banner daniela marszałka

Andalucia & Este

Autor: admin o piątek 24. listopada 2023

Ubiegłoroczną wyprawą do austriackiej Karyntii domknąłem drugą dekadę kolarskich wojaży po szosowych górach Europy. Niestety w trakcie minionych dwudziestu sezonów tylko raz wybrałem się z kolegami do dalekiej Hiszpanii. Szkoda, bo jak wiadomo gorąca Espana to kraj o bogatych tradycjach kolarskich i ciekawej geografii z punktów widzenia amatorów rowerowych wspinaczek. Niemniej potężny dystans dzielący wybrzeże Morza Bałtyckiego od Półwyspu Iberyjskiego skutecznie powstrzymywał mnie od realizacji śmiałych pomysłów dotyczących eksploracji górskich dróg Królestwa z południowo-zachodnich rubieży Starego Kontynentu. Zacnym wyjątkiem w mej wieloletniej praktyce nie przekraczania głównego grzbietu Pirenejów była jedynie wyprawa do Katalonii i Andory z końca wiosny 2016 roku. Tą 16-dniową wycieczkę odbyłem w towarzystwie Darka Kamińskiego i Rafała Wanata. Podróż była trudna zarówno pod względem sportowym jak i organizacyjnym. Pomiędzy końcem maja a połową czerwca pomieszkiwaliśmy tam w sześciu bazach lokalowych. W trzech z nich zatrzymując się tylko na jedną noc. Przemierzyliśmy Katalonię ze wschodu na zachód (od Figueras po Vielhę) po drodze niemal zahaczając o Barcelonę by zobaczyć Monestir de Montserrat. Przejechałem wówczas na rowerze blisko 1050 kilometrów robiąc w pionie przeszło 31.500 metrów. Zaliczyłem aż 30 górskich premii, przy czym osiem w granicach Księstwa Andory, zaś jedną na ziemi aragońskiej u podnóża Pico de Aneto, najwyższego szczytu Pirenejów. Na liście moich ówczesnych zdobyczy pojawiło się 17 wzniesień o przewyższeniu ponad 1000 metrów, 10 gór o wysokości przeszło 2000 metrów n.p.m. i zarazem 6 co najmniej 20-kilometrowych podjazdów.

Jednak siłą rzeczy był to jedynie wstęp do całego planu poznania możliwie jak największej liczby szosowych gór z obszaru całej Hiszpanii. Podobnie jak w przypadku Włoch i Francji chciałbym bowiem „zaliczyć” niemal każdy znaczniejszy podjazd znany kolarskim kibicom z tras miejscowego Wielkiego Touru. Niemniej to wymaga zorganizowania nie jednej, a co najmniej czterech dwutygodniowych wypraw do tego kraju. Opracowałem zatem projekty 15-dniowych podróży również po północno-zachodnich, centralnych oraz południowych regionach Espanii czyli foldery o roboczych tytułach: Asturia & Kantabria, Kastylia i Andaluzja. Przy tym od razu założyłem, iż dalsze „kolekcjonowanie” górskich skarbów Iberii rozpocznę od wyprawy do krainy Słońca i Światła czyli Al-Andalus. Bynajmniej nie jej klimat skłaniał mnie do dokonania takiego wyboru. Tym magnesem były wyniosłe Góry Betyckie, które tak swą wysokością jak i jakością kolarskich wzniesień w niczym nie ustępują Pirenejom. Mając plany gotowe pozostało mi czekać na właściwy moment do rozpoczęcia ich realizacji. W tym roku zamieniłem starego Ceed’a na młodszą o piętnaście lat Kia Xceed. Do tego mogłem liczyć na towarzystwo w dalekiej podróży dwóch wypróbowanych, w niejednej podróży, kolarskich przyjaciół. Trzeba było zatem skorzystać z wybornej okazji i w końcu ruszyć na drugi kraniec Europy. Zdawałem sobie sprawę, iż pod każdym względem będzie to zadanie trudniejsze do wykonania niż wyprawa katalońska sprzed siedmiu lat. Niemniej wielką nagrodą za podjęcie śmiałego wyzwania miał być zapewne jedyny w naszym życiu wjazd rowerem na wysokość ponad 3000 metrów n.p.m. To jest pokonanie Pico Veleta, zdecydowanie najwyższej kolarskiej góry Starego Kontynentu.

Andaluzja była głównym celem naszej dalekosiężnej podróży, lecz bynajmniej nie jedynym regionem poznawczym. Nie miałem zamiaru bić swego rekordu życiowego w jeździe samochodem bez przystanku na nocleg. Tymczasem bezpośredni przejazd na szlaku Sopot – Gorzów – Almeria zabrałby nam blisko półtorej doby. Przede wszystkim jednak spokojniejszy dojazd do Andaluzji stwarzał możliwość zahaczenia o kilka ciekawych górek znanych z tras Vuelta a Espana oraz regionalnych etapówek. Wzniesień rozrzuconych wzdłuż śródziemnomorskiego wybrzeża wschodniej części Hiszpanii. Dlatego nasz najdłuższy etap w aucie podobnie jak w 2016 roku miał się zakończyć niespełna godzinę po przekroczeniu granicy francusko-hiszpańskiej. Tym samym pierwszą górę tej wyprawy zaliczyliśmy jeszcze w Pirenejach, zaś następną na drugim krańcu Katalonii w rejonie delty rzeki Ebro. Przez pierwsze cztery doby spędzone na półwyspie Iberyjskim codziennie nocowaliśmy w innym miejscu by nazajutrz zaliczać dwie premie górskie w kolejnym regionie Hiszpanii. Po pierwszym etapie na terenie Katalonii, drugi spędziliśmy w południowej Aragonii, trzeci w Walencji (prowincja Alicante), zaś czwarty w Murcii. Na szosowe góry Andaluzji przeznaczyłem nam tylko i aż jedenaście dni. Dużo w porównaniu z czasem poświęconym na podjazdy w „przelotowych” regionach wschodniej Hiszpanii. Jednocześnie mało biorąc pod uwagę ilość dużych wzniesień czyhających na kolarzy w Górach Betyckich. Na zebranie wszystkich górskich diamentów Al-Andalus trzeba byłoby przeznaczać nawet całe trzy tygodnie czyli zrobić sobie prywatną Ruta de Sol w wymiarze czasowym godnym Wielkiego Touru.

