banner daniela marszałka

Cormet d’Areches / Plan Pichu

Autor: admin o sobota 10. czerwca 2017

DANE TECHNICZNE

Wysokość: 1939 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1256 metrów

Długość: 18,6 kilometra

Średnie nachylenie: 6,8 %

Maksymalne nachylenie: 12,5 %

PROFIL

SCENA

Początek w Aime (Sabaudia). To miasto na prawym brzegu Izery, mające przeszło 3500 mieszkańców. Położone jest w pół drogi między Moutiers a Bourg-Saint-Maurice. Dokładnie zaś 14 kilometry na północny-wschód od pierwszego z nich i 13 kilometrów na południowy zachód od drugiego. Leży po północnej stronie drogi krajowej N90. W sąsiednim Macot zaczyna się podjazd do słynnej stacji narciarskiej La Plagne, która to w trakcie Igrzysk Olimpijskich z roku 1992 była areną zawodów saneczkarskich i bobslejowych. Gościła też ona już czterokrotnie – bo w latach 1984, 1987, 1995 i 2002 – uczestników Tour de France. Przy dwóch ostatnich okazjach Aime, następnego dnia po górskim finiszu w La Plagne, występowało w roli miasteczka startowego do kolejnego etapu „Wielkiej Pętli”. W 1995 ruszano stąd w kierunku L’Alpe d’Huez, zaś siedem lat później w zgoła przeciwną stroną, bo do Cluses. Niemniej największy, lecz dotąd nieodkryty kolarski skarb tych okolic leży na północ od miasta czyli masywie Beaufortain. To przełęcz Cormet d’Areches (2108 m. n.p.m.) leżąca na pomiędzy szczytami Cret du Rey (2633 m. n.p.m.) i Mont Coin (2539 m. n.p.m.). Przez tą górską przeprawę biegnie w zdecydowanej większości asfaltowa droga z Beaufort do Aime. Według „cyclingcols” północny strona tego szlaku ma długość 19,2 kilometra o średnim nachyleniu 7,1% i z przewyższeniem netto 1370 metrów. Natomiast południowa droga 20,1 kilometra o niemal identycznej stromiźnie z amplitudą 1425 metrów. Według obliczeń autora tej strony każda z tych wspinaczek jest trudniejsza od przetestowanych już na Tourze podjazdów do Meribel, Courchevel, La Plagne czy Les Arc. Spośród kolarskich wzniesień doliny Tarentaise jedynie północna Madeleine i ogromna Val Thorens są nieco wyżej punktowane.

Z kolei francuska strona „alpes4ever” w artykule poświęcony tej górze wymienia aż siedem wariantów wjazdu na Cormet d’Areches, z czego trzy południowe z okolic Aime i trzy południowo-wschodnie rozpoczynane w rejonie Bourg-Saint-Maurice. W każdym razie wszystkie te „południowe” ścieżki łączą się najpóźniej we wiosce Granier czyli na wysokości 1240 metrów n.p.m. Ja wybrałem sobie południową wersję ze startem w Aime. Mój podjazd zaczął się na styku dróg D990 i D86c. Na samym początku należało pojechać w górę tej drugiej, zaś po trzystu metrach zamienić ją na szosę D218. W pierwszej połowie tego podjazdu mija się szereg mniejszych wiosek tzn. Villaroland, Tessens oraz La Thuile (popularna nazwa tak w Sabaudii jak i Dolinie Aosty). Około półmetka wjeżdża się do największej miejscowości na tym szlaku czyli wspomnianej już Granier. Powyżej jej teren staje się mniej cywilizowany. Napotkać można co najwyżej pasterskie gospodarstwa, przede wszystkim Laval na wysokości około 1670 metrów n.p.m. Wedle danych z „cyclingcols” ostatnie cztery kilometry południowego podjazdu oraz finałowe trzy tysiące metrów po północnej wspinaczki są szutrowe. W zasadzie to prawda, acz po „mojej” stronie góry ów kamienisty odcinek zaczął się dopiero na 1900 metrów przed przełęczą. Szosowcom niewiele więc tu brakuje do pełni szczęścia. Bezsprzecznie obie wspinaczki na tą przełęcz są trudniejsze niż podjazdy na sąsiednią Cormet de Roselend. Gdyby tylko udało się nieco wygładzić obecne szutrowe końcówki to Cormet d’Areches mogłaby dla Touru stać się tym czym dla Giro d’Italia jest piemoncka Colle delle Finestre. Wówczas północna droga na Areches byłaby ostrym przetarciem przed kolejnym finałem w La Plagne. Natomiast jej południowa „siostra” mogłaby na Tourze przeprowadzać selekcję przed wspinaczką do mety w Les Saisies.

