banner daniela marszałka

Colli San Fermo (Colle Ballerino)

Autor: admin o środa 12. sierpnia 2020

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Vigano San Martino (SP79)

Wysokość: 1218 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 914 metrów

Długość: 10,3 kilometra

Średnie nachylenie: 8,9 %

Maksymalne nachylenie: 16,6 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W środowy poranek pożegnaliśmy Barzanę. Czas było ruszać dalej ku górom wschodniej Lombardii. Ostatecznym celem tej przeprowadzki miała być baza noclegowa w Capo di Ponte na terenie Val Camonica. Przejazd do tego miasteczka mógł być stosunkowo krótki, a przy tym nieskomplikowany. Wystarczyło odszukać łączącą Bergamo z Bolzano drogę krajową SS42 „del Tonale e della Mendola” i pokonać jej południowy fragment. Niemniej w trakcie tej wyprawy chciałem też zahaczyć o wzniesienia położone na wschód od doliny Camonica. Dlatego cały ów transfer musieliśmy sobie rozłożyć na dwa dni. Tym samym w środę czekały nas wspinaczki w rejonie pięknego Lago d’Iseo, zaś w czwartek podjazdy w okolicach znacznie mniejszego Lago d’Idro. Na jedenastym etapie nasze kolarskie programy były rozbieżne. Ja chciałem tego dnia wjechać na Colli San Fermo i Colle San Zeno. Natomiast Daniel w godzinach popołudniowych miał się zmierzyć z mającą przeszło półtora tysiąca metrów przewyższenia górą Plan di Montecampione (1732 metrów n.p.m.). Dlatego na przystawkę przed głównym daniem zamiast „ostrego Firmina” zaproponowałem mu znacznie lżejszy wjazd na Colle del Gallo (763 m. n.p.m.). Najpierw jednak musieliśmy przejechać samochodem około 40 kilometrów omijając Bergamo od strony południowej. Pierwszy przystanek wyznaczyliśmy sobie w rejonie Borgo di Terzo. Nieco na północ od tego miasteczka na parkingu przy Ristorante Pizzeria Ivan. Z tego miejsca do podnóża mojego podjazdu miałem niespełna 600 metrów. Daniel do swojej góry też miał blisko, acz musiał przejechać szosą SS42 dwukrotnie dłuższy dystans. Ruszyliśmy tuż po dziesiątej, każdy w swoją stronę. Ja na południe, zaś kolega na północ w kierunku Casazzy. Początek swego podjazdu wypatrzyłem już podczas podróży autem. Mój kompan musiał zaś odszukać drogę SP39. Mnie czekała wspinaczka w kierunku wschodnim, jego wiodła na zachód. Obie znane z tras Giro d’Italia, zaś druga bywała też na szlakach Giro di Lombardia.

Zachodni podjazd na Colli San Fermo, choć niewysoki i relatywnie krótki uchodzi za bardzo trudny. W książce służącej mi za przewodnik po bergamskich podjazdach otrzymał ocenę „4+”. Dla porównania wielkie San Marco zasłużyło tu sobie na „4”, zaś Monte Avaro tylko na „3+”. Skąd taka wysoka nota? Wszystko za sprawą stromizny. Przede wszystkim zaś z uwagi na mordercze nachylenie najtrudniejszego jej segmentu. Podobnie jak na Valcavie trzeba tu bowiem pokonać bardzo trudny odcinek o długości 2,5 kilometra. Niemniej tam do pokonania w pionie były „tylko” 274 metry, zaś tu miałem aż 318 co oznaczało średnią 12,7%. Finał oficjalnie 9-kilometrowej wspinaczki znajduje się przy  Chiesa di San Fermo na wysokości 1067 metrów n.p.m. Niemniej biegnąca stąd na północ droga SP79 wciąż jeszcze łagodnie się wznosi i przeszło kilometr dalej osiąga swój najwyższy pułap na poziomie 1102 metrów n.p.m. Potem mamy już zjazd w kierunku Villongo, leżącego na południowo-zachodnim krańcu Lago d’Iseo. Ten wschodni podjazd na Colli San Fermo jest dłuższy i nieco większy od zachodniego, acz nie tak stromy. Do przejechania od strony jeziora mamy 14 kilometrów z przewyższeniem 862 metrów i średnim nachyleniem 5,9% przy max. 10,5%. Mój pozornie miał mieć tylko 9 kilometrów z amplitudą 756 metrów i średnią 8,4%. Niemniej po drodze maksimum sięgające 18% plus parę innych momentów rzędu 17%. Poza tym nie zamierzałem poprzestawać na dojechaniu do wspomnianego kościoła. Wszystkie znaki na niebie wskazywały, iż można tam odbić w lewo i nadal po asfalcie kontynuować jazdę przez kolejne półtora kilometra ku mecie na Colle Ballerino (1210 m. n.p.m.). Wymarzyłem sobie zatem przeszło 10-kilometrową wspinaczkę, którą można by podzielić na cztery segmenty. Najpierw rozgrzewkowe 2 kilometry o przyjemnej średniej 5,1%. Potem wspomniana ściana o wartościach już wcześniej opisanych. Następnie wymagające 4,5 kilometra o przeciętnym nachyleniu 7,4%. Na koniec zaś bonus w postaci 1,5 kilometra na Viale dei Fiori oraz Via delle Neve o stromiźnie 9,5%.

