banner daniela marszałka

Col de Beyrede

Autor: admin o środa 13. czerwca 2018

DANE TECHNICZNE

Wysokość: 1417 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 767 metrów

Długość: 10,7 kilometra

Średnie nachylenie: 7,2 %

Maksymalne nachylenie: 15,4 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Po zjeździe z Col d’Aspin odbyliśmy krótką naradę na temat naszych dalszych planów na środowe popołudnie. Ja chciałem zahaczyć jeszcze o Col de Beyrede, choć raczej nie upierałbym się przy tym pomyśle gdyby przyszło mi ją zdobywać samotnie. Darek nie chciał się przemęczać przed dwoma ostatnimi etapami naszej podróży. „Szczwany lis” postanowił zaoszczędzić nieco energii na podjazdy zaplanowane na czwartek i piątek, w tym tak trudne jak: Col de Portet czy Col de la Cap de Long & Lac d’Aumar. Krzysiek czyli nasz zaskakująco mocny górski debiutant zaliczył kolejny dobry występ na pirenejskim szlaku. Niemniej na trzeci podjazd w ciągu jednego dnia nie był jeszcze gotowy mentalnie. Swoją normę dzienną już zrobił i na tym w środę postanowił poprzestać. Na moje szczęście chęć do dalszej jazdy przejawiał Rafał, choć to właśnie on z naszej czwórki zostawił pewnie najwięcej zdrowia na dwóch pierwszych wzniesieniach. Niemniej dobrze znałem charakter Rafy, który ewentualnie niedostatki formy fizycznej potrafi przezwyciężać swą mocną psychiką. Skoro mocna głowa i mężne serce pozwoliły mu przed dwoma laty w Andorze pokonać za jednym zamachem Rabassę i obie strony Galliny to skromniejszy tryptyk w układzie: Hourquette-Aspin-Beyrede tym bardziej nie mógł go złamać. Tym samym na wyjeździe z Arreau postanowiliśmy się rozdzielić. Dario i Chris przejęli w posiadanie auto wynajęte przez Piotra, którym pojechali prosto do naszej bazy noclegowej w Aneres. Natomiast ja przesiadłem się do samochodu Rafała. Tak jak nasi koledzy ruszyliśmy na północ drogą D929, lecz już po ośmiu kilometrach jazdy zatrzymaliśmy się w Sarrancolin. Ta założona w średniowieczu wioska rozwinęła się wokół klasztoru Benedyktynów. Niegdyś słynęła z wydobycia marmuru. Dziś żyje w niej niespełna 600 mieszkańców. Dojechawszy na miejsce zaparkowaliśmy nieopodal sklepu spożywczego sieci SPAR. Dzięki temu mogliśmy zrobić małe zakupy, by uzupełnić kalorie przed trzecią wspinaczką.

Warto dopowiedzieć, iż Col de Beyrede nie jest jedynym ciekawym podjazdem, który można zacząć w tej miejscowości. Wyjeżdżając z Sarrancolin w kierunku wschodnim można podjechać na nieco niższą Col d’Estivere (1217 metrów n.p.m.). W drodze na tą przełęcz trzeba pokonać 8,3 kilometra o średnim nachyleniu 7,1%. Oba wzniesienia nie zostały dotąd wypróbowane na Tour de France. Tym niemniej przy odpowiednim nakładzie prac drogowych mogłyby dać organizatorom wielkiego Touru jak i czerwcowej Route d’Occitanie (Route du Sud) okazję do wytyczenia nowych, całkiem treściwych odcinków na górskich szosach departamentu Hautes-Pyrenees. Dla przykładu zachodnie podjazdy pod Beyrede i Estivere byłyby świetną „przygrywką” przed finałowym podjazdem do stacji Nistos-Cap Nestes. Taki układ trasy to zresztą jedyna możliwość by uniknąć płaskiego dojazdu do wioski Bas Nistos u podnóża tej góry. Z kolei wybrana przeze mnie wschodnia wspinaczka na Beyrede otwiera jeszcze ciekawsze perspektywy. Po 3,3 kilometra stromego zjazdu na zachód docieramy do osady Espiadet, gdzie można zacząć zachodni podjazd pod Aspin, ograniczony do 5 najtrudniejszych kilometrów tego wzniesienia. Przedłużając sobie ów zjazd o kolejny kilometr docieramy do szosy D113, która poprzez okolice Lac de Payolle zawiedzie nas zachodnim szlakiem na Hourquette d’Ancizan. Natomiast zjeżdżając całe 11 kilometrów wjedziemy do wsi Sainte-Marie-de-Campan, w której zaczyna się wschodni podjazd na Col du Tourmalet. Można sobie zatem wyobrazić górski odcinek TdF z następującą sekwencją premii górskich: wschodnia Beyrede, zachodnie 10 km pod Hourquette d’Ancizan, wschodni Aspin i wschodni Tourmalet. Po czym na sam koniec – wedle uznania – finałowy podjazd do Luz-Ardiden, Hautacam, Cauterets-Cambasque lub też do nie widzianej jeszcze na Tourze stacji Gavarnie-Gedre (poniżej Col des Tentes). Już tylko na 101 kilometrach pomiędzy Sarrancolin i Luz-Saint-Sauveur dałoby to w 3400 metrów pionie. A na deser byłoby jeszcze od 900 do 1100 metrów przewyższenia finałowej wspinaczki.

