banner daniela marszałka

Monte Padrio

Autor: admin o piątek 14. sierpnia 2020

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Edolo (SS39 -> Via Panoramica)

Wysokość: 1871 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1181 metrów

Długość: 17,3 kilometra

Średnie nachylenie: 6,8 %

Maksymalne nachylenie: 17,9 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Lokal pod nazwą B&B Naquane na pierwszy rzut oka odbiegał standardem od czterech wcześniejszych baz noclegowych. Niemniej na szczęście nie ograniczał się do parteru. Sypialnia i duża łazienka na piętrze podwyższały jego ocenę, zaś codzienne śniadania i pomocni gospodarze byli jego dodatkowym atutem. Do Capo di Ponte jak i samej doliny Camonica wróciłem po dwunastu latach. W 2008 roku powodem mego 5-dniowego pobytu w tych stronach był start w GF Marco Pantani. Niemniej przy okazji zaliczyłem trzy wielkie podjazdy w tym rejonie tzn. Passo del Vivione (1828 m. n.p.m.), Passo di Croce Domini (1892 m. n.p.m.) oraz Plan di Montecampione (1732 m. n.p.m.). Teraz chciałem poznać kolejne z tutejszych premii górskich o przewyższeniu co najmniej 1000 metrów, a przy okazji umożliwić Danielowi podjęcie próby zdobycia przełęczy, o których najbardziej marzył czyli Stelvio oraz Gavia. Valle Camonica to dolina o długości blisko 100 kilometrów rozciągająca się od szczytu Corna Trentapassi nieopodal jeziora Iseo po przełęcze Aprica, Gavia lub Tonale – w zależności od tego, który z jej trzech północnych kresów uznamy za jej górny kraniec. Ma ona powierzchnie 1.518 km2 i biegnie niemal na całej samej długości wzdłuż rzeki Oglio, powstającej na wysokości miasteczka Ponte di Legno. Na obszarze tym mieszka obecnie przeszło 120 tysięcy włoskich obywateli. Niemniej to pierwotni mieszkańcy owych ziem uzyskali światowy rozgłos. Camonica słynie bowiem z 300 tysięcy prehistorycznych rysunków naskalnych. Pozostawił je po sobie lud Camuni, przybyły w te strony 8 tysięcy lat p.n.e. W 1979 roku jako pierwszy włoski obiekt trafiły one na listę dziedzictwa ludzkości UNESCO. Przy tym najwięcej tego rodzaju neolitycznych dzieł znajduje się właśnie na terenie gminy Capo di Ponte, leżącej w samym środku owej doliny. Jeden z popularniejszych motywów prac dawnych „artystów” czyli tzw. „rosa camuni” jest aktualnie oficjalnym symbolem Lombardii, ujętym tak w herbie jak i na fladze tego regionu.

