Haza del Lino
Autor: admin o sobota 16. września 2023
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Castillo de Banos de Abajo
Wysokość: 1298 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 1293 metry
Długość: 18,7 kilometra
Średnie nachylenie: 6,9 %
Maksymalne nachylenie: 17 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
Po zjeździe z Puerto de Enix ruszyliśmy na zachód. Po raz wtóry wskoczyliśmy na Autovia del Mediterraneo czyli drogę A-7, która towarzyszyła nam od początku naszej hiszpańskiej przygody. To najdłuższa narodowa autostrada w Europie. Liczy sobie aż 1300 kilometrów i ciągnie od La Jonquera przy francuskiej granicy po miasto Algeciras na wysokości Gibraltaru. Zresztą ten rekord nie dziwi. Hiszpania jest krajem o najdłuższej sieci autostrad na Starym Kontynencie (17.228 kilometrów). O blisko dwa tysiące kilometrów przebija w tym zestawieniu Niemcy, zaś inne kraje pozostawia daleko w tyle. Między pierwszą a drugą sobotnią górą musieliśmy pokonać autem przeszło 70 kilometrów. Castillo de Banos to maleńka wioska na Costa Granadina. Ten odcinek śródziemnomorskiego wybrzeża biegnący przez prowincję Granada ma też drugie imię, a mianowicie Costa Tropical. Nazwa adekwatna do pogody, którą tam zastaliśmy. Pełne słońce i temperatura 35 stopni. Wypakowaliśmy się na parkingu przy Avenida de las Delicias. Nieopodal restauracji „El Paraiso”. W dolnej części wioski czyli na terenie Castillo de Banos de Abajo. Do wspinaczki szykowaliśmy się dłuższą chwilę, więc na spotkanie z Haza del Lino ruszyliśmy dopiero tuż przed wpół do czternastą. Mieliśmy do pokonania najkrótszą, lecz bynajmniej nie najłatwiejszą z czterech dróg prowadzących na tą przełęcz. Podjazd, który na stronie „andaluciacicloturismo” z uwagi na długość jak i przewyższenie przezwano granadyjskim Tourmalet. Tym niemniej jak trafnie zauważył autor strony „cyclingcols” pod względem technicznym to „bliźniak” wspinaczki z Culoz na Grand Colombier. Tej na której w minionym sezonie etap Tour de France wygrał Michał Kwiatkowski. Wymiary obu gór są niemal identyczne.
Jak już wspomniałem Haza del Lino można zdobyć na kilka sposobów. Ambitny cyklista ma do wyboru trzy drogi południowe i jedną północną. Ja wybrałem opcję południową przez Polopos. Wariant południowo-wschodni przez Albunol i Sorvillan jest najdłuższy. Zaczyna się w El Pozuelo i przez osiem pierwszych kilometrów biegnie tą samą szosą co podjazd na Venta del Tarugo. Z kolei na ostatnich czterech po trasie naszej wspinaczki. Trzeba na nim pokonać 27,5 kilometra o przeciętnej 4,7% i max. 9%. Za najcięższy uchodzi podjazd południowo-zachodni z Castell del Ferro przez Los Carlos i Rubite. Ma on 22 kilometry i średnią stromiznę 5,8%, zaś max. 15,5%. Podstawowe wyzwanie na tej górze to środkowy sektor z siedmioma kilometrami na poziomie 9,4%. Z uwagi na zjazdowy kilometr czternasty jest to też szlak o największym przewyższeniu brutto czyli 1355 metrów. Z kolei za najłatwiejszą wypada uznać drogę północną z okolic Orgivy przez Puerto de Camacho (1125 m. n.p.m.). Trzeba na niej pokonać tylko 980 metrów różnicy wzniesień, choć realna amplituda to 1063 metry. Tak czy owak wyraźnie mniejsza niż na każdym z południowych podjazdów. Wymiary tego wzniesienia to 19,6 kilometra z przeciętną 5% i max. 10%. Ostatnie 3,5 kilometra tego podjazdu biegnie tą samą drogą co wspinaczka z Castell del Ferro. Na wielkiej Vuelcie pod Haza del Lino wspinano się tylko dwa razy. Dawno temu, bo w latach 1972 i 1975. Podjeżdżano szlakiem północnym na etapach z Granady do Almerii. Za drugim razem premię górską wygrał tu Hiszpan Jose Luis Viejo. Jeden z dwóch młodych „profich”, którzy na początku lat siedemdziesiątych triumfowali w wyścigu Dookoła Polski (1972). W zawodowym peletonie wielkiej kariery nie zrobił. Niemniej w 1976 roku wygrał etap TdF do Manosque z przewagą blisko 23 minut nad drugim zawodnikiem, co do dziś pozostaje powojennym rekordem „Wielkiej Pętli”.
