banner daniela marszałka

Vegna (Val Cavargna)

Autor: admin o sobota 24. czerwca 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Piano di Porlezza (SS340)

Wysokość: 1196 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 866 metrów

Długość: 20,1 kilometra

Średnie nachylenie: 4,3 %

Maksymalne nachylenie: 13 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Pierwszą górę tej wyprawy chciałem zaliczyć już w dniu naszego przyjazdu do Włoch. Szansa na to była spora zważywszy na to, iż Pruszków od Porlezzy dzieli jakieś 14 godzin czystej jazdy. Wyjechałem z Gdańska tuż po piątkowym obiedzie, więc zakładałem, że ruszę z Piotrem w drogę z Mazowsza do Ticino i Lombardii wczesnym wieczorem. To nawet z paroma krótkimi przystankami skutkować miało dotarciem nad Lago di Lugano najpóźniej bardzo wczesnym popołudniem. Tym niemniej zaczęło się od falstartu. Jeszcze przed Ostródą „złapałem kapcia” w jednym z kół, co wiązało się z koniecznością wezwania lawety i wycieczką pod Olsztyn do mobilnego wulkanizatora. Ten pech kosztował mnie ze trzy godziny, więc ostatecznie wspólną część podróży zaczęliśmy około północy. Dalej wszystko poszło już sprawnie, dzięki czemu bez wszelakich złych przygód dotarliśmy do naszej bazy noclegowej czyli Apartment Caterina przy Via della Stazione przed godziną szesnastą. Co wciąż dawało nam dość czasu na sobotnią rozgrzewkę przed poważniejszymi etapami przewidzianymi na kolejne czternaście dni pobytu na szwajcarsko-włoskim pograniczu. Oczywiście na tą okazję musiałem wybrać jakiś zacny podjazd znajdujący się w pobliżu wspomnianego lokalu. Taki do którego będzie można szybko dojechać z domu na rowerach. Samochodu na ten dzień mogliśmy mieć już dość. Najbliższy nam był stromy południowy podjazd na Passo della Cava (1154 m. n.p.m.), zaczynający się na ulicach Porlezzy. Niemniej ja to wzniesienie z wielkim trudem zaliczyłem w sierpniu 2020 roku, zaś Pietro po długim transferze niekoniecznie ucieszyłby się z tak sztywnej wspinaczki. Dodam, że ów podjazd ma tylko 10,5 kilometra, ale o średnim nachyleniu 8,4% przy max. 18%!

Na wspomnianą przełęcz mój kompan mógł też dojechać innym – dłuższym i łagodniejszym – szlakiem. Wiedzie na nią bowiem przeszło 18-kilometrowy podjazd zaczynający się w miejscowości Piano di Porlezza. Uznałem, że i dla mnie będzie to najlepsza opcja na solidny prolog przed kolejną dwutygodniową przygodą w Alpach. Zatem kilka minut przed osiemnastą wyjechaliśmy z domu i już po chwili byliśmy na wiodącej w stronę Lago di Como drodze krajowej SS340 Regina. Mieliśmy do przejechania po niej jakieś 3,5 kilometra w nie do końca płaskim terenie. Piotr narzucił takie tempo, że już na tym odcinku po raz pierwszy zapiekły mnie nogi. Przemknęliśmy przez San Pietro Sovera, minęliśmy niewielkie Lago di Piano i już byliśmy na rondzie, z którego rozpoczyna się podjazd wiodący przez Val Cavargna. Strada Provinciale 10 ciągnie się przez 16 kilometrów. Najpierw biegnie na północ, po czym kieruje się na zachód. Na wysokości 993 m. n.p.m. przechodzi ona w drogę SP11, która to skręca na południe by niejako od północy wpaść na Passo della Cava. Niemniej na styku owych dróg można też odbić w prawo i wjechać na węższą ścieżkę, która biegnąc na północ zrazu doprowadzi nas do wioski Cavargna, a ostatecznie zawiedzie na wysokość około 1200 metrów n.p.m. powyżej osady Vegna. Ja wybrałem dla nas ten drugi wariant, przy czym lubiący kolarskie rundki Piotrek po zdobyciu naszej premii górskiej miał wrócić do domu krótszym szlakiem przez przełęcz Cava. Niezależnie od wybranej końcówki owej wspinaczki jest to wjazd w systemie ratalnym czyli przerywany dwoma fazami zjazdów. Meta ponad Vegną jest nieco wyższa, a przy tym sam podjazd niemal o dwa kilometry dłuższy.

