banner daniela marszałka

Estacio de Arcalis & Coll d’Ordino

Autor: admin o poniedziałek 6. czerwca 2016

PODJAZD NR 1 > https://www.strava.com/activities/600602240

PODJAZD NR 2 > https://www.strava.com/activities/600602212

„Anti-clockwise route” tak Anglofoni nazywają trasy Tour de France gdy peleton najpierw wjeżdża w Pireneje, zaś dopiero w trzecim tygodniu wyścigu odwiedza Alpy. Uczestnicy „Wielkiej Pętli” przemierzają wówczas terytorium Francji w kierunku odwrotnym do tego, który pokonują wskazówki na tarczy klasycznego zegara. My poniekąd w taki sam sposób zorganizowaliśmy sobie zwiedzanie Andory. Zaczęliśmy od Port d’Envalira i Els Cortals czyli dwóch podjazdów we wschodniej części Księstwa. Następnie w poniedziałek wybraliśmy się na północ by zmierzyć się z Port de Rat (2363 m. n.p.m.) oraz Col d’Ordino (1981 m. n.p.m.). Ten pierwszy to w zasadzie wspinaczka do stacji narciarskiej Arcalis (2230 m. n.p.m.), wydłużona o dodatkowe 2,5 kilometra szutrowego szlaku. Czekały na nas wzniesienia dobrze znane kolarskim kibicom. Oba wielokrotnie wypróbowane na trasach Vuelta a Espana, Tour de France czy Volta a Catalunya. Do Estacion de Esqui de Arcalis hiszpańska wieloetapówka zajrzała już sześć razy. Natomiast francuski Tour jak na razie trzykrotnie. Po raz trzeci 10 lipca 2016 roku czyli niespełna pięć tygodni po naszej wizycie w tym miejscu. Vuelta po raz pierwszy finiszowała tu w sezonie 1994 czyli podczas ostatniej wiosennej edycji tego wyścigu. Dziesiąty etap tej imprezy wygrał Kolumbijczyk Angel Yesid Camargo z ekipy Kelme, który o 23 sekundy wyprzedził liderującego Szwajcara Tony Romingera i o 25 kolejnego Helweta Alexa Zulle. Następnie w roku 1999 jako pierwszy do etapowej mety w tej stacji dotarł Bask Igor Gonzalez de Galdeano z drużyny Vitalicio Seguros. Za nim ze stratą 40 i 41 sekund finiszowali Roberto Heras i Jose-Maria Jimenez. Natomiast Niemiec Jan Ullrich odebrał prowadzenie w wyścigu Abrahamowi Olano. Rok później ponownie najlepszy w tym miejscu był kolarz baskijski, acz tym razem Roberto Laiseka z zespołu Euskatel-Euskadi. Zdystansował on Carlosa Sastre o 50 sekund i Santiago Blanco o 1:04. Również tym razem zmienił się tu lider wyścigu, gdyż Hiszpan Angel Luis Casero odebrał złotą koszulkę swemu rodakowi Santosowi Gonzalesowi. W sezonie 2001 Vuelta przyjechała tu po raz trzeci z rzędu. Tym razem jednak w Estacion de Arcalis kończyła się górska czasówka rozegrana na dystansie 17,1 kilometra ze startem w Sornas na obrzeżach miasteczka Ordino. Ten etap prawdy wygrał wspomniany już Jimenez z ekipy iBanesto.com. Popularny „El Chava” uzyskał czas 36:38 i o 28 sekund wyprzedził ponownie drugiego Sastre, zaś o 31 Jose-Luisa Rubierę. Siódmy tego dnia Oscar Sevilla utrzymał się na prowadzeniu.