W drodze na południe wpadaliśmy zatem tylko na szybkie noclegi do miejscowości tak anonimowych jak: Peralada, El Lligallo del Ganguil, Benaguacil czy osiedle Naranjos nieopodal Alhama de Murcia. Dopiero po dotarciu do Andaluzji mogliśmy nieco dłużej odsapnąć w jednym miejscu. Jednak z uwagi na wielkość tego regionu nie sposób było obskoczyć wszystkie wybrane podjazdy z jednej bazy noclegowej. Dlatego za punkty wypadowe ku górom etapów od piątego do piętnastego posłużyły nam lokale w trzech miastach. Noce od 5-tej do 7-mej przespaliśmy w Roquetas de Mar (prov. Almeria) na wybrzeżu Costa Almeria, od 8-mej do 10-tej w Fuengiroli (prov. Malaga) na Costa del Sol, zaś od 11-tej do 15-tej w ostatniej stolicy Maurów czyli Grenadzie. Mieście leżącym u podnóża pasma Sierra Nevada, najwyższego nie tylko w Górach Betyckich, ale i całej kontynentalnej Hiszpanii. Na potrzeby tej podróży musiałem złożyć w sumie aż dziewięć „zamówień” na stronie booking.com jako, że przeszło 30-godzinną trasę powrotną z Cortijos Nuevos do Gorzowa i Sopotu rozbiliśmy sobie na trzy odcinki. Po wyjeździe z Andaluzji w drodze do domu zatrzymaliśmy się na noclegi w Oropesa del Mar (reg. Walencja, prov. Castellon) oraz Weisweil (Badenia-Wirtembergia, rej. Fryburg). Mój nowy samochód został poddany ciężkiej próbie. Pomiędzy popołudniem 8 września i wieczorem 26 września musiał pokonać łączny dystans aż 8900 – nie zawsze płaskich – kilometrów. Moje szczęście, że w tej maratońskiej podróży mogłem liczyć na wsparcie Adriana Zdrojewskiego i wspomnianego już na wstępie Rafała. Adek czwarty rok z rzędu towarzyszył mi w późno-letniej wyprawie. Natomiast Rafa po raz szósty zawierzył w „plan Marshalla”. Poznaliśmy się w Południowym Tyrolu (2015), a ostatnio kręciliśmy razem w górach Aosty i Piemontu (2021).

Układając szczegółowy program naszej podróży musiałem pominąć niejeden ciekawy podjazd. Od razu założyłem, iż pierwsze „do odstrzału” są podjazdy najkrótsze. Dlatego pominąłem znane z Vuelty strome wspinaczki pod Mas de la Costa, Cumbre del Sol czy Xorret Cati. Na mojej oficjalnej „liście życzeń” pozostało 29 wzniesień, przy czym wypad na Cumbres Verdes, tuż po zjeździe z Pico Veleta, był w moich oczach jedynie „lekturą fakultatywną”. Jak zawsze generalne założenie przewidywało dwa podjazdy dziennie. Za wyjątkiem piętnastego etapu, który miał być już początkiem naszego odwrotu spod Grenady. Dlatego na szlaku do Oropesy mieliśmy już tylko jeden przystanek i z niego na pożegnanie z górami Andaluzji wypad na El Yelmo. Znacznie wcześniej, bo trzeciego dnia wyprawy chciałem pokonać bywały na VaE podjazd pod Alto de Aitana, najwyższy w regionie Walencji. Jednak na zboczach tej góry ogólnodostępny jest tylko dojazd do przełęczy Tudons. Na pokonanie kolejnych 500 metrów w pionie trzeba zdobyć „przepustkę” od dowództwa miejscowej bazy lotniczej. Także to nam się udało za sprawą talentów językowych i negocjacyjnych „Prezesa” Rafała. Dojechawszy do Andaluzji wiedziałem, iż nie będziemy kręcić po całym tym regionie. Szukając najciekawszych podjazdów dalekiego południa Hiszpanii wystarczyło się skupić na pięciu z ośmiu andaluzyjskich prowincji. Huelva i Sevilla nie miały nam nic ciekawego do zaoferowania. Po dłuższym namyśle zrezygnowałem też z widzianej na Ruta de Sol wspinaczki pod Santuario de la Virgen de la Sierra (gm. Cabra) w prowincji Cordoba. Ostatecznie w granicach Andaluzji zaliczyłem 20 premii górskich, z czego aż 9 w ramach prowincji Grenada, 4 w Almerii, 3 w Maladze oraz po 2 w Kadyksie i Jaen.

