banner daniela marszałka

Monte Bar

Autor: admin o czwartek 29. czerwca 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Tesserete

Wysokość: 1553 metry n.p.m.

Przewyższenie: 1031 metrów

Długość: 12,5 kilometra

Średnie nachylenie: 8,2 %

Maksymalne nachylenie: 15 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Po znacznie szybszym niż to planowałem odwrocie spod Alpe di Giumello już kwadrans po dwunastej siedziałem w samochodzie gotów by szybko przeskoczyć w rejon drugiej czwartkowej górki. Tym razem chcąc wyjechać z równiny Magadino skorzystałem nie z autostrady, lecz krajowej „dwójki”. Obie prowadzą z Bellinzony do Lugano przez niepozorną Monte Ceneri (554 metrów n.p.m.). To przełęcz o bogatej historii kolarskiej, ale też bardzo ważna w geografii Ticino. Na tyle istotna, iż kanton ten zwykło się dzielić na dwa subregiony. Sopraceneri składający się z sześciu centralnych i północnych dystryktów oraz Sottoceneri składający się z dwóch południowych okręgów: Lugano i Mendrisio. Co ciekawe w tym pierwszym, obejmującym aż 85% powierzchni Ticino, mieszka tylko 43% obywateli tego kantonu. Jak nie trudno się zatem domyślić większość włoskojęzycznych Szwajcarów żyje na bardzo gęsto zaludnionym południu. Ponoć nawet dialekty języka włoskiego czy też „lingua lombarda” (jak doprecyzowali by uczeni lingwiści) są różne w każdej z tych krain. Ticinese dominuje na północ od owej przełęczy, zaś po jej południowej stronie używany jest Comasco. Monte Ceneri w latach 1967-2022 aż 18 razy znalazła się na trasie Tour de Suisse. Co więcej pojawiała się też w programie Giro d’Italia. W dalekim roku 1920 podczas etapu z Mediolanu do Turynu, na którym wyścig Dookoła Włoch po raz pierwszy wyjechał poza granicę Italii. Ostatnio w 2008 roku na odcinku z Sondrio do Locarno. Warto też dodać, iż przełęcz ta znalazła się jeszcze na trasie czasówki podczas zorganizowanych w sezonie 1996 Mistrzostwach Świata w Lugano. Gospodarze wywalczyli w niej dwa medale tzn. Alex Zulle złoty, zaś Tony Rominger brązowy.

Jadąc po wspomnianej „krajówce” łatwiej niż z autostrady mogłem się dostać do Val Colla. Doliny, w której zaczyna się podjazd pod Capanna Monte Bar. Musiałem tylko zjechać z głównej drogi po dojeździe do Torricella-Taverne. Na dobrą sprawę moją wspinaczkę mogłem zacząć już w tej miejscowości. Niemniej na pierwszych 5 kilometrach przed Tesserete zyskałbym tylko 170 metrów w pionie. Teren na tym odcinku jest bardzo zróżnicowany. Sektory prowadzące pod górę poprzedzielane są odcinkami płaskimi, a nawet z lekka zjazdowymi. W dodatku droga idzie przez teren zamieszkany, więc ruch samochodowy jest na niej niemały. Uznałem, że lepiej będzie ograniczyć swój rowerowy występ na Monte Bar do ostatnich 12 kilometrów z hakiem czyli zasadniczej części tego wzniesienia. Pod wspomnianą nazwą kryje się góra w Prealpi Luganesi wyrastająca pomiędzy dolinami Isone oraz Colla. Jej szczyt ma kopulasty kształt i sięga 1816 metrów n.p.m. Słynie z rozległej panoramy. Ponoć przy optymalnej aurze można z niej dojrzeć nawet Apeniny Liguryjskie. Z kolei Capanna to schronisko stojące na wysokości 1602 metrów n.p.m. na południowym zboczu owej góry. Pierwsze Rifugio powstało tam już w 1936 roku, zaś nowe oddano do użytku całkiem niedawno, bo w 2016. Szosą nie da się do niego dojechać. Niemniej asfaltowa droga dociera w jego pobliże, zaś ostatni fragment dojazdu można pokonać szutrowym duktem o niezłej jakości. Jak dotąd w rejonie Sottoceneri zaliczyłem tylko dwie szosowe góry: Monte Generoso powyżej Mendrisio w 2010 oraz Monte Bre ponad Lugano w 2011 roku. To były wzniesienia przetestowane przed laty na trasach górskich czasówek TdS. Pierwszą z nich użyto także i to nawet dwukrotnie w wielkim Giro.

