banner daniela marszałka

Archiwum dla lipiec, 2023

Cusie (Val Malvaglia)

Autor: admin o 2. lipca 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Malvaglia

Wysokość: 1654 metry n.p.m.

Przewyższenie: 1273 metry

Długość: 18,2 kilometra

Średnie nachylenie: 7 %

Maksymalne nachylenie: 12,5 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W niedzielę raz jeszcze pojechałem do Valle di Blenio. Na dobrą sprawę gdybym chciał zaliczyć wszystkie godne uwagi podjazdy w tej dolinie to musiałbym się do niej wybrać co najmniej trzykrotnie. Na oku miałem bowiem sześć czy nawet siedem wspinaczek w dystrykcie Blenio. Niestety za mało czasu by je wszystkie wykonać. Tym bardziej, że straciliśmy cały piątek z powodu deszczowej pogody. Przy tym Piotrek miał jeszcze własne pomysły dotyczące górskich szos w lombardzkich prowincjach Como i Lecco. Z tego powodu tak samo jak w czwartek ruszyłem do Szwajcarii na solo. Natomiast mój kompan o poranku wyrwał z domu by zdążyć na możliwie najwcześniejszy prom z Menaggio do Varenny. Tym razem plany związane ze wschodnim brzegiem Lago di Como miał znacznie ambitniejsze. Dlatego też gościnne progi Villa Caterina opuścił już parę minut przed ósmą. Zasadnicza część siódmego etapu w wykonaniu Piotra była przeszło 70-kilometrową rundą z dwoma solidnymi wzniesieniami. Pietro zaliczył zatem najpierw wspinaczkę z Varenny przez Esino Lario na Passo di Agueglio (1158 m. n.p.m.). Potem przez Parlasco i Pennaso zjechał w rejon Taceno. Stamtąd zaś niejako od wschodu zaatakował Alpe di Giumello (1548 m. n.p.m.). Ten pierwszy podjazd to było 17,5 kilometra z przeciętną 5,4%, zaś drugi liczył 14 kilometrów ze średnią 8%. Swoją rundę domknął zjazdem do Bellano i płaskim odcinkiem do Varenny. Raz jeszcze wsiadł na prom by wrócić do Menaggio. Po czym znaną sobie 10-kilometrową trasę dojechał do naszej bazy noclegowej. W sumie przejechał tego dnia 93 kilometry z przewyższeniem 2467 metrów w tempie 22,7 km/h.

Gdy zobaczyłem tą trasę to uśmiechnąłem się w duchu. Wszystkie wspomniane nazwy były mi dobrze znane. Przede wszystkim z sierpnia 2020 roku. Zaliczyłem wtedy obie premie górskie wybrane przez mego przyjaciela, ale wjechałem na nie innymi szlakami. Swoje wspinaczki na Agueglio oraz Giumello zaczynałem bowiem w Bellano, z dwóch różnych punktów tego miasteczka. Odwiedziłem też wtedy Varennę, ale by wjechać z niej na Valico di Moncodeno. Natomiast rok później podczas wakacji z Iwoną wpadłem jeszcze do Taceno, by z niego wyprawić się na Alpe di Paglio. Jak widać góry wokół Lago di Como dają sporo alternatywnych możliwości. Układając trasy w tej okolicy można zatem nieźle pokombinować. Ja jadąc do Valle di Blenio również miałem kilka opcji do wyboru. Jedno nie ulegało wątpliwości. Na pierwszy rzut pójdzie przeszło 18-kilometrowy podjazd przez całą Val Malvaglia aż po osadę Cusie. Natomiast do roli mojej drugiej premii górskiej „kandydowały” aż cztery wzniesienia. Wspomnę o nich w kolejnym odcinku mego pamiętnika z podróży. Gdy Piotr rozkoszował się porannym rejsem po wodach Lago di Como, ja po raz siódmy już wkraczałem do Szwajcarii jadąc drogą krajową nr 340 wzdłuż jeziora Lugano. Tym razem do przejechania samochodem miałem 70 kilometrów. Tą samą trasą co w sobotę, lecz z wcześniejszym przystankiem. Raptem siedem kilometrów za Biaską. Celem tego transferu była Malvaglia. To miejscowość na lewym brzegu rzeki Brenno, będąca siedzibą władz utworzonej w roku 2012 gminy Serravalle. Po dojechaniu na miejsce zostawiłem samochód na parkingu przy kościele pod wezwaniem św. Marcina z Tours.

