El Yelmo
Autor: admin o niedziela 24. września 2023
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Cortijos Nuevos
Wysokość: 1798 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 1041 metrów
Długość: 15 kilometrów
Średnie nachylenie: 6,9 %
Maksymalne nachylenie: 15 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
Trzecia niedziela pod hiszpańskim niebem była dniem przeznaczonym zarówno na pożegnanie z górami Andaluzji jak i pokonanie pierwszej etapu strasznie długiej drogi powrotnej z Granady przez Gorzów do Trójmiasta. W poszukiwaniu górskich przygód zabrnęliśmy na kraniec Europy i teraz by wrócić do domu musieliśmy przejechać przeszło 3400 kilometrów. To oznaczało niemal półtorej doby samej jazdy. Na taki wyczyn nie chcieliśmy się jednak porywać. Jeszcze w fazie przygotowań do tej wyprawy zaproponowałem kolegom pokonanie tego mega-dystansu na raty w trzech dziennych odcinkach. Pierwszy o połowę krótszy od pozostałych miał nam umożliwić zaliczenie ostatniego podjazdu z mojej listy. Umiejscowionego na północno-wschodnim krańcu Al-Andalus. Tego dnia mieliśmy pokonać autem „tylko” 660 kilometrów i tym samym spędzić w aucie około siedem godzin. Poniedziałek i wtorek od świtu do zmierzchu (a nawet w dłuższym wymiarze) miały nam zlecieć już tylko na długiej jeździe samochodem. W tych dniach czekały nas już transfery po około 1400 kilometrów czyli dwa razy po 14-15 godzin w trasie przedzielone krótkim noclegiem w Weisweil na zachodnich kresach Niemiec. Do roli pożegnalnej premii górskiej z uwagi na swe usytuowanie znakomicie nadawała się El Yelmo. Góra położona w paśmie Sierra de Segura należącym do północnego pasa Gór Betyckich czyli Cordillera Prebetica. Gdy przed laty wypatrzyłem to wzniesienie na znakomitej stronie „www.altimetrias.net” to uznałem, że warto będzie je zobaczyć jeśli tylko dane mi będzie kiedyś dotrzeć do południowej Hiszpanii. Powody były co najmniej dwa. Z jej profilu wynikało, iż ma ona przeszło tysiąc metrów przewyższenia. Do tego jeszcze ładnie prezentowała się na dostępnych w necie zdjęciach.
Góra ta ma wysokość 1809 metrów n.p.m., co oznaczało, że wjedziemy niemal na jej wierzchołek. Trzeba było dotrzeć do miejsca, gdzie znajduje się poligon dla paralotniarzy z dwoma miejscami startowymi przeznaczonymi dla amatorów tego ekstremalnego sportu. Kolarska wspinaczka zaczyna się w Cortijos Nuevos czyli na ulicach największej miejscowości w gminie Segura de la Serra. W niedzielny poranek spakowaliśmy cały nasz dobytek do Xceed’a, po czym około wpół do dziesiątej wyjechaliśmy z Granady. Na dojeździe w rejon El Yelmo musieliśmy pokonać dystans 217 kilometrów jadąc szlakiem przez Jaen i Ubedę. Trasa wiodła głównie autostradami (A-44, A-316 i A-32). Jedynie na ostatnich kilometrach wjechaliśmy na węższą i bardziej urokliwą, ale zarazem wolniejszą drogę A-6301. Wszystko to dało się przejechać w około dwie i pół godziny. Tym samym około południa byliśmy już na miejscu, ale nie od razu wskoczyliśmy na rowery. Nieco rozleniwieni podróżą najpierw wpadliśmy na kawę do baru w centrum Cortijos Nuevos. Dopiero po tej przyjemności podjechaliśmy na wschodni kraniec wioski by przygotować się do naszej ostatniej wspinaczki. El Yelmo nie jest górą znaną Vuelcie. Zresztą wyścig Dookoła Hiszpanii bardzo rzadko zagląda w te strony. Przez Sierra de Segura jechał ostatnio w sezonie 2007 na etapie czternastym z Puerto Lumbreras do Villacarrillo, kiedy to lotną premię wyznaczono w pobliskim Hornos. Pasmo Segura do spółki z sąsiednimi górami wchodzi w skład Parque Natural Cazorla, Segura i Las Villas mającego powierzchnię blisko 2100 km2 obejmującą ziemie należące do aż 23 gmin oraz 3 hiszpańskich powiatów, odnotowanych w jego długiej nazwie.