Przy dwóch ostatnich okazjach o etapowe zwycięstwo VaE w stacji Arcalis rywalizowano na finiszach z kilkuosobowych grupek. W 2005 roku najszybszy okazał się Hiszpan Francisco Mancebo z Illes Ballears, który wyprzedził Herasa i liderującego Denisa Mienszowa. Natomiast dwa lata później nie było już mocnych na Mienszowa. Tym razem Rosjanin z holenderskiego Rabobanku okazał się szybszy od Cadela Evansa i Samuela Sancheza. Dzięki temu umocnił się na prowadzeniu w tym wyścigu. Tour de France po raz pierwszy dotarł do Arcalis w sezonie 1997. Podjazd wieńczył iście królewski odcinek „Wielkiej Pętli”. Etap dwunasty miał aż 252 kilometry długości i cztery premie górskie nie licząc finałowej wspinaczki. Większość zawodników zmagała się z tą morderczą trasą przez ponad osiem godzin. Zdecydowanie najmocniejszy tego dnia był Jan Ullrich z Team Deutsche Telekom. Niespełna 24-letni wówczas kolarz rodem z Rostocku zmiażdżył opozycję. Zaatakował niespełna 10 kilometrów przed metą i swych dwóch najbliższych rywali tzn. Marco Pantaniego i Richarda Virenque wyprzedził o 1:08. Pozostali stracili znacznie więcej. Czwarty Francesco Casagrande już 2:01, zaś piąty Bjarne Riis aż 3:23. Rudowłosy „Kaiser” zamienił tego dnia koszulkę mistrza Niemiec na żółty trykot lidera TdF, którego nie oddał już do końca wyścigu. Na siódmym etapie z roku 2009 też było ciekawie, acz o zwycięstwo etapowe walczyli typowi harcownicy. Wygrał Francuz Brice Feillu z ekipy Agritubel, który o 5 sekund wyprzedził Christophe’a Kerna i o 26 Johannesa Frohlingera. Nowym liderem wyścigu został czwarty ne kresce Włoch Rinaldo Nocentini. Za ich plecami trwała „wojna domowa” w obozie Astany. Od grupy faworytów skutecznie odskoczył Alberto Contadora. Hiszpan finiszował dziewiąty ze stratą 3:26 do młodszego z braci Feillu i co najważniejsze o 21 sekund wyprzedził grupę asów, w której przyjechał Lance Armstrong. Dzięki temu „Pistolero” przeskoczył „Bossa” w generalce o dwie sekundy awansując na pozycję wicelidera. W sezonie 2016 też mieliśmy dwa wyścigi w jednym. Upalny etap z burzowym finałem wygrał Holender Tom Dumoulin z drużyny Giant-Alpecin, który o 38 sekund wyprzedził ex-mistrza świata Portugalczyka Rui Alberto Costę i naszego Rafała Majkę. Grupę największych asów przyprowadził do mety Anglik Adam Yates finiszujący na dziesiątym miejscu ze stratą 6:35 do etapowego zwycięzcy. Jego rodak Chris Froome spokojnie utrzymał się na pozycji lidera.

20160606_001

Tyle historii z wielkiego kolarskiego świata. Warto jeszcze w paru zdaniach podsumować wizyty katalońskiej Volty. Było ich co najmniej pięć. Organizatorzy VaC wyznaczyli w Arcalis finisze dwóch etapów ze startu wspólnego oraz mety trzech czasówek. Te pierwsze wygrali Kolumbijczyk Hernan Buenahora (1998) i Hiszpan Carlos Castano (2006). Natomiast te drugie Hiszpan Miguel Martin-Perdiguero (2004), Bask Inigo Cuesta (2005) oraz wspominany już Mienszow (2007). Pierwszy z tych „etapów prawdy” miał tylko 12,4 kilometra, bowiem start wyznaczono w miasteczku Llorts. Natomiast dwa pozostałe rozegrano na dystansie 17,1 kilometra czyli na trasie identycznej z czasówką VaE 2001. Cuesta i Mienszow nie poprawili wyniku Jimeneza. Poza tym w kronikach tego wyścigu można jeszcze znaleźć informację o tym, iż w 1981 roku jeden z górskich etapów Volty zakończył się w pobliżu Llac de Tristaina. To trzy jeziorka leżące nieopodal stacji na poziomie od 2249 do 2306 metrów n.p.m. Już wtedy ścigano się więc na tej samej górze, acz trudno przesądzać do jakiej wysokości. Inne oznaczenie etapowej mety zapewne wynika z faktu, że przed 35 laty ośrodek narciarski Arcalis mógł jeszcze nie istnieć. Ten pionierski odcinek wygrał Holender Johan Van der Velde, który w dwójkowym sprincie ograł Hiszpana Pedro Munoza. Do podnóża obu poniedziałkowych podjazdów czyli miasteczka Ordino dojechaliśmy samochodem. Na miejscu byliśmy już przed dziesiątą. Zaparkowaliśmy na parkingu w pobliżu hotelu La Coma, jakieś trzysta metrów od ronda na drodze CG-3, które wyglądało na punkt startu do obu wspinaczek. W praktyce dodaliśmy sobie kilometr do trasy wspomniane górskiej czasówki. Wystartowaliśmy o godzinie 10:12. Na dojeździe do Sornas w zasadzie nie zyskaliśmy ani metra wysokości. Po małej hopce trafił się krótki zjazd, a potem falsopiano. Zresztą cały dojazd do El Serrat uznać można tylko za rozgrzewkę przed właściwym podjazdem. Stromizna rzadko przekracza tu poziom 5 %, zaś średnie nachylenie całego 7-kilometrowego odcinka to skromne 3,2 %. Droga wiedzie łagodnym szlakiem wzdłuż rzeki Valira del Nord mijając La Cortinadę (2,7 km) i Llorts (5,4 km). Budynki i ronda były już gotowe na przyjazd Touru, lecz na wylocie z tej pierwszej wioski prowadzono jeszcze roboty drogowe, które zatrzymały mnie na około 20 sekund. Mimo owego przystanku ten fragment wzniesienia przejechałem w średnim tempie 20,6 km/h.