Mimo to nieznana kolarskim wyścigom Monte Bar wyglądała na nieco trudniejsze wyzwanie. Średnie nachylenie powyżej 8% i to mimo niezbyt trudnej pierwszej tercji podjazdu. Według „cyclingcols” miałem tu do pokonania pięć półkilometrowych segmentów ze stromiznami od 10 do 11,5%. Do tego tyleż samo „dziewiątek” i „ósemek”. W sumie przeszło 5 kilometrów dystansu z dwucyfrowym nachyleniem. Po dotarciu do Tesserete skorzystałem z parkingu na Piazza Giuseppe Lepori. W pobliżu rzeczki Capriasca, od której pochodzi nazwa miejscowej gminy. Tuż przed trzynastą wsiadłem na rower i ruszyłem na wschód by po nieco ponad 4 kilometrach dotrzeć do Bidogno. Niebo nad Ticino zdążyło się rozpogodzić. Wczesnym popołudniem słonko mocno przypiekało. Tym razem wystartowałem przy temperaturze 31 stopni. Na sam początek mały falstart. Już po pierwszych 150 metrach powinienem był odbić w lewo na drogę do Lopagno. Tymczasem pojechałem prosto i dopiero po czterystu metrach zdałem sobie sprawę z tej pomyłki. Zawróciłem zatem by niebawem wjechać już na właściwy szlak. Początek kręty i w terenie zabudowanym. Wzdłuż drogi palmy, ładne kościółki i efektowne wille. Widoczki podobne do tych niedzielnych górek w okolicy Lago Maggiore. Tylko żadnego jeziora nie było w najbliższej okolicy. By dojrzeć Lago di Lugano trzeba się było wspiąć znacznie wyżej. Pod koniec drugiego kilometra zrobiło się bardziej stromo. W tej okolicy minął mnie jakiś drobnej postury młodzian w stroju Groupamy. Odskoczył na tyle szybko, że nie miałem czasu się przypatrzeć kim był. Młodym „profim” z tej francuskiej ekipy czy przedstawicielem jej młodzieżowej przybudówki? Po trzech kilometrach wpadłem do Roveredo. Skądinąd kilka dni później z innego miasteczka o tej samej nazwie miałem zacząć ultra-trudną wspinaczkę pod Alpe Gesero.

Po kilku następnych minutach byłem już w Bidogno, gdzie wziąłem wiraż w lewo. Niemniej najbliższy zakręt w prawo musiałem już zignorować. W połowie piątego kilometra trzeba się było rozstać z główną drogą przez dolinę Colla. Ta „wchodzi” jedynie na wysokość 1040 metrów n.p.m. Aby dotrzeć pod Monte Bar musiałem pojechać prosto i wbić się w węższą Strada da Boris. Tym samym szósty zakręt pokonałem na wysokości Somazzo. Kolejny niepełny kilometr przeniósł mnie w pobliże Gromo. Na szóstym, siódmym czy ósmym kilometrze mogłem się jeszcze chować przed upałem w gęstym lesie. Począwszy od dziewiątego zacząłem jazdę pośród górskich łąk czyli w pełnym słońcu. Musiałem objechać szlaban za parkingiem dla turystów zmotoryzowanych. Następnie po dziewięciu kilometrach wspinaczki minąłem wiraż nr 12 przy gospodarstwie agroturystycznym Alpe Rompiago. Jeszcze dwa zakręty. Każdy z ładnym widoczkiem oraz ławeczką na odpoczynek dla piechurów. Po czym ostatnie 1800 metrów to już ciągła jazda w kierunku północno-wschodnim. W samej końcówce nieco popękany asfalt z zielonymi (trawiastymi) bliznami. No i niestety na 1200 metrów przed schroniskiem koniec szosy. Gdybym się uparł to mógłbym dojechać do Capanny po drodze szutrowej. Ta wyglądała bowiem lepiej niż jej odpowiednik z Alpe di Giumello. Zadowoliłem się jednak szosową częścią Monte Bar. Według stravy segment o długości 12,5 kilometra przejechałem w 1h 03:34 (avs. 11,8 km/h). Biorąc pod uwagę rzeczywiste przewyższenie tej góry to oznaczało VAM około 970 m/h. Jak na moje wczesnoletnie możliwości całkiem przyzwoity. Tym bardziej, że jakby nie patrzeć była to druga góra tego etapu. Nagrodą za ten wjazd były przedniej urody pejzaże na zjeździe. W tym widoki na otoczone niewysokimi górami Lago di Lugano.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9357182133

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9357182133

ZDJĘCIA

Monte-Bar_01

FILM