Droga przez przełęcz San Fermo łączy leżącą na zachodzie Val Cavallina z położoną na wschodzie Val Calepio. W roli łączników pomiędzy głównymi dolinami występują dwie boczne dolinki tj. z pierwszej strony Val Calvarola, zaś z drugiej Valle Guerna. Budowę szosy SP79 ukończono na początku lat siedemdziesiątych. Bardzo szybko skorzystali z niej organizatorzy Giro d’Italia, bowiem już w 1973 roku zachodni podjazd na Colli San Fermo znalazł się w programie tego wyścigu, będąc poprzedzony wjazdem na Colle del Gallo. Na szóstym etapie tej edycji był premią górską na szlaku z Mediolanu do Iseo. Jako pierwszy wjechał na nią liderujący od pierwszego dnia Eddy Merckx. Niemniej na mecie wszechmocny Belg niespodziewanie uległ kilku rywalom. Triumfował zaś Włoch Gianni Motta, zwycięzca Giro 1966. Rok później znów zaserwowano kolarzom Gallo i San Fermo, tym razem na etapie z Como do Iseo. Wówczas pierwszy na górze był Włoch Franco Bitossi, lecz na mecie triumfował Hiszpan Santiago Lazcano. Z kolei w sezonie 1981 przetestowano wschodni podjazd na tą górę. Był ona pierwszym z czterech na szlaku z Mantui do Borno. Wszystkie te premie górskie jak i sam etap wygrał na solo zaledwie 21-letni Sycylijczyk Benedetto Patellaro. Co ciekawe urodzony z Monreale czyli miasteczku, z którego ruszyło październikowe Giro-2020. Po raz czwarty i jak na razie ostatni szefowie „Corsa Rosa” skorzystali z San Fermo w roku 1983. Tym razem usytuowali tu finisz zaledwie 91-kilometrowego odcinka, którego start wyznaczono w Bergamo. Triumfował Hiszpan Alberto Fernandez Blanco, który na tym wyścigu zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Kolarz z Kantabrii o 17 sekund wyprzedził znakomitego Belga Luciena Van Impe oraz o 19 Włocha Roberta Visentiniego. Lider Giuseppe Saronni finiszował siódmy ze stratą 34 sekund i obronił prowadzenie, zaś pięć dni później wygrał swe drugie Giro. Wspomniany Fernandez był również trzeci i drugi w Vuelcie z lat 1983-84. Niebawem jednak zginął w wypadku samochodowym. Na pamiątkę po tym kolarzu od roku 1985 najwyższa premia górska każdej edycji VaE to zarazem „Cima Alberto Fernandez”.