20160606_011

Zgodnie z oczekiwaniami prawdziwa wspinaczka zaczęła się tuż przed El Serrat zaraz po minięciu mostu nad Riu de Rialb. Zmiana rytmu jazdy była drastyczna. Nie bez przyczyny skoro pierwszy z dziesięciu pozostałych kilometrów jest najtrudniejszy na całym wzniesieniu. Ten odcinek ma średnio 8,9 %, zaś maksymalna stromizna sięga nawet 12 %. To właśnie w tym miejscu plecy swoim rywalom pokazał „Kaiser” z Meklemburgii. Następne trzy kilometry wiodą niemal prosto na północny-zachód i za wyjątkiem łatwiejszej końcówki trzymają na poziomie 7-8 %. Po drodze przejeżdża się pod dwoma galeriami, która nazwać można niedźwiedzią i narciarską. W połowie trzynastego kilometra przejechałem przez most nad Riu de Tristaina. W oddali widać już było jedyny na całym podjeździe tunel, którego wlot wymalowano na żółto. Pokonawszy dwie serpentyny wjechałem do niego po przejechaniu 13,2 kilometra od startu. Po jego drugiej stronie minąłem dolny parking stacji Arcalis znajdujący się na wysokości niespełna 1940 metrów n.p.m. Powyżej hotelu L’Hortell zaczyna się najbardziej efektowny odcinek tej drogi. Na dystansie 2,5 kilometra trzeba pokonać aż tuzin wiraży. Jeden na każde 200 metrów co nieco ułatwia wspinaczkę. Wjazdu do stacji zdaje się strzec swego rodzaju „Oko Saurona” czyli rzeźba L’Anella d’Ordino. Od niej do finału było jeszcze 500 metrów solidnego wzniesienia i nieco dłuższa, lecz wypłaszczona końcówka. Do stacji dotarłem po przejechaniu 18,3 kilometra w czasie 1h 07:30 (avs. 16,3 km/h). Najdłuższy segment, który znalazłem na stravie ma długość 16,3 kilometra i jego start wyznaczono 1500 metrów za rondem w Ordino. Ten dystans pokonałem w czasie netto 1h 02:03 (avs. 15,8 km/h i VAM 883 m/h). Dario uzyskał na nim czas 1h 08:34, zaś Rafa 1h 29:34. Pięć najlepszych wyników na tym sektorze pochodzi z dziewiątego etapu tegorocznego Touru. Prowadzi Adam Yates z czasem 39:23. Romain Bardet uzyskał tu 39:45, zaś Vincenzo Nibali 40:24. Gdy do stacji dojechał Darek ruszyłem z nim dalej w górę szutrowego szlaku. Po przejechaniu około 700 metrów musieliśmy się jednak zatrzymać, bo na drodze stanęła nam śnieżna zaspa. Tu wspólnie poczekaliśmy na przyjazd Rafała. Następnie obeszliśmy to wspomnienie zimy na piechotę. Nie tyle z konieczności jak trzy lata temu na Col d’Esischie, lecz raczej z ciekawości jak wysoko możemy dotrzeć. Niestety udało nam się przejechać jeszcze tylko trzysta metrów. Ostatecznie dotarliśmy na wysokość 2292 metrów n.p.m. Tym samym Port de Rat na początku czerwca okazał się nieosiągalny.

