banner daniela marszałka

Source de la Moliere

Autor: admin o niedziela 2. czerwca 2019

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Sassenage (D 531)

Wysokość: 1632 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1429 metrów

Długość: 34 kilometry

Średnie nachylenie: 4,2 %

Maksymalne nachylenie: 11,7 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Piątkowy prolog przejechaliśmy w masywie Vercors. Z kolei sobotni pierwszy etap spędziliśmy na drogach Massif de la Chartreuse. Z kolei na niedzielę opracowałem plan mieszany, który zakładał wspinaczki w obu tych pasmach górskich. To znaczy zarówno na lewym jak i prawym brzegu Isery. Najpierw bardzo długi, lecz dość łagodny podjazd z Sassenage ku Source de la Moliere. Potem o wiele krótszy, ale za to stromy wjazd z Saint-Egreve na Col de la Charmette. Od pierwszego z niedzielnych wzniesień dzieliło nas tylko 10 kilometrów. Z Echirolles do Sassenage podjechaliśmy jednak samochodem. Zatrzymaliśmy się na zacienionym parkingu przed szkołą podstawową Vercors Gua. Do ronda przy Place Jean Prevost pozostało nam przejechać 500 metrów główną ulica tego miasteczka (Avenue de Valence). Wspomniane rondo przyozdobione jest skałą zapewne mającą przypominać w cieniu jakich gór się tu znajdujemy. Podjazd do Source de la Moliere przez pierwsze 18,5 kilometra wiedzie po drodze D531 wytyczonej wzdłuż potoku Le Furon. Pierwsze 12 kilometrów do osady Les Jaux w pobliżu wsi Engins to równy podjazd o umiarkowanym nachyleniu od 4 do 6%. Mój licznik na tym sektorze wzniesienia zanotował maksymalną stromiznę o wartości ledwie 7,7%. Dojazd do Engins to szeroka szosa z długimi prostymi i tylko pięcioma wirażami. Kolejne 6,5 kilometra to jeszcze łatwiejszy odcinek, którego główną atrakcją jest przejazd przez malowniczy kanion Les Gorges du Furon, na początku siedemnastego kilometra. Ten fragment podjazdu kończy się na rondzie Hameau de Jaume (18,6 km) w pobliżu znanej z kolarskich wyścigów miejscowości Lans-en-Vercors. Zakończył się w niej wspominany już przeze mnie morderczy etap dwunasty Tour de France z roku 1985, który to wygrał Fabio Parra przed swym rodakiem Luisem Herrerą. Dwaj Kolumbijczycy o 38 sekund wyprzedzili wówczas 15-osobową grupkę, którą na metę przyprowadził Irlandczyk Sean Kelly.

Oczywiście „Wielka Pętla” jeszcze parokrotnie przejeżdżała przez Lans-en-Vercors. Zazwyczaj na szlaku prowadzącym do położonego nieopodal (nieco większego) ośrodka narciarskiego Villard-de-Lans. Tak samo będzie też na szesnastym etapie przyszłorocznego TdF, gdy kolarze miną Lans na 13 kilometrów przed finiszem w Villard. Godzi się jednak wspomnieć, iż przed rokiem na Criterium du Dauphine metę czwartego etapu zorganizowano w pobliżu Lans-en-Vercors, w tamtejszej stacji na wysokości 1409 metrów n.p.m. Odcinek ten wygrał Francuz Julian Alaphilippe przed Irlandczykiem Danem Martinem i Walijczykiem Gerraintem Thomasem, który trzy później wygrał cały ten wyścig. Różnice na mecie były sekundowe. Niemniej Michał Kwiatkowski stracił koszulkę lidera na rzecz swego kolegi z Team Sky Gianniego Moscona. Gwoli ścisłości dodam, iż tego dnia do Lans-en-Vercors dojechano jednak od innej strony, szlakiem przez Col du Mont-Noir oraz miejscowości Rencurel i Villard-de-Lans. Tyle tytułem pobocznego wątku, albowiem chcąc dotrzeć do Source de la Moliere na wspomnianym rondzie trzeba odbić w prawo i wjechać na szosę D106. Na tej drodze należy pokonać kolejne 3,7 kilometra i 215 metrów przewyższenia czyli fragment ze średnim nachyleniem 5,8%. Nasz wspinaczkowy szlak zawraca tu w kierunku północnym. Ten fragment podjazdu kończy się na Col de la Croix-Perrin (1218 m. n.p.m.). Przełęcz ta tylko raz znalazła się na trasie Touru. W roku 1986 na samym początku etapu dziewiętnastego z Villard-de-Land do Saint-Etienne. Niemniej w skromnej roli premii górskiej trzeciej kategorii, którą wygrał Hiszpan Jose-Luis Laguia. Ten sam, który w latach 80. aż pięciokrotnie wygrywał klasyfikacje górską Vuelta a Espana.