Dzięki lustracji profilu z „cyclingcols” oraz lekturze opisu w „massimoperlabici” dobrze wiedziałem jakiej klasy wzniesienie mam przed sobą. Długi podjazd ze średnim nachyleniem około 7%. Nieco zaniżonym za sprawą trzech przerw we wspinaczce. Jeśli chodzi o półkilometrowe segmenty czekały na mnie dwie „dziesiątki” i sześć „dziewiątek”. W sumie zaś 5,5 kilometra ze stromizną na poziomie co najmniej 10% oraz najsztywniejszy cały kilometr z wartością 10,1%. Do tego najtrudniejszej przeprawy mogłem spodziewać na ostatnich pięciu kilometrach. Ale po kolei. Najpierw 3,4 kilometra ze średnią 7,7% na dojeździe do bocznej dolinki Val Pontirone. Następnie 5,2 kilometra z przeciętną 7,1% kończące się przy zaporze na Bacino di Val Malvaglia. Wzdłuż jeziorka najdłuższa pauza czyli wpierw falsopiano, a dalej nawet łagodny zjazd. Potem 2,9 kilometra ze średnią 7,5% na dojeździe do Dandrio. Chwilka zjazdu i na deser ciężki finał czyli 4,9 kilometra o wartości 9%. W sumie do pokonania w pionie miałem tu 1315 metrów wliczając odzyski po mini-zjazdach. Z placu przed kościołem wyjechałem o 10:10. O tej porze było ciepło i pogodnie. Jednak na razie jeszcze upał mi groził. Aby dojechać do podnóża wzniesienia przejechałem 750 metrów po Via Orino. Płaskiej ulicy biegnącej niemal równolegle do drogi nr 416 łączącej Biaskę z Passo Lucomagno. Start podjazdu był dobrze oznaczony, więc nie mogłem go przegapić. Nachylenie wzniesienia od początku poważne. Dróżka na tyle wąska, że samochody mijają się tu wykorzystując przygotowane w tym celu zatoczki. Dolny sektor kręty. Do połowy czwartego kilometra zaliczyłem pięć wiraży. Na ostatnim z nich mogłem pojechać prosto i wybrać „konkurencyjną” Val Pontirone. Dolinę z dwoma sztywnymi podjazdami, o których będzie jeszcze okazja wspomnieć.

Tym niemniej wierny swemu pomysłowi skręciłem w lewo. Na początku piątego kilometra droga zbliżyła się do potoku Orino by następnie biec wysoko ponad jego lewym brzegiem. Pod koniec piątego kilometra musiałem pokonać mroczny tunel o długości 150 metrów. Nieoświetlony i co gorsza skręcający, więc wylot nie od razu stał się widoczny. Kolejne 2,5 kilometra przebyłem w terenie zalesionym i niezamieszkanym. Jeśli nie liczyć paru chałup przy osadzie Cane. W połowie ósmego kilometra niemal otarłem się o powstałą w 1959 roku Diga della Val Malvaglia. To tama łukowa wysoka na 92 metry. Kilometr dalej byłem już powyżej jej korony. Na późniejszym zjeździe stanąłem w tym miejscu by przyjrzeć się szmaragdowym wodom jeziorka zasilającego elektrownię Biasca. Tymczasem mogłem tu nieco odsapnąć. Podjazd odżył w połowie jedenastego kilometra, po czym na odcinku między Madrą a Dandrio stał się naprawdę wymagający. W tej drugiej miejscowości minąłem karczmę powstałą w budynku dawnej podstawówki. Wkrótce po 300-metrowym zjeździe przejechałem na zachodnią stronę doliny. Tu rozpocząłem najtrudniejszy fragment wzniesienia. Najpierw półtora kilometra w kierunku południowo-zachodnim, aż po zakręt w Anzano. Potem już ciągle na północ. Nieco zacieniony odcinek powyżej Arbi. Po prawej ręce ładne widoczki na „trzytysięczniki” z pasma Adula. W połowie osiemnastego kilometra osada Rossin, zaś tuż za nią ostatni (szesnasty) wiraż na trasie. Potem już tylko rozjazd. W lewo krótki asfalt do Alpe Rossino, zaś prosto szutrowa droga przez Cusie. Zatrzymałem się przy pierwszych jej domach uznając zadanie za wykonane. Niemniej dotrzeć nią można do parkingu na wysokości 1709 m. n.p.m. Według stravy do swej mety dobiłem w czasie 1h 23:17 (avs. 13 km/h) z VAM 947 m/h obliczonym na bazie przewyższenia brutto.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9375895428