20160606_031

20160606_113212

20160606_113725

Pierwsze kilometry zjazdu pokonaliśmy razem czyli zachowując ze sobą kontakt wzrokowy. W tym czasie zrobiliśmy sobie trójkowe zdjęcia w różnych miejscach. Pierwsze z nich obowiązkowo jeszcze w samym Arcalis. Zjeżdżając po raz pierwszy napotkaliśmy oldskulowego cyklistę o azjatyckich rysach twarzy. Natomiast gdy staliśmy na parkingu pod L’Hortell minął nas Benat Intxausti. Ten 30-letni Bask z Team Sky zajął trzecie miejsce w lutowej Volta a la Comunitat Valenciana. Potem jednak mocno podupadł na zdrowiu i stracił resztę sezonu. Czerwcowe treningi na szosach Andory nie pomogły mu wrócić do pełni formy. Po raz trzeci i ostatni zatrzymaliśmy się przy wylocie ze wspomnianego już tunelu. Niżej zjeżdżaliśmy już osobno. Ja na końcu stawki dbając o dokumentację fotograficzną. Okupiłem to lekkim prysznicem jaki zgotował mi deszcz w okolicy Llorts. Przed wpół do drugą byliśmy już wszyscy przy samochodzie. Było pochmurno, acz w samym Ordino nie padało. Zaczęliśmy się zastanawiać co dalej robić. Jechać od razu na drugą górę dnia czy przeczekać to pogorszenie pogody licząc na to, że się rozjaśni? Pod uwagę braliśmy jeszcze trzecią opcję czyli wjazd autem na Coll d’Ordino (1980 m. n.p.m.) i rozpoczęcie etapu 10b od zjazdu. Jakby miało się rozpadać za około godzinę to wspinaczka w deszczowych warunkach byłaby lepszym rozwiązaniem niż 10-kilometrowy zjazd na mokro. Darek zaczął rozmyślać nad tym czy w ogóle warto atakować podjazd o przewyższeniu niespełna 700 metrów. Zachodnia wspinaczka pod przełęcz Ordino choć trudniejsza od wschodniej nie mogła nam imponować swymi wymiarami. Na dystansie 9,8 kilometra trzeba tu było pokonać 676 metrów w pionie co daje średnie nachylenie 6,9 % przy max. 12 %. Dla porównania podjazd wschodni od Canillo ma amplitudę tylko 450 metrów co przy długości 8,9 kilometra daje średnio 5,1 %. Obie drogi na przełęcz można jednak znacząco przedłużyć rozpoczynając wspinaczki w centrum Andorra la Vella na wysokości 1030 metrów n.p.m. Wówczas oba podjazdy mają przewyższenie 950 metrów. Taki szlak wschodni liczy sobie 19,6 kilometra, zaś zachodni jest o dwa kilometry krótszy. Jednym słowem Ordino to premia górska co najwyżej pierwszej kategorii, zaś w swej najłatwiejszej wersji (północno-wschodniej) tylko klasy drugiej.

20160606_052

Tym niemniej z racji częstej obecności tego wzniesienia na trasach prestiżowych etapówek chciałem mu się bliżej przyjrzeć. Coll d’Ordino już dziesięć razy pojawiła się na trasach Wielkich Tourów. Ośmiokrotnie skorzystali z niej organizatorzy Vuelta a Espana. Po raz pierwszy 22 lata temu na wspomnianym już wiosennym etapie do Estacio de Arcalis. Taka jest zresztą podstawowa rola tej przełęczy. Tu nie kończą się górskie odcinki Touru, Volty czy Vuelty. Zazwyczaj jest to przedostatnia premia górska na trasie etapu. W razie wczesnego ataku śmiały uciekinier musi jeszcze potwierdzić swą formę na finałowym podjeździe. Te zaś wiodą do jednej z trzech stacji narciarskich powstałych w dolinie Vallnord. W trakcie VaE z roku 1994 jako pierwszy linię górskiej premii na Ordino przeciął Hiszpan Carlos Galarreta ze skromnej ekipy Castellblanch. Potem już na przełomie wieków uczestnicy Vuelty przejeżdżali tędy zarówno na etapach prowadzących do stacji Pal (w latach 1998 i 2001) jak i do Arcalis (w sezonach 1999 i 2000). Pierwsi na przełęczy bywali: Jose Maria Jimenez, Igor Gonzalez de Galdeano, Carlos Sastre i ponownie Jimenez. „El Chava” i młodszy z braci Galdeano połączyli zwycięstwo na premii z rychłym triumfem etapowym. Po nich w 2005 roku na etapie do Arcalis najszybciej na tą przełęcz dotarł Belg Rik Verbrugghe, zaś w 2013 na odcinku do Santuari de Canolich Włoch Daniele Ratto. Ten drugi w stylu Jimeneza i Galdeano wytrwał na prowadzeniu do samej mety. W końcu zaś w roku 2015 na Ordino wyjątkowo podjechano od naszej zachodniej strony. Przełęcz ta była drugą z sześciu premii górskich na królewskim etapie do Els Cortals. Przy tej okazji pierwszy na przełęczy pojawił się Hiszpan Ruben Plaza. Z kolei „Wielka Pętla” odwiedziła tą przełęcz tylko dwukrotnie, acz ze swą pierwszą wizytą o rok wyprzedziła Vueltę. W obu przypadkach na Tourze podjeżdżano od wschodu, po wcześniejszym zjeździe z Port d’Envalira. W sezonie 1993 na etapie do Estacio de Pal swój skuteczny, solowy atak rozpoczął tu Kolumbijczyk Oliveiro Rincon. Cztery lata później na maratońskim odcinku do Estacio de Arcalis w jego ślady próbował pójść Jean-Philippe Dojwa. Jemu ta sztuka się nie udała. Na finałowym podjeździe dzielnego Francuza szybko „połknął” szarżujący Jan Ullrich, a po nim jeszcze osiemnastu innych zawodników.