Dodając osiem gór zdobytych podczas 4-dniowego transferu z Pirenejów na Costa de Almeria w sumie przejechałem 28 solidnych podjazdów, w tym 14 o przewyższeniu przeszło tysiąca metrów. Tyle samo wzniesień podjechał Adrian, acz niektóre z nich w zauważalnie szybszym tempie. Rafał uzbierał zaś 27 „skalpów”, bowiem na półmetku wyprawy pozwolił sobie na jedno wolne popołudnie. Zamiast ciężkiego pojedynku z Pico de los Reales wybrał wówczas smakowite ośmiorniczki serwowane na przystani we Fuengiroli. Górą o największej amplitudzie była rzecz jasna Pico de Veleta z wynikiem aż 2631 metrów! Szutrowa końcówka Capileiry zawiodła nas 1833 metry ponad poziom startu, zaś na Sierra de Lujar i Puerto de la Ragua musieliśmy pokonać w pionie przeszło 1500 metrów. W całej kolekcji naszych zdobyczy znalazło się siedem gór o wysokości przeszło 2000 metrów n.p.m., w tym niebotyczna MEGA-Veleta z finałem grubo powyżej poziomu 3000 metrów. Kolejna szóstka czyli: Sabinas, Calar Alto, Capileira, Bacares, Ragua i Escullar miały mety poniżej 2200 metrów n.p.m. Na naszym szlaku nie zabrakło też długich podjazdów. Osiem miało ponad 20 kilometrów, z czego maratońska Veleta 42,5 kilometra, zaś Capileira-Hoya de Portillo 31,4 km. Apropos olbrzymiej Pico Velety. Ta wielka góra z finałowym odcinkiem w iście księżycowej scenerii „rozbiła system” w moich statystykach. O kilka długości czyli przeszło 500-600 metrów wyprzedziła dotychczasowe liderki w kategoriach „najwyższa” i „największa”, którymi były: Cime de la Bonette oraz Colle delle Nivolet. Poza tym niewiele jej zabrakło do miana „najdłuższego” z moich podjazdów. Okazała się o 0,2 kilometra krótsza od zachodniego Col du Galibier. Veleta nie stała się też najtrudniejszym wzniesieniem w moim dorobku, a to z uwagi na równe i na ogół umiarkowane nachylenie.

Według moich wyliczeń – pomijając wieczorny wypad do centrum Grenady – w ciągu owych 15 dni przejechałem na rowerze 1019,3 kilometra o łącznym przewyższeniu 33.173 metrów. Porównując te wrześniowe osiągi z tym co siedem lat wcześniej udało mi się zrobić na szosach Katalonii i Andory jedna rzecz rzuciła mi się w oczy. Wtedy niby wszystkiego było więcej. Przede wszystkim 16 etapów i 30 gór. Także więcej wjazdów na wysokość ponad 2000 metrów n.p.m. oraz wzniesień z przewyższeniami + 1000 metrów. Mimo to „Andaluzja” i tak przebiła „Katalonię” pod względem łącznej amplitudy wszystkich podjazdów i to o dobre 1600 metrów! W sumie nic dziwnego, skoro na wyprawie z roku 2016 największą premią górską było Turo de l’Home z przewyższeniem 1491 metrów. Natomiast na tegorocznym hiszpańskim szlaku znalazły się aż cztery wzniesienia o amplitudzie przeszło 1500 metrów. Wśród nich „Szosowa Królowa Europy” o wielkości równej dwóm premiom najwyższej kategorii czy trzem klasy pierwszej!

Poniżej przedstawiam listę premii górskich, które poznałem we wrześniu 2023 roku na szlaku od Cabanelles po Cortijos Nuevos.

Mój rozkład jazdy:

10.09 – Santuari de la Mare de Deu del Mont & Mont Caro

11.09 – Estacion de Esqui de Valdelinares & Pico del Buitre

12.09 – Alto de Aitana & Alto de las Antenas de Maigmo

13.09 – Morron de Espuna & Collado Bermejo

14.09 – Calar Alto & Tetica de Bacares

15.09 – Puerto de la Ragua & Puerto de Escullar

16.09 – El Marchal de Enix & Haza del Lino

17.09 – Cerro del Moro & Pico de los Reales

18.09 – Puerto de las Palomas & Puerto de El Boyar

19.09 – Torcal de Antequera & La Alfaguara

20.09 – Capileira / Hoya del Portillo & Sierra de Lujar

21.09 – Sierra de la Pandera & Collado del Muerto

22.09 – Collado de las Sabinas & Collado del Alguacil

23.09 – Pico Veleta

24.09 – El Yelmo

Napisany w 2023c_Andalucia & Este | Możliwość komentowania Andalucia & Este została wyłączona

Tirol (Zillertal)

