banner daniela marszałka

Carena

Autor: admin o czwartek 29. czerwca 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Giubiasco

Wysokość: 963 metry n.p.m.

Przewyższenie: 714 metrów

Długość: 10,6 kilometra

Średnie nachylenie: 6,7 %

Maksymalne nachylenie: 11,5 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Czwarta z rzędu wycieczka do Szwajcarii. Druga samodzielna. Przejazdu przez Lugano zdążyłem się już nauczyć na pamięć. Nawigacja stawała się zbyteczna. Czwartkowy transfer miał być stosunkowo krótki. Miałem do przejechania ledwie 41 kilometrów, gdyż do swego menu wybrałem dwa wzniesienia na terenie Prealpi Luganesi. Najwyższe szczyty tego pasma górskiego liczą ponad 2200 metrów n.p.m. Natomiast szosowe podjazdy przekraczają tu pułap 1500 metrów. Chciałem zrobić dwie najtrudniejsze wspinaczki w tym rejonie. Najpierw podjechać na Alpe di Giumello. Po czym w drodze powrotnej do Porlezzy z kolejnego przystanku ruszyć ku Capanna Monte Bar. Piotrek nie był zainteresowany tymi górami. Zawczasu ustaliliśmy, iż kilka dni z naszego długiego pobytu nad Lago di Lugano wykorzysta na śmiganie po włoskich szosach. Po szwajcarskiej stronie granicy celował jedynie w najciekawsze premie górskie. Te najwyższe i największe. Będące najzacniejszym wyzwaniem natury sportowej. Dzień po pojedynku z olbrzymią Lago del Naret zapragnął relaksu nad wodami Lago del Como. Dlatego parę minut po dziesiątej ruszył z domu na wschód by po 11 kilometrach dojechać do Menaggio. Tam wsiadł na prom i przeprawił się na wschodni brzeg jeziora. Wysiadł w Varennie by rozpocząć zasadniczą część swego piątego etapu. Trasą przez przez Bellano, Dervio, Colico, Gravedonę i Dongo wrócił do Menaggio. Stamtąd już najkrótszą drogą pognał do domu. W sumie przejechał niespełna 75 kilometrów z przewyższeniem raptem 672 metrów. Rzec można „trasa niegodna takiego asa”. Niemniej służyć miała za przyjemny przerywnik w programie pełnym górskich celów. Gdyby nie to, że pomysłów na góry jak zwykle miałem więcej niż czasu na ich realizację to pewnie sam bym się na nią skusił.

Pierwszy czwartkowy przystanek w Ticino wyznaczyłem sobie w blisko 9-tysięcznym Giubiasco. Przylegającym od południa do pięciokrotnie większej Bellinzony, stolicy włoskojęzycznego kantonu. W miasteczku tym zakończył się piąty etap Tour de Suisse z roku 2007. Kolarze wystartowali wówczas z Vaduz (stolicy Liechtensteinu) i na trasie mieli do przejechania trzy premie górskie, w tym przełęcz Lukmanier. Mimo tego na mecie rządzili sprinterzy. Wygrał Australijczyk Robbie McEwen przed Włochem Daniele Bennatim i Niemcem Erikiem Zabelem. Na wschód od Giubiasco biegnie, niegdyś ważny strategicznie, najkrótszy szlak łączący dolinę rzeki Ticino z zachodnim brzegiem Lago di Como. Przechodzi on przez Passo del Iorio (2010 m. n.p.m.) i schodzi do miasteczka Dongo. Gdyby przez tą wysoką przełęcz przechodziła szosa to mielibyśmy tu dwa podjazdy o amplitudzie około 1800 metrów! Na razie nic tego nie zapowiada. Po włoskiej stronie odcinek asfaltowy ma niespełna 17 kilometrów i kończy się na wysokości około 1300 metrów n.p.m. Dalsze 9 kilometrów z hakiem trzeba już pokonać po drodze szutrowej. Wspólnie z Rafałem Wanatem przerobiłem szosowy fragment tego podjazdu w sierpniu 2020 roku w ramach prologu do swego Giro di Lombardia. Po stronie szwajcarskiej szosa dociera niemal na poziom 1600 metrów n.p.m. Jednak dalej w kierunku przełęczy prowadzą już tylko szlaki piesze. Podjazd do Alpe di Giumello liczy sobie 18,5 kilometra. Jego dolna asfaltowa część biegnie przez Valle Morobbia i kończy się we wsi Carena. Potem przez około dwa kilometry trzeba jechać po drodze szutrowej, zanim w połowie trzynastego kilometra znów pojawi się asfalt. Ostatnie 5 kilometrów tego wzniesienia jest bardzo wymagające, bo ma średnie nachylenie aż 10,8%.

