Ticino & Lombardia
Autor: admin o niedziela 29. października 2023
Po sześciu latach zdecydowałem się wrócić do Szwajcarii. Kraju bogactw wszelakich. Mającego w swej ofercie turystycznej także obfity zasób pięknych i bardzo wymagających podjazdów kolarskich. W ciągu dwóch pierwszych dekad swych górskich podróży poznałem w sumie 65 szosowych wzniesień na terenie Helweckiej Konfederacji. W tym czasie zorganizowałem sobie i kolegom trzy wycieczki poświęcone wyłącznie górom Szwajcarii. A poza tym wpadałem do niej w celach sportowych jeszcze kilkukrotnie, acz tylko na dobę lub dni kilka. Po raz pierwszy stała się ona moim celem w sierpniu 2008 roku. Pojechałem wówczas z Łukaszem Talagą obejrzeć znane z tras Tour de Suisse premie górskie w środkowej i wschodniej części tego kraju. Pośród nich m.in. Furkę, Klausen, Albulę i Fluelę. Niemniej najważniejszym punktem tej podróży był występ w „złotej wersji” rajdu Alpenbrevet na ciężkiej trasie wokół Meiringen z przejazdami przez przełęcze: Grimsel, Nufenen, San Gottardo i Susten. Na starcie tej imprezy stanął też wówczas Piotr Mrówczyński czyli mój wypróbowany druh z kilku wcześniejszych sezonów. Rok później kolejna około 10-dniowa wyprawa zawiodła mnie ku kantonom zachodnim i południowym. W towarzystwie wspomnianego już Łukasza i Andrzeja Guża zwiedzałem przez trzy dni szwajcarską Jurę, zaś następnie przez tydzień górskie okolice Doliny Rodanu. Na alpejską fazę tej podróży dołączył do nas Jarek Chojnacki. We czwórkę zdobyliśmy wówczas przełęcze: Grand Saint-Bernard, Simplon, Croix czy Forclaz oraz dotarliśmy do stacji Saas Fee, Morgins, Verbier i Crans-Montana.
W kolejnych sezonach do Szwajcarii wpadałem „jak po ogień” lub przy okazji dłuższych międzynarodowych wypraw. W ten sposób w lipcu 2010 roku zaliczyłem Monte Generoso, zaś w czerwcu 2011 podjazd do Samnaun. W sierpniu tego samego roku spędziłem tam jeszcze kilka dni na szlaku od włoskich brzegów Lago Maggiore po austriacki land Vorarlberg. Przy tej okazji zaliczyłem kolejne „górki” bywałe na trasach TdS czyli Bosco Gurin, Monte Bre i Flumserberg, a także przełęcze San Bernardino i Maloja. Trzy szwajcarskie górki pojawiły się również na szlaku naszej 14-dniowej Route des Grandes Alpes czyli „awanturniczej” wyprawy z przełomu czerwca i lipca 2013 roku, którą odbyłem wespół z Piotrem oraz Darkiem Kamińskiem, Adamem Kowalskim i Romkiem Abramczykiem. Potem w czerwcu 2017 roku obejrzałem sobie podjazd do Barrage de Emosson przy okazji zwiedzania sabaudzkich departamentów Francji. Natomiast na dłużej zawitałem do Konfederacji dwa miesiące później. Wtedy to wraz z Darkiem, Piotrem Podgórskim oraz Sławkiem Szymczakiem z naszej bazy w Haute Nendaz ruszaliśmy ku podjazdom zarówno w romańskiej jak i germańskiej części kantonu Valais-Wallis. Wyprawa ta trwała 11 dni i przyniosła mi 18 górskich odkryć. Przy tym każde ze zdobytych wówczas wzniesień miało przeszło 1000 metrów przewyższenia. A siedem z nich tzn. Croix de Coeur, Sanetsch, Lac de Moiry, Barrage de Grande Dixence, Thyon 2000, Mattmark See i Alpe Galm nawet ponad 1500 metrów amplitudy! Tym niemniej moją jak dotąd ostatnią szwajcarską premią górską była pokonana 1 września 2021 roku przełęcz Simplon. Podjechana od południowej strony czyli ze startem we włoskim miasteczku Varzo.