Akt pierwszy liczy sobie 7,5 kilometra o średnim nachyleniu 6,4% z przejazdem przez Carlazzo w połowie trzeciego kilometra i Cusino, tuż przed przegibkiem. Poniżej pierwszej ze wspomnianych wiosek jest cały kilometr o stromiźnie 8,5%. Pierwszy zjazd ma kilometr i traci się na nim 49 metrów. Druga faza podjazdu czyli 4,5 kilometra o przeciętnej 5,2% kończy się w miejscowości San Nazzaro Val Cavargna. Nieco wcześniej, bo na jedenastym kilometrze wspinaczki przejeżdża się przez największą miejscowość na tym szlaku czyli San Bartolomeo Val Cavargna. Drugi zjazd liczy sobie 2 kilometry i według „Passi e Valli in Bicicletta” traci się na nim aż 107 metrów z wcześniej zdobytej wysokości. Ostatnia tercja zaczyna się na poziomie 873 metrów n.p.m. i liczy 5,9 kilometra patrząc do końca utwardzonej drogi kilkaset metrów za osadą Vegna. Przy tym pierwsze 1,6 kilometra wiedzie jeszcze drogą SP10. Średnie nachylenie trzeciego kawałka to 5,7%, ale to właśnie tu znajdziemy największe stromizny całego podjazdu. To znaczy maksimum na poziomie 14% oraz półkilometrowe segmenty rzędu 10,8 i 10%. Mimo późnej pory wystartowaliśmy w cieplarnianych warunkach atmosferycznych. Na starce wspinaczki mój licznik zanotował 31 stopni. Ruszyliśmy pod górę z dużym zapałem na odcinku do Cusino kręcąc ze średnią 15 km/h, co oznaczało VAM około 1040 m/h. Pietro odjechał mi na jakieś 10 sekund, po czym nieco powiększył tą różnicę na pierwszym ze zjazdów. Tym niemniej jechało mi się dość dobrze, więc stosunkowo niewielkie straty odrobiłem w drugiej fazie wspinaczki. Do San Nazzaro dojechaliśmy zatem razem, w czasie około 46 minut od minięcia ronda w Piano di Porlezza.

Drugi zjazd okazał się jednak za dziki jak dla mnie. Trudniejszy technicznie od pierwszego, a przy tym wiódł po kiepskiej nawierzchni. Nie chciałem podejmować żadnego ryzyka, szczególnie na samym początku wyprawy, gdy wszystkie najpiękniejsze cele były dopiero przede mną. Sturlałem się z niego powolutku tracąc tym samym wszelkie szanse na ukończenie tego podjazdu wraz z Piotrem. Zresztą nie wiem czy je w ogóle miałem, skoro segment długości 3,7 kilometra po opuszczeniu SP10 pokonałem 40 sekund wolniej od kolegi. Tym niemniej wrażenia z jazdy po okazjonalnych stromiznach miałem całkiem dobre. Lepsze niż mógłbym się spodziewać zważywszy na fakt, iż chyba po raz pierwszy zabrałem w Alpy ponad 80 kilogramów. Jadąc zatem znów na solo równo po godzinie wspinaczki wpadłem do Cavargni. Potem jeszcze trzy kilometry i byłem już w Vegni. Przed sobą wciąż miałem szosę, więc pojechałem dalej. Za frakcją Monti Dosso pojawiła się chwila zjazdu, która przeszła w stromy podjazd początkowo po kiepskim asfalcie, a następnie jeszcze mniej przyjemnych betonowych płytach. Pocisnąłem trochę pod górę, ale tylko do zakrętu w prawo przy wodopoju. Cała wspinaczka zabrała mi 1h i 13 minut z haczykiem. Można było podjechać jeszcze kolejne 200 metrów i skończyć przy gospodarstwie Monti Collo. To udało się Piotrowi, który po chwili wyjechał mi z naprzeciwka. Na górze pojawiliśmy się około 19:15 i zabawiliśmy tam jakieś 10 minut. Do zachodu słońca mieliśmy jeszcze niemal dwie godziny, ale światła było już za mało na dobre zdjęcia tak z premii górskiej jak i w drodze powrotnej. Na zjeździe zgodnie z planem się rozdzieliliśmy. Ja wróciłem do domu przetartym już szlakiem, zaś Pietro przez Passo della Cava. Na otwarcie przejechałem 49 kilometrów z łącznym przewyższeniem 1106 metrów. Na samym podjeździe de facto musieliśmy pokonać w pionie 1022 metry.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9327381130

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9327381130

VEGNA by PIETRO

https://www.strava.com/activities/9327313294

ZDJĘCIA

Vegna_01

FILM