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9375895428

PASSO AGUEGLIO & ALPE GIUMELLO by PIETRO

https://www.strava.com/activities/9374265260

ZDJĘCIA

Cusie_01

FILM

Napisany w 2023a_Ticino & Lombardia | Możliwość komentowania Cusie (Val Malvaglia) została wyłączona

Passo del Lucomagno

Autor: admin o 1. lipca 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: bivio Campo Blenio

Wysokość: 1920 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 963 metry

Długość: 17,5 kilometra

Średnie nachylenie: 5,5 %

Maksymalne nachylenie: 9 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Ciężko było porzucić taki górski amfiteatr jak Pian Geirett. Zabawiliśmy tam dłużej minut niż na innych naszych metach. Piotr dotarł tam wcześniej, więc jako pierwszy ruszył też w dół. Na zjeździe nie tylko jechał szybciej, ale przede wszystkim w ogóle się nie zatrzymywał. Mimo, że zjechał do samego Olivone i tak zaczął drugi z sobotnich podjazdów 20 minut przede mną. Ja w swoim stylu zrobiłem mnóstwo zdjęć i zatrzymałem się przy Relais Lucomagno, nie mając zamiaru powtarzać wstępnego odcinka obu wzniesień. Zadowolony ze zdobycia pierwszej ciężkiej góry, miałem nadzieję że na drugą też starczy mi sił. Czekał mnie podjazd długi, lecz w teorii niezbyt wymagający. Mający umiarkowane średnie nachylenie, a przy tym bez żadnych znaczących stromizn po drodze. Lucomagno to przełęcz pogranicza językowego. Stąd jej trzy nazwy. Oprócz włoskiej w użyciu jest niemiecka Lukmanierpass oraz reto-romańska Cuolm Lucmagn. Leży ona na granicy Ticino z Gryzonią (niem. Graubunden, rom. Grischun). Oddziela masywy San Gottardo (na zachodzie) i Adula (na wschodzie). Oba należącące do Alp Lepontyńskich. Przeprawa ta łączy gryzońską dolinę Val Medel w regionie Surselva z Valle Santa Maria. Północno-zachodnia odnoga Val di Blenio zawdzięcza swą alternatywną nazwę pobliskiemu jezioru Lai da Santga Maria. We wczesnym średniowieczu przełęcz ta była głównym szlakiem komunikacyjnym pomiędzy Doliną Renu a Niziną Padańską. Począwszy od XIII wieku zaczęła jednak tracić na znaczeniu, gdy otwarto połączenie handlowe przez położoną nieco dalej na zachód Passo del San Gottardo. Współczesną drogę przez Lucomagno oddano do użytku w roku 1876. Zasadniczo przejezdna jest cały rok, acz zimą tylko do godziny osiemnastej. Bywa też zamykana w okresach gorszej pogody.

