banner daniela marszałka

Greolieres-les-Neiges

Autor: admin o niedziela 6. września 2020

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Pont du Loup (D2210 -> D6)

Wysokość: 1402 metry n.p.m.

Przewyższenie: 1207 metrów

Długość: 31,6 kilometra

Średnie nachylenie: 3,8 %

Maksymalne nachylenie: 9,7 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Alpy Nadmorskie i Lazurowe Wybrzeże te dwie nazwy są synonimem turystycznego jak i ściślej kolarskiego raju. Nie bez racji wielu asów światowego peletonu na swe miejsce zamieszkania oraz bazę treningową obrało okolice Nicei. Dla nas mieszkańców Trójmiasta wycieczka do tej cudownej krainy oznaczała konieczność odbycia około 20-godzinnej podróży samochodem. Akurat tym razem najkrótsza trasa do Francji wiodła przez Italię, a nie w poprzek Niemiec. Aby odrobinę zaoszczędzić odpuściliśmy sobie jednak przejazd przez Szwajcarię i do Włoch wjechaliśmy tradycyjnym szlakiem przez przełęcz Brenner. Transfer przebiegł sprawnie i nieszczególnie męcząco, acz nie obyło się bez paru przygód. Po pierwsze zrobiłem sobie dwa niepotrzebne zdjęcia na niemieckiej autostradzie mknąc przez Brandenburgię. Po drugie na włoskiej A21 pod Piacenzą „zaatakowała” nas pęknięta opona z jadącego przed nami auta. Najwięcej nerwów kosztowała nas jednak sama końcówka, gdy po przejechaniu przeszło 2000 kilometrów zatrzymaliśmy się w Gattierres na szybkie zakupy w miejscowym sklepie. Niespodziewanie nasz samochód zaniemógł i za żadne skarby nie chciał odpalić. Czyżby na kilka kilometrów przed celem się zepsuł, nie wytrzymując trudów długiej jazdy, na ogół w upalnej temperaturze? Adrianowa Honda podobnie jak moja Kia też była już „nastolatką”, ale o trzykrotnie mniejszym przebiegu od mojej maszyny. Mieliśmy więc nadzieję, że nie będzie sprawiać kłopotów. W naszych głowach kłębiły się różne czarne wizje co do ewentualnych kosztów naprawy jak i problemów z realizacją zakreślonego sobie planu zwiedzania. Radami służył nam przez telefon kolega Przemek. Ostatecznie wybawił nas z kłopotów pewien Francuz będący tu na wakacjach z rodziną. Ów „Samarytanin” okazał się być mechanikiem samochodowym. Podłączył swój sprzęt do naszego auta i orzekł, iż to zepsuta klimatyzacja odłącza nam się silnik. Wedle jego zapewnień rezygnując z „klimy” mogliśmy mieć nadal do naszych usług. Tak też zrobiliśmy i faktycznie przez kolejne dwa tygodnie nasz „wóz techniczny” sprawował się już bez zarzutu.

Po tej przygodzie z przeszło godzinnym poślizgiem dotarliśmy do Le Broc. Średniowiecznej i bardzo klimatycznej wioski położonej na prawym brzegu rzeki Var. W zasadzie zaś czterysta metrów ponad jej doliną, gdyż naszą podróż musieliśmy zakończyć 8,5 kilometrowym podjazdem lokalną drogą M1. Miejscowość ta okazała się całkiem przyjemnym miejscem do spędzenia najbliższych kilku dni. Jednym problemem było codzienne szukanie wolnego miejsca do zaparkowania samochodu. Nasi gospodarze z „Chez Marc & Domi cœur du village” okazali się bardzo sympatycznymi i pomocnymi ludźmi. Zamieszkaliśmy w małym apartamencie na II piętrze domostwa, pozostawiając swe rowery i inne gadżety w obszernej piwnicy. Pan Domu koniecznie chciał uraczyć nas prowansalskim winem i nie nauczyć języka francuskiego. Na studiowanie czasu jednak nie mieliśmy, bowiem kolejne dni od rana do późnego popołudnia wypełniały nam samochodowe transfery i obowiązkowo dwa kolarskie odcinki specjalne. Na sam początek wybrałem nam podjazdy stosunkowo łatwe. Biorąc pod uwagę wspinaczkową klasę Adriana jak i moją kondycję po dwóch tygodniach spędzonych w Lombardii taki wybór wcale nie był koniecznością. Niemniej uznałem, iż skoro jest możliwość to lepiej stopniowo dostrajać się do poważniejszych wyzwań. Dlatego też na trasie naszego pierwszego etapu pojawiły się podjazdy do stacji narciarskiej Greolieres-les-Neiges oraz przełęcz Col de Vence. To pierwsze wzniesienie bardzo długie, lecz przynajmniej pozornie wielce łagodne. W skrócie przeszło 31 kilometrów długości, lecz o średnim nachyleniu niespełna 4%. Oczywiście jak to zwykle bywa w przypadku tego rodzaju maratońskich wspinaczek stromizna na owym niebagatelnym dystansie była zmienna, zaś cały podjazd składał się zarówno z segmentów wymagających jak i tych niemal płaskich. W przypadku Greolieres warto wyróżnić trzy sektory. Pierwsze 5 kilometrów o przeciętnej 5,1%, potem 9 kilometrów (od 9 do 18) o średniej 5,8% i w końcu 3-kilometrowy odcinek ze stromizną 7% zaczynający się po przejechaniu 22 kilometrów.

