banner daniela marszałka

Piau-Engaly

Autor: admin o piątek 15. czerwca 2018

DANE TECHNICZNE

Wysokość: 1870 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1053 metry

Długość: 19,4 kilometra

Średnie nachylenie: 5,4 %

Maksymalne nachylenie: 10,9 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W piątkowe przedpołudnie przetartym dzień wcześniej szlakiem udaliśmy się do Saint-Lary-Soulan. Zaparkowaliśmy w tym sam miejscu co w czwartek. Tym razem mieliśmy obejrzeć najciekawsze kolarskie wzniesienia w górnej części Vallee d’Aure. To znaczy położone na południe od wspomnianego miasteczka. Ja w planach miałem podjazd do wizytowanej niegdyś na Tour de France stacji narciarskiej Piau-Engaly oraz wspinaczkę ku górskim jeziorom Cap de Long i Aumer leżącym na wysokości przeszło 2100 metrów n.p.m. Ten pierwszy cel przyciągał mnie swą kolarską historią. Stosunkowo skromną, ale jak by nie patrzeć szacowną. W końcu nie każdy ośrodek sportów zimowych w Alpach czy Pirenejach dostąpił już zaszczytu goszczenia „Wielkiej Pętli”. Z kolei Route de Lacs kusiła swą urodą czyli pięknem górskiej natury otaczającej tą drogę. Można ją podziwiać choćby na filmie zamieszczonym na stronie colscollective.com Oba cele były wystarczająco wymagające by stanowić wyzwanie godne naszych sportowych ambicji. Pozostawało jednak pytanie: w jakiej kolejności pokonać owe wzniesienia. Należy przy tym dodać, iż podjazdy te mają wspólny, niemal 10-kilometrowy, początek na drodze D929. Ostatecznie podzieliłem swój dwunasty etap na dwa m/w równe kawałki. Każdy miał mieć przeszło 1000 metrów przewyższenia. Tym samym pierwszą wspinaczkę musiałem skończyć w Piau-Engaly. Następnie miałem wrócić do rozjazdu przy wiosce Fabian (1142 m. n.p.m.), by z tego miejsca zacząć 14-kilometrowy podjazd do Lac de Cap de Long. Na sam koniec zostawiłem sobie położone nieco wyżej Lac d’Aumer. Jednak nie miałem zamiaru powtarzać ani fragmentu z wcześniejszych wzniesień. Deserem miała być zatem niespełna 4-kilometrowa wspinaczka z poziomu Barrage d’Oredon (1852 m. n.p.m.). Darek i Rafał przystali na mój plan. Natomiast Krzysiek z Piotrem woleli ograniczyć swe zwiedzanie do obejrzenia obu końcówek Route de Lacs. Tak czy owak po raz pierwszy udało nam się wystartować razem o tej samej porze. W optymalnym 5-osobowym składzie.

Podczas „odprawy” na parkingu rozmawialiśmy o taktyce na wspólne kilometry. Zgodziliśmy się, iż trzeba wystartować spokojnie, aby każdy zachował siły na trudniejsze segmenty swojej wspinaczki czyli odcinki powyżej rozjazdu. Takie były ustalenia, lecz nic z nich nie wyszło. Pomysł sprawdził się jedynie przez kilometr czyli podczas przejazdu przez Saint-Lary-Soulan. Potem na czoło grupy wyszedł Piotr i zaczął dokazywać. Poczuł się jak ryba w wodzie na pierwszych kilometrach tego wzniesienia. Na stromych podjazdach słuszny wzrost i solidna waga bywają jego osobistymi wrogami. Jednak na delikatnym dojeździe do Fabian (9,6 kilometra przy średniej 3,2%) nie miały już one większego znaczenia. Pedro postanowił zatem skorzystać z okazji do naciągnięcia swych kolegów-górali. Aczkolwiek moim zdaniem określenie to pasuje tylko do sylwetki Darka. Podyktował mocne tempo niemal na całym początkowym odcinku wzdłuż La Neste d’Aure. Za jego plecami nikt nie pękał, lecz niektórzy oddychali rękawami. Byłem chyba jedynym, któremu to tempo względnie pasowało. Gdy trafiały się krótkie ścianki o nachyleniu 7-8%, na krótko zmieniałem Piotra na prowadzeniu. Kolejne kilometry upływały nam zatem szybciej niż można było się spodziewać. Po niespełna 14 minutach byliśmy już w Tramezaigues (4,2 km), gdzie zaczyna się początkowo asfaltowy podjazd do Hospice de Rioumajou (1560 m. n.p.m.). Dojazd do Eget-Cite (6,7 km) zabrał nam nieco ponad 20 minut, zaś do Pont du Moudang (8,1 km) około 24. W połowie dziesiątego kilometra minęliśmy elektrownię wodną w Fabian, zaś trzysta metrów dalej na mostku ponad La Neste de Couplan przyszło się nam rozstać. Piotr z Krzyśkiem skręcili w prawo, nadal trzymając się drogi D929. Natomiast nasza trójka odbiła w lewo wjeżdżając na szosę D118. Według stravy segment o długości 8,82 kilometra zaczynający się na wylocie z Saint-Lary-Soulan przejechaliśmy wszyscy w czasie 26:06 (avs. 20,3 km/h).