Potem uczestnicy Vuelty pojawili się w pobliżu owej przełęczy jeszcze w roku 2006. Na kluczowym dla losów tego wyścigu etapie siedemnastym z Adry do Granady. Organizatorzy VaE zafundowali im wówczas wspinaczkę na Collado de Canseco (1358 m. n.p.m.) czyli przedłużony podjazd z El Pozuelo na Venta del Tarugo. Następnie ku dolinie rzeki Guadalfeo trzeba było zjechać szlakiem przez Torvizcon. Tego popołudnia bawiliśmy w Sierra de la Contraviesa. To pasmo górskie pomiędzy Sierra Nevadą a Morzem Śródziemnym. Część historycznej krainy Alpujarra, a ściślej Alpujarra Baja. Od najwyższego pasma Gór Betyckich oddziela je dolina rzeki Guadalfeo. Natomiast w ujęciu wschód–zachód znajduje się ono między masywami Gador i Lujar. Nie są to wysokie góry. Ich najwyższy szczyt czyli Cerro de la Salchicha sięga raptem 1545 metrów n.p.m. Tutejsze ziemie uprawne pokryte są winnicami oraz migdałowcami i figowcami. Przy czym okolica Haza del Lino słynie z dębów korkowych. Przede wszystkim zaś z jednego drzewa tego gatunku. Ponoć najwspanialszego okazu na całym półwyspie Iberyjskim. Przełęcz ta stanowi jakby centralne miejsce owych gór, znanych niegdyś pod nazwą Sierra del Cehel. Nasz południowy szlak ku niej liczył blisko 19 kilometrów. Dolna połowa trudniejsza od górnej. Pierwsze 10 kilometrów ze średnią 7,4%. Natomiast górny sektor z przeciętną 6,5%. Najtrudniejsze kilometry czyli trzeci i czwarty ze stromizną powyżej 9%. Poniżej Polopos chwilowe ścianki do 15-17%. Powyżej tej wioski jeszcze dwa momenty z nachyleniem do 14%. Po czym za łącznikiem z drogą południowo-wschodnią już co najwyżej 10%. Po wstępie nad samym morzem mieliśmy do przejechania blisko 14 kilometrów na drodze GR-5204, po czym ostatnie 3800 metrów regionalną szosą A-4131.