Ostatnie siedem kilometrów tego wzniesienia to już łatwizna czyli najpierw odrobina terenu falsopiano, a potem krótki zjazd i płaski odcinek dojazdowy do stacji. Greolieres-les-Neiges to ośrodek narciarski powstały w roku 1962 na terenie Massif du Cheiron. Najwyższy szczyt tego masywu sięga wysokości 1778 metrów n.p.m. i jest najwyższą górą w okręgu Grasse. Ten położony na rozległym płaskowyżu ośrodek służy zarówno do uprawiania narciarstwa alpejskiego jak i klasycznego. Fani zimowego szusowania znajdą tu 26 stoków o łącznej długości 30 kilometrów, zaś miłośnicy biegów narciarskich 6 tras o takim samym ogólnym dystansie. Chcąc dostać się do podnóża tego podjazdu po wyjeździe z Le Broc musieliśmy pokonać 34 kilometry w kierunku zachodnim, w dużej mierze jadąc drogą departamentalną D2210. Na tym szlaku minęliśmy miasteczko Vence, w którym mieliśmy się zatrzymać na dłużej przed wypadem na naszą drugą premię górską. Wspinaczkę do Greolieres chcieliśmy zacząć z możliwie najniższego punktu czyli mostu nad rzeczką Le Loup. Niestety niewielki parking znajdujący się w tym miejscu był już zapełniony do granic swej pojemności. Musieliśmy zatem poszukać dogodnego miejsca nieco wyżej. Znaleźliśmy je 700 metrów dalej w zacienionej zatoczce, na poboczu drogi D6. Tym samym całą zabawę zaczęliśmy od krótkiego zjazdu do miasteczka, zaś podjazd kilka minut przed wpół do dwunastą przy temperaturze 28 stopni. Tylko pierwsze 300 metrów mieliśmy do przejechania na wspomnianej szosie D2210 znanej też jako Route de Grasse. Na skrzyżowaniu trzeba było skręcić ostro w lewo i wybrać biegnącą na północ drogę D6. Szybko odczułem co czekać mnie przez najbliższe dwa tygodnie. Adrian od wspomnianego zakrętu ruszył ostro, by nie powiedzieć bardzo szybko. Czułem się dobrze i też chciałem jechać mocno, lecz by „nie przegrzać swego silnika” musiałem niemal od razu puścić jego tylne koło i opracować tempo dostosowane do własnych możliwości.

