banner daniela marszałka

Passo della Calla

Autor: admin o niedziela 22. września 2024

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Berleta

Wysokość: 1296 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 882 metry

Długość: 17,2 kilometra

Średnie nachylenie: 5,1 %

Maksymalne nachylenie: 10 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W sobotni wieczór było już dla mnie jasne, że jestem chory. Najprawdopodobniej złapałem to samo choróbsko, z którym Mateusz borykał się w ostatnich dniach przed naszym wyjazdem. On z kolei przejął je od syna, który podłapał coś na rodzinnym wypadzie do francuskiego Lourdes. Ot taka sztafeta przenoszenia zarazków z Pirenejów w Apeniny. Kilkanaście wspólnych godzin w zamkniętej przestrzeni samochodu stworzyło wyborną okazję do przekazania pałeczki. Mimo ciężkiej nocy i kiepskiej kondycji o poranku postanowiłem jednak spróbować swych sił. Chciałem zobaczyć na co mnie stać w zaistniałej sytuacji. Oczywiście swój program na pierwszy etap wolałem odchudzić. Zrezygnowałem zatem z długiego podjazdu pod Monte Fumaiolo od wschodniej strony. Bez większego żalu, skoro zdobyłem tą górę już w sobotę, acz od innej strony. Od razu ruszyliśmy w stronę drugiego z zaplanowanych na ten dzień wzniesień. To znaczy na zachód, by z okolicy wioski Barleta zacząć około 20-kilometrowy podjazd na Passo dei Fangacci (1479 m. n.p.m.). Mieliśmy na nim pokonać przeszło 1060 metrów przewyższenia. W rejon tej góry trzeba było dojechać samochodem. Do pokonania z Balze mieliśmy 53 kilometry. Górzysta trasa tylko w środkowej fazie wiodła szybszą drogą krajową, więc pokonanie tego dystansu autem miało nam zabrać co najmniej godzinę. Po drodze zatrzymaliśmy się w Bagno di Romagna, gdzie ostatnimi czasy dwukrotnie organizowano mety etapów Giro d’Italia. W 2017 roku wygrał tu Omar Fraile, zaś w 2021 Andrea Vendrame. O sukcesie Baska wspomniałem już w poprzednim odcinku.

Cztery lata później o zwycięstwo również walczyli uciekinierzy. Tym razem szybki Włoch w dwójkowym finiszu ograł Australijczyka Chrisa Hamiltona. Wizyty „La Corsa Rosa” w romańskim uzdrowisku upamiętniono stosowną instalacją ustawioną na jednym z rond. Zatrzymaliśmy się tam na kilka chwil, gdyż szukałem apteki. Gdy nabyłem leki ruszyliśmy dalej. Ponieważ czułem się kiepsko wolałem oddać kierownicę swego Xceed’a w ręce Mateusza. Już niebawem, bo za miejscowością San Piero in Bagno mój kompan mógł sprawdzić swe umiejętności na technicznym odcinku z przejazdem przez Passo di Carnaio (782 m. n.p.m.). Przeszło 4-kilometrowy podjazd od wschodniej strony okazał się dość stromy. Dodam, że przełęcz ta trzykrotnie gościła na trasach wielkiego Giro. Pierwszy raz w 1978 roku. Potem w latach 2017 i 2021 na obu etapach do Bagno di Romagna. Przy tej trzeciej okazji była zlokalizowana zaledwie 10,5 kilometra przed metą. Premię górską wygrał wówczas Gianluca Brambilla, który na mecie był tylko czwarty ze stratą 15 sekund do czołowej dwójki. Co ciekawe w minionym 2024 roku przejechał przez nią nawet peleton Tour de France. Wykorzystano ją bowiem na pierwszym etapie „Wielkiej Pętli” poprowadzonym z Florencji do Rimini. Na premii usytuowanej w środkowej fazie tego odcinka jako pierwszy pojawił się Bask Ion Izagirre. Na Tourze podobnie jak na dwóch wspomnianych edycjach Giro podjeżdżano na tą przełęcz od strony zachodniej. Zjazd z Carnaio zakończyliśmy w miasteczku Santa Sofia, po czym wpadliśmy na drogę SS310 by dokończyć trasę dojazdu.

