banner daniela marszałka

Lago del Naret

Autor: admin o środa 28. czerwca 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Bignasco

Wysokość: 2312 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1871 metrów

Długość: 31,9 kilometra

Średnie nachylenie: 5,9 %

Maksymalne nachylenie: 16,5 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W obliczu tej góry wszystkie wzniesienia, które pokonaliśmy od sobotniego wieczoru do wtorkowego południa wyglądały jedynie na solidną rozgrzewkę. W środę wzięliśmy się za bary z 32-kilometrowym podjazdem pod Lago del Naret. Zdecydowanie najtrudniejszą kolarską wspinaczką w kantonie Ticino i przynajmniej według strony „cyclingcols” jedną z pięciu najcięższych na terenie całej Szwajcarii. Niemniej ta skala trudności nie wynika z przytoczonego dystansu, lecz z ogromnej różnicy poziomów, które trzeba pokonać pomiędzy wioską Bignasco a stworzonym przez człowieka jeziorkiem w Alpach Lepontyńskich. Niewiele jest na Starym Kontynencie szosowych podjazdów o przewyższeniu ponad 1800 metrów. Zapewne kilkanaście. W ciągu dwóch pierwszych dekad swych letnich podróży zaliczyłem tylko dziewięć tak sporych premii górskich. Przy tym najmniejszą z nich było legendarne Passo dello Stelvio (od Prato), zaś największą Colle delle Nivolet (od Locany). Rok 2023 okazał się być sezonem udanych polowań na takie olbrzymy. Dane mi było bowiem dołożyć do owej kolekcji aż cztery tego rodzaju sztuki. Lago del Naret było pierwszą z nich. Jeszcze na tej samej wyprawie zaliczyłem też Forcolę di Livigno (od Tirano), zaś we wrześniowej Andaluzji „zmęczyłem” Capileirę oraz bijącą wszelkie rekordy Pico Veletę. Aby poznać Lago del Naret po dwunastu latach znów musiałem się wybrać do Valle Maggia. To największa dolina w Ticino. Zajmuję obszar blisko 570 km2, co stanowi 1/5 całej powierzchni tego kantonu.

Wycieczkę z 2011 roku zakończyłem w Cevio. Wiosce będącej stolicą dystryktu Vallemaggia. Przy tamtej okazji wraz z Darkiem Kamińskim i trzema innymi kolegami podjechałem jedynie do „walserskiej” osady Bosco-Gurin. Zrobiliśmy zatem 16-kilometrowy podjazd przetestowany w Tour de Suisse z 1997 roku, na którym zwyciężył Bask David Etxebarria. Jakoś nie pomyślałem wówczas o głównej atrakcji doliny Maggia. Jednak z drugiej strony zaoszczędziliśmy na tym sporo czasu. Dzięki czemu w drodze powrotnej do Verbanii mogliśmy jeszcze pokonać sztywny podjazd z Vira Gambarogno na Alpe di Neggia. Tym razem musiałem dojechać ciut dalej na północ, do wspomnianego już Bignasco. Transfer 84-kilometrowy czyli podobnej długości co mój wtorkowy do Faido. Niemniej to właśnie ten dojazd zabrał nam najwięcej czasu, a to dlatego że jedynie między Lugano i Locarno mogliśmy skorzystać z autostrad tzn. A2 i A13. Potem trzeba było już jechać po znacznie wolniejszej drodze kantonalnej nr 407. Valle Maggia swe imię zawdzięcza rzece o tej samej nazwie. Ta ma źródła na zboczach góry Pizzo Cristallina (2911 m. n.p.m.). Życie ma krótkie, lecz niekiedy burzliwe. Jej długość to tylko 56 kilometrów, uchodzi bowiem do Lago Maggiore pomiędzy Asconą i Locarno. Słynie z tego, że w trakcie wiosennych czy jesiennych ulew bardzo szybko wzbiera w niej poziom wody. Ponoć ustanowiła w tej kategorii niejeden europejski rekord. Na wysokości Bignasco dolina Maggia dzieli się na dwie mniejsze. Na zachód odchodzi stąd Val Bavena, zaś na wschód Val Lavizzara. Pierwsze 20 kilometrów podjazdu pod Lago del Naret prowadzi przez tą drugą.

