banner daniela marszałka

Monte Colmo

Autor: admin o niedziela 16. sierpnia 2020

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Edolo (via Monte Colmo)

Wysokość: 1824 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1156 metrów

Długość: 12,6 kilometra

Średnie nachylenie: 9,2 %

Maksymalne nachylenie: 11,6 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Moim finałem miało być podwójne Mortirolo czyli pierwszy wjazd z Edolo i drugi z Grosio (Tiolo). Piątkowa pogoda pomieszała mi szyki, więc dokonałem korekt w swym programie zwiedzania. Zdecydowałem się nie wyjeżdżać poza Val Camonica i ostatecznie zakończyć tą wyprawę wspinaczką na Monte Colmo. W teorii nieco trudniejszą niż planowany podjazd na Passo della Foppa od strony Valtelliny. Niemniej o moich ostatnich trudach za chwilę. Najpierw słów kilka o wyczynie mego wspólnika. Daniel rozprawił się z Passo di Gavia (2621 m. n.p.m.), jedną z górskich legend Giro d’Italia. Trzecią pod względem wysokości kolarską górą Włoch (po Stelvio i Agnello). Zaczynając swą wspinaczkę w Ponte di Legno miał do przejechania 16,4 kilometra o średnim nachyleniu 8,1%. Ta przeciętna byłaby jeszcze większa, gdyby nie pierwsze 3 kilometry o umiarkowanym nachyleniu 5,2%. Na Gavii najtrudniejszy kilometr ma średnio 11,4%. Największa stromizna 14%. Natomiast na dwóch 3-kilometrowych odcinkach notujemy przeciętne 10% i 9,6%. Mój kolega miał do pokonania w pionie 1325 metrów. Mimo tych wszystkich liczb przełęcz ta była najłatwiejszym z pięciu gigantów jakie zaliczył na tym wyjeździe. Przynajmniej wedle wyliczeń autora strony „cyclingcols”. Zdaniem Michiela van Lonkhuyzena południowa Gavia warta jest 1120 punktów. Dla porównania południowa Spluga 1293, Montecampione 1241, południowe Stelvio 1190, zaś południowe San Marco 1156. Gavia zadebiutowała na Giro w roku 1960, gdy zdobył ją Imerio Massignan. Jednak defekty na zjeździe pozbawiły Włocha zwycięstwa etapowego. W Bormio triumfował wówczas Luksemburczyk Charly Gaul. Przełęcz ta wróciła na trasę „Corsa Rosa” dopiero w sezonie 1988 i stałą się sceną jeszcze bardziej dramatycznych wydarzeń. A to z uwagi na iście zimowe warunki pogodowe. Premię górską wygrał wtedy Holender Johan Van der Velde, etap jego rodak Erik Breukink, zaś Amerykanin Andy Hampsten odebrał koszulkę lidera Włochowi Franco Chiocciolemu.

Gavia w programie Giro była przewidziana 12-krotnie. Niemniej podobnie jak Stelvio nie zawsze okazywała się dostępna dla uczestników tego wyścigu. Odwołane zostały dwa górskie odcinki z zaplanowanym przejazdem przez tą przełęcz (w 1989 i 2013 roku). Zdobywano ją zatem 10 razy, acz zdobywców jest dziewięciu. Kolumbijczyk Jose Jaime Gonzalez wygrywał bowiem tą premię górską w latach 1999 i 2000. Kolarzom z Ameryki Łacińskiej wiodło się tu zresztą najlepiej. Oprócz wspomnianego „Chepe” jako pierwsi na Gavię wjeżdżali też jego rodacy: Hernan Buenahora (1996) i Eduardo Chalapud (2014), a także Meksykanin Julio Alberto Perez Cuapio (2008). Oprócz nich wygrywali zaś: Chorwat Vladimir Miholjević (2004), Bask Juan Miguel Garate (2006) oraz Szwajcar Johan Tschopp (2010). Ten ostatni jest zresztą jedynym zdobywcą Gavii, który sięgnął następnie po zwycięstwo etapowe. Helwet triumfował na Passo del Tonale, po tym jak jeden jedyny raz na Gavię wjechano od strony północnej. We wszystkich pozostałych przypadkach (także tych odwołanych) organizatorzy Giro wybierali podjazd południowy, a więc ten pokonany przez Daniela. Trzy etapy z południową Gavią zakończyły się w oddalonym o 25 kilometrów Bormio (1960, 1988 i 2000), zaś ten z edycji 2004 w pobliskiej stacji Bormio-2000. Na pozostałych przełęcz ta była umiejscowiona z dala od mety i nie miała większego wpływu na losy rywalizacji. Mam tu na myśli etapy do Apriki (1996, 1999 i 2006), Tirano (2008) i Val Martello (2014). Jak powiedział Owidiusz „finis coronat opus” czyli „koniec wieńczy dzieło”. Mój kompan na tej wyprawie w ciągu 15 dni zaliczył w sumie 26 premii górskich o łącznym przewyższeniu ponad 27.500 metrów. Swoją dwutygodniową „robotę” wykończył zaś w możliwie najlepszy sposób. To znaczy zdobywając dzień po dniu Stelvio i Gavię. Tydzień wcześniej w podobnym stylu rozstali się z górami Lombardii nasi koledzy z Gorzowa. Przy czym Krzysiek i Rafał pokonali Gavię w pakiecie z Mortirolo, zaś Stelvio zostawili sobie na niedzielny deser.