AKCJA

Do Viclaire zjechałem kwadrans po trzeciej. Koledzy byli już przy samochodzie. Teraz czekała nas wycieczka do Aime. A w zasadzie przystanek niemal dokładnie w połowie drogi powrotnej do Les Emptes. Gdy tuż przed szesnastą dotarliśmy do owego miasteczka zatrzymaliśmy się tam na poboczu Route de Frebuge (D220) w cieniu wiaduktu, po którym biegnie tu krajówka N90. Z tego miejsce Darek, Romek i Tomek mieli poprzez most Napoleona ruszyć na południe w stronę Macot i dalej ku stacji La Plagne. Mnie natomiast ciągnęło na północ ku dzikiej Cormet d’Areches. Podjazd do La Plagne jest niewątpliwie godny polecenia amatorom kolarstwa. Długi, duży i dość trudny, a poza tym wypróbowany i to kilka razy na Tour de France. Wygrywali na nim: Laurent Fignon (dwa razy), Alex Zulle i Michael Boogerd. Niemniej na mojej liście był już dawno odhaczony. Zaliczyłem go już w 2005 roku podczas swej pierwszej wyprawy do Francji. Nie była to co prawda wówczas moja pierwsza wspinaczka w tym kraju, ale mogę powiedzieć, że właśnie od tego wzniesienia zaczęła się moja znajomość z kolarskimi górami doliny Tarentaise jak i całej Sabaudii. Zmagania z tym podjazdem zostawiłem zatem moim trzem kompanom, a samemu o godzinie 16:15 ruszyłem w przeciwnym kierunku. Zaraz po starcie podjechałem do centrum Aime wjeżdżając na szosę D990. Już po czterystu metrach powinien był skręcić w prawo na drogę D86c, lecz nie było w tym miejscu żadnego znaku z nazwą Areches, więc pojechałem prosto. Po przebyciu 1800 metrów wyjechałem z Aime i wtedy byłem już niemal pewien, że przeoczyłem początek mojego podjazdu. Chcąc nie chcąc wjechałem na drogę N90 i dopiero po przejechaniu 2600 metrów od startu zawróciłem na wschód. Po kolejnych trzech kilometrach jazdy na wspomnianej krajówce ponownie zawitałem do Aime.

Tym razem czym prędzej skręciłem w prawo i de facto dopiero po przejechaniu 5,8 kilometra i zmarnowaniu około piętnastu minut zacząłem zaplanowaną wspinaczkę. Krótki odcinek na drodze D86c nie miał szczególnie górskiego charakteru. Pewności co do słuszności swego wyboru nabrałem dopiero za kościołem parafialnym, gdy wjechałem na Route de Villaroland. Na pierwszych dwóch kilometrach podjazd prowadził cały czas w kierunku zachodnim. Po przejechaniu półtora kilometra wyjechałem z Aime i niebawem dotarłem właśnie do Villaroland (1,9 km). Wkrótce zaciekawiły mnie i zarazem zaniepokoiły znaki drogowe oznajmujące, iż droga będzie zamknięta na wysokości Granier. Polowałem na kolejne wzniesienie o przewyższeniu ponad 1000 metrów, więc nastawiałem się na dojazd przynajmniej do końca asfaltu za osadą Laval. Postanowiłem nie przejmować się tymi wieściami. W przeszłości już nie raz ignorowałem tego typu ostrzeżenia i dobrze na tym wychodziłem. Gdzie samochód nie przejedzie, tam rower może się przeciśnie. Nie można było tracić nadziei. Większym problem był na razie upał. Jechałem wszak południowym stokiem góry. Temperatura szybko wzrosła z 30 stopni na starcie do 35 i ponownie spadła do początkowego poziomu dopiero w połowie dziewiątego kilometra wspinaczki. Wiedziałem, że w tych warunkach muszę jechać ostrożnie. W trakcie przejazdu przez Tessens (4,8 km) pozwoliłem sobie nawet na 20-sekundowy postój celem napełnienia bidonu wodą pitną z przydomowego kranu. Droga wspinała się długimi trawersami z wirażami rozstawionymi co kilometr, półtora czy nawet dwa kilometry. Jechałem ze średnią prędkością 14,2 km/h i blisko 40 minutach wspinaczki dotarłem w końcu do Granier (9,3 km). Tu zastały mnie roboty drogowe na wylocie ze wsi. Droga była niemal na całej swej szerokości rozkopana. Odcinek nie do przebycia dla większości zmotoryzowanych turystów, lecz dla cyklisty nic strasznego. Natomiast w nagrodę za upór możliwość dalszej jazdy w górskiej głuszy z dala od ruchu samochodowego.

