigów kolarskich miasto to nie miało dotychczas szczęścia, choć leży pomiędzy wielkimi przełęczami Iseran i Galibier. Tour de France gościł tu „stacjonarnie” tylko dwa razy. Niemniej w obu przypadkach czyli w latach 2011 i 2015 miał tu miejsce jedynie start do dynamicznych górskich etapów, kończących się po przejechaniu około 110 kilometrów w słynnej stacji L’Alpe d’Huez.
Barrage de Plan d’Amont to jedna z dwóch tam wybudowanych w latach 50. ubiegłego wieku „u bram” do Parku Narodowego Vanoise. Najpierw w roku 1951 na wysokości 1970 metrów n.p.m. „wyrosła” tama tworząca dziś sztuczne jezioro Plan d’Aval. Pięć lat później ponad sto metrów wyżej ukończono budowę zapory na Le Plan d’Amont. Podjazd z Modane do podnóża wyższej z owych konstrukcji ma niemal 15 kilometrów i ponad 1000 metrów przewyższenia. Pierwsze siedem kilometrów tej wspinaczki prowadzi cały czas w kierunku północno-wschodnim po regionalnej szosie D215. Na tym odcinku wzniesienia nachylenie jest umiarkowane, acz zmienne tj. na średnim poziomie od 4,5 do 8%. Na początku ósmego kilometra droga skręca na północ i przez kolejne 1200 metrów wiedzie przez stację narciarską Aussois. W miejscowości tej dzień po naszej wizycie zakończył się pierwszy etap Tour de Savoie. Dubletem wygrali go młodzi Belgowie tzn. Jimmy Janssens z przewagą 21 sekund nad Bjorgiem Lambrechtem. Faworyzowany Kolumbijczyk Egan Bernal był ledwie dziesiąty ze stratą 1:54, lecz w kolejnych dniach z nawiązką odrobił tą stratę. W trzech poprzednich edycjach tego wyścigu Aussois bywała jedynie premią górską na etapach do Valmeinier czy Modane. Po zmianie D215 na górską drogę D108 stromizna znacznie wzrasta. Pięć kolejnych kilometrów od początku dziewiątego do końca trzynastego trzyma na średnim poziomie od 9 do 10%. Szlak ten trzykrotnie przecina wyciąg narciarski Grand Jeu. Po przejechaniu 13,4 kilometra dojeżdża się do punktu widokowego nad Plan d’Aval. Czternasty kilometr podjazdu jest bardzo łatwy, zaś na początku piętnastego trafiamy na rozjazd. W lewo i lekko w dół prowadzi szutrowa. Natomiast w prawo mamy stromy, acz szosowy wjazd na parking. Wspomniany zjazd po gruntowej drodze kończy się w połowie piętnastego kilometra. Na ostatnich 400 metrach znów czeka wspinaczka. Niezbyt trudna bo z nachyleniem do 7,4%, lecz prowadząca po kamienistym podłożu. Finał znajduje się na kolejnym małym parkingu, w cieniu okazałej konstrukcji z betonu.
AKCJA
Na trzecią z rzędu wycieczkę do Doliny Maurienne udaliśmy się we czterech. Darek zirytowany wydarzeniami wtorkowymi jak i znużony długimi dojazdami do najbardziej południowej z dolin Sabaudii postanowił trzymać się już do końca owej wyprawy „naszej” Vallee de la Tarentaise. Nadal miał tam kilka ciekawych miejsc do odkrycia. Na środę wybrał sobie Les Arcs czyli zespół stacji narciarskich położonych na południe od miasta Bourg-Saint-Maurice. Ośrodek ten, a dokładnie Arc 1800, gościł Tour de France w roku 1996. Etap siódmy z Chambery prowadzący po 200-kilometrowej trasie i przełęcze: Madeleine i Roselend wygrał tu Francuz Luc Leblanc. Finałowy podjazd został zapamiętany jako ten, na którym poległ wielki Miguel Indurain. Bask z Nawarry wygrał pięć wcześniejszych edycji „Wielkiej Pętli” i był faworytem również tego Touru. Tymczasem na ostatnich kilku kilometrach pierwszego górskiego odcinka spuchł niemiłosiernie tracąc do zwycięzcy aż 4:17. „Profi” finiszowali wówczas na wysokości 1700 metrów n.p.m. Tymczasem Dario (podobnie jak ja w lipcu 2009 roku) postawił sobie poprzeczkę znacznie wyżej. To znaczy pokonał 24-kilometrowy podjazd do stacji Arc 2000 znajdującej na wysokości 2144 metrów n.p.m. Gdy Darek ruszał do niej z miasta św. Maurycego ja i Roman mieliśmy już w nogach swe pierwsze z dwóch środowych wzniesień. Natomiast Piotr z Tomkiem od przeszło pół godziny wspinali się północnym szlakiem na Col du Galibier (2642 m. n.p.m.) czyli ku najbardziej legendarnej pośród wszystkich kolarskich przełęczy w Alpach francuskich. Ja od tej właśnie strony na mityczny Galibier wjechał już w sumie trzy razy. Najpierw w 2005 i 2006 roku biorąc udział w szosowym maratonie La Marmotte, a potem raz jeszcze w 2013 roku na czwartym etapie naszej Route des Grandes Alpes. Dlatego też na 14 czerwca 2017 roku wybrałem sobie inne cele. Na moje szczęście Romano przed czterema laty również wspiął się tą przełęcz, dzięki czemu w odkrywaniu dla siebie wzniesień mogłem liczyć na jego zacne towarzystwo.