Wspinaczkę zaczęliśmy przy Hornabeque. Fortyfikacji z XVI wieku niegdyś służącej mieszkańcom tych stron do obrony przed arabskimi piratami. Pierwsze 350 metrów z umiarkowanym nachyleniem. Potem rondo i przejazd pod drogą krajową N-340. Chwilę później minęliśmy Castillo de Banos de Arriba czyli górną część wioski. Kilkaset metrów dalej wjechaliśmy do La Guapa. Za nią, na początku drugiego kilometra pierwsza ostra ścianka. Rafał szybko został za mną i Adrianem. Widać sporo zdrowia zostawił na Puerto de Enix. Tymczasem kolejne kilometry coraz trudniejsze. Na początku trzeciego kilometra przejechaliśmy nad autostradą. Rozglądając się na boki widzieliśmy całe mrowie „wysp z plastiku”. To były szklarnie czy też może tunele foliowe, w których uprawia się pomidory, paprykę, cukinię i ogórki trafiające na stoły w całej Unii Europejskiej. Wjazd do jednego z takich gospodarstw minęliśmy na wirażu w prawo pod koniec trzeciego kilometra. Upał dokuczliwy, a stromizna porządna. Nieco poluzowała dopiero na piątym i szóstym kilometrze. Starałem się dotrzymać kroku Adkowi. Ten jechał z umiarem, ale i tak trochę mi do niego brakowało. Pierwsze 5,2 kilometra od ronda przejechałem w 26:08 (avs. 11,9 km/h) z VAM około 930 m/h tracąc do lidera 17 sekund. My dwaj się owszem męczyliśmy, lecz dla Rafała to była istna ścieżka na Golgotę. Nie przejechaliśmy jeszcze pierwszej tercji owej góry, a on tracił już do nas blisko 8 minut. Siódmy kilometr znów trudniejszy czyli na średnim poziomie 8,5%. Siódmy i ósmy na szczęście umiarkowane. Upał nie ustępował. Do połowy czternastego kilometra temperatura 32 stopnie lub więcej. Poniżej 30-stki spadła dopiero w końcówce tj. na kilometrze siedemnastym. Na mecie odnotowałem 27 stopni.
Dziesiąty kilometr ze stromizną blisko 9%. Na jedenastym przejazd przez Polopos. To wioska, która dała nazwę tutejszej gminie. Owa komuna ma obecnie ponad 1750 mieszkańców. Jednak w „pueblo blanco” na wysokości blisko 800 metrów n.p.m. żyje tylko 113 osób. Niemal 10 razy mniej niż w nadmorskiej wiosce La Mamola. To pokazuje jak przez lata wyludniły się górskie rejony Europy. Jeszcze jedna ciekawostka związana z tym miejscem. To tu zakończył się proces automatyzacji usług telefonicznych w Hiszpanii. Tutejsza ręczna centrala działała najdłużej. Do grudnia 1988 roku. W Polopos traciłem do Adriana tylko 22 sekundy. Rafa dotarł tu po dalszych 18 minutach. Kolejne cztery kilometry ani trudne, ani łatwe czyli z nachyleniem około 7%. Na początku piętnastego kilometra nasz szlak połączył się z drogą „przybyłą” ze wschodu. Na tej wysokości traciłem już do Adka 1:20, więc straciłem go z oczu. Skręciłem w lewo by kontynuować wspinaczkę na drodze A-4131. Ta wiodła już bardziej na zachód niż północ. Nachylenie stało się nieco łagodniejsze. Trzymało się w przedziale 6-7%. Po przejechaniu 16,7 kilometra dotarłem jak się mi początkowo wydawało na przełęcz. Na wprost restauracja Haza del Lino. Z prawej strony docierała tu droga GR-5204 z Albondon. Niemniej szybko okazało się, że trzeba jeszcze skręcić w lewo i cisnąć dalej. Do najwyższego punktu brakowało wciąż 1200 metrów z nachyleniem około 5%. Przy tablicy z nazwą przełęczy spotkałem Adka. Posiedzieliśmy chwilę na szosie, po czym zawróciliśmy ku restauracji. W wygodnej strefie bufetu poczekaliśmy na przyjazd Rafała. Stracił do nas pół godziny. Jak sam przyznał zaliczył potężną „bombę”. Na segmencie o długości niespełna 17,5 kilometra Adriano wykręcił czas 1h 21:02. Ja miałem 1h 24:14, zaś Rafa 1h 55:25. To pachniało przekroczeniem limitu czasu. Jednak jury było litościwe i nasz waleczny Amigo został dopuszczony do etapu 8a 😉
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/9860867251
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9860867251
HAZA DEL LINO by ADRIANO
https://www.strava.com/activities/9860860270
HAZA DEL LINO by RAFA
https://www.strava.com/activities/9860777616
ZDJĘCIA
FILM