banner daniela marszałka

Collado Bermejo

Autor: admin o środa 13. września 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Totana

Wysokość: 1201 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 961 metrów

Długość: 20,9 kilometra

Średnie nachylenie: 4,6 %

Maksymalne nachylenie: 14 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Z Morron de Espuna zjechaliśmy do Totany. Na sam dół czyli do poziomu drogi krajowej N-340A. Na zjeździe zrobiliśmy sporo foto-przystanków. Najdłuższa przerwa wypadła oczywiście na Collado Bermejo. Południowa strona góry jest odrobinę dłuższa niż wariant z Alhama de Murcia. Tym samym gdy skończyliśmy ów zjazd to na licznikach mieliśmy już blisko 50 kilometrów. W teorii byliśmy dopiero na półmetku czwartego etapu. Jednak w praktyce już za połową trasy, albowiem drugą wspinaczkę mieliśmy zakończyć na przełęczy, a nie szczycie góry. Nie chcieliśmy marnować sił na powtórkę wcześniej podjechanego finałowego odcinka. Wspomnę tylko, że powrót z Totany do Alhamy przez Bermejo wcale nie był koniecznością. Obie te miejscowości znajdują się w tej samej dolinie i dzieli je raptem 12 kilometrów. Zatem gdyby ktoś czuł się tego dnia kiepsko to mógł wrócić do samochodu znacznie krótszą i niemal płaską trasą. Niemniej nikt nie rozważał nawet takiej opcji. Gdy dotarliśmy do „fałszywego półmetka” zbliżała się godzina wpół do czternastej. Najpierw wpadliśmy na szybkie zakupy do supermarketu Dia. Następnie na samym początku drogi powrotnej zatrzymaliśmy się na dłużej przed jednym z barów przy Calle General Aznar. Rozsiedliśmy się w „ogródku” by spożyć paellę i coś tam jeszcze. Po to by energii starczyło nam na kolejne 40 kilometrów kręcenia. Ruszyliśmy z powrotem dopiero około 14:10. Przy czym ja zgapiłem się z włączeniem licznika. Odpaliłem go niespełna kilometr dalej wjeżdżając na Avenida Santa Eulalia.

Totana czyli miejscowość, w której „naładowaliśmy akumulatory” na drugą część środowego etapu jest miastem nieco większym od Alhama de Murcia. Obecnie ma nieco ponad 33 tysięcy mieszkańców czyli z grubsza tyle co mój rodzimy Sopot. Zakończył się w nim trzeci etap Vuelta a Espana z 2011 roku. Odcinek rozpoczęty w Petrer (prov. Alicante) miał charakter pagórkowaty i nie przewidywał przejazdu przez Collado Bermejo. Niemniej na kończącej ten etap przeszło 20-kilometrowej rundzie wokół miasta trzeba było pokonać blisko 3-kilometrowy podjazd na Alto de la Santa o średniej 7%. O etapowe zwycięstwo walczyło na nim czterech uciekinierów, z których najsilniejszy okazał się doświadczony Hiszpan Pablo Lastras. Kolarz bardzo skuteczny w tego typu akcjach. Jeden z tych, którzy wygrali etapy w każdym z trzech Wielkich Tourów. Tego dnia odniósł swój trzeci triumf na trasach Vuelty. W końcówce odjechał swym kompanom i wygrał z przewagą 15 sekund nad Francuzem Sylvainem Chavanelem, Baskiem Markelem Irizarem oraz Ukraińcem Rusłanem Pidgornym. Co więcej został nawet liderem tej imprezy, acz tylko na jeden dzień. Szanse na obronę koszulki miał znikome, bowiem kolejny etap VaE-2011 kończył się podjazdem do stacji Sierra Nevada. Tyle o Totanie. Czas uzupełnić informacje o Collado Bermejo. Wspomniałem już, że na tą przełęcz peleton Vuelty wjeżdżał dwukrotnie. Za drugim razem czyli w 2017 roku właśnie od południowej strony, albowiem sam etap niczym nasza środowa wycieczka kończył się zjazdem do Alhama de Murcia. Na premii górskiej jako pierwszy z uciekinierów pojawił się Hiszpan Jose Joaquin Rojas, który później na finiszu uległ Włochowi Matteo Trentinowi.

Od strony technicznej oba podjazdy na Morron Espuna vel Collado Bermejo są bardzo podobne. Niemniej gdyby ktoś z moich czytelników miał okazję i czas wjechać na tą górę tylko od jednej ze stron to polecam wybrać wspinaczkę z Alhama de Murcia. Północna strona góry z punktu widzenia cyklisty ma więcej do zaoferowania. Na teren Parque Regional de Sierra Espuna wjeżdża się tu znacznie szybciej. Na wysokości 330 metrów n.p.m. po przejechaniu około pięciu kilometrów licząc od centrum miasta. Dzięki temu niemal cała wspinaczka przebiega w cichej atmosferze i otoczeniu pięknej przyrody. Podjazd południowy na dobre wkracza do wspomnianego parku dopiero na początku piętnastego kilometra, gdy jesteśmy już na poziomie 715 metrów n.p.m. Tym samym jedynie na ostatnich siedmiu kilometrach przed przełęczą można cieszyć oczy urokami tej górskiej krainy. Południowa wspinaczka pod Collado Bermejo rozwija się powoli. Według profilu ze znakomitej strony „altimerias.net” pierwsze 9 kilometrów tego podjazdu ma przeciętne nachylenie tylko 4,2%. Najtrudniejszym z nich jest kilometr ósmy o średniej 7,1%, na którym stromizna miejscami dochodzi do 9-10%. Potem robi się jeszcze łatwiej. Mamy tu krótki zjazd ku miasteczku Aledo, zaś po nim cztery kilometry z nachyleniem od 1 do 4%. Dopiero po opuszczeniu drogi regionalnej RM-503 trzeba się zabrać do solidniejszej pracy. Trzecia tercja wzniesienia jakkolwiek najprzyjemniejsza dla oczu i serca cykloturysty jest zarazem najbardziej wymagającą dla jego nóg i płuc. Trzeba na niej pokonać 496 metrów przewyższenia, co na dystansie 7 kilometrów daje średnią 7,1% przy max. 14%. Niby nic wielkiego. Niemniej z jedną dużą górą w nogach i przy temperaturze w przedziale od 27 do 34 stopni nie można było tego sektora lekceważyć.