Pedro i Tommy swoje zmagania z Col du Galibier i zarazem Col du Telegraphe (1566 m. n.p.m.) musieli zacząć w Saint-Michel-de-Maurienne, miejscowości oddalonej o równo 100 kilometrów od naszej bazy w Les Emptes. Z kolei oba „moje” podjazdy znajdowały się jeszcze 16 kilometrów dalej na wschód to znaczy po północnej i południowej stronie miasteczka Modane. Koledzy zaoszczędzili nam rozgrzewki w dolinie na odcinku ze stałą tendencją zwyżkową i dowieźli nas do podnóża naszych premii górskich. Potem zawrócili do miasta św. Michała by rzucić wyzwanie górze, która na trasie TdF po raz pierwszy pojawiła się już w roku 1911. W programie „Wielkiej Pętli” wystąpiła już 60-krotnie, z czego 34 razy po II Wojnie Światowej. Natomiast w 2011 roku stała się też najwyżej położonym etapowym finiszem w dziejach Touru, acz przy tej okazji wjechano na nią od łatwiejszej południowej strony. Godzi się przy tej okazji zwrócić uwagę, iż północny Galibier to dwie góry w jednej. Dystans między rzeką L’Arc a przełęczą to 35,1 kilometra. Przewyższenie netto wynosi tu 1928 metrów, lecz brutto aż 2095! Najpierw trzeba pokonać 12-kilometrowy Telegraphe ze średnim nachyleniem 7%, zaś następnie po 5-kilometrowy zjeździe do stacji Valloire, 18-kilometrowy Galibier ze średnią 6,8%, acz na ostatnich ośmiu kilometrach wynosi ona 8,3%! To niewątpliwie jedna z najtrudniejszych gór pośród tych, które zwykli pokonywać uczestnicy Wielkich Tourów. Na tle wyzwania jakie czekało naszych kompanów podjazdy, które sobie wybrałem prezentowały się niezbyt efektownie. Acz jedno z nich gwarantowało pokonanie w pionie przeszło 1000 metrów i zarazem wjazd na wysokość ponad 2000 metrów n.p.m. Tym trudniejszym z dwojga miał być Barrage de Plan d’Amont. W ocenie „cyclingcols” bije on swego sąsiada z południa czyli Valfrejus na punkty, w stosunku 771 do 602. Dlatego też zgodnie z utartym zwyczajem w pierwszej kolejności – dokładnie zaś o godzinie 11:30 – ruszyliśmy na mocniejszego „przeciwnika”.