My dwaj na spotkanie z Beyrede ruszyliśmy kwadrans po siedemnastej. Wyjechaliśmy z Place du Vivier na Route d’Espagne (D929) kierując się nią na południe. Zaraz po starcie minęliśmy miejscowy kościół pod wezwaniem św. Piotra i św. Stefana. Następnie po przejechaniu 700 metrów, na skraju Sarrancolin, skręciliśmy w prawo na drogę D107. Ta jedynie na samym początku była płaska. Gdy po dwustu metrach przejechaliśmy na południową stronę strumienia Beyrede zaczęła się stroma wspinaczka. Rafał szybko przeszedł na tryb „eko”. Ja postanowiłem sprawdzić ile sił mi jeszcze zostało. Tymczasem nachylenie bardzo szybko przekroczyło 10%, by na dojeździe do wioski Beyrede dojść już do poziomu 11,8%. Niemniej to nie był jeszcze koniec owych wczesnych atrakcji. Na początku drugiego kilometra trzeba było sobie poradzić z nachyleniem sięgającym aż 13,2%. Tuż za pierwszym wirażem dojechałem do rozdroża. Jedna ścieżka biegła stąd w lewo i to nawet bardziej stromo niż dotychczas. Natomiast druga początkowo szła w dół dając szansę na złapanie oddechu. Z ulgą przyjąłem werdykt znaków drogowych, iż opcja prawa to nasza Route Forestiere de Bignec. Według książki „Profils des Cols des Pyrenees” tom. 1 wydawnictwa Altigraph, którą jakiś tydzień wcześniej zakupiłem w Argeles-Gazost, na przełęcz Beyrede dojechać można każdą z tych dróg. Tym niemniej lewa oznaczona jako Route Forestiere de l’Areouse jest krótsza o półtora kilometra, bardziej nieregularna, a przy tym bardzo stroma na kolejnych trzech kilometrach. Prawdopodobnie też nadaje się ona raczej dla użytkowników rowerów górskich. Wybierając przyjazną dla kolarzy szosowych dróżkę prawą mogłem być pewien, że przez kilka następnych kilometrów nic szczególnie stromego mnie nie czeka. Już na początku trzeciego kilometra podjazd odżył, lecz przez trzy kolejne kilometry jego nachylenie było umiarkowane. Nawierzchnia drogi była co najwyżej średniej jakości. Asfalt bywał miejscami popękany czy zabrudzony błotem, ale dało się po nim jechać bez większych kłopotów.

Na szóstym kilometrze trafiły się dwa trudniejsze odcinki, gdzie stromizna przekraczała 10 i 11%. Niemniej najtrudniejszy odcinek na leśnej drodze Bignec był dopiero przede mną. Złowroga ściana pojawiła się w połowie siódmego kilometra na wysokości gospodarstwa Granges d’Estupo. Przez kolejne 1500 metrów stromizna ani razu nie zeszła poniżej 9%, zaś w najbardziej stromym miejscu sięgnęła aż 15,4%! Na tym odcinku ów górski szlak mijał kolejne gospodarstwa hodowlane (Les Sugnaleres i Tragnes). Rafał zwierzył mi się potem, iż na początku ósmego kilometra jego przejazd został chwilowo zablokowany przez miejscowy „krowi gang”. Chociaż najgorsza stromizna skończyła się po przejechaniu ośmiu kilometrów to wyżej nadal było nielekko. Solidne nachylenie trzymało tak naprawdę do połowy dziesiątego kilometra, wciąż momentami przekraczając 10%. Dopiero po minięciu ostatniego wirażu mogłem sobie gratulować ustrzelenia środowego hat-tricku. Na ostatnim kilometrze nachylenie sięgało już co najwyżej 6%, zaś po wyjechaniu z lasu na łąkę spadło do zera. Zatrzymałem się na wysokości źródeł Ruisseau de Beyrede. Według stravy segment o długości 10,36 kilometra przejechałem w 47:32 (avs. 13,1 km/h z VAM 910 m/h). Na przełęczy Beyrede zbiegały się aż cztery drogi. Dwie wschodnie i dwie zachodnie, z każdej strony jedna szosowa i jedna gruntowa. Na górze warunki były niezbyt przyjemne. Choć na dole temperatura dochodziła do 23, to na przełęczy było już tylko 15 stopni. Do tego pochmurno, wietrznie i z dodatkiem mżawki. Mimo to nie szukałem zadaszonej kryjówki w pobliskiej Auberge de Col de Beyrede. Postanowiłem zaczekać na Rafała pod gołym niebem, aby dojeżdżając do mety widział mnie z daleka. Stanąłem przy tablicy drogowej, na miejscu z widokiem na najwyższy w tej okolicy szczyt Signal de Bassia (1921 m. n.p.m.). Mój kompan wjechał na przełęcz w czasie netto 1h 05:59 czyli stracił przeszło 18 minut. W normalnych warunkach różnica ta byłaby dwukrotnie niższa. To świadczy zaś o tym, iż Rafa zdecydował się mnie wesprzeć w trzeciej środowej batalii pomimo „ran poniesionych” na polach dwóch wcześniejszych bitew. Merci Mon Ami.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/1637429289

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/1637429289

ZDJĘCIA

20180613_077

FILMY

VID_20180613_009

VID_20180613_010