Droga początkowo prowadziła wzdłuż lewego brzegu Le Loup. Najpierw przez teren zalesiony, zaś potem kanionem z wysoką skalną ścianą po prawej stronie. W połowie czwartego kilometra minąłem wodospad Cascade de Courmes, przy którym na dłużej zatrzymałem się w trakcie zjazdu. Niebawem trzeba było przejechać na prawy brzeg rzeki i na początku piątego kilometra minąć oblegany przez turystów parking przy Saut du Loup. Jadąc dalej na północ po około 6 kilometrach pokonanych w niespełna 18 minut dotarłem do osady Bramafan. Tu szlak znów przeszedł na prawą stronę doliny, zaś nachylenie spadło. Wjechałem na drogę D3, która do połowy dziesiątego kilometra wznosiła się łagodnie. Potem odbiła mocniej w górę ku wiosce Le Tourounet, prowadzącym wzdłuż potoku La Garniere. Niespodziewanie po 11 kilometrach dogoniłem Adriana. Niemniej tylko dlatego, że na około minutę zatrzymał go „korek” związany z ruchem wahadłowym wprowadzonym przy wjeździe na drogę D2. Po restarcie szybko się rozstaliśmy, gdyż wolałem jechać własnym tempem. Na dojeździe do Greolieres (13,6 km) nachylenie było solidne, zaś na wylocie z tego miasteczka trafiła się chwila zjazdu. Jechaliśmy już ponad 40 minut, a to nie był jeszcze półmetek tego wzniesienia. Pod koniec piętnastego kilometra na jednym z wiraży minąłem ruiny Chateau de Hautes Greolieres. Na początku siedemnastego zaczął się najbardziej efektowny około półtorakilometrowy fragment podjazdu. Na tym odcinku szosa biegła po półce skalnej, trzykrotnie przeciskając się pod zboczem góry za sprawą krótkich tuneli. Potem na Pas de Tout Vent (17,7 km) droga skręciła w kierunku północnym. Do końca dziewiętnastego kilometra nachylenie było łagodne, zaś na kolejnych dwóch kilometrach było wręcz płasko. Po przebyciu 20,6 kilometra na rondzie trzeba było odbić w prawo i tym samym zjechać z traktu D2. Do celu pozostało mi jeszcze 11 kilometrów. Wszystko do przejechania na drodze D802.

Pierwsze 500 metrów luźne, ale tylko do łuku, na którym szosa skręciła w kierunku wschodnim. W tym miejscu zaczął się najtrudniejszy fragment całego wzniesienia. Przeszło 3-kilometrowy odcinek z czterema serpentynami. Droga pięła się teraz z nachyleniem sięgającym 9%, więc łatwo nie było. Szczególnie że mieliśmy już za sobą przeszło godzinę wspinaczki w całkiem żwawym rytmie. Dopiero w połowie 25. kilometra mogłem odetchnąć. Potem jeszcze tylko pod koniec 28. trzeba się było na chwilę zmobilizować. Dalej był już tylko półkilometrowy zjazd i blisko 3-kilometrowy finisz po płaskim terenie ku mecie, za którą obaj uznaliśmy rondo z widokiem na lokal gastronomiczny Le Chalet du Parc. Teoretycznie można było pojechać jeszcze ciut dalej ślepą dróżką Route de Pivoines, ale nie miało to większego znaczenia. We wspomnianej restauracji zrobiliśmy sobie wielce pożądaną strefę bufetu. Troszkę się rozleniwiliśmy spędzając w tym miejscu aż 50 minut. Pierwszy górski test na francuskiej ziemi wypadł dla mnie pomyślnie. Według stravy segment o długości 31,17 kilometra zaczynający się wjazdem na drogę D6 przejechałem w 1h 28:07, co daje mi piąte miejsce na 68 dotychczas sklasyfikowanych tu osób. Byłoby czwarte gdyby nie wymuszony okolicznościami postój lub też szóste jeśliby ów program odnotował wynik Adriana. Do swego kompana straciłem tylko półtorej minuty. Podjazd wytrzymałem bardzo dobrze. Nawet lepiej niż mogłem zakładać. Rzeczone trzy kilometry w końcówce wzniesienia przejechałem w 12:13 (avs. 16,1 km/h) z VAM na poziomie 1098 m/h. O dziwo nadrobiłem tam nawet 16 sekund nad „liderem”. Za to prędkość pionowa z całej góry wyszła skromna. To znaczy 839 m/h, ale nie mogło być inaczej biorąc pod uwagę znikome średnie nachylenie i de facto płaski finał tego podjazdu. Tenże z metą w stacji narciarskiej położonej na rozległym płaskowyżu i końcem trasy poniżej jej najwyższego punktu przypomniał mi katalońską wspinaczkę na Pla de Beret z czerwca 2016 roku.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/4022666431

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/4022666431

ZDJĘCIA

IMG_20200906_060

FILM