Pomimo owych trzech wypraw i szeregu krótszych wizyt wciąż sporo „zostało mi do zobaczenia” na szosach i ewentualnie szutrach Szwajcarii. Przed tym sezonem miałem „gotowe do użycia” jeszcze cztery foldery z pomysłami na niemal dwutygodniowe wycieczki po tym kraju. Jeden projekt obejmujący podjazdy w niemiecko-języcznym centrum tego kraju, drugi ze wzniesieniami na wschodzie tj. głównie w Gryzonii, trzeci zakładający powrót nad Rodan do kantonów Vaud i Valais-Wallis oraz czwarty celujący w ziemie „opanowane” przez język włoski czyli przede wszystkim w Ticino. Realizację owych planów postanowiłem zacząć od ostatniego z tych pomysłów. Miałem ku temu dwa ważne powody. Jeden duchowy, zaś drugi ekonomiczny. Moją ulubioną krainą górskich wycieczek była zawsze „Bella Italia”. Tymczasem przed rokiem na rowerze omijałem włoskie szosy, acz bez roweru udało mi się zwiedzić z Iwoną spory kawał Apulii (w marcu) oraz Sycylii (w październiku). Wyjazd, którego głównym celem miało być Ticino po pierwsze „pachniał” włoską kulturą, a poza tym dawał możliwości zwiedzania kolarskich gór także po włoskiej stronie granicy. Na tym jednak nie koniec. Godząc się na nieco dłuższe niż to konieczne dojazdy samochodem do podnóży szwajcarskich podjazdów można było sobie znaleźć lokum na tą część wyprawy nie w rejonie Bellinzony, lecz po włoskiej stronie Lago di Lugano. Biorąc pod uwagę horrendalnie wysokie ceny wynajmu apartamentów w Szwajcarii, co najmniej o połowę wyższe niż w krajach Unii Europejskiej, warto było to uczynić. A przy okazji nie martwić się o koszty rozmów telefonicznych czy zakupów w sklepach spożywczych.
Tak jak przed rokiem również tym razem podczas pierwszej z dwóch corocznych wypraw towarzyszył mi Piotrek Mrówczyński. Z przyczyn wcześniej wspomnianych podstawową, bo aż jedenastodniową, bazą tej wyprawy stało się włoskie miasteczko Porlezza. Leżące na północno-wschodnim krańcu jeziora Lugano, ledwie 9 kilometrów od granicy z Helwetią. Było ono naszą bramą wypadową do wszelkich wycieczek po Ticino. Przy tym pomieszkując we Włoszech nie wypadało za każdym razem ruszać w kierunku Lugano i dalej na północ ku szwajcarskim podjazdom. Owszem to one były tematem przewodnim większej części owej wycieczki. Niemniej warto było też poznać kilka ciekawych wzniesień w przygranicznych rejonach Lombardii, na terenach prowincji Como i Varese. Natomiast cztery ostatnie doby tej podróży przeznaczyliśmy głównie na kolarskie podjazdy w prowincji Sondrio. W tym celu przenieśliśmy się z Porlezzy do skądinąd położonego jeszcze bliżej szwajcarskiej granicy Tirano. W trakcie tej podróży zrobiliśmy zaś sobie przystanek w znanej mi z roku 2011 Chiavennie, skąd razem ruszyliśmy na północ. Przy czym Piotr obrał kurs na Passo della Spluga, zaś ja zboczyłem ku widzianej na Giro-2021 stacji Alpe Motta. Ostatnie dni naszej podróży były dla mnie okazją do pokonania trzech stromych wzniesień w rejonie Alta Valtellina, zaś dla mego przyjaciela szansą na zrobienie prywatnego „Medio Fondo” z dwukrotnym wjazdem na Stelvio i deserem w postaci efektownej Torri di Fraele. Na zakończenie naszych zmagań ze szwajcarskimi i włoskimi Alpami zaliczyliśmy jeszcze maratoński podjazd na Forcola di Livigno. Rozpoczynający się na włoskiej ziemi, lecz przez ponad 90% dystansu biegnący szosami Szwajcarii, ku mecie na granicy obu państw.