Byłem gotów na takie wyzwanie. Pokrzepiony faktem, że dzień wcześniej pokonałem podobną końcówkę na Lago del Naret. W dodatku po dwukrotnie dłuższym „wstępie”. Jednak istniał pewien znak zapytania. W jakim stanie jest ów gravelowy fragment podjazdu? Czy będzie on przyjazny oponom roweru szosowego? Po przyjechaniu do Giubiasco nie szukałem parkingu na mieście. Zdecydowałem się wjechać na szlak przez dolinę Morobbia, by znaleźć sobie spokojniejsze, a przy tym darmowe miejsce na porzucenie auta. Znalazłem je w odległości kilometra od centrum, tuż za drugim wirażem czekającego mnie wkrótce podjazdu. Niebo nad Bellinzoną w godzinach przedpołudniowych było zachmurzone. Co prawda nie padało, ale to mogła być tylko kwestia czasu. Było ryzyko, iż po raz pierwszy na tej wyprawie dopadnie mnie deszcz. Oczywiście temperatura też była niższa niż w poprzednich dniach. U podnóża wzniesienia mój licznik zanotował przyjemne 25 stopni, ale już na wysokości niespełna 1000 metrów n.p.m. tylko rześkie 17. Co ciekawe przeszło 10-kilometrowa trasa łącząca Giubiasco z Careną to arena corocznych zawodów sportowych. Jeden weekend w maju należy tu do biegaczy i kolarzy-amatorów. Dla pierwszych przeznaczona jest sobota, zaś dla drugich niedziela. W minionym roku impreza ta odbyła się w dniach 21-22 maja. Najszybszy cyklista pokonał tutejsze 700 metrów przewyższenia w 31:37, zaś najszybsza „donna” uzyskała czas 39:39. Jeszcze parę lat temu ten drugi wynik mógłbym poprawić. Jednak w pierwszych dniach tegorocznego lata VAM na poziomie 1050 m/h był poza moim zasięgiem. Zresztą nie zamierzałem się „iść w trupa” na pierwszych 10 kilometrach. Chciałem wszak dotrzeć do Alpe di Giumello, więc musiałem zachować siły na stromy finał przeszło 18-kilometrowej wspinaczki. Na sam początek zjechałem do ronda na styku Via Monte Ceneri i Via Bellinzona.

Po nawrotce pierwsze trzysta metrów miałem niemal płaskie. Podjazd zaczął się na dobre od delikatnego skrętu w lewo. Przez kolejne 8 kilometrów miał być równy i naprawdę solidny. Niemal wszystkie kilometrowe segmenty na poziomie od 6,8 do 8,4%. Po kilku minutach minąłem swój samochód stojący na maleńkim parkingu z widokiem na stołeczną aglomerację Ticino. Pod koniec drugiego kilometra droga bardziej zdecydowanie obrała kurs na wschód. Przy tym przez pierwsze cztery niemal cały czas wiodła mnie przez teren zamieszkany. Minąłem Loro, a nieco dalej Pianezzo. W obu wioskach „żywe kolory” domów kontrastowały z szarością nieba. W połowie siódmego kilometra wjechałem do Sant’Antonio. Najpierw frazione Vellano z ukwieconym wirażem nr 12. Nieco wyżej Carmena z XIV-wiecznym kościółkiem pod wezwaniem dwóch patronów. Jeszcze tylko cztery zakręty, jedna dłuższa prosta i po 9 kilometrach od ronda w zasadzie skończyła się pierwsza faza wspinaczki na Alpe di Giumello. Potem na 600 metrach przed Melerą droga wznosiła się już delikatnie, zaś na ostatnim kilometrze przed Careną teren był praktycznie płaski. Jadąc przez tą wioskę minąłem dawną placówkę kontroli celnej i po chwili znalazłem się na skraju asfaltu. Wjechałem zatem na szutrową dróżkę, ale szybko z niej zawróciłem. Wydała mi się zbyt kamienistym duktem na bezpieczną jazdę rowerem szosowym z oponami 25mm. Gdyby to miało być kilkaset metrów szutru to jakoś bym ów sektor zmęczył, ale na pełne dwa kilometry takiej „przygody” nie miałem ochoty. Zrobiłem zatem na tej górze tylko pierwsze 700 metrów w pionie. Odcinek 10,2 kilometra pokonałem w 45:16 (avs. 13,6 km/h) co dało przeciętny VAM rzędu 930 m/h. Tym samym jedynym Alpe Giumello w mojej kolekcji pozostało wzniesienie z prowincji Lecco zdobyte przed trzema laty wespół z Danielem Szajną.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9357173351

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9357173351

GIRO del RAMO di COLICO by PIETRO

https://www.strava.com/activities/9356055739

ZDJĘCIA

Carena_01

FILM