Przed laty mieszkałem w centrum Capo di Ponte nieopodal rzeki Oglio. Tym razem trafił nam się lokal na wschodnim krańcu miasteczka przy stromej Via delle Sante. Na wzgórzu nieopodal Chiesa delle Sante Faustina e Liberata i w bezpośrednim sąsiedztwie głośnego potoku o jakże krótkiej nazwie Re. Nasz plan na ostatnie trzy dni w Lombardii zakładał solowe jazdy w piątek i sobotę oraz wspólny etap niedzielny na zakończenie całej wyprawy. Przede wszystkim Daniel już w piątek miał wjechać na Passo di Gavia (2621 m. n.p.m.), zaś w sobotę zdobyć Passo dello Stelvio (2758 m. n.p.m.). Ja w tym czasie chciałem się zmierzyć ze stromym Monte Padrio (1871 m.n.p.m.) oraz trzema wzniesieniami w środkowej części Val Camonica. Ostatniego dnia mieliśmy zaś razem wjechać na Passo di Mortirolo (1857 m. n.p.m) i to najlepiej od obu stron. To znaczy najpierw zdobyć górę od strony Edolo. Następnie zjechać do Valtelliny. Po czym w drodze powrotnej zaliczyć podjazd zaczynający się w Grosio. Niestety piątkowa nie-pogoda zdusiła ów śmiały projekt w zarodku. Ostatecznie udało nam się zrealizować większość naszych planów, acz kosztem wspólnej przygody na pożegnanie z Lombardią. Tym samym czwartkowa Passo del Maniva okazała się być naszym ostatnim wspólnie pokonanym wzniesieniem. Trzynasty etap w piątek okazał się jednak pechowy. Przynajmniej co do aury. Prognozy były nieciekawe. Było spore ryzyko deszczu, acz raczej dopiero popołudniem. Ruszyliśmy z bazy kilka minut po dziewiątej. Daniel musiał przejechać około 40 kilometrów i dotrzeć do Ponte di Legno. Ja miałem zaplanowaną wysiadkę m/w w połowie tej trasy, bo w Edolo. Jego podstawowym celem była wspomniana już Gavia, zaś drugim (jeśli pogoda pozwoli i sił starczy) Passo del Tonale. Ja celowałem przede wszystkim w Monte Padrio, zaś na drugie danie chciałem połknąć leżące po przeciwnej stronie miasteczka Monte Colmo (1824 m. n.p.m.).

Edolo to miejscowość na styku dróg krajowych SS42 i SS39, która wielokrotnie „widziała” kolorowy peleton Giro d’Italia. Nie mogło być inaczej, skoro leży pomiędzy czterema przełęczami chętnie wykorzystywanymi przez ów wyścig. Na wschodzie jest Tonale, na północnym-wschodzie Gavia, na północy Mortirolo, zaś na zachodzie Aprica. Można się dziwić, iż znajomość tego miasteczka z „Corsa Rosa” niemal zawsze miała tylko przelotny charakter. Jak dotąd zaledwie raz zorganizowano tu etapowy finisz. Zakończył się tu przedostatni etap Giro z roku 1997, który wygrał Paweł Tonkow przed Ivanem Gottim i Wladimiro Bellim. Dla Rosjanina to zwycięstwo miało jednak słodko-gorzki smak, gdyż na Mortirolo nie zdołał urwać lidera i tym samym nie powtórzył swego wielkiego sukcesu z sezonu 1996. Monte Padrio czyli sąsiadka słynnego Mortirolo jak na razie nie pojawiła się na trasie Giro. Niemniej ja widziałem się z nią już dwa razy. Pierwszy raz w 2008 jadąc we wspomnianym Gran Fondo, kiedy to nie musiałem się nawet wspinać na tą górę. Wjechawszy na Passo del Mortirolo od strony Mazzo mieliśmy bowiem do przejechania kilkunastokilometrowy odcinek po płaskowyżu, a następnie zjazd przez Trivigno w kierunku Apriki. Sześć lat później zwiedzając Valtellinę wjechałem na tą górę od strony północnej, choć miałem już w nogach bardzo stromą Pra’ Campo (1709 m. n.p.m.). Według „cyclingcols” tamten podjazd pod Monte Padrio był nawet trudniejszy od tegorocznego. Wspinaczkę z roku 2014 rozpocząłem w Tirano i do pokonania w pionie miałem aż 1437 metrów. W sumie zaś do przejechania 19,6 kilometra o średnim nachyleniu 7,3%, zaś w jego dolnej połowie 5-kilometrowy segment o średniej 10,9% i max. 15%. Mój południowy podjazd miał mieć długość 17 kilometrów i przewyższenie „tylko” 1181 metrów, ale za to straszył stromizną na swym środkowym segmencie. Pomiędzy połową siódmego i szesnastego kilometra czyli na dystansie aż 9 kilometrów średnie nachylenie wynosi tu równo 10%, zaś chwilowe sięga 17-18%. Najtrudniejszy kilometr (piąty od końca) ma zaś średnio 12,9%.