Na początku dwunastego kilometra okolice drogi stały się zalesione. Wkrótce na rozjeździe trzeba było odbić w prawo. Od tego miejsca przez około kilometr jechałem po najłatwiejszym fragmencie całego wzniesienia. Z początku było tu nawet kilkaset metrów łagodnego zjazdu. Jednak po przebyciu 12,5 kilometra od startu zaczęła się naprawdę wymagająca wspinaczka. Od tego momentu wąska górska szosa zaczęła biec w kierunku północno-zachodnim, równolegle do potoku o znajomej nazwie Cormet d’Areches. Zarówno na dojeździe do Laval (15,1 km) jak i na pierwszym kilometrze za tym pasterskim przysiółkiem stromizna trzymała na średnim poziomie 9 lub 10%, zaś trzykrotnie poszybowała ponad 12%. Jechałem przed siebie dopóki mogłem. Liczyłem się z tym, że już niebawem asfaltu zabraknie mi pod kołami i być może będę musiał się zatrzymać. Tymczasem skończył się szesnasty kilometr podjazdu, zaś droga nadal była utwardzona. Po drugim przejeździe na wschodni brzeg wspomnianego potoku stała się co prawda węższa i nieco słabsza jakościowo. Niemniej zamiast spodziewanego szutru nadal był to wciąż szosa, może tylko nieco bardziej chropowata niż wcześniej. Miałem nadzieję, że może taki „szuter” utrzyma się do samej przełęczy. Niestety aż tak dobrze nie było. Droga „lekkostrawna” dla szosowca skończyła się na wysokości gospodarstwa Plan Pichu (1939 m. n.p.m.) tj. 1900 metrów przed finałem. Przejechałem jeszcze jakieś dwieście metrów po dość luźnych kamieniach i dałem w końcu za wygraną 22 metry powyżej tej osady, w miejscu gdzie przez ów kamienisty dukt przepływa potok Ruisseau de Plan Brunet.

Owszem na upartego mogłem jechać (lub może iść) jeszcze wyżej, ale nie wiedziałem ile czasu mi to zajmie. Poza tym było dość późno (około 18:00) i miałem również na uwadze interes całej naszej grupki. Zdawałem sobie bowiem sprawę, z tego że moi koledzy mieli do pokonania podjazd o podobnej wielkości i to po lepszej nawierzchni. Dodatkowo zakładałem, że szybciej ode mnie zjadą ze swej góry, nie poświęcając zbyt wiele czasu na robienie zdjęć. A poza tym musiałem jeszcze pamiętać o tym, że dobry kwadrans zmarnowałem w okolicy Aime na poszukiwanie początku mego wzniesienia. Poprzestałem więc na przejechaniu w pionie około 1300 metrów. To było i tak więcej niż mogłem się spodziewać. Na stravie znalazłem segment o długości 17,4 kilometry obejmujący niemal cały mój podjazd, za wyjątkiem pierwszych kilkuset metrów. Pokonałem go w czasie 1h 25:27 (netto 1h 25:05) z avs. 12,2 km/h i VAM 833 m/h. Niewielu śmiałków wjechało tu równie wysoko. Na liście rankingowej zarejestrowało się dotychczas tylko 29 osób. Zdecydowanym liderem jest Warren Barguil, który 19 czerwca 2017 roku wykręcił tu czas 1h 06:21. Mój wynik jest na razie trzeci. Sześć dni po mnie przyjechał w te strony Dario i przejechał ten odcinek w 1h 31:46 (netto 1h 30:13) z avs. 11,4 km/h, co daje mu obecnie czwartą pozycję. Właśnie dzięki późniejszym zdjęciom i filmom Darka mogłem zobaczyć co straciłem. Mój starszy kolega w ostatnim dniu tej wyprawy nie wybrał się z nami w długą podróż do Haute Maurienne. Został bliżej domu by przejechać trasę Aime – Beaufort – Aime najkrótszym czyli wysokogórskim szlakiem. Tym samym zdobył Cormet d’Areches z obu stron. Aby tego dokonać musiał pokonać 79 kilometrów o łącznym przewyższeniu 2783 metrów. Tymczasem ja 10 czerwca przejechałem 87 kilometrów, ale z amplitudą „tylko” 2556 metrów.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

www.strava.com/activities/1030344688

http://veloviewer.com/activities/1030344688

ZDJĘCIA

20170610_120

FILMY

20170616_153623

20170616_190249

20170616_194629