Wybrawszy ten kierunek dalszej wspinaczki mieliśmy dwie możliwości jej zakończenia. Decyzję trzeba było podjąć po przejechaniu 13,3 kilometra, na wysokości 1340 metrów n.p.m. Jazda na południe drogą D173 oznaczałaby finał przy wjeździe do Tunelu Aragnouet-Bielsa (1821 m. n.p.m.). Ta przeprawa pod Pirenejami została oddana do użytku w roku 1976. Ma długość 3070 metrów, z czego 60% wykuto po francuskiej stronie granicy. Wylot na iberyjską stronę tej czeluści znajduje się na wysokości tylko 1664 metrów n.p.m. Gdybyśmy wybrali tą opcję musielibyśmy pokonać jeszcze 6 kilometrów o średnim nachyleniu 8%. My jednak wybraliśmy dłuższą końcówkę z finałem w Piau-Engaly. To stacja narciarska, która w swej ofercie ma 41 tras zjazdowych o łącznej długości 68 kilometrów. Na fanów snowboardu czekają tu areny do konkurencji Big Air oraz boardercross. Ośrodek ten jest znacznie mniejszy od pobliskiego Saint-Lary. W godzinę tutejsze wyciągi mogą przewieźć ledwie 14.560 osób. Tym mniej szusować można z nieco wyższej wysokości. Pod koniec XX wieku ta stacja miała też swoje „pięć minut” na kolarskich trasach. Najpierw w sezonie 1997 zakończył się tu przedostatni etap Tour de l’Avenir. Wygrał go Francuz Laurent Roux z przewagą 1:00 nad swym rodakiem Lylianem Lebretonem i 1:23 nad Amerykaninem Kevinem Livingstonem. Dzięki temu zwycięstwu Roux zwyciężył w 34. Tourze Przyszłości. Dwa lata później dojechał w te strony Tour de France. Na etapie piętnastym TdF 1999 przed finałowym podjazdem trzeba było pokonać aż pięć przełęczy tzn. Ares, Mente, Portillon, Peyresourde i Azet. Na czwartej z nich do wcześniejszej ucieczki dojechał Hiszpan Fernando Escartin. Następnie na piątym podjeździe Aragończyk zostawił wszystkich w tyle i do mety dojechał o 2:01 przed Szwajcarem Alexem Zulle oraz Francuzem Richardem Virenque. Jadący po swój pierwszy triumf w „Wielkiej Pętli” Lance Armstrong był czwarty ze stratą 2:10. Escartin dzięki swej śmiałej akcji awansował z piątego na drugie miejsce. W Paryżu stanął jednak na trzecim stopniu podium, bowiem po czasówce wokół Futuroscope wyprzedził go Zulle.