Licząc podjazd od centrum Edolo miałem do przejechania następujące odcinki. Najpierw niemal płaski pierwszy kilometr. Potem luźne 5,3 kilometra o przeciętnej 3,9%. Oba na drodze SS39, z której należało zjechać nieopodal Lombro na wysokości 906 m. n.p.m. Następnie hardcorowy „środek” czyli 9,2 kilometra o średniej 9,8%, kończący się wjazdem na Valico di Baite Selena (1798 m. n.p.m.). Na zakończenie zaś łagodne 1,5 kilometra o nachyleniu 4,3%, po wspomnianym już płaskowyżu. Meta w anonimowym miejscu na Piana del Gobbo. Jako że prawdziwa Monte Padrio to pobliska góra wznosząca się na wysokość 2153 metrów n.p.m. w geologicznie strategicznym miejscu. To znaczy na styku płyt eurazjatyckiej i adriatyckiej (linea insubrica). Wspomniałem już, że pierwsze 6 kilometrów z hakiem miałem przejechać po drodze krajowej nr 39. To nic innego jak dolna część znanego z wielu edycji Giro wschodniego podjazdu do stacji turystycznej Aprica. Szlak wykorzystywany już choćby w latach 1939 i 1967, gdy na śmiałe ataki po różową koszulkę zdecydowali się Giovanni Valetti i Felice Gimondi. Jak również w roku 1962, gdy po etapowy sukces pognał Vittorio Adorni. Współcześnie podjazd ten wieńczy zazwyczaj górskie etapy ze słynnym podjazdem z Mazzo in Valtellina na Passo della Foppa (Mortirolo). Tą drogą po etapowe wiktorie zmierzali: Franco Chioccioli (1991), Gotti (1996), Roberto Heras (1999), Ivan Basso (2006), Michele Scarponi (2010) i w końcu Mikel Landa (2015). Gdy tuż przed dziesiątą ruszałem z centrum Edolo nie przypuszczałem, iż wrócę do tego miasteczka dopiero za pięć godzin. Owszem było pochmurno, lecz zarazem całkiem ciepło. Na starcie miałem 24 stopni. Najważniejsze jednak, że nie padało. Zacząłem dość spokojnie, wiedząc że pierwsze kilometry na SS39, z przejazdem przez Cortenedolo (4,6 km), to jedynie luźny wstęp do prawdziwej wspinaczki na Via Panoramica. Jadąc ze średnią prędkością około 18 km/h pokonałem ten „rozgrzewkowy” segment w 20 minut i 38 sekund.

Przejechawszy 6,3 kilometra wziąłem ostry zakręt w prawo. Pierwszy z szesnastu wiraży na kluczowym segmencie tego wzniesienia. Via Panoramica początkowo miała standardową szerokość i nie była przesadnie stroma. Na 900-metrowym dojeździe do Megno (7,1 km i 969 m. n.p.m.) średnie nachylenie wynosi tylko 7%. Kolejny sektor jest już trudniejszy, albowiem odcinek przed Doverio (8,5 km i 1112 m. n.p.m.) ma średnio 10,2%. Za Doverio droga stała się wąziutka, zaś na początku dziesiątego kilometra czekała mnie pierwsza ścianka ze stromizną zbliżoną do 20%. Niektóre znaki drogowe straszyły nawet nachyleniem aż 25%. Jednak uważam, że tak stromo na tej górze w żadnym miejscu nie było. No chyba, że po wewnętrznej stronie niektórych zakrętów. Mój licznik zanotował maxa na poziomie 18% i pewnie był bliższy prawdy. Najbardziej strome odcinki miały po 200-300 metrów długości, więc po minucie czy dwóch wzmożonego wysiłku, nachylenie wracało do akceptowalnego poziomu 10-12%. Kolejną ścianę pokonałem w okolicy Alpe Donase (10,2 km i 1306 m. n.p.m.). Z czasem zaczął siąpić deszcz. Na szczęście szosa była na ogół chropowata, więc nawet przy jeździe w pedałach tylne koło się nie ślizgało. Tu i ówdzie mijałem pojedyncze gospodarstwa czy też domy wakacyjne, zaś na wysokości około 1570 metrów n.p.m. wjechałem na pierwszy z czterech leśnych sektorów. W połowie piętnastego kilometra minąłem ostatnią osadę czyli Baite del Lago, po czym mając w nogach 15,3 kilometra wpadłem na drogę, która biegnie z przełęczy Foppa (Mortirolo) do wioski Trivigno. Dotarłem zatem do Valico di Baite Selena i wszelkie wspinaczkowe trudy miałem już za sobą. Ostatnie 1700 metrów po skręcie w lewo (na zachód) to już była pestka. Szkoda tylko, że opady z początkowej mżawki przerodziły się w regularny deszcz. Do najwyższego punktu drogi dotarłem w 1h 21:49 (avs. 12,5 km/h). Według stravy segment „Padrio, salita completa” o długości 9,07 km i przewyższeniu 900 metrów przejechałem w 55:11 (avs. 9,9 km/h z VAM 979 m/h).