Autor: admin o piątek 10. listopada 2023

Dwie przeszło dwutygodniowe wyprawy w letnim sezonie stały się moją normą. Taka „świecka tradycja”, którą staram się odpowiednio celebrować. Jakby nie patrzeć co roku mam dobry miesiąc na realizację swych górskich celów. Z rzadka trafiają mi się jednak sezony, w których z rowerem w roli głównej lub drugoplanowej dane mogę zrobić nawet trzy zagraniczne wycieczki. Dotychczas dwukrotnie mi się to udało. Mianowicie wtedy, gdy pomiędzy dwoma wyprawami kolarskimi w moim kalendarzu pojawiały się jeszcze rodzinne wakacje we Włoszech. Dzięki nim w lipcu 2011 roku zahaczyłem rowerem o Rossfeld w Bawarii, Passo Ghiffi w Ligurii oraz osiem gór na terenie Toskanii. Natomiast na przełomie lipca i sierpnia 2015 roku podczas wczasów nad Lago di Garda udało mi się poznać cztery podjazdy w weneckiej prowincji Werona oraz dwa w lombardzkiej Brescii. W minionym roku taka okazja trafiła mi się po raz trzeci. Otóż na miejsce swych letnich wakacji wybraliśmy z Iwoną Austrię, a ściślej tyrolską Zillertal. Początkowo mieliśmy wyjechać na pełne dwa tygodnie i podzielić ów czas na turystyczne atrakcje zarówno Tyrolu jak i Karyntii. Ostatecznie te śmiałe plany musieliśmy zredukować do „grubego tygodnia” dając sobie osiem dni na poznanie uroków doliny rzeki Ziller oraz jej najbliższych okolic. W środku lata nie mogłem sobie pozwolić na dłuższy rozbrat z rowerem mając w planach na wrzesień ambitny tak logistycznie jak i sportowo wypad do dalekiej Andaluzji. Dlatego do Tyrolu zabrałem Scotta, aby choć co drugi dzień się na nim przejechać. Założyłem więc sobie, że w tym czasie zaliczę przynajmniej cztery szosowe wzniesienia.

Musiałem zatem dokonać wyboru spośród z grubsza tuzina ciekawych podjazdów, które zaczynają się w promieniu kilkunastu kilometrów od wioski Aschau in Zillertal. Wioski goszczącej nas w dniach od 5 do 14 sierpnia. Niektóre górki szybko odrzuciłem. Dłużej brałem pod uwagę 8, góra 9 kandydatur. Po pierwsze mogłem skorzystać z dróg biegnących w głąb każdej z czterech dolin zaczynających się na południe od Mayrhofen. Miejscowości, w której kończy się główna część doliny Ziller. Co ciekawe miasteczko to gościło uczestników Giro d’Italia z 2009 roku, a ja miałem przyjemność komentować w Eurosporcie ów etap wygrany przez ś.p. Michele Scarponiego. We wspomnianych czterech dolinach tzn. Tuxertal, Zamsergrund, Stilluppgrund i Zillergrund czekały na mnie długie podjazdy o zmiennym nachyleniu. Patrząc z zachodu na wschód. Najpierw Hintertux (1499 m. n.p.m.) czyli 18,1 kilometra o średniej 4,7%. Następnie Schlegeisspeicher (1784 m. n.p.n.) to jest 23 km o przeciętnej 5%. Potem Grune Wand Hutte (1438 m. n.p.m.) czyli 15,5 kilometra o średniej 5%. No i w końcu Speicher Zillegrundl (1850 m. n.p.m.) to jest 21,4 kilometra o przeciętnej 5,7%. Tym niemniej bliżej naszego domu miałem do dyspozycji cztery nieco krótsze, lecz za to znacznie bardziej strome, wspinaczki na oddanej do użytku w roku 1978 wysokogórskiej drodze Zillertaler Hohenstrasse. Na odcinku 12 kilometrów pomiędzy miejscowościami Ried i Hippach miałem kilka miejsc, z których mogłem zacząć mordercze podjazdy do: Melchboden vel Arbiskopf (2022 m. n.p.m.) bądź Zirmstadl alias Mizunalm (1799 m. n.p.m.). Poza nimi wszystkimi brałem jeszcze pod uwagę położoną bardziej na północ wspinaczkę do stacji Hochfugen (1475 m. n.p.m.) czyli 13,6 kilometra o średniej 6,8% wykorzystane na Deutschland Tour w 2008 roku.

Po dłuższym namyśle zagrałem va banque czyli wybrałem najtrudniejsze premie górskie w tej okolicy. To znaczy dwa podjazdy do parkingu Melchboden (z początkami w Hippach oraz Zell am Ziller) oraz dwie wspinaczki ku restauracji Zirmstadl (od Ried oraz z Aschau). Zdecydowały względy praktyczne, choć nieco ryzykowałem, iż okażą się to wyzwania ponad moje siły. Uznałem jednak, że lepiej będzie zmierzyć się z tymi „Tyrolskimi Potworami” w wieku 47 lat, a nie w przyszłości gdzieś po 50-tce. Poza tym akurat te wzniesienia miałem na tyle blisko domu, że wprost należało ruszać z domu rowerem. W końcu zaś na trudnej technicznie, a przy tym płatnej dla pojazdów zmotoryzowanych Zillertaler Hohenstrasse spodziewałem się co najwyżej umiarkowanego ruchu samochodowego. Natomiast we wspomnianych dolinach, szczególnie zaś w Tuxertal i Zamsergrund nie mógłbym liczyć na podobny spokój w szczycie letniego sezonu. Ostatecznie tak się jakoś ułożyło, iż ku Melchboden wyprawiałem się z rana (8 i 12 sierpnia), zaś do Zirmstadl popołudniami (10 i 13 sierpnia). Niemniej to nie moje kolarskie podboje były w owych dniach najważniejsze. Na szczycie naszej listy mieliśmy rozmaite miejsca na wschód od Innsbrucku. Jedno nawet poza granicami Tyrolu. Poznaliśmy zatem zamek Tratzberg. Kopalnię srebra w Schwaz oraz wąwóz Wolfsklamm. Muzeum Kryształów Svarowskiego w Wattens oraz miasteczko Hall in Tirol. Jezioro Achensee i góry Karwendel. Kolejkę na Hintertux Gletscher oraz Eis Palast czyli lodową jaskinię w szczytowej partii tego lodowca. Schronisko Olpererhutte zdobyte z buta od jeziora Schlegeis. Mayrhofen i kolejka Ahornbahn wiodąca ku górskim halom. W końcu zaś górska ścieżka wiodąca wzdłuż trzech kaskad wodospadu Krimml. Mocny program. Rzekłbym nie mniej ambitny niż moje kolarskie wypady.