Jest jeszcze jedna ciekawostka na temat Bignasco, że tak powiem z „prawniczej łączki”. Z tej liczącej dziś około 300 dusz wioski pochodzi Carla del Ponte. Szwajcarska prokurator, która swego czasu stała na czele Międzynarodowych Trybunałów Karnych powołanych przez ONZ celem osądzenia winnych zbrodni w Rwandzie i krajach byłej Jugosławii. Dojechawszy na miejsce wypakowaliśmy się na parkingu pod skałami. Wspomniałem już jak długi i wielki podjazd mieliśmy przed sobą. Dodam, iż szykowała się nam wspinaczka o bardzo zmiennym charakterze. Przy tym najtrudniejsze kawałki miała nam zaserwować w swym wysokogórskim finale powyżej Lago del Sambuco. Według „cyclingcols” mieliśmy pokonać w sumie 9,3 kilometra dystansu przy stromiźnie 10% lub większej. Na całej górze mogliśmy się spodziewać piętnastu półkilometrowych segmentów o dwucyfrowym nachyleniu, w tym czterech na poziomie od 12 do 14%. Poza trzema „10-tkami” ze środkowej tercji wzniesienia wszystkie pozostałe stromizny czekały nas dopiero powyżej 1500 metrów n.p.m. O bardzo szczegółowy opis tego wzniesienia postarał się autor strony „massimoperlabici”. Uproszczając jego podział Lago del Naret na odcinki mogę się pokusić o takie streszczenie. Po wyjeździe z Bignasco łagodny odcinek do Prato-Sornico czyli 8,7 kilometra z przeciętną 3,4%. Potem solidniejsze 6,5 kilometra ze średnią 6,6% poprzedzające Piano di Mogno, w tym kręty i dość stromy odcinek między Peccią i Camblee. Następnie 4,6 kilometra na dojeździe do Diga di Sambuco o przeciętnej 6,3%, najbardziej wymagające przez półtora kilometra za wioską Fusio. Dalej odcinek wzdłuż jeziora praktycznie płaski o długości 3200 metrów. No i w końcu „wielki finał” czyli 9 kilometrów o średniej aż 9,4%. De facto dwa ostre odcinki przedzielone kilkusetmetrowym wypłaszczeniem na polanie Campo la Torba na wysokości 1750 metrów n.p.m.

Ze względu na długi dojazd podobnie jak w poniedziałek nasz rowerowy odcinek specjalny zaczęliśmy kwadrans po jedenastej. Na starcie było ciepło, acz bez przesady. Temperatura 27 stopni nie mogła już na nas zrobić większego wrażenia. Dla mnie było jasne, iż tak ciężkiej góry nie wjadę razem z Piotrem. Zagadką pozostawało jak długo utrzymam jego tempo oraz jaką będę miał stratę na mecie. Łagodna pierwsza tercja wzniesienia dawała mi nadzieję na wspólną jazdę przynajmniej przez pierwsze 10 kilometrów. Na początek przejechaliśmy przez mostek nad potokiem Bavena, po czym zostając na prawym brzegu rzeki Maggia minęliśmy sąsiadującą z Bignasco wioskę Cavargno. W niespełna 20 minut dojechaliśmy do Broglio, skąd w drodze powrotnej mogliśmy zrobić podjazd do Alpe Brunescio (1522 m. n.p.m.). Niemniej to stroma wspinaczka o długości 8,7 kilometrów przy średniej 9,4%. Ciekawa opcja dla każdego kogo sam podjazd pod Lago del Naret by nie nasycił. Od razu dodam, że nasze ambicje ów gigant zaspokoił. Wracając nie mieliśmy ochoty na żadne dokładki. Tymczasem za Prato-Sornico zacząłem powoli tracić do Piotra. Przy czym w Peccia po przeszło 10 kilometrach dzieliło nas tylko kilkanaście sekund. Na rozjeździe trzeba było wybrać prawą opcję by zmierzyć się z pierwszym naprawdę trudnym fragmentem tego wzniesienia. Dodam bardzo efektownym, albowiem na dystansie ledwie półtora kilometra było tu do pokonania aż 11 wiraży, zaś niewiele wyżej jeszcze dwie pary zakrętów. W sumie w trakcie całej wspinaczki jest tu do przejechania 35 „tornanti”. Pod koniec czternastego kilometra minąłem kamienne domki i kościółek w Camblee. Natomiast na początku szesnastego nieco większą osadę Mogno.