Lukmanier jest przeprawą bardzo chętnie wykorzystywaną przez organizatorów wyścigu Dookoła Szwajcarii. Można powiedzieć, że walczy o miano najpopularniejszej premii górskiej Tour de Suisse ze swą słynniejszą sąsiadką. W tym momencie Sankt Gotthardpass jest na prowadzeniu, gdyż peleton TdS minął ją już 43 razy. Z Cuolm Lucmagn skorzystano 38-krotnie. Zadebiutowała w 1936 roku podczas czwartej edycji tej imprezy. Pierwszym jej zdobywcą został Włoch Augusto Introzzi, który zarazem wygrał etap prowadzący z Davos do Lugano. Niemniej wtedy podjeżdżano z Disentis (rom. Muster) czyli od północnej strony. Dopiero przy czwartej okazji w roku 1955 wsadzono do programu TdS nasz południowy podjazd. Na odcinku z Locarno do Bad Ragaz premię górską wygrał tu pochodzący z Majorki Antonio Gelabert. Warto zaznaczyć, iż w historii Schweiz Rundfahrt były aż cztery edycje gdy z przejazdu przez tą przełęcz skorzystano dwukrotnie, zapewne po razie od każdej ze stron. Stało się tak w latach 1982, 1983, 2006 i ostatnio w 2021 roku. Kiedy to na szóstym etapie Lucomagno zdobył Katalończyk David De la Cruz, zaś Lukmanier z ósmego odcinka padła łupem Holendra Wouta Poelsa. W dziejach TdS tylko dwóch zawodników dwukrotnie wygrało premię górską na Cuolm Lucmagn. Pierwszy dokonał tego Niemiec Hans Junkermann (1959 i 1962), po czym w jego ślady poszedł słynny Belg Lucien Van Impe (1977 i 1980). Na liście tutejszych zwycięzców są też tak głośne nazwiska jak: Ferdi Kubler (1951), Laurent Fignon (1983), Tony Rominger (1989) czy Andy Hampsten (1991). Natomiast w sezonie 1993 najszybciej dotarł tu będący w życiowej formie Zenon Jaskuła. Jako ostatni do tej długiej listy dopisał się w 2022 roku Francuz Clement Berthet, gdy na etapie z Ambri do Malbun wykorzystano podjazd przez Valle di Blenio.

Po zjeździe w pobliże Relais Lucomagno zatrzymałem się na kilka minut na placu z widokiem na tą restaurację. Wspinaczkę zacząłem około 12:40 przy temperaturze 26 stopni. Tym niemniej ta przez pierwsze siedem-osiem kilometrów rosła i sięgnęła nawet 34. Dalszą jazdę trzeba było rozpocząć od przejazdu na prawy brzeg Brenno del Lucomagno. Po spokojnym zjeździe mięśnie nie od razu potrafiły się przestawić na tryb roboczy. Tym samym mimo umiarkowanego nachylenia drogi jechało mi się niezbyt płynnie. Sama góra nie stawiała ciężkich warunków. Najtrudniejszy kilometr na poziomie 7,8% (dwunasty od końca). Nieco wyżej dwukilometrowy odcinek o średniej 7%. Spory kontrast w porównaniu z dopiero co zaliczonym Pian Geirett. Przy tym solidne nachylenie jedynie w dolnej i środkowej tercji podjazdu. Najpierw 8 kilometrów przy średniej 5,9% na dojeździe do osady Campra (1426 m. n.p.m.). Następnie 5,3 kilometra z przeciętną 6,2% poniżej Acquacalda (1756 m. n.p.m.). Ostatnie 4400 metrów to już niemal falsopiano, bo z wartością ledwie 3,6%. Tym niemniej dystans znaczny, więc owej góry nie można było zlekceważyć. Na początek blisko dwa kilometry jazdy w kierunku południowym. Zmiana kierunku po 1800 metrach od restartu. Droga zrazu zawróciła na północ, po czym wyraźnie skręciła na zachód. Podobnie jak na Passo della Novena jej nawierzchnia w dużej mierze nie była asfaltowa, lecz składała się z betonowych płyt. Podczas nieśpiesznych podjazdów nie wpływało to na komfort jazdy. Co innego na szybkich zjazdach, gdy niemal co chwilę najeżdżało się na łączenia owych prostokątów.