Z przeraźliwymi stromiznami Melchboden oraz Zirmstadl poradziłem sobie lepiej niż mogłem przypuszczać. Niewątpliwie przydała mi się „mocna zaprawa” z pierwszych tygodni tego lata wypracowana na szosach Ticino, Grigioni oraz Lombardii. Każdy z przejechanych na Zillertaler Hohenstrasse podjazdów był nie lada wyzwaniem. Wspinaczką w typie „double-double” czyli o średnim nachyleniu minimum 10% na odcinku co najmniej 10 kilometrów. Mimo tego tylko raz (przy pierwszej próbie) postawiłem stopę na jezdni by dać sobie ponad minutę na zaczerpnięcie powietrza przed dalszą częścią ekstremalnej wspinaczki. Wszystkie cztery przetrwałem w całkiem dobrym stylu. Potrafiłem tu kręcić z VAM na poziomie powyżej 1050 m/h. Kilka tygodni wcześniej nie miałbym najmniejszych szans na tego typu osiągi. Obie wspinaczki pod Melchboden wymagały pokonania w pionie przeszło 1400 metrów, przy czym wersja z Zell am Ziller miała amplitudę brutto niemal 1500 metrów za sprawą terenowej sinusoidy na finałowym odcinku. Niższe podjazdy ku Zirmstadl miały przewyższenia około 1230 metrów, ale na trasie w niczym nie ustępowały swoim wynioślejszym sąsiadom. Co więcej mój „przydomowy” wariant ze startem w Aschau wręcz porażał stromizną o średniej ponad 12%. Tym samym nie może dziwić, iż każde z tych wzniesień zajęło wysokie miejsce w rankingu najtrudniejszych podjazdów z mojej kolekcji. Według strony „climbfinder” najcięższą z tej czwórki była zaś wspinaczka na Melchboden od Zell am Ziller warta aż 1813 punktów. To obecnie premia górska nr 7 na owej liście. Notowana ciut wyżej niż tego typu „grube sztuki” co Monte Zoncolan, Prato Maslino czy Monte Varagna.

Poniżej krótka lista moich premii górskich rodem z wysokogórskiej trasy Zillertaler Hochenstrasse.

Mój rozkład jazdy:

8.08 – Melchboden (from Hippach)

10.08 – Zirmstadl (from Ried im Zillertal)

12.08 – Melchboden (from Zell am Ziller)

13.08 – Zirmstadl (from Aschau im Zillertal)

Napisany w 2023b_Tirol (Zillertal) | Możliwość komentowania Tirol (Zillertal) została wyłączona

Ticino & Lombardia

Autor: admin o niedziela 29. października 2023

Po sześciu latach zdecydowałem się wrócić do Szwajcarii. Kraju bogactw wszelakich. Mającego w swej ofercie turystycznej także obfity zasób pięknych i bardzo wymagających podjazdów kolarskich. W ciągu dwóch pierwszych dekad swych górskich podróży poznałem w sumie 65 szosowych wzniesień na terenie Helweckiej Konfederacji. W tym czasie zorganizowałem sobie i kolegom trzy wycieczki poświęcone wyłącznie górom Szwajcarii. A poza tym wpadałem do niej w celach sportowych jeszcze kilkukrotnie, acz tylko na dobę lub dni kilka. Po raz pierwszy stała się ona moim celem w sierpniu 2008 roku. Pojechałem wówczas z Łukaszem Talagą obejrzeć znane z tras Tour de Suisse premie górskie w środkowej i wschodniej części tego kraju. Pośród nich m.in. Furkę, Klausen, Albulę i Fluelę. Niemniej najważniejszym punktem tej podróży był występ w „złotej wersji” rajdu Alpenbrevet na ciężkiej trasie wokół Meiringen z przejazdami przez przełęcze: Grimsel, Nufenen, San Gottardo i Susten. Na starcie tej imprezy stanął też wówczas Piotr Mrówczyński czyli mój wypróbowany druh z kilku wcześniejszych sezonów. Rok później kolejna około 10-dniowa wyprawa zawiodła mnie ku kantonom zachodnim i południowym. W towarzystwie wspomnianego już Łukasza i Andrzeja Guża zwiedzałem przez trzy dni szwajcarską Jurę, zaś następnie przez tydzień górskie okolice Doliny Rodanu. Na alpejską fazę tej podróży dołączył do nas Jarek Chojnacki. We czwórkę zdobyliśmy wówczas przełęcze: Grand Saint-Bernard, Simplon, Croix czy Forclaz oraz dotarliśmy do stacji Saas Fee, Morgins, Verbier i Crans-Montana.