Z rozjazdu koło Fabian do placu w Piau-Engaly zostało nam jeszcze 10,5 kilometra. Z czego 3,5 kilometra w dolinie i pozostałe 7 kilometrów na bardziej górskim szlaku. Piotr do tego czasu zrobił swą „mokrą robotę” i zostawił nas swemu losowi. Na Darku i Rafale dotychczasowe tempo zrobiło wrażenie. Tymczasem już na samym początku drogi D118 trzeba było sobie poradzić ze stromizną dochodzącą do 11%. Ta ścianka wymusiła zmianę rytmu jazdy i podcięła nogi moim kolegom. Już po chwili zostali za moimi plecami, przy czym Dario przez kilka kilometrów trzymał się jeszcze blisko. Kolejny trudniejszy fragment, również z nachyleniem blisko 11%, musieliśmy pokonać na dojeździe do Aragnouet (11,7 km). W tej miejscowości miałem już 40 sekund przewagi nad Darkiem. Rafał tracił tu blisko trzy minuty. To oznaczało, że mój kolega z Gorzowa zaczął już oszczędzać siły na kolejne piątkowe podjazdy. W dolinie Aure nachylenie było zmienne. Tuż za wspomnianą wioską był nawet krótki odcinek zjazdu. Zaraz po nim niemal cały kilometr trzynasty trzymał na poziomie od 6,6 do 9,6%. Dopiero na ostatnich czterystu metrach przed drugim rozjazdem można było wrzucić twardsze przełożenie. Za romańskim Eglise des Templiers skręciliśmy w prawo. Darek nie odpuszczał. Na moście ponad La Neste d’Aure tracił do mnie tylko 32 sekundy. Tym razem nie czekałem na kolegę. Miałem prawo do małego rewanżu za „porażki” na Portet i Peyragudes. Teren nie dawał żadnemu z nas przewagi. Średnie nachylenie ostatnich siedmiu kilometrów miało wynieść 7,5%. Przy stromiźnie na poziomie 8-10% ostatnimi czasy rządzi Darek. Ja byłem w stanie dyktować warunki na łagodniejszych podjazdach o nachyleniu 5-7%. W każdym razie cieszyła mnie górska forma mego wspólnika. Zresztą utrzymująca się na dobrym poziomie od sezonu 2015. Tak jest ciekawiej. W zależności od nastroju lub uzgodnień możemy przejechać cały podjazd razem w solidnym tempie lub powalczyć nie tylko z własną słabością.

Zaraz po zakręcie minęliśmy ostatnią na tym szlaku górską osadę czyli Le Plan (13,7 km). W tym miejscu chwilowa stromizna sięgnęła 10,5%. Na wprost widzieliśmy już ośnieżone szczyty 3-tysięczników górujących nad stacją Piau-Engaly. Kilkaset metrów dalej droga skręciła w lewo, po czym przeskoczyła nad potokiem La Neste de Badet (14,3 km). Do końca piętnastego kilometra prowadziła w kierunku południowym. Na tym odcinku dobrze widoczna była odwiedzana przez ciężarówki droga D173 do Tunelu Bielsa. W połowie szesnastego kilometra przejechaliśmy pod wyciągiem krzesełkowym Hourc. To był pierwszy widomy znak, iż zbliżamy się do mety w stacji narciarskiej. Na kilometrze siedemnastym i osiemnastym droga wiła się po regularnie rozłożonych serpentynach. Na dystansie półtora kilometra przejechaliśmy tu sześć wiraży. Na trzy kilometry przed finałem miałem półtorej minuty zapasu nad Darkiem. Po zakrętach w połowie dziewiętnastego kilometra widać już było hotele. Tuż przed wjazdem do ośrodka szosa minęła dwa strumienie, które dały mu nazwę. Pierwszym był Engaly, zaś drugim Piau. Na terenie stacji droga nadal była kręta czyli jeszcze sześć wiraży i dwa ronda. Z pierwszego można było zjechać na spory parking. Niemniej nasza meta znajdowała się wyżej, na mniejszym placu pomiędzy hotelami Azureva i Campbielh. Zatrzymałem się tam po przejechaniu 20,3 kilometra w czasie 1h 14:11. Najdłuższy segment na stravie obejmował 19,4 kilometra czyli pomijał nasz przejazd przez Saint-Lary-Soulan. Na tym dystansie uzyskałem czas 1h 09:38 (avs. 16,7 km/h z VAM 878 m/h). Prędkość pionowa nie mogła być wysoka z uwagi na pierwsze 9 kilometrów w typie „falsopiano”. Niemniej na górnym sektorze o długości 7,12 kilometra wycisnąłem VAM na poziomie 1004 m/h. Dario pojawił się na szczycie ze stratą ponad trzech minut, gdyż wykręcił czas 1h 12:59 (avs. 16,0 km/h). Dłużej poczekaliśmy na Rafała, który na plac wjechał od przeciwnej strony. Na dotarcie do Piau-Engaly potrzebował równo półtorej godziny. Na górze było ciepło, 21 stopni. Mogłem suszyć mokrą od potu koszulkę na rozgrzanym słońcem kamieniu.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/1640642725

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/1640642725

ZDJĘCIA

20180615_040

FILMY

VID_20180615_001

VID_20180615_002

VID_20180615_003