Niestety znów nie przygotowałem formy dostatecznie dobrej i wagi odpowiednio niskiej by jak równy z równym wspinać się z Piotrem po zaproponowanych mu górach. W pierwszych dniach moja kondycja była na tyle kiepska, że nie tylko tempo mojego kompana było za mocne, lecz i góry za ciężkie by drugie podjazdy danego dnia pokonać bez przymusowych przystanków. Musiałem zmodyfikować swój „program zwiedzania”. Dostosować go do swych aktualnych możliwości fizycznych. Tradycyjnie z biegiem dni odnalazłem swój rytm górskiej jazdy i w drugim tygodniu radziłem już sobie z podjazdami trudniejszymi niż te, na których w tygodniu pierwszym łapałem „zadyszkę”. Pogoda z reguły nam dopisywała, acz deszczowy piątek 30 czerwca dodatkowo „odchudził” moje przesadnie ambitne plany. Te zakładały pokonanie na trasach prologu, 14 etapów i być może porannego epilogu max. 30 wzniesień. Ostatecznie musiałem się zadowolić zaliczeniem 22 nowych premii górskich, z czego 13 w Szwajcarii i 9 we Włoszech. A konkretniej 10 w Ticino oraz 3 w kantonie Grigioni (po naszemu w Gryzonii). Jeśli chodzi o Lombardię to zapisałem na swym koncie 4 podjazdy z prowincji Sondrio, 3 z Como i 2 z Varese. Pośród moich 22 wzniesień w sumie 13 miało przewyższenie przeszło 1000 metrów, z czego 9 po szwajcarskiej stronie granicy. Były wśród nich prawdziwe Olbrzymy o amplitudzie ponad 1800 metrów czyli Forcola di Livigno i Lago del Naret oraz mające przeszło 1500 metrów różnicy Alpe Motta i Alpe Gesero.
Na moim szwajcarsko-włoskim szlaku znalazły się cztery góry z finałem na wysokości ponad 2000 metrów n.p.m. Najwyższą była wschodnia Nufenen czyli rozpoczęty w Airolo wjazd na Passo della Novena (2478 m. n.p.m.). Poza tym wspomniana już Forcola di Livigno, Naret i stromy Pian de Geirett. Pietro „latał” nie tylko szybciej ode mnie, ale też wyżej, no i miał większy „zasięg”. W sumie zaliczył aż dziewięć tak wysokich wjazdów, gdyż oprócz mojej czwórki wjechał też na Furkę, Sankt-Gottharda, Splugę oraz dwukrotnie na Stelvio (tak od Bormio jak i drogą szwajcarską przez Umbrailpass). Jeśli chodzi o dystanse to pięć moich podjazdów miało długość ponad 20 kilometrów. Przy czym by dotrzeć na Forcola di Livigno oraz Lago del Naret musieliśmy przejechać odpowiednio 34 i 32 kilometry. Niewiele krótsza Piotrkowa Spluga miała ciut ponad 30. A która góra była najtrudniejsza? Bazując na danych ze strony „climb finder” trzebaby stwierdzić, iż najpewniej Alpe di Gesero czyli 15 kilometrów o średniej 10% oraz bardzo długa i mająca „sztywną” końcówkę Lago del Naret. Na trzecim miejscu znalazła się bardzo stroma Passo di Guspessa. Góra o podobnym charakterze jak sąsiadujące z nią Mortirolo, wypróbowana jak dotąd tylko raz na młodzieżowym Giro. Obiektywnie należałoby się zgodzić z tymi wyliczeniami. Niemniej w praktyce najcięższe dla mnie okazały się te wczesne wzniesienia, na których z braku sił musiałem na parę chwil przystanąć w drodze do górskiej mety. Tego typu „wpadki” zanotowałem w trakcie wspinaczek pod La Forcora (via Armio) oraz Lago Ritom. Owszem były to wymagające podjazdy, ale niewątpliwie łatwiejsze od wielu późniejszych, z którymi zgrabniej się uporałem.
Poniżej przedstawiam listę premii górskich, które poznałem w czerwcu i lipcu 2023 roku na szlaku od Piano di Porlezza po Tirano.
Mój rozkład jazdy:
24.06 – Vegna (Val Cavargna)
25.06 – Alpe Pradecolo & La Forcora (via Armio)
26.06 – Passo della Novena & Lago Ritom
27.06 – Cari
28.06 – Lago del Naret
1.07 – Pian de Geirett & Passo del Lucomagno
2.07 – Cusie (Val Malvaglia) & Monti della Gana
3.07 – Bocchetta d’Orimento & Monti di Breglia
4.07 – Alpe Gesero & Prepianto
5.07 – Alpe Motta
6.07 – Passo di Guspessa
7.07 – Passo del Mortirolo & Rifugio Malghera
8.07 – Forcola di Livigno