Kto ceni sobie komfort jazdy może skończyć wspinaczkę właśnie w tym miejscu czyli po przejechaniu 22,5 kilometra z przewyższeniem 1013 metrów. Można się tu posilić w Auberge de la Croix-Perrin i następnie zawrócić lub też pojechać na drugą stronę przełęczy ku miejscowości Autrans, gdzie podczas Igrzysk Olimpijskich z roku 1968 rozegrano zawody na średniej skoczni. Niemniej chcąc zawojować najwyższy, największy oraz najdłuższy szosowy podjazd w masywie Vercors trzeba być gotowym na odrobinę poświęcenia. Wówczas tuż za wspomnianą oberżą należy skręcić w prawo i wjechać na wąską Route Forestiere Barthelemy. Do przejechania pozostaje 11,6 kilometra o amplitudzie 414 metrów. Mamy więc przed sobą długi, acz łagodny odcinek o średnim nachyleniu 3,6%. Niemniej jazda po tej leśnej dróżce wcale nie należy do lekkich i przyjemnych. Przede wszystkim jej nawierzchnia pozostawia wiele do życzenia. Szosa jest ogólnie kiepska, a miejscami mocno zniszczona. Nie brak miejsc, gdzie asfalt jest w stanie w zaniku. Poza tym nachylenie tego sektora jest zmienne. Na pierwszych trzech kilometrach umiarkowane na poziomie 5,5%. Dalej niższe, w typie „falsopiano”, acz nie bez niespodzianek. Na jednej ściance stromizna sięga tu 9%. Za to finał całego wzniesienia o długości 1200 metrów mocno kontrastuje z wcześniejszymi kilometrami. Jest stromy i prowadzi po jak najbardziej gładkiej nawierzchni. Na tym odcinku średnie nachylenie wynosi 8,9%, zaś w trzech miejscach zbliża się do 12%. W samej końcówce na wysokości parkingu trzeba ominąć szlaban by dotrzeć do końca szosy na placu w cieniu wzgórza Charande (1709 m. n.p.m.). Znajduje się tam punkt widokowy, z którego dojrzeć można górskie szczyty w masywach: Chartreuse, Beaufortain czy Belledonne.

Ten wjazd w naszym wykonaniu wyglądał podobnie jak sobotni pod Col de Porte. Ośmielony umiarkowanym nachyleniem podjazdu postanowiłem się na nim sprawdzić. Tym samym z moimi kolegami rozstałem się już na początku drugiego kilometra. Darek i Tomek jechali oszczędnie i tym razem przez cały czas razem. W pobliżu Engins miałem nad nimi już blisko 8 minut przewagi, na wysokości Lans-en-Vercors przeszło 9, zaś na Col de la Croix-Perrin 12:30. Co więcej na przełęczy oni nie od razu skręcili w prawo. Z początku pojechali prosto, więc zanim zawrócili i wjechali na leśną ścieżkę mieli do mnie już kwadrans straty. Ostatecznie u kresu wzniesienia czekałem na nich 21 minut. Cała wspinaczka zajęła mi z grubsza dwie godziny. Strava na najdłuższym swym segmencie o długości 33,7 kilometra zmierzyła mi czas 1h 59:15 i średnią prędkość 17 km/h. Mocniejszy rytm jazdy utrzymałem do Croix-Perrin, gdzie dotarłem w czasie godziny i 16 minut. Jednak gdy zobaczyłem jak wygląda nawierzchnia trzeciej tercji tego wzniesienia to odpuściłem. Przestawiłem się na tryb turystyczny. Jedynym celem stało się dla mnie dotarcie do szczytu i uniknięcie defektu, o który na tego typu gorszej drodze było łatwiej. Tak czy owak ów podjazd okazał się wymagający. Siły musiałem rozłożyć na pełne dwie godziny. Łatwo się było przeliczyć. Tym bardziej, że znów dokuczał nam upał. Już na starcie w Sassenage było 28 stopni. Potem w okolicach Engins czy Croix-Perrin nawet 33-34! Dopiero na leśnym odcinku temperatura zaczęła szybko spadać. Niemniej nawet na szczycie wciąż wynosiła 25 stopni. Przeszło trzy godziny spędzone w takich warunkach (wliczając przeszło godzinny zjazd) nie pozostały bez wpływu na moją kondycję. Tak naprawdę o tym ile kosztował mnie podjazd na Source de la Moliere dowiedziałem się na kolejnym podjeździe, o czym będzie wkrótce okazja opowiedzieć.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/2418515506

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/2418515506

ZDJĘCIA

20190602_057

FILMY

VID_20190602_131916

VID_20190602_132026

VID_20190602_133950

VID_20190602_143856