W kolejnych sezonach do Szwajcarii wpadałem „jak po ogień” lub przy okazji dłuższych międzynarodowych wypraw. W ten sposób w lipcu 2010 roku zaliczyłem Monte Generoso, zaś w czerwcu 2011 podjazd do Samnaun. W sierpniu tego samego roku spędziłem tam jeszcze kilka dni na szlaku od włoskich brzegów Lago Maggiore po austriacki land Vorarlberg. Przy tej okazji zaliczyłem kolejne „górki” bywałe na trasach TdS czyli Bosco Gurin, Monte Bre i Flumserberg, a także przełęcze San Bernardino i Maloja. Trzy szwajcarskie górki pojawiły się również na szlaku naszej 14-dniowej Route des Grandes Alpes czyli „awanturniczej” wyprawy z przełomu czerwca i lipca 2013 roku, którą odbyłem wespół z Piotrem oraz Darkiem Kamińskiem, Adamem Kowalskim i Romkiem Abramczykiem. Potem w czerwcu 2017 roku obejrzałem sobie podjazd do Barrage de Emosson przy okazji zwiedzania sabaudzkich departamentów Francji. Natomiast na dłużej zawitałem do Konfederacji dwa miesiące później. Wtedy to wraz z Darkiem, Piotrem Podgórskim oraz Sławkiem Szymczakiem z naszej bazy w Haute Nendaz ruszaliśmy ku podjazdom zarówno w romańskiej jak i germańskiej części kantonu Valais-Wallis. Wyprawa ta trwała 11 dni i przyniosła mi 18 górskich odkryć. Przy tym każde ze zdobytych wówczas wzniesień miało przeszło 1000 metrów przewyższenia. A siedem z nich tzn. Croix de Coeur, Sanetsch, Lac de Moiry, Barrage de Grande Dixence, Thyon 2000, Mattmark See i Alpe Galm nawet ponad 1500 metrów amplitudy! Tym niemniej moją jak dotąd ostatnią szwajcarską premią górską była pokonana 1 września 2021 roku przełęcz Simplon. Podjechana od południowej strony czyli ze startem we włoskim miasteczku Varzo.

Pomimo owych trzech wypraw i szeregu krótszych wizyt wciąż sporo „zostało mi do zobaczenia” na szosach i ewentualnie szutrach Szwajcarii. Przed tym sezonem miałem „gotowe do użycia” jeszcze cztery foldery z pomysłami na niemal dwutygodniowe wycieczki po tym kraju. Jeden projekt obejmujący podjazdy w niemiecko-języcznym centrum tego kraju, drugi ze wzniesieniami na wschodzie tj. głównie w Gryzonii, trzeci zakładający powrót nad Rodan do kantonów Vaud i Valais-Wallis oraz czwarty celujący w ziemie „opanowane” przez język włoski czyli przede wszystkim w Ticino. Realizację owych planów postanowiłem zacząć od ostatniego z tych pomysłów. Miałem ku temu dwa ważne powody. Jeden duchowy, zaś drugi ekonomiczny. Moją ulubioną krainą górskich wycieczek była zawsze „Bella Italia”. Tymczasem przed rokiem na rowerze omijałem włoskie szosy, acz bez roweru udało mi się zwiedzić z Iwoną spory kawał Apulii (w marcu) oraz Sycylii (w październiku). Wyjazd, którego głównym celem miało być Ticino po pierwsze „pachniał” włoską kulturą, a poza tym dawał możliwości zwiedzania kolarskich gór także po włoskiej stronie granicy. Na tym jednak nie koniec. Godząc się na nieco dłuższe niż to konieczne dojazdy samochodem do podnóży szwajcarskich podjazdów można było sobie znaleźć lokum na tą część wyprawy nie w rejonie Bellinzony, lecz po włoskiej stronie Lago di Lugano. Biorąc pod uwagę horrendalnie wysokie ceny wynajmu apartamentów w Szwajcarii, co najmniej o połowę wyższe niż w krajach Unii Europejskiej, warto było to uczynić. A przy okazji nie martwić się o koszty rozmów telefonicznych czy zakupów w sklepach spożywczych.

Tak jak przed rokiem również tym razem podczas pierwszej z dwóch corocznych wypraw towarzyszył mi Piotrek Mrówczyński. Z przyczyn wcześniej wspomnianych podstawową, bo aż jedenastodniową, bazą tej wyprawy stało się włoskie miasteczko Porlezza. Leżące na północno-wschodnim krańcu jeziora Lugano, ledwie 9 kilometrów od granicy z Helwetią. Było ono naszą bramą wypadową do wszelkich wycieczek po Ticino. Przy tym pomieszkując we Włoszech nie wypadało za każdym razem ruszać w kierunku Lugano i dalej na północ ku szwajcarskim podjazdom. Owszem to one były tematem przewodnim większej części owej wycieczki. Niemniej warto było też poznać kilka ciekawych wzniesień w przygranicznych rejonach Lombardii, na terenach prowincji Como i Varese. Natomiast cztery ostatnie doby tej podróży przeznaczyliśmy głównie na kolarskie podjazdy w prowincji Sondrio. W tym celu przenieśliśmy się z Porlezzy do skądinąd położonego jeszcze bliżej szwajcarskiej granicy Tirano. W trakcie tej podróży zrobiliśmy zaś sobie przystanek w znanej mi z roku 2011 Chiavennie, skąd razem ruszyliśmy na północ. Przy czym Piotr obrał kurs na Passo della Spluga, zaś ja zboczyłem ku widzianej na Giro-2021 stacji Alpe Motta. Ostatnie dni naszej podróży były dla mnie okazją do pokonania trzech stromych wzniesień w rejonie Alta Valtellina, zaś dla mego przyjaciela szansą na zrobienie prywatnego „Medio Fondo” z dwukrotnym wjazdem na Stelvio i deserem w postaci efektownej Torri di Fraele. Na zakończenie naszych zmagań ze szwajcarskimi i włoskimi Alpami zaliczyliśmy jeszcze maratoński podjazd na Forcola di Livigno. Rozpoczynający się na włoskiej ziemi, lecz przez ponad 90% dystansu biegnący szosami Szwajcarii, ku mecie na granicy obu państw.