Z auta wysiedliśmy na parkingu przed supermarketem sieci Casino. Z tego miejsca trzeba było podjechać 300 metrów w kierunku wschodnim do ronda u zbiegu dróg D1006 i D215. Na starcie jak co dzień od tygodnia było upalnie. Tym razem 35 stopni, acz tym razem niebo już częściowo zachmurzone. Na samym początku przejechaliśmy na prawy brzeg L’Arc. Po chwili skręciliśmy w prawo i minęliśmy miejscowe kamieniołomy. Przez pierwsze siedem kilometrów mieliśmy jechać niemal cały czas w kierunku wschodnim. Na początku trzeciego kilometra minęliśmy ronda przed miejscowością Villarodin-Bourget (2,1 km). Niemniej z nią samą było nam nie po drodze, gdyż musieliśmy się trzymać szosy D215. Na piątym i szóstym kilometrze pobocza naszej drogi stały się zalesione. Niemniej niewiele z tego było dla nas pożytku czyli cienia, zaś temperatura nadal utrzymywała się na startowym poziomie. Maksymalnie osiągnęła tu 36 stopni i w zasadzie dopiero na ostatnich trzech kilometrach zaczęła szybko spadać do 25 stopni w cieniu zapory. Jechaliśmy zgodnie, bez żadnego zrywania tempa. Na siódmym kilometrze po prawej stronie gdzie cały czas widać było Valle de la Maurienne, dodatkowo pojawił nam się widok na Fort Marie Christine. To znaczy XIX-wieczną warownię, dziś przerobioną na Gite czyli schronisko z wyżywieniem. Skończywszy siódmy kilometr znaleźliśmy się w Aussois. Według stravy segment o długości 6,6 kilometra ze średnią 5,9% przejechaliśmy w 25:54 (avs. 15,3 km/h z VAM 902 m/h). Liderem na tym odcinku jest pochodzący z Brześcia nad Bugiem Andrei Krasilnikau, mistrz Białorusi z roku 2013, który to podczas Tour de Savoie 2014 przejechał ten sektor w 16:41 (avs. 23,8 km/h). W połowie ósmego kilometra skończyła się droga D215. Skręciliśmy w lewo na D108, która wkrótce przybrała wymowna nazwę Rue des Barrages.
Dalej już było tylko trudniej. Mając w nogach 8,2 kilometra zostawiliśmy za plecami ostatnie domy w Aussois. Po przebyciu 9,3 kilometra stromizna po raz pierwszy stała się dwucyfrowa. na razie było jeszcze 10,5%. Niemniej kilkaset metrów dalej licznik dwukrotnie zapędził mi się na pułap 11,5%. Na dziesiątym pokonaliśmy trzy wiraże, po czym ponownie wjechaliśmy w bardziej zalesioną okolicę. Pod koniec jedenastego kilometra droga skręciła na zachód. Kilometr dalej po raz ostatni przemknęły nad nią kanapy wyciągu Grand Jeu. Stromy podjazd trzymał zaś do początków czternastego kilometra. Tu przejechaliśmy przez „bramę” zwiastującą bliskość zapór wodnych z Aussois. Jeszcze dwieście coraz łatwiejszych metrów i już byliśmy na zakręcie w prawo przy punkcie widokowym na dolne jezioro. Według stravy segment o długości 5,6 kilometra i średniej 8,9% między Aussois a Plan d’Aval przejechaliśmy w 30:29 (avs. 11,1 km/h z VAM 986 m/h). Po zakręcie 450 metrów jazdy w niemal płaskim terenie, zanim pojawił się rozjazd. Odbiliśmy w prawo, bo tylko tak mogliśmy pozostać na twardej nawierzchni. Trafiliśmy na sztywną ściankę o stromiźnie do 11,5%, która doprowadziła nas parking już o szutrowym podłożu. Zatrzymaliśmy się tu na kilka minut, ale w końcu uznaliśmy iż jeszcze trochę do tamy na Plan d’Amont nam jeszcze trochę brakuje. Ruszyliśmy zatem dalej zjeżdżając po szutrze na druga stronę parkingu i już wkrótce znaleźliśmy się na kamienistej ścieżce, którą nieco wcześniej sobie darowaliśmy. Do mety przy drugim z tutejszych parkingów pozostało nam jeszcze niespełna 600 metrów. Końcówka prowadziła zrazu po płaskim, a potem pod górę, lecz przy umiarkowanym nachyleniu. na dobre zatrzymaliśmy po przejechaniu 14,9 kilometra w czasie netto 1h 06:41 (avs. 13,4 km/h). Po wielokroć cytowana tu przez mnie „strava” orzekła, iż najdłuższy z tutejszych segmentów o długości 13,5 kilometra i średniej 6,9% pokonaliśmy w 1h 00:28 (avs. 13,5 km/h z VAM 919 m/h).
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
www.strava.com/activities/1036602813
http://veloviewer.com/activities/1036602813
ZDJĘCIA
FILMY