banner daniela marszałka

Lago Ritom

Autor: admin o poniedziałek 26. czerwca 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Piotta

Wysokość: 1852 metry n.p.m.

Przewyższenie: 836 metrów

Długość: 10,1 kilometra

Średnie nachylenie: 8,3 %

Maksymalne nachylenie: 13 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Jak już wspomniałem z przełęczy Novena ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach. Ja z powrotem do samochodu, zaś Piotr dalej na zachód ku Ulrichen w kantonie Wallis. Tego dnia miał wyborną okazję do wykonania pięknej rundki w sercu górskiej Szwajcarii. Pogoda dopisywała, więc takiej szansy nie mógł zmarnować. Zatem zjechawszy z Nufenen odbił na północny-wschód i po płaskim dojechał do Oberwald. W tej wiosce zaczął zachodni podjazd na Furkapass (2431 m. n.p.m.). Ta wspinaczka ma długość 16,7 kilometra przy średniej 6,4%, więc była to jego kolejna premia górska z przeszło „tysiakiem” metrów w pionie. Na tej przełęczy wjechał do kantonu Uri by przez Realp zjechać do Hospental. Następnie by domknąć rundę musiał skręcić na południe i pokonać ostatnią „kwartę” północnego Gottarda (2108 m. n.p.m.) czyli 9 kilometrów z przeciętną 6,8%. Na ostatnich przeszło 3 kilometrach skorzystał ze „strada vecchia”, więc posmakował też alpejskiego bruku. Niemniej na zjeździe do Airolo wolał już ominąć kamienistą via Tremola i pomknął do swej mety drogą krajową nr 2. W sumie przejechał ponad 104 kilometry z łącznym przewyższeniem 2962 metrów. Na trasie spędził 6 godzin i 5 minut, ale czystej jazdy miał tylko 4h 59:12, co dało mu średnią prędkość 20,9 km/h. Mnie na przełomie czerwca i lipca nie stać było na podobne „ekscesy”. Dlatego musiałem sobie poszukać pojedynczej górki na aktywne spędzenie najbliższych paru godzin. Poważnie rozważałem odświeżenie swej znajomości z Gottardem. Owszem wjechałem już na tą przełęcz od strony południowej. Jednak zrobiłem to w warunkach wyścigowych podczas Alpenbrevet Gold z 2008 roku. Teraz mogłem się jej przyjrzeć na spokojnie i przy okazji uwiecznić na zdjęciach. Poza tym przedłużając sobie ów podjazd o niezbyt trudne 4 kilometry z hakiem mogłem skończyć wspinaczkę na nieznanym mi Passo Scimfuss (2238 m. n.p.m.).

Nie powiem kusiła mnie ta perspektywa. Niemniej ostatecznie uznałem, iż w przeważającej mierze byłaby to dla mnie „powtórka z rozrywki”. A poza tym nie zachęcały do niej opcje powrotne. To znaczy zjazd po kostkowanym dukcie lub też w niemałym ruchu samochodowym na krajowej „dwójce”. Dlatego odpuściłem sobie ten temat. Tym łatwiej, iż nieopodal miałem niewidziany jeszcze, a przy tym  wymagający podjazd pod Lago di Ritom. W dodatku poprowadzony cichą drogą na uboczu głównej doliny. Pozostawało tylko wybrać któryś z trzech wariantów tego wzniesienia opisanych na stronie „climbfinder”. W zasadzie trzy są jedynie dolne połówki owej wspinaczki, albowiem od wysokości 1410 metrów n.p.m. ku mecie na zaporze wiedzie już tylko jedna wąska droga. A co do miejsca startu. Po pierwsze można było zacząć zabawę na południowym krańcu Airolo z poziomu 1124 metrów n.p.m. poniżej Madrano. Poza tym przeszło sto metrów niżej we wiosce Piotta lub też najniżej pomiędzy Ambri i Quinto z wysokości ledwie 982 metrów n.p.m. Zatem im start dalej na południe tym większe byłoby przewyższenie do zrobienia, a przy okazji trudniejsza wspinaczka. Wybrałem opcję pośrednią, więc dojechawszy na parking ponad Airolo wsiadłem do samochodu by pokonać nim niespełna 7 kilometrów dzielące mnie od Piotty. Wolałem nie tracić sił na dojazd. Tak ze względu na upał panujący w dolinie jak i perspektywę późniejszego powrotu do auta pod górę. Miejsce na rozładunek znalazłem na poboczu Via Funicolare. Drogi wiodącej ku dolnej stacji ekstremalnej kolejki szynowo-linowej. Oddana do użytku publicznego już w 1921 roku funiculare Piotta-Ritom na dystansie ledwie 1,369 kilometra pokonuje aż 785 metrów przewyższenia przy maksymalnym nachyleniu 87,8%! To jedna z najbardziej stromych tego typu tras na świecie.