20160606_071

Licząc na przychylność niebios wespół z Rafałem ruszyłem już o 13:50. Zjechaliśmy do ronda w centrum Ordino, z którego odbiliśmy w lewo wjeżdżając na drogę CS-340. Podjazd na dobre zaczął się tuż za pierwszym zakrętem w odległości 250 metrów od oficjalnego startu. Dalej jeszcze przez 1100 metrów prowadził w terenie zabudowanym. Wspinaczkę tą trudno było uznać za szczególnie wymagającą. Tym niemniej z drugiej strony nie należała ona do łatwych. To regularny podjazd na solidnym poziomie. Dolna połowa wzniesienia jest nieco trudniejsza. Na pierwszych pięciu kilometrach są dłuższe odcinków na poziomie 8 %, zaś maksymalne stromizny w paru miejscach sięgają pułapu 11 i 12 %. W połowie czwartego kilometra przejechałem pod bramą, która mogła nam utrudnić niedoszły wjazd z rowerami na dachu. Pod koniec piątego kilometra dojechałem do punktu widokowego na szóstym wirażu. Z tego miejsca widać było całe Ordino wraz z naszym parkingiem oraz początek podjazdu do Arcalis. Na zjeździe Dario nakręcił w tym miejscu krótki filmik. Pod koniec szóstego kilometra stromizna po raz ostatni chwilowo przekroczyła poziom 10 %. Starałem się utrzymać równe i dość mocne tempo jakie narzuciłem sobie od samego początku wzniesienia. Zakładałem, że na podjeździe o nachyleniu około 7 % mogę się pokusić o wjazd z VAM na poziomie około 1000 m/h. Prawie mi się to udało. Swoją wspinaczkę zakończyłem po przejechaniu 9,8 kilometra w czasie 41:52 czyli ze średnią prędkością 14,1 km/h. Na stravie wyznaczono segment ze startem i metą w dokładnie tym samym miejscu co odczyt z mojego licznika, acz podano że oba punkty dzielił dystans 9,6 kilometra. Według danych z tego programu w pionie kręciłem z prędkością 988 m/h. Co ciekawe identyczną wartość uzyskałem na sektorze „Mirador > Coll d’Ordino” obejmującym końcowe 4,9 kilometra powyżej wspomnianego punktu widokowego. Pogoda nieco się poprawiła i na pobliskiej polanie samochodowi turyści urządzali sobie piknik. Na Rafała czekałem jakiś kwadrans. Mój młodszy kolega na dotarcie do przełęczy potrzebował 58:41 (avs. 9,9 km/h i VAM 705 m/h). Nie doczekaliśmy się przyjazdu Darka, który ruszył dopiero o 14:13. Dario wjechał tu bez przekonania, a zatem bez zwyczajowego zacięcia. W tempie niewiele szybszym od Rafy o czym świadczy wynik 56:35 (avs. 10,3 km/h i VAM 731 m/h). Etap dziesiąty okazał się krótki i stosunkowo łatwy. Przejechałem na nim ledwie 58,5 kilometra o przewyższeniu 1766 metrów.

20160606_153032