Ten stromy podjazd okazał się wyzwaniem do ogarnięcia. Jednak w tej ulewie trudniej było z tej góry zjechać! Na razie ubrałem się cieplej i schowałem pod drzewem. Porozmawiałem sobie krótko z włoskim cyklistą, który podjechał tu z przeciwnej strony. Próbowałem przeczekać deszcz, ale nadaremnie. Po blisko 40 minutach na górze ruszyłem w stronę Edolo. Jednak już na finałowym falsopiano poczułem, że hamulce odmawiają współpracy. Cóż, zużyłem je nieco na 24 wcześniejszych zjazdach, a poza tym miałem też mokre obręcze. Powolutku dotarłem na Valico di Baite Selena, skąd dalszy zjazd był niemożliwy. Zdecydowałem się zatem na zejście. Wolałem nie ryzykować życia. Zapewne wypadłbym z drogi na pierwszym zakręcie. Spacer był zaś przydatną rozgrzewką, skoro temperatura otoczenia spadła do 10 stopni. Przeszedłem się z buta około 6-7 kilometrów. Dopiero za Doverio odważyłem się wskoczyć na rower. Gdy sturlałem się do SS39 obawiałem się jazdy po tej mokrej i ruchliwej drodze. Na szczęście Daniel przechwycił mnie już w Cortenedolo. Mój wspólnik tego dnia nie porwał się na Gavię. Przy tak kiepskiej pogodzie była to rozsądna decyzja. Podjechał za to Ponte di Legno na Passo del Tonale. Podjazd ten ma co najwyżej 13 kilometrów przy średniej 5,4%. Zastępcza wspinaczka była zatem nieporównanie łatwiejsza od planowanej, acz prowadziła w bardzo ciekawe miejsce. Tonale to przełęcz o przebogatej historii, także tej kolarskiej. Leży na granicy Lombardii i regionu Trentino-Alto Adige łącząc doliny Val Camonica i Val di Sole. Zarazem oddziela górskie grupy Ortles i Adamello. W dziejach Giro d’Italia przejeżdżano przez nią aż 28 razy. Pierwszy raz już w 1933 roku czyli na cztery lata przed pierwszą wizytą Giro w Dolomitach. Przy czym od lombardzkiej strony wspinano się tylko 5-krotnie. Ostatni raz w sezonie 2017, gdy premię górską wygrał tu Francuz Pierre Rolland. Wcześniej w roku 2010 roku podjazdem tym zakończył się etap wygrany przez Szwajcara Johanna Tschoppa. Nieco dłuższa i większa wspinaczka wschodnia również jeden raz posłużyła za etapowy finisz. Podczas Giro-1997, gdy na przełęczy tej triumfował Kolumbijczyk Jose Jaime „Chepe” Gonzalez.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/3913574799

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/3913574799

ZDJĘCIA

IMG_20200814_060

FILMY

VID_20200814_131855

VID_20200814_132910