Rocca Calascio
Autor: admin o sobota 28. września 2024
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: inizio SP98
Wysokość: 1389 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 1016 metrów
Długość: 16,9 kilometra
Średnie nachylenie: 6 %
Maksymalne nachylenie: 9 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
Jednym z najważniejszych punktów tej wyprawy miał być dla mnie ponowny wjazd na Blockhaus. Tym razem szlakiem przez Roccamorice, gdyż przed dziesięcioma laty pokonałem drogę ze Scafy przez Lettomanopello i Passo Lanciano. Jednak gdy nadszedł czas realizacji owych planów wiedziałem już, iż w tym roku muszę odpuścić. Powolutku wychodziłem z choroby, która dosięgła mnie na samym początku naszej wycieczki. Piątkowa reaktywacja pokazała, że coś tam mogę już kręcić. Niemniej było zdecydowanie za wcześnie na to bym zmierzył się z takim gigantem jak ta legendarna góra w Parku Narodowym Majella. Przeszło 30-kilometrowy zachodni podjazd pod Blockhaus w tym dniu byłby dla mnie zbyt wielkim wyzwaniem. To drugie pod względem wysokości kolarskie wzniesienie Apeninów ma kolosalne przewyższenie. Trzeba tu zrobić w pionie przeszło 2000 metrów, zatem więcej niż na alpejskich gigantach takich jak: Stelvio, Gavia czy Gran San Bernardo! To bez dwóch zdań góra najwyższej kategorii. Rzec można nawet, że to podjazd w rozmiarze nie XL, lecz XXL. Tymczasem ja byłem gotów co najwyżej na spotkanie z górką pierwszej kategorii. Dlatego to ambitne zadanie pozostawiłem do wykonania Mateuszowi. Samu zaś udałem się do poznanej dzień wcześniej Ofeny by stamtąd zaatakować kolejną premię górską na obrzeżach Campo Imperatore. Tym razem miał nią być blisko 17-kilometrowy podjazd do wioski Rocca Calascio. Góra o przewyższeniu nieco ponad 1000 metrów, a zatem dwa razy mniejsza niż Blockhaus.
Matteo na spotkanie z legendą Giro d’Italia ruszył tuż przed godziną jedenastą, prosto z naszej bazy pod Abbateggio. Najwyraźniej do tej ciężkiej przeprawy potrzebował duchowego wsparcia, albowiem przed skierowaniem się w góry pognał do Santuario del Volto Santo w niedalekim Manopello by obejrzeć całun z twarzą Chrystusa uważany za oryginał chusty św. Weroniki. Po blisko 15 kilometrach kręcenia u podnóża góry w końcu wbił na drogę do Lettomanopello i z poziomu 270 metrów n.p.m. zaczął swoją przeszło 23-kilometrową wspinaczkę pod Blockhaus. Na tym dystansie miał do zrobienia blisko 1800 metrów w pionie. Po dwóch i pół godzinach walki dopiął celu, po czym w Rifugio Bruno Pomilio świętował swe zwycięstwo wraz z piątką Włochów, których uprzednio wyprzedził w dolnej części podjazdu. Ja ruszyłem na szosę dopiero kwadrans po dwunastej. Podobnie jak w piątek przejażdżkę zacząłem od 4-kilometrowego zjazdu po drodze SR602 do jej styku z szosą SP98 delle Vigne. Czekał mnie podjazd o 10 kilometrów krótszy niż dzień wcześniej, ale już o całkiem solidnym średnim nachyleniu i przez to nieco wyżej oceniony na stronie „cyclingcols” niż Valico Capo la Serra. Rocca w przeciwieństwie do Blockhausu nigdy nie gościła uczestników Giro. Niemniej większa część mojego podjazdu przynajmniej trzy razy została użyta na wyścigu Dookoła Włoch. Najpierw w roku 1980 gdy peleton „La Corsa Rosa” poprzez usytuowaną na wysokości około 1200 metrów n.p.m. wioskę Calascio zmierzał ku premii górskiej na Capo la Serra. Ostatnimi czasy w latach 2018 i 2023 gdy te same 13 kilometrów z hakiem stanowiło pierwszą tercję maratońskich podjazdów ku mecie na Campo Imperatore.