Swoją wspinaczkę musiałem zacząć od przejechania na lewy brzeg rzeki Cherio. Pierwsze kilkaset metrów niemal płaskie, ale już pod koniec pierwszego kilometra na liczniku przez chwilę pokazało się nachylenie o wartości 12%. Niebawem byłem już w Grone, gdzie przejazd przez centrum wioski prowadził po kostce. Potem znów miałem przez sobą łatwiejsze pół kilometra, ale na tym koniec zabawy. Po przejechaniu około 1,7 kilometra drogą SP79 minąłem znak straszący stromizną 17%. Dwieście metrów dalej złowieszcza zapowiedź stała się faktem. Droga z początku wiodła gęsto usianymi serpentynami, co odrobinę ułatwia zadanie kolarskim śmiałkom. Na odcinku niespełna 600 metrów jest tu aż osiem wiraży. Od połowy trzeciego kilometra szlak obrał jednak zdecydowanie wschodni kierunek, zaś nachylenie się nie zmieniło. Stromizna trzymała aż do początków piątego kilometra. Uporałem się z tym „muro” w nie najgorszym stylu. Według stravy segment o długości 2,97 kilometra i średniej 11,6% pokonałem w 20:27 (avs. 8,7 km/h z VAM 1018 m/h). Po przejechaniu pięciu kilometrów dotarłem do Sant Antonio, za którą to wioską czekał mnie trudniejszy odcinek, ale bez stromizn powyżej 12%. Droga znów wiła się pod górę licznymi serpentynami. W książce na owych 9 kilometrów naliczono aż 22 „tornanti”. W górnej fazie wspinaczki szosa kręciła się pośród soczyście zielonych łąk do dziś służących za pastwiska. Colli San Fermo to obecnie całkiem spory ośrodek turystyczny popularny szczególnie w sezonie letnim. Miejscowość ta rozwinęła się wzdłuż bocznej drogi wiodącej na Colle Ballerino. To był właśnie finałowy odcinek mojej wspinaczki. Na samym początku powitała mnie tu 13% stromizna, a następnie przez 1300 metrów nachylenie ani razu nie spadło poniżej 8%. Dopiero tuż przed wjazdem na Piazzale Virgo Maria zrobiło się luźniej. Przejechałem przez całą długość tego placu, a następnie boczną Via Monte Ballerino dotarłem do restauracji „Al Colle”. To była moja meta z bufetem. Kończący się ciut wcześniej segment „Super San Fermo” przejechałem w 54:50 (avs. 11 km/h). Jeśli miał on 904 metry przewyższenia to oznaczało VAM na poziomie 989 m/h.

Zasiedziałem się na górze 25 minut, po czym zacząłem spokojnie zjeżdżać robiąc co jakiś czas zdjęcia. Na szczęście było sucho i słonecznie, więc nawet na dolnej stromiźnie bezpiecznie. Przed wpół do pierwszą byłem na dole. Oczywiście Daniel skończył swój odcinek specjalny znacznie szybciej. Jak sam stwierdził słabo mu się jechało. Walka z „Kogutem” kosztowała go więcej sił niż mógł się spodziewać. Z pozoru nie miał trudnego zadania. Wschodnie Colle del Gallo to podjazd o długości 7,7 kilometra i przeciętnym nachyleniu 5,5%, na którym maksymalna stromizna to 11%. Przy tym pierwszy kilometr jest niemal płaski, zaś najtrudniejszy 500-metrowy odcinek ma średnio 8%. Góra ani mała, ani duża, ot mająca 426 metrów przewyższenia. Typowa premia górska drugiej kategorii. Niemniej o jakże bogatej historii. Na Giro d’Italia wystąpiła jak dotąd siedmiokrotnie. Zadebiutowała w sezonie 1973 czyli w pakiecie z moją San Fermo. Tak wówczas jak i w roku 1976 zwyciężał na niej Merckx, zaś w latach 1974 i 1981 wspomniani już Lazcano oraz Patellaro. Podczas edycji z 1995 roku wschodnie Gallo było pierwszym podjazdem na trasie górskiej czasówki zakończonej w Selvino. Najlepsze czasy na obu wykręcił zwycięzca tego „etapu prawdy” Szwajcar Tony Rominger. Z kolei w sezonie 1998 pierwszy wjechał na nią mistrz świata z roku 1994 Francuz Luc Leblanc. Natomiast przy ostatniej okazji w 2009 Włoch Stefano Garzelli, który wygrał wówczas klasyfikację górską, zaś dziewięć lat wcześniej całe Giro. Gallo pojawia się też na trasach kolarskiego monumentu Giro di Lombardia. To na niej swój rajd do Bergamo po zwycięstwo w edycji z roku 1996 rozpoczął Andrea Tafi. Waleczny Toskańczyk znany również ze zwycięstw w Ronde van Vlaanderen i Paris-Roubaix. W tym sezonie podjazd z Casazzy na Gallo był zaś pierwszym z sześciu na trasie sierpniowego GdL rozegranego dosłownie trzy dni po naszej wizycie. Poza tym, górka ta pojawiała się na wyścigu Settimana Lombarda (Bergamaska), zaś rzeszom amatorów znana jest z trasy popularnego GF Felice Gimondi. No i w końcu pochwalić się może własnym „Santuario del Ciclista”. Nie tak słynnym jak to z Ghisallo, niemniej bogatym w rozmaite kolarskie trofea.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/3904123044

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/3904123044

ZDJĘCIA

IMG_20200812_002

FILMY

VID_20200812_112645

VID_20200812_121315