Na początku piątego kilometra wjechałem do Camperio. Następnie dość krętym szlakiem dotarłem do Piery. To na tym odcinku nachylenie drogi było najwyższe. Dalej czekał mnie przejazd przez zalesiony wąwóz, zanim po ośmiu kilometrach wpadłem do Campra. To lokalna stacja narciarstwa biegowego. Na dziesiątym i jedenastym kilometrze trzeba się było zanurzyć w dwa krótkie tunele. Natomiast w połowie dwunastego minąć zjazd ku osadzie Alpe Pian Segno, której domki porozrzucane były na trawiastej równinie. Po trzynastu kilometrach dotarłem do Acquacalda, gdzie minąłem kapliczkę, schronisko i Centro Pro Natura Lucomagno. Wszystkie fragmenty solidniejszej wspinaczki miałem już za sobą. Na finałowych czterech kilometrach pozostało do pokonania ledwie 140 metrów przewyższenia. Pod koniec piętnastego kilometra przejechałem obok strefy piknikowej Alpe Casaccia. Po czym za tunelem z szesnastego kilometra spotkałem zjeżdżającego już Piotrka. W tym momencie do premii górskiej miałem niespełna dwa kilometry. Na ostatnim wrzuciłem łańcuch na dużą tarczę by żwawiej zafiniszować. Moja publiczność grzecznie stała po lewej stronie szosy. Po piętnastu latach wróciłem na tą przełęcz. W sierpniu 2008 roku wjechałem tu od północy czyli zaliczyłem ją w wersji Lukmanier. Według stravy segment o długości 17,64 kilometra pokonałem w 1h 08:45 (avs. 15,4 km/h). Pietro był szybszy o ponad trzy minuty z czasem 1h 05:33. Obaj poprzestaliśmy na dojechaniu do Hospezi Santa Maria. Dotarliśmy zatem na Lucomagno, ale nie do najwyższego punktu owej drogi. Ten leży nieco dalej na północ, na wysokości 1973 metrów n.p.m. Chowa się w długim tunelu poprowadzonym wzdłuż wschodniego brzegu jeziora św. Marii. Tym samym „opozycyjna” wspinaczka z Disentis kończy się dość oryginalnie, bo … szybkim zjazdem na przełęcz.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9369370623

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9369370623

PASSO DEL LUCOMAGNO by PIETRO

https://www.strava.com/activities/9368892325

ZDJĘCIA

Lucomagno_01

FILM

Napisany w 2023a_Ticino & Lombardia | Możliwość komentowania Passo del Lucomagno została wyłączona

Pian Geirett

Autor: admin o 1. lipca 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Olivone