Moja ostatnia góra nie była równie spektakularna, acz zdecydowanie do lekkich nie należała. Monte Colmo czyli przeszło 12-kilometrowy podjazd wiodący drogą prywatną należącą do koncernu energetycznego ENEL prowadzi po zachodnim zboczu góry Monte Colmo (2288 m. n.p.m.) należącej do pasma Gruppo dell’Adamello. Pod względem średniego nachylenia była to najostrzejsza wspinaczka pośród wszystkich trzydziestu, które udało mi się zaliczyć od 1 sierpnia. Jednak co godne podkreślenia ten podjazd jest bardzo równy i nie ma przesadnych stromizn, gdyż maksymalna wynosi tu tylko 11,6%. Najtrudniejszy czyli dziesiąty kilometr ma średnio 10%, zaś wszystkie pozostałe (poza nieco łatwiejszym pierwszym) co najmniej 8%. Wspinaczka zaczyna się w pobliżu stacji benzynowej Eni (Agip), jakieś 600 metrów na południe od miejsca, z którego zaczynałem swój podjazd na Passo Carette. Po zjeździe z tej góry nie traciłem czasu i już o 12:42 zabrałem się do zmagań z Monte Colmo. Na szczęście mżawka ze szczytu poprzedniego wzniesienia nie przeszła w deszcz i po suchym zjeździe z Mortirolo zastałem w Edolo całkiem przyjemną pogodę. U podnóża swej drugiej góry miałem temperaturę 25 stopni. Jednym słowem ciepło, ale bez przesady. Zatem szczęśliwie jedynymi problemami były: zmęczenie po pierwszej wspinaczce i znacząca stromizna tej drugiej. Podjazd okazał się być bardzo kręty. Na stronie „massimoperlabici” naliczono tu aż 25 zakrętów (tornanti). Na wyjeździe z Edolo minąłem pierwszych sześć wiraży zanim zdążyłem przejechać 1,1 kilometra. Kolejny czekał na mnie kilkaset metrów dalej już na terenie Parco Regionale dell’Adamello. Potem miałem do przejechania kilometr z łąką po lewej i lasem po prawej stronie drogi. Następnie zakręty nr 8-10 położone blisko siebie. Natomiast za wirażem nr 11 drogę prowadzącą ku niewielkiemu zbiornikowi przy centrali hydroelektrycznej Enel di Edolo. Dwunasty zakręt znajdował się dopiero w połowie piątego kilometra. Kilometr za nim minąłem osadę Lares, zaś pod koniec szóstego kilometra równie niedużą Corti (1234 m. n.p.m.).

To był już niemal półmetek wzniesienia. Następnie pod koniec siódmego kilometra zostawiłem za sobą zjazd ku Ristoro al Bait. Jakieś 350 metrów wyżej nieopatrznie skręciłem w prawo, na jak się okazało ślepą drogę, przez co spędziłem około minutę poza szlakiem. Wróciwszy na właściwą ścieżkę na osiemnastym wirażu minąłem parking Predazzo (9,7 km). Z kolei na dziewiętnastym zostawiłem za plecami szutrową ścieżkę biegnącą ku Rifugio Malga Stain (1835 m. n.p.m.). Na wirażu nr 21 minąłem maszty telewizyjne, po czym napotkałem na swej drodze szlaban. Bez większego namysłu obszedłem go z lewej strony uznając, iż stanowi jedynie zakaz jazdy dla kierowców samochodów. Nie zamierzałem zatrzymywać się na wysokości 1640 metrów. Pojechałem dalej. Tuż za zakrętem nr 24 wjechałem do tunelu, który szczęśliwie nie był zbyt długi. Liczył sobie ledwie 120 metrów, więc wkrótce wyjechałem na światło dzienne i po prawej ręce miałem całkiem ładne widoki. Następnie po pokonaniu krótkiej galerii musiałem przejechać tunel znacznie dłuższy, bo aż 440-metrowy i do tego zakręcający. To był zarazem ostatni czyli 25. wiraż tego wzniesienia. Nieco światła dawały tu cztery „okna”. Jednak w sposób dostateczny oświetlały one tylko pierwszą część owej przeprawy. Pozostały fragment był ciemny i w dodatku z mokrą nawierzchnią drogi. Za zakrętem w oddali tliło się światło, ale nie dość mocne by powiedzieć mi co mam przed przednim kołem. Dlatego zszedłem z roweru i przez kilkadziesiąt sekund szedłem „z buta”. Po wyjeździe z ciemnej otchłani dokończyłem wspinaczkę. Jako rzecze „strava” segment o długości 12,47 kilometra przejechałem w 1h 11:16 (avs. 10,5 km/h z VAM 971 m/h). Gdybym odliczył fragment pokonany na piechotę i ten wcześniejszy poza właściwą trasą wyszedłby mi VAM na poziomie około 990 m/h. Szczyt drogi na Monte Colmo nie był może metą szczególnej urody, ale przynajmniej oferował ładne widoki. Tak na zachód w kierunku Edolo i Passo dell’Aprica, jak również na północ ku Monno i Passo del Mortirolo. Do Edolo zjechałem tuż przed piętnastą, zaś z Danielem spotkałem się pod supermarketem sieci U2.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/3923057310

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/3923057310

ZDJĘCIA

IMG_20200816_063

FILM

VID_20200816_140239