Czekał nas podjazd o umiarkowanym stopniu trudności. Niemniej nie mogłem mieć pewności, że nawet taką przeszkodę będę w stanie pokonać. Stwierdziłem, że ubiorę się cieplej niż zwykle i pojadę na zaliczenie. Uznałem, że o ile tylko będzie to możliwe postaram się utrzymać tempo swego „niedotrenowanego” kolegi. Po wypakowaniu się na leśnym parkingu wspinaczkę zaczęliśmy nieco niżej. To znaczy w pobliżu Bar Renzi „dalla Berta”. Na początek mieliśmy do pokonania 3 kilometry o co najwyżej umiarkowanej stromiźnie, które zawiodły nas do Corniolo. Przejazd przez wioskę jak i krótki odcinek tuż za nią był z gruntu płaski. Stały podjazd o całkiem solidnym nachyleniu czyli w przedziale od 6 do 7,5% zaczęliśmy dopiero na początku szóstego kilometra. To jest wówczas gdy na wysokości osady Lago minęliśmy Ponte di Fiordilino. W tym miejscu droga skręciła na południe by po następnych 12 kilometrach zaprowadzić nas na Passo della Calla (1296 m. n.p.m.). Na tym odcinku mieliśmy do pokonania w pionie 761 metrów. To przełęcz, która również pojawiła się na trasach etapów Giro d’Italia z lat 2017 i 2021. Przy czym w obu przypadkach podjeżdżano na nią od przeciwnej strony z toskańskiego miasteczka Stia. Za pierwszym razem premię górską na niej wygrał wspomniany już Fraile, zaś przy drugiej okazji Francuz Geoffrey Bouchard. Dojechawszy na Callę mieliśmy jeszcze skręcić w boczną dróżkę, która okryta gęstym lasem snuje się wzdłuż regionalnej granicy pozostając cały czas po romańskiej stronie. Pokonawszy dodatkowe 3,5 kilometra o średniej 5,2% mieliśmy zafiniszować na Fangacci.

Jak się okazało tego dnia był to dla mnie cel nieosiągalny. Cały czas walczyłem z własną słabością. Jechałem w gorączce. Bóg wie jakiej, bowiem pierwszy raz zmierzyłem sobie temperaturę dopiero w poniedziałkowy poranek. Nogi miałem puste. Zmagając się z nachyleniem w okolicy 7% używałem przełożenia, które normalnie wykorzystałbym przy stromiźnie o parę oczek wyższej. Matteo był dla mnie wyrozumiały. Nie dyktował najwyższego tempa na jakie było go stać. Przeszło 8,5-kilometrowy odcinek poniżej osady Campigna pokonałem ze średnią prędkością 13,6 km/h, co oznaczało VAM w pobliżu 870 m/h. Dotarłem w tą okolicę jakieś pół minuty po koledze. Czwarty kilometr przed Callą był bardzo luźny. Natomiast na ostatnich trzech znów musiałem powalczyć z solidniejszym nachyleniem i tam goniłem już dosłownie resztkami energii. Ledwo dowlokłem się na przełęcz po 1h i 9 minutach od wyruszenia z Berlety. Na przejechanie 12 kilometrów od Lago potrzebowałem przeszło 53 minut. Nie miałem już sił na pokonanie finałowego odcinka pod Fangacci. Wyjechałem się do końca na obiektywnie rzec biorąc całkiem przyjemnym wzniesieniu o solidnym, ale bardzo równym nachyleniu. Nic wielkiego dla średnio wytrenowanego, ale zdrowego człowieka. Poczekałem zatem na powrót Mateusza ze szczytu góry i ustaliliśmy plan na dalszą część dnia. Mój kompan wybrał się na dłuższą wycieczkę po toskańsko-romańskim pograniczu. Zrobił tego dnia w sumie 117 kilometrów z przewyższeniem 3200 metrów docierając do Balze na swym „dwukołowym rumaku”. Ja mogłem już tylko sturlać się do auta i samochodem wrócić do bazy. W pobliżu domu wbiłem jeszcze na naszą sobotnią rundkę przez Monte Fumaiolo, by dokładnie sfotografować pierwszy podjazd tej wyprawy.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/12476304297

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/12476304297

TAPPA ROMAGNOLO-TOSCANA by MATTEO

https://www.strava.com/activities/activities/12478063539

ZDJĘCIA

Calla_01