Niestety znów nie przygotowałem formy dostatecznie dobrej i wagi odpowiednio niskiej by jak równy z równym wspinać się z Piotrem po zaproponowanych mu górach. W pierwszych dniach moja kondycja była na tyle kiepska, że nie tylko tempo mojego kompana było za mocne, lecz i góry za ciężkie by drugie podjazdy danego dnia pokonać bez przymusowych przystanków. Musiałem zmodyfikować swój „program zwiedzania”. Dostosować go do swych aktualnych możliwości fizycznych. Tradycyjnie z biegiem dni odnalazłem swój rytm górskiej jazdy i w drugim tygodniu radziłem już sobie z podjazdami trudniejszymi niż te, na których w tygodniu pierwszym łapałem „zadyszkę”. Pogoda z reguły nam dopisywała, acz deszczowy piątek 30 czerwca dodatkowo „odchudził” moje przesadnie ambitne plany. Te zakładały pokonanie na trasach prologu, 14 etapów i być może porannego epilogu max. 30 wzniesień. Ostatecznie musiałem się zadowolić zaliczeniem 22 nowych premii górskich, z czego 13 w Szwajcarii i 9 we Włoszech. A konkretniej 10 w Ticino oraz 3 w kantonie Grigioni (po naszemu w Gryzonii). Jeśli chodzi o Lombardię to zapisałem na swym koncie 4 podjazdy z prowincji Sondrio, 3 z Como i 2 z Varese. Pośród moich 22 wzniesień w sumie 13 miało przewyższenie przeszło 1000 metrów, z czego 9 po szwajcarskiej stronie granicy. Były wśród nich prawdziwe Olbrzymy o amplitudzie ponad 1800 metrów czyli Forcola di Livigno i Lago del Naret oraz mające przeszło 1500 metrów różnicy Alpe Motta i Alpe Gesero.

Na moim szwajcarsko-włoskim szlaku znalazły się cztery góry z finałem na wysokości ponad 2000 metrów n.p.m. Najwyższą była wschodnia Nufenen czyli rozpoczęty w Airolo wjazd na Passo della Novena (2478 m. n.p.m.). Poza tym wspomniana już Forcola di Livigno, Naret i stromy Pian de Geirett. Pietro „latał” nie tylko szybciej ode mnie, ale też wyżej, no i miał większy „zasięg”. W sumie zaliczył aż dziewięć tak wysokich wjazdów, gdyż oprócz mojej czwórki wjechał też na Furkę, Sankt-Gottharda, Splugę oraz dwukrotnie na Stelvio (tak od Bormio jak i drogą szwajcarską przez Umbrailpass). Jeśli chodzi o dystanse to pięć moich podjazdów miało długość ponad 20 kilometrów. Przy czym by dotrzeć na Forcola di Livigno oraz Lago del Naret musieliśmy przejechać odpowiednio 34 i 32 kilometry. Niewiele krótsza Piotrkowa Spluga miała ciut ponad 30. A która góra była najtrudniejsza? Bazując na danych ze strony „climb finder” trzebaby stwierdzić, iż najpewniej Alpe di Gesero czyli 15 kilometrów o średniej 10% oraz bardzo długa i mająca „sztywną” końcówkę Lago del Naret. Na trzecim miejscu znalazła się bardzo stroma Passo di Guspessa. Góra o podobnym charakterze jak sąsiadujące z nią Mortirolo, wypróbowana jak dotąd tylko raz na młodzieżowym Giro. Obiektywnie należałoby się zgodzić z tymi wyliczeniami. Niemniej w praktyce najcięższe dla mnie okazały się te wczesne wzniesienia, na których z braku sił musiałem na parę chwil przystanąć w drodze do górskiej mety. Tego typu „wpadki” zanotowałem w trakcie wspinaczek pod La Forcora (via Armio) oraz Lago Ritom. Owszem były to wymagające podjazdy, ale niewątpliwie łatwiejsze od wielu późniejszych, z którymi zgrabniej się uporałem.

Poniżej przedstawiam listę premii górskich, które poznałem w czerwcu i lipcu 2023 roku na szlaku od Piano di Porlezza po Tirano.