Wysokość: 2005 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1109 metrów

Długość: 13,9 kilometra

Średnie nachylenie: 8 %

Maksymalne nachylenie: 15 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Ostatni dzień czerwca nie przyniósł nowych odkryć. Deszczowa pogoda w całym regionie zatrzymała nas w domu. Rzecz jasna przed południem zrobiłem „biały wywiad” na znanych sobie stronach meteo. Sprawdzałem czy gdziekolwiek w promieniu stu kilometrów możemy liczyć na jazdę w suchych warunkach. Niestety żaden transfer na północ, wschód czy zachód nie dawał na to gwarancji. Zostaliśmy zatem pod dachem Villa Caterina i jedynie późnym popołudniem poszliśmy na spacer by lepiej poznać miasteczko, które gościło nas od blisko tygodnia. Kiedyś kiepska pogoda nie byłaby dla mnie przeszkodą w organizacji kolejnego etapu. Na przekór niej i tak pokonałbym dwie premie górskie lub przynajmniej jedną. Cóż, widać to prawda, że z wiekiem człowiek staje się bardziej wygodny. A może po prostu zaczyna dbać o swe zdrowie? Ostatecznie tak jak przed rokiem w Karyntii pozwoliłem sobie na „giorno di riposo”. Sobota powitała nas słoneczną aurą. Mogliśmy się wybrać nawet w najwyższe góry. Postanowiliśmy to wykorzystać i trzeci raz pojechać razem do Szwajcarii. Z trzech północnych dolin kantonu Ticino mieliśmy jeszcze do zobaczenia Val Blenio. Ciągnącą się od Passo del Lucomagno po miasteczko Biasca, za którym jego główna rzeka czyli Brenno wpada do Ticino. W niej podobnie jak w sąsiedniej Leventinie można zrobić kilka trudnych podjazdów. Pozostało tylko zdecydować, które z nich najbardziej nas interesują. Wybór był dość prosty. Należało wziąć na celownik te najwyższe czyli sięgające 2000 metrów n.p.m. Padło więc na wspomnianą już przełęcz Lucomagno oraz stromą wspinaczkę na Pian Geirett. Za jednym zamachem mieliśmy poznać najpopularniejszy oraz najtrudniejszy podjazd w tej okolicy.

Kolejne pytanie brzmiało: skąd zacząć nasze sobotnie wspinaczki oraz na którą z tych gór ruszyć w pierwszej kolejności. Dolny fragment Val Blenio można było bez żalu pominąć, bowiem 13-kilometrowy odcinek między Biaską a Acquarossa ma przeciętne nachylenie ledwie 1,8%. Kolejny sektor czyli 9 kilometrów na dojeździe do Olivone to już łagodny podjazd o średniej 4%. Niemniej ten kawałek doliny również sobie odpuściliśmy. Szósty etap naszego „Giro del Due Paesi” mieliśmy zacząć na wysokości blisko 900 metrów n.p.m. Mimo tych „cięć” i tak zostało nam do zrobienia przeszło 60 kilometrów z przewyższeniem ponad 2000 metrów. Zdrowy rozsądek podpowiadał by całą zabawę zacząć od znacznie trudniejszego wjazdu na Pian Geirett. Z Porlezzy ruszyliśmy wcześnie, bo jeszcze przed dziewiątą. Mieliśmy do pokonania autem dystans 86 kilometrów czyli podobny jak na dojeździe do Faido czy Bignasco. Na szczęście sporą jego część tj. odcinek między Lugano a Biaską można było przejechać autostradą A2. Do Olivone dojechaliśmy tuż po dziesiątej. Jakoś znaleźliśmy miejsce dla mojego Xceed’a na małym Piazza d’Armi. Dzień był ciepły. Mimo wczesnej pory mój licznik zanotował 27 stopni. Mogliśmy więc liczyć na przyjemną temperaturę również na wysoko ulokowanych premiach górskich. Jako się rzekło „na pierwszy ogień” poszedł Pian Geirett czyli blisko 14-kilometrowa wspinaczka, której większa część to odcinki z dwucyfrowym nachyleniem. Stromizna na poziomie co najmniej 10% utrzymuje się tu na dystansie 7,6 kilometra. Wrażenie robi przede wszystkim 6-kilometrowa końcówka o średniej aż 11,7%. Zatem trudniejsza niż ciężki finał na Lago del Naret.