Wyjazd z Totany zabrał nam kilka minut. Po dwóch kilometrach minęliśmy rondo, na którym nasza „wylotówka” T-502 połączyła się z ruchliwszą drogą M-502. W połowie trzeciego kilometra przejechaliśmy nad kanałem Tajo-Segura, który w bardziej wyrazistej postaci widzieliśmy wcześniej po drugiej stronie przełęczy. Droga zaczęła się nieco śmielej wznosić. Adrian przycisnął i szybko nam odskoczył. Ja już wcześniej obiecałem sobie jak i Rafałowi, że pokonam drugą środową górę jego tempem. Na górze ze średnim nachyleniem poniżej 5% wszelka „walka” o ładny VAM była z góry skazana na porażkę. Tego dnia moje sportowe ambicje ograniczyłem do wjazdu na Morron Espuna w towarzystwie Adka. Powrotny podjazd na Collado Bermejo potraktowałem zaś ulgowo. Chciałem oszczędzić siły na czekające nas od czwartku trudne premie górskie w Andaluzji. Nie przypuszczałem jednak, że ta wspinaczka będzie dla mnie aż tak lajtowa. Rafaello tego popołudnia wyraźnie był „nie w sosie”. Wydawał się pozbawiony zwyczajowej energii. Oczywiście nie ulegało dla mnie wątpliwości, że poradzi sobie z tą górką. Nie takie przeszkody widział na swej kolarskiej drodze nasz kolega ultra-maratończyk. Niemniej opornie mu tu szło. Gustaw Kramer z Vabanku powiedziałby, że Rafa jechał w stylu „langsam, langsam aber sicher”. Dlatego kręcąc poniżej swych możliwości i tak co jakiś czas musiałem się zatrzymywać by poczekać na swego kompana w kryzysie. Ta okoliczność miała i swoje dobre strony. Tu i ówdzie mogłem pstryknąć fotkę i tym samym wzbogacić kolekcję zdjęć zrobionych na zjeździe. Na początku szóstego kilometra nasz szlak po raz pierwszy wpadł do Parku Regionalnego Sierra Espuna. Na razie tylko „przelotnie”, bo na około trzy kilometry.

Na dziesiątym kilometrze mieliśmy ładny widok na wiekowe Aledo. Za owym miasteczkiem wjechaliśmy zaś na drogę RM-503. Następnie w połowie czternastego kilometra skręciliśmy w prawo, by ponownie wjechać na teren wspomnianego parku. Tu najpierw trzeba było pokonać prostą o długości aż 1800 metrów kończącą się w strefie wypoczynkowej Las Alquerias. Powyżej niej zaczęła się najładniejsza część tej wspinaczki. Na siedemnastym i osiemnastym kilometrze seria zakrętów. W połowie dziewiętnastego punkt widokowy czyli Mirador del Collado del Pillon. Nie napinając się zbytnio pokonałem ostatnie 18 kilometrów południowego Bermejo w 1h 18:22, acz de facto jechałem przez 1h 08:53. Reszta czasu to moje „postojowe” z 9 przystanków. Adriano pokonał ten segment w 56:13 (avs. 19,2 km/h). Natomiast Rafa potrzebował na to samo równo 1h i 20 minut. Do samochodu dotarłem po wpół do siedemnastej. Przed wyjazdem z Alhama de Murcia wpadliśmy jeszcze na zakupy do supermarketu Mercadona oraz pobliskiej apteki. Potem czekał nas około 210-kilometrowy transfer do Roquetas de Mar. Na szczęście biegnący autostradą, więc do zrobienia w nieco ponad dwie godziny. Niemniej do Andaluzji wkroczyliśmy znacznie szybciej, bo już po pokonaniu 1/3 owej trasy. Tak to po czterech dniach logistycznie skomplikowanej tułaczki dotarliśmy do „ziemi obiecanej”. Kolejna baza przewidziana była już na trzy noce. Dzięki temu w dwóch następnych dniach schodząc na parking pod domem mogliśmy z sobą zabierać jedynie rowery i torby z ciuchami kolarskimi. W Roquetas wynająłem apartament na trzecim piętrze bloku mieszkalnego przy Plaza Ondina. Lokal z dużym balkonem i widokiem na morze. Do niego jednak nigdy nie dotarliśmy. Cóż tacy z nas niszowi turyści. Przejechaliśmy autem przeszło 3000 kilometrów nie po to by odpoczywać na plażach Costa de Almeria, lecz by pomęczyć się w górach Al-Andalus.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9843492834

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9843492834

COLLADO BERMEJO by ADRIANO

https://www.strava.com/activities/9841580286

COLLADO BERMEJO by RAFA

https://www.strava.com/activities/9841446301

ZDJĘCIA

Bermejo_01

FILM