Mój rozkład jazdy:

24.06 – Vegna (Val Cavargna)

25.06 – Alpe Pradecolo & La Forcora (via Armio)

26.06 – Passo della Novena & Lago Ritom

27.06 – Cari

28.06 – Lago del Naret

29.06 – Carena & Monte Bar

1.07 – Pian de Geirett & Passo del Lucomagno

2.07 – Cusie (Val Malvaglia) & Monti della Gana

3.07 – Bocchetta d’Orimento & Monti di Breglia

4.07 – Alpe Gesero & Prepianto

5.07 – Alpe Motta

6.07 – Passo di Guspessa

7.07 – Passo del Mortirolo & Rifugio Malghera

8.07 – Forcola di Livigno

Napisany w 2023a_Ticino & Lombardia | Możliwość komentowania Ticino & Lombardia została wyłączona

El Yelmo

Autor: admin o niedziela 24. września 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Cortijos Nuevos

Wysokość: 1798 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1041 metrów

Długość: 15 kilometrów

Średnie nachylenie: 6,9 %

Maksymalne nachylenie: 15 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

xxx

xxx

xxx

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9911529422

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9911529422

EL YELMO by ADRIANO

https://www.strava.com/activities/9911562381

EL YELMO by RAFA

https://www.strava.com/activities/9911458312

ZDJĘCIA

El-Yelmo_01

FILM

Napisany w 2023c_Andalucia & Este | Możliwość komentowania El Yelmo została wyłączona

Pico Veleta

Autor: admin o sobota 23. września 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Cenes de la Vega

Wysokość: 3375 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 2631 metrów

Długość: 42,5 kilometra

Średnie nachylenie: 6,2 %

Maksymalne nachylenie: 13 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

xxx

xxx

xxx

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9905866168

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9905866168

PICO VELETA by ADRIANO

https://www.strava.com/activities/9905369961

PICO VELETA by RAFA

https://www.strava.com/activities/9905424787

ZDJĘCIA

Veleta_001

FILM

Napisany w 2023c_Andalucia & Este | Możliwość komentowania Pico Veleta została wyłączona

Collado del Alguacil

Autor: admin o piątek 22. września 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Guejar Sierra

Wysokość: 1891 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 817 metrów

Długość: 8,7 kilometra

Średnie nachylenie: 9,4 %

Maksymalne nachylenie: 20 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

xxx

xxx

xxx

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9898900400

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9898900400

COLLADO DEL ALGUACIL by ADRIANO

https://www.strava.com/activities/9898868422

COLLADO DEL ALGUACIL by RAFA

https://www.strava.com/activities/9898862362

ZDJĘCIA

Alguacil_01

FILM

Napisany w 2023c_Andalucia & Este | Możliwość komentowania Collado del Alguacil została wyłączona

Collado de las Sabinas (por Haza Llanas)

Autor: admin o piątek 22. września 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Guejar Sierra / Rio Genil

Wysokość: 2177 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1209 metrów

Długość: 14,5 kilometra

Średnie nachylenie: 8,3 %

Maksymalne nachylenie: 21 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

xxx

xxx

xxx

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9898900046

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9898900046

COLLADO DE LAS SABINAS by ADRIANO

https://www.strava.com/activities/9898108301

COLLADO DE LAS SABINAS by RAFA

https://www.strava.com/activities/9898093221

ZDJĘCIA

Sabinas_01

FILM

Napisany w 2023c_Andalucia & Este | Możliwość komentowania Collado de las Sabinas (por Haza Llanas) została wyłączona

Collado del Muerto

Autor: admin o czwartek 21. września 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Monachil

Wysokość: 1491 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 691 metrów

Długość: 8,8 kilometra

Średnie nachylenie: 7,9 %

Maksymalne nachylenie: 17 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

xxx

xxx

xxx

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9893292504

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9893292504

COLLADO DEL MUERTO by ADRIANO

https://www.strava.com/activities/9893292482

COLLADO DEL MUERTO by RAFA

https://www.strava.com/activities/9893231094

ZDJĘCIA

Monachil_01

FILM

Napisany w 2023c_Andalucia & Este | Możliwość komentowania Collado del Muerto została wyłączona

Sierra de la Pandera

Autor: admin o czwartek 21. września 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Valdepenas de Jaen

Wysokość: 1839 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 931 metrów

Długość: 13,2 kilometra

Średnie nachylenie: 7,1 %

Maksymalne nachylenie: 18 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

xxx

xxx

xxx

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9891836830

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9891836830

SIERRA DE LA PANDERA by ADRIANO

https://www.strava.com/activities/9891818820

SIERRA DE LA PANDERA by RAFA

https://www.strava.com/activities/9891799293

ZDJĘCIA

Pandera_01

FILM

Napisany w 2023c_Andalucia & Este | Możliwość komentowania Sierra de la Pandera została wyłączona

Sierra de Lujar

Autor: admin o środa 20. września 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Rio Guadalfeo A-346

Wysokość: 1863 metry n.p.m.

Przewyższenie: 1544 metry

Długość: 20,7 kilometra

Średnie nachylenie: 7,5 %

Maksymalne nachylenie: 16 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

xxx

xxx

xxx

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9887459061

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9887459061

SIERRA DE LUJAR by ADRIANO

https://www.strava.com/activities/9887458543

SIERRA DE LUJAR by RAFA

https://www.strava.com/activities/9887442636

ZDJĘCIA

Sierra-de-Lujar_01

FILM

Napisany w 2023c_Andalucia & Este | Możliwość komentowania Sierra de Lujar została wyłączona