Ostatnią stale zamieszkaną miejscowością na tym szlaku jest Fusio należące do gminy Lavizzara. Biorąc pod uwagę liczbę widzianych tam domów aż trudno uwierzyć, iż wioska ta ma ledwie 50 mieszkańców. Kilkaset metrów za nią rozpoczął się trudny odcinek, który wywiózł nas na poziom bliski Lago del Sambuco. Na ostatnich sześciuset metrach przed jeziorem teren wznosił się już tylko delikatnie. Zaporę minąłem po przejechaniu 19,6 kilometra. Powstała ona w 1956 roku i robi wrażenie swymi rozmiarami. Ma wysokość aż 130 i długość 363 metrów. Dzięki niej na wysokości 1461 metrów n.p.m. powstał akwen o powierzchni 111 hektarów i objętości 63 milionów m3. Jego zasoby wykorzystywane są przez elektrownie wodne Maggia. W tym miejscu Val Lavizzara przechodzi w dziką Val Sambuco. Dystans dzielący mnie od Piotra stale się powiększał, acz różnica nie rosła szybko. Przy kaplicy we Fusio traciłem półtorej, zaś mijając Diga di Sambuco równo dwie minuty. Odcinek wzdłuż wschodniego brzegu jeziora był płaski, więc potraktowałem go ulgowo oszczędzając siły na najtrudniejszą tercję wzniesienia. Tym samym po 23 kilometrach podjazdu Pietro miał nade mną 2:40 przewagi. Zatem gdy ja wznawiałem swoją wspinaczkę on zapewne walczył ze stromizną od kilkuset metrów będąc w pobliżu zakrętów nr 23 i 24. Za nimi pojawiła się blisko dwukilometrowa prosta, pod koniec której trzeba było pokonać najwyższą stromiznę tego wzniesienia. Pod koniec 26-tego kilometra zaczął się przejazd przez Campo la Torba czyli kilkaset metrów na złapanie głębszego oddechu przed przeszło 5-kilometrowym finałem. Ogólnie bardziej stromym niż sekcja między jeziorem a polaną, a do tego dwukrotnie od niej dłuższym.

W nogach mieliśmy już ponad 26 kilometrów, a do mety podjazdu wciąż było daleko. W pionie trzeba było bowiem pokonać jeszcze 560 metrów. Niemal każdy kolejny segment na poziomie minimum 10%, zaś najtrudniejszy w tym zestawie czwarty kilometr od końca ze średnią 12,3%. Pogoda była bez zarzutu i widoczki bajeczne. Wąska wstążka asfaltu śmiało wiła się do góry na dwóch sektorach ochoczo korzystając z wiraży. Wraz z końcem 28 kilometra zostawiłem za plecami ostatnie drzewa w tej górskiej krainie. Kilometr dalej minąłem pierwsze z jeziorek jakie można tu napotkać czyli Lago di Sassolo. Tuż za nim nieco większe Lago Superiore. Dopiero po przejechaniu 31 kilometrów ujrzałem przed sobą Diga del Naret II. Zaporę z roku 1970 wysoką na 45 i długą na 260 metrów. Jeszcze tylko chwila szybkiego zjazdu w kierunku mrocznego Lago Scuro i na sam koniec czterysta metrów stromej wspinaczki na poziom tamy. Na dotarcie do niej potrzebowałem blisko dwóch godzin i kwadransa. Niemniej nie od razu wjechałem na jej koronę. Nie dostrzegłem na niej kolegi, więc pojechałem w prawo wpadając na plac przy większej i starszej o rok Diga del Naret I. Tam zrobiłem pierwsze zdjęcia i filmik. Wymieniłem się wrażeniami z Piotrem. On „zmęczył” tą wielką górę w 2h 07:25. Ja potrzebowałem na to 2h 14:19 (avs. 14,3 km/h). Ostatecznie straciłem więc blisko siedem minut, z czego nieco ponad trzy na 5,5 kilometrach powyżej Campo la Torba. Tym niemniej byłem z siebie zadowolony. Mniejsza bowiem o czas. Najważniejszy był dla mnie fakt, iż bez większej zadyszki wytrzymałem tak potężny podjazd. To dawało mi nadzieję, iż z dnia na dzień z moją formą będzie nieco lepiej. KOM z Lago del Naret należy do Szwajcara Marcela Wyssa, byłego kolarza IAM Cycling, który w październiku 2022 roku o blisko osiem minut poprawił poprzedni rekord należący do Filippo Ganny.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9351398786

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9351398786

LAGO del NARET by PIETRO

https://www.strava.com/activities/9351173657

ZDJĘCIA

Naret_01

FILM

«