Tym razem miałem się wspinać w kierunku północno-zachodnim, więc musiałem się liczyć ze pewną dawką przeciwnego wiatru. Wstępny odcinek o długości 1200 metrów był stosunkowo luźny. Niemniej gdy tylko droga skręciła bardziej na północ nachylenie podjazdu wyraźnie wzrosło, by przez kolejne 12,5 kilometra niemal cały czas trzymać na poziomie od 6 do 7,5%. Na tym długim dystansie tylko 2 z 25 półkilometrowych segmentów stawiały niższe wymagania. Z drugiej jednak strony maksymalna stromizna nie porażała sięgając tylko 9%. Nawierzchnia podjazdu była dobra. Temperatura wysoka. Cały czas w przedziale od 24 do 29 stopni. Gdybym tylko był zdrowy na takim regularnym. owszem wymagającym, acz nieprzesadnie trudnym wzniesieniu mógłbym sobie zrobić test swoich tegorocznych możliwości. Tymczasem w zaistniałej sytuacji celem było tylko zaliczenie owej premii górskiej w równym tempie, bez kondycyjnych problemów po drodze. Już pod koniec drugiego kilometra, a zatem znacznie szybciej niż w piątek wjechałem na teren Parco Nazionale del Gran Sasso e Monti della Laga. W połowie trzeciego kilometra zaliczyłem pierwszy z tuzina wiraży jakie napotkałem do połowy ósmego kilometra drogi SP98. Na czwartym kilometrze minąłem osadę Colonia Frasca. W połowie piątego wjechałem już teren gminy Calascio, ale do mety było jeszcze daleko. Efektowna seria górskich zakrętów skończyła się pod koniec ósmego kilometra. W tym miejscu na późniejszym zjeździe uwieczniłem tutejsze serpentyny. Odtąd szosa biegła już wyraźniej na zachód, by po niespełna trzech kilometrach doprowadzić mnie do drogi SP8.
Mając w nogach 10,3 kilometra podjazdu wpadłem zatem na prowincjonalną „ósemkę” nieco powyżej wioski Castelvecchio Calvisio. Na niej miałem do przejechania przeszło 3-kilometrowy odcinek. Początkowo niezbyt wymagający, lecz na kolejnych 2 kilometrach już całkiem solidny, bo o średniej 7,1%. Pod koniec trzynastego kilometra miałem już przed oczyma Calascio w całej jej okazałości. Na wysokości wioski pojechałem prosto zostawiając po lewej ręce centrum tej miejscowości jak i używany na Giro szlak do Santo Stefano di Sessanio. Na krótką chwilę wpadłem na drogę SP7, która z wioski św. Stefana wiedzie do Castel del Monte. Niemniej już na wysokości 1215 metrów n.p.m. musiałem się z nią rozstać by skręcić w lewo i wjechać na wąziutką szosę prowadzącą do Rocca Calascio. Zostały mi do pokonania 3 kilometry o średnim nachyleniu 5,5%. Byłem ciekaw w jakim tempie jestem w stanie pokonać ten finałowy odcinek. Starałem się dość szybko, aby nie wypaść słabo na tle wczorajszego wyniku Mateusza. Jak się okazało pokonałem tą końcówkę w 12:05 jadąc ze średnią prędkością 14,5 km/h. Mój kompan dzień wcześniej uzyskał tu czas 11:50. Przy czym ja w sobotę jechałem „na świeżaka”, a on w piątek miał już w nogach ponad 60 kilometrów, w tym cały podjazd pod Valico Capo la Serra. Na półtora kilometra przed finałem po raz pierwszy ujrzałem w oddali znajome mi ruiny Castello di Rocca Calascio. Swoją wspinaczkę zakończyłem po 1h 08:36 zatrzymując się na wybrukowanym Piazza delle Chiesa. Po długim zjeździe czekał mnie jeszcze niewielki podjazd do samochodu, a potem powrót w rejon Roccamorice by odebrać Mateusza przed dłuższym transferem do naszej kolejnej bazy noclegowej. Następne dwie noce mieliśmy spędzić nieopodal Terni, a zatem już terenie regionu Umbria.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/12523426947
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/12523426947
BLOCKHAUS by MATTEO
https://www.strava.com/activities/activities/12524076620
ZDJĘCIA
FILM