Jest to największy chroniony przyrodniczo obszar w całej Hiszpanii. Górskie tereny tego parku słynną z formacji krasowych wapienia dolomitowego, stąd spotkać tu można głębokie kaniony. Najwyższym szczytem jest tu Cerro las Empanadas (2017 m. n.p.m.), zaś w ramach pasma Segura to miano należy to Las Banderillas (1993 m. n.p.m.). Na obszarze tego parku swe źródła ma Gwadalkiwir. Największa rzeka południowej Hiszpanii o długości 657 kilometrów. Płynąca przez Cordobę i Sewillę ku ujściu do Oceanu Atlantyckiego w Zatoce Kadyksu. Warto dodać, iż o ile pasmo Segura VaE odwiedzała jedynie przejazdem to w pobliskim Sierra de Cazorla niebawem będzie finiszować już po raz drugi. Górzysty etap szósty z roku 2015 przyniósł zwycięstwo oraz koszulkę lidera wiecznie uśmiechniętemu Kolumbijczykowi Estebanowi Chavesowi. W sezonie 2024 etap ósmy zakończy się w miejscowości Cazorla. Na spotkanie z El Yelmo ruszyliśmy kwadrans przed trzynastą. Było ciepło, ale jeszcze nie upalnie. Na starcie 25 stopni, zaś na podjeździe max. 30. Ponieważ startowaliśmy z miejscówki na wylocie z Cortijos Nuevos nasz podjazd miał równo 15 kilometrów. Zresztą odcinek, który sobie darowaliśmy jak i pierwszy kilometr po naszym starcie ciężko byłoby nazwać wspinaczką. Ta zrazu delikatna zaczęła się na drugim kilometrze czyli na dojeździe do wioski El Ojuelo. Podobnie jak na wspinaczce pod La Alfaguara początkowo jechaliśmy przez tereny rolnicze zdominowane przez uprawę oliwek. Krajobraz ten skończył się dopiero w połowie czwartego kilometra, gdy dotarliśmy do drugiej i zarazem ostatniej wioski na tym szlaku czyli El Robledo. Dojazd do niej był już całkiem solidny. Rafał nie miał dobrego dnia, więc już na trzecim kilometrze został w tyle.