Szosowa droga łącząca Piottę z Lago Ritom również do łagodnych nie należy. Wymiarami przypomina pirenejski podjazd na Pla d’Adet, na którym etapy Tour de France wygrywali Zenon Jaskuła i Rafał Majka. Aczkolwiek na premii górskiej z Val Leventina trudniejsza jest górna, a nie dolna połówka. Pierwsze sześć kilometrów tego wzniesienia to owszem solidna wspinaczka z przeciętnym nachyleniem 7,4%. Jednak to nic przy kolejnych trzech, gdzie na odcinku poprzedzającym dojazd do górnej stacji wspomnianej kolejki średnia wynosi aż 11,1%. W miejscu, gdzie ma swój finał mrożąca krew w żyłach jazda wagonikiem po górskim zboczu w zasadzie kończy się też męka kolarza zmierzającego ku wodom jeziora Ritom. Do wjazdu na koronę zapory pozostaje stąd co prawda 1300 metrów, ale już przy ogólnie łagodnym nachyleniu, bo z przeciętną 4,5%. Gdy około wpół do trzeciej szykowałem się na spotkanie z tym podjazdem wiedziałem, że jego stromizna będzie tylko jednym z dwóch, a może trzech przeciwników. Drugim było zmęczenie po Novenie, zaś trzecim być może najgorszym bardzo wysoka temperatura. Czy aż tak ekstremalna jak zanotował to mój licznik śmiem wątpić. Garmin na pierwszych kilometrach tego podjazdu trzymał zapis na poziomie aż 41 stopni! Nawet jeśli faktycznie było to kilka stopni mniej to i tak oznaczało wspinaczkę w warunkach cieplarnianych. Zatem spocony już na starcie ruszyłem na wschód z nadzieją, iż starczy mi energii na niespełna godzinę walki z tą górą. Po około dwustu metrach przejechałem nad autostradą A2, zaś po przebyciu 450 metrów skręciłem w lewo, pokonując pierwszy z piętnastu wiraży tego wzniesienia.

Chwilę później wziąłem kolejny, zaś w trakcie przejazdu przez Scurengo jeszcze dwa razy zmieniłem kierunek jazdy, zanim dotarłem do połowy drugiego kilometra. Następnie trzeba było pokonać prostą o długości kilometra z przejazdem obok Sanatorio del Gottardo. To tu również mój szlak drogowy po raz pierwszy przeciął trasę stromej funiculare. Od połowy trzeciego kilometra Via Piora znów zaczęła się piąć po serpentynach. Na kolejnym kilometrze zaliczyłem aż pięć wiraży. Z czasem stromizna zaczęła rosnąć i całe półtora kilometra przed Altanką trzymało już na poziomie 9,5%. Ten odcinek podciął mi skrzydła. Na terenie tej wioski po przejechaniu 4,7 kilometra minąłem wiraż nr 11, na którym z moim szlakiem połączyła się dróżka „wyruszająca” z Madrano. Ledwie 200 metrów dalej tym razem po prawej ręce dostrzegłem dołączającą ścieżkę z Ambri & Quinto. Droga na szczyt zwężała się w tym miejscu, by następnie skręcić w lewo i zdecydowanie odbić na zachód. Czułem już, że nie dam rady tej górze bez chwil wytchnienia. Postanowiłem zatem powtórzyć swój manewr z Passo Forcora. To było konieczne tym bardziej, że najgorsze było dopiero przede mną. Najtrudniejszy fragment wzniesienia zaczął się po przebyciu 5,8 kilometra, tuż po tym jak przejechałem pod wiaduktem kolejkowym. Stanąłem niebawem po raz pierwszy, zaś potem jeszcze trzykrotnie robiąc sobie przystanki co 600-800 metrów. W sumie straciłem na nich blisko 4 minuty. Gdy dotarłem do górnej stacji funiculare byłem już uratowany. Finał był znacznie łagodniejszy, acz trzeba było zważać na pieszych turystów. Jadąc wąską alejką po prawej ręce miałem piękny widok na dolinę Leventina. W tym na niegdyś wojskowe lotnisko w Ambri, od blisko czterech dekad służące już cywilom.

Następnie przejechałem przez ciasny tunel po drodze gruntowej. Nieco dalej przebiłem się przez kolejny, jeszcze krótszy. Po nim ujrzałem już przed sobą upragnioną zaporę. Dość skromną na tle wielu szwajcarskich olbrzymów. Ta ma wysokość ledwie 27 i długość 309 metrów. Zbliżając się do niej mogłem odbić w prawo i dojechać na parking przed Rifugio Lago Ritom. Niemniej wolałem dostać się na koronę, więc musiałem pojechać prostu ku tamie by jeszcze troszkę się powspinać. Całość wieńczył, bowiem kręty finisz o długości 150 metrów. Wspinaczkę skończyłem w 1h 00:05 (avs. 9,7 km/h). Nawet czas netto czyli 56:10 oznaczał tu VAM tylko 893 m/h. Na górze spędziłem jakiś kwadrans. Gdybym miał więcej sił i wolnego czasu to mógłbym jeszcze wypróbować szutrową ścieżkę biegnącą wzdłuż zachodniego i północnego brzegu jeziora. Tym gravelowym szlakiem można dotrzeć do górskiej chaty Capanna Cadagno na wysokość 1987 metrów n.p.m. Wolałem jednak bez zbędnej zwłoki wrócić do auta, by następnie dotrzeć do Airolo zanim Piotr skończy swe Medio Fondo. Na zjeździe dowiedziałem się jaki mam zapas czasu, więc dojechawszy autem do miasteczka postanowiłem wpaść na zakupy spożywcze do miejscowego Coop’a. Te zabrały mi nieco więcej niż gratisowe 30-minut, więc musiałem uiścić opłatę w automatycznej kasie. Nie łatwo było ją znaleźć. Nabiegałem się zatem i najeździłem windą po czterech piętrach budynku chcąc „wymeldować” swój pojazd z krytego parkingu. Piotr zdążył już do mnie dołączyć zanim ostatecznie wydostałem się z tego labiryntu Minotaura. Na drugim etapie przejechałem niespełna 66 kilometrów z łącznym przewyższeniem 2245 metrów, a więc pod każdym względem nieco więcej niż w niedzielę.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9339444989

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9339444989

ZDJĘCIA

Ritom_01

FILM