Pierwsze 1300 metrów jeszcze na drodze nr 416. Tej samej, która wiedzie na Passo del Lucomagno. To pozornie dość łatwy odcinek, bo z przeciętnym nachyleniem 4,6%. Niemniej na ostatnich kilkuset metrach przed rozdrożem stromizna sięga już 9%. Na wysokości 951 metrów n.p.m. trzeba było opuścić główną dolinę. Tuż za czerwoną budynkiem restauracji Relais Lucomagno skręciliśmy w prawo biorąc kurs na Campo Blenio i Ghirone. Minęliśmy boczną uliczkę do Sommascony i zaczęliśmy trudny odcinek dojazdowy do tunelu Galleria della Toira. Kolejne 1300 metrów, ale tym razem o średniej 9,4%. Pietro stanął w pedały i cisnął tak przez kilkaset metrów. Urwał mnie bez trudu. Nic nie mogłem na to poradzić. W połowie trzeciego kilometra dotarłem do tunelu wykutego między szczytami Sosto (2221 m. n.p.m.) i Pizzo Rossetto (2099 m. n.p.m.). Jego powstanie wyrwało z geograficznej izolacji górską krainę Soprasosto. Ma długość aż półtora kilometra i jest oświetlony. Droga wznosi się w nim nieznacznie, bo z przeciętną 4,4%. W długiej czeluści pod górą było też znacznie chłodniej. Wskazanie licznikowego termometru szybko spadło do 18 stopni. Rzecz jasna po wyjeździe na światło dzienne temperatura szybko odbiła. Natomiast nachylenie podjazdu jeszcze przez kolejne półtora kilometra pozostało równie łagodne co w tunelu. Po przejechaniu 5,3 kilometra dotarłem do miejsca, skąd w lewo odchodzi droga do Campo Blenio. Zawahałem się, którą dalej jechać. Postanowiłem zapytać o to kierowcę pierwszego napotkanego samochodu. Zanim ruszyłem dalej na prawo minęło półtorej minuty.

Według „massimoperlabici” pierwsze 2100 metrów za bivio Campo Blenio miało przeciętne nachylenie tylko 3,8%. Jednak de facto był to teren góra-dół. Pojawiały się na nim ścianki. Pierwsza za Ghirone na dojeździe do rozdroża, z którego odbija stroma dróżka do Lago di Luzzone (1609 m. n.p.m.). Druga w pobliżu Cozzery. Pomiędzy nimi minąłem kościółek w Baseldze. Jechałem prosto na północ, więc widziałem w oddali „trzytysięczniki” masywu Adula okalające polanę Geirett. Po 7,3 kilometra od startu wjechałem na węższą dróżkę. Chwila zjazdu i po przejeździe na prawy brzeg Brenno del Gremo początek mozolnej wspinaczki. Do pokonania w pionie jeszcze 720 metrów na dystansie 6,4 kilometra. Pierwszy sektor nieprzesadnie trudny ze średnią 9,8%. Po czym za brodem schodzącym z bocznej Vall’Agrasca podjazd dokręcił śrubę. Gdy pod koniec dziewiątego kilometra minąłem osadę Daigra do mety pozostało jeszcze 5 kilometrów. Niemal każdy półkilometrowy segment na poziomie 12-13%. Wrzuciłem łańcuch na największy tryb licząc, że przełożenie 34×32 pozwoli mi przez to przebrnąć. Stromizna męczyła jak diabli. Dzikie krajobrazy zachwycały. Natomiast liczne przepusty na wodę irytowały tak podjeździe jak i późniejszym zjeździe. Wiraży nie było zbyt wiele. Raptem 9 na ostatnich sześciu kilometrach. W końcówce trzy wodospady po prawej stronie drogi i opuszczone gospodarstwo Alpe Camadra di Dentro na 800 metrów przed finałem. Po ostatnim zakręcie krótki finisz do mety przy – o dziwo – przystanku autobusowym. Szacun dla kierowców linii turystycznej nr 135. Mój kurs z centrum Olivone trwał z grubsza 71 minut. Sztywny finał pokonałem w 41:22 (avs. 8,9 km/h) z VAM około 1030 m/h. Piotr wykręcił na nim czas 38:44 czyli wspinał się w tempie prawie 1100 metrów na godzinę.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9369370623

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9369370623

PIAN GEIRETT by PIETRO

https://www.strava.com/activities/9368892325

ZDJĘCIA

Pian-Geirett_01

FILM

Napisany w 2023a_Ticino & Lombardia | Możliwość komentowania Pian Geirett została wyłączona