Pod koniec czwartego kilometra wjechaliśmy do lasu. Droga stała się kręta i przede wszystkim od wjazdu do El Robledo przez cztery kolejne kilometry trzymała na stałym poziomie powyżej 8%. Stromizna miejscami osiągała dwucyfrowe wartości. Najtrudniej czyli na poziomie 13-14% miało być na odcinku kilkuset metrów poprzedzających Mirador El Robledo (5,3 km). Przetrzymałem ten odcinek korzystając z tego, iż Adrian postanowił przejechać tą górę umiarkowanym jak na jego możliwości tempem. Dalej wciąż trzeba było solidnie pracować by zasłużyć sobie na towarzystwo mocniejszego kolegi. Dopiero na dziewiątym i dziesiątym kilometrze zrobiło się luźniej. Jazda w sumie przyjemna. Pogoda bardzo dobra. Wąska dróżka w gęstym lesie. Okolice ładna i spokojna. Ruch samochodowy prawie żaden. Ogólnie sielankowa atmosfera. Na przełomie jedenastego i dwunastego kilometra ścianka z nachyleniem do 12% przerwała relaks. Poprzedzała wjazd na przełęcz Alto de El Campillo (1507 m. n.p.m.). W tym miejscu po przejechaniu 11,2 kilometra należało zjechać z dotychczasowej drogi. Trzeba było skręcić ostro w lewo, nieomal zawrócić, by wbić się na węższy trakt wiodący ku antenom na szczycie góry. Do ostatniej premii górskiej zostało nam stąd 3,6 kilometra. Pierwszy kilometr łatwy. Początkowe trzysta metrów wiodące nawet lekko w dół. Niemniej finałowy odcinek o długości 2,6 kilometra już bardzo wymagający, bo o średniej aż 9,8%. Poza tym im bliżej szczytu tym sztywniej. Tak na przedostatnim jak i ostatnim kilometrze nie brakowało „chwilówek” o wartości 15%. Na ostatnim kilometrze kilka wiraży i otoczenie szosy już bardziej skaliste niż zielone. Pięliśmy się śmiało do góry ponad wszystko co mieliśmy tu w zasięgu naszego wzroku. Cisnąłem wiedząc, że to już ostatni taki wysiłek na tej wyprawie.
Finisz pomiędzy masztami, zaś meta między skałami. Za linią górskiej premii rozległy widok na zachód, hen po horyzont. Na pokonanie całego podjazdu potrzebowaliśmy z Adrianem przeszło 70 minut, choć Adek pewnie mógłby z tego urwać kilka. Na Rafała przyszło nam nieco dłużej poczekać. Jakieś 14 minut. Gdy odpadł cieszył się już samą jazdą, a nie tempem czyli przeszedł w swój tryb „reco”. Według stravy ostatnie 12,75 kilometra czyli segment od centrum El Ojuelo pokonaliśmy w 1h 03:25 (avs. 12,1 km/h). Natomiast Rafa przejechał go w czasie 1h 17:17 (avs. 9,9 km/h). Na szczycie spędziliśmy blisko 20 minut. Zanim zaczęliśmy pierwszy mini-zjazd do miejscówki pod drewnianą tablicą Adriano strzelił Rafałowi fotkę u kresu drogi. Ten obrazek znakomicie nadał się na ostatnie zdjęcie w albumie z tej wspaniałej podróży. Spokojny zjazd był już czystą przyjemnością. Ostatnie kilometry naszej wielkiej Vuelty, w trakcie której udało się nam pokonać 28 solidnych wzniesień. Mój śmiały plan został zrealizowany niemal w 100%. Trudno było liczyć na coś więcej. Do samochodu dotarłem kwadrans po piętnastej. Ostatni hiszpański nocleg zaplanowałem w oddalonej o jakieś 440 kilometrów Oropesie. Kurorcie nad Morzem Śródziemnym w walenckiej prowincji Castellon. Po wyjechaniu z bocznych dróg zrazu trzeba było wziąć kurs na Albacete, zaś następnie na Walencję. Parę godzin spędziliśmy w rozsławionej przez Cervantesa krainie La Mancha. Do bazy noclegowej dotarliśmy już po zmroku, ale na szczęście przed zamknięciem osiedlowego sklepu spożywczego. Sportową część tej wyprawy mogliśmy uznać za zakończoną, choć do domu wciąż było daleko. W poniedziałek przejechaliśmy Katalonię i Francję. We wtorek przemierzyliśmy Niemcy i pół Polski by wczesnym wieczorem zameldować się w Sopocie i Gdańsku. W planach na lata 2025 i 2027 mam jeszcze dwa hiszpańskie projekty. Idealnie byłoby je zrealizować w tym samym towarzystwie. Czy będzie to możliwe, czas pokaże. Tymczasem warto rzec: Gracias Amigos!
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/9911529422
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9911529422
EL YELMO by ADRIANO
https://www.strava.com/activities/9911562381
EL YELMO by RAFA
https://www.strava.com/activities/9911458312
ZDJĘCIA
FILM