banner daniela marszałka

Estacion de Esqui de Valdelinares

Autor: admin o poniedziałek 11. września 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: La Virgen de la Vega A-228

Wysokość: 1963 metry n.p.m.

Przewyższenie: 583 metry

Długość: 10,6 kilometra

Średnie nachylenie: 5,5 %

Maksymalne nachylenie: 12 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Dzień drugi na hiszpańskiej ziemi czyli dwa przystanki w Aragonii. Przyznam, że ten region kojarzy mi się z Saragossą, Pirenejami i może jeszcze rzeką Ebro. Jakim cudem trafił zatem do naszego programu przewidującego stopniowy zjazd ku Andaluzji wzdłuż wschodniego wybrzeża Hiszpanii? Cóż, to rozległa wspólnota autonomiczna. Mniejsza jedynie od obu Kastylii oraz wspomnianej już Al-Andalus. Ciągnie się od granicy z Francją po szerokość geograficzną Madrytu, do której sięga za sprawą bardzo słabo zaludnionej prowincji Teruel. Na jej południowym krańcu znajduje się comarca Gudar-Javalambre ze stolicą w miasteczku Mora de Rubielos. To bardzo odludny i górski teren. W tym „powiecie” mieszka dziś mniej niż 7600 osób. Ledwie 3,2 „człowieka” na km2! Można powiedzieć, że ludzie stąd uciekają do większych ośrodków. Niemniej nas przyciągnęła niczym magnes. Wszystko za sprawą dwóch kolarskich gór, które w XXI wieku po dwakroć pokazały się na trasach Vuelta a Espana. Pierwszą był podjazd do stacji narciarskiej Valdelinares. Drugą wspinaczka do obserwatorium astronomicznego na szczycie Pico del Buitre. Noc poprzedzającą ten etap spędziliśmy w sennej miejscowości El Lligallo de Ganguil na południowych kresach Katalonii. Lokal był w nieco wyższym standardzie niż ten z Peralady. Niemniej samochód trzeba było zostawić przy ulicy, więc prawie wszystkie bagaże trzeba było wnieść na pierwsze piętro. Nazajutrz „Apartament laio Kiko” opuszczaliśmy na raty, bo za pierwszym razem zapomniałem zabrać ważny dla mnie drobiazg. Ostatecznie ruszyliśmy w drogę około wpół do dziesiątej.

W tym dniu więcej czasu mieliśmy spędzić w aucie niż na rowerach. Szacowałem, że na wszystkich trzech odcinkach przelotowych zejdzie nam co najmniej pięć godzin. Tym razem przejazd pomiędzy dwoma podjazdami miał być tym najkrótszym. Najwięcej czasu kosztował nas dojazd do pierwszej z poniedziałkowych gór. Na Vuelcie finałowy podjazd do stacji Valdelinares poprzedzano łagodnym wjazdem na Puerto de San Rafael (1560 m. n.p.m.). My nie mieliśmy czasu na cały ten zestaw. Musieliśmy się ograniczyć do przeszło 10-kilometrowej wspinaczki z ulic Virgen de la Vega. Dojazd z drugiej bazy noclegowej do tej miejscowości liczył około 190 kilometrów i w dużej mierze prowadził przez góry. Minęliśmy dwie wysoko położone przełęcze, w tym na samej końcówce Puerto de Valdelinares (1828 m. n.p.m.). Do miejsca przeznaczenia dotarliśmy wczesnym popołudniem. Przed nami był podjazd o ledwie umiarkowanym stopniu trudności, acz w minionym ćwierćwieczu popularny w światku kolarskim. Trzeba przede wszystkim wspomnieć o tym, iż w stacji Valdelinares dwukrotnie organizowano etapowe finisze wielkiej Vuelty. Po raz pierwszy w sezonie 2005. Szósty odcinek tej imprezy wygrał Hiszpan Roberto Heras, który o 13 sekund wyprzedził Rosjanina Denisa Mienszowa oraz o 28 swego rodaka Davida Blanco. Dzięki temu zwycięstwu Heras został liderem 60. Vuelty. Blisko dekadę później na dziewiątym etapie VaE-2014 faworyci mogli sobie powalczyć co najwyżej o dwunaste miejsce. O zwycięstwo rywalizowali uciekinierzy. Najmocniejszym z nich okazał się Kolumbijczyk Winner Anacona, który o 45 sekund wyprzedził Aleksieja Łucenko z Kazachstanu oraz o 50 sekund Włocha Damiano Cunego. Rodak triumfatora czyli Nairo Quintana zyskał 23 sekundy nad Alejandro Valverde i odebrał Hiszpanowi koszulkę lidera.

Zanim do stacji Valdelinares po raz pierwszy dojechała hiszpańska Vuelta, nasz poniedziałkowy podjazd pięciokrotnie przetestowano na wyścigu Dookoła Aragonii. Nie rozgrywana obecnie Vuelta a Aragon chętnie zaglądała w te strony na przełomie tysiącleci. W stacji Aramon Valdelinares wygrywali kolejno: Bask Aitor Garmendia (1998), Hiszpan Juan-Carlos Dominguez (1999 i 2001), Włoch Pietro Caucchioli (2002) oraz wspomniany już Mienszow (2004). Aramon Valdelinares powstała w paśmie Sierra de Gudar. To masyw na pograniczu wspólnot Aragonia i Walencja zaliczany do Gór Iberyjskich. Ów ośrodek sportów zimowych jest niewielki. Łączna długość tutejszych tras to 17 kilometrów. Amatorów białego szaleństwa obsługuje tu 9 wyciągów: 4 krzesełkowe i 5 orczyków. Najwyższym punktem tego terenu jest szczyt Pico de Penarroya (2028 m. n.p.m.). Jak nietrudno się domyślić stacja leży na terenie gminy Valdelinares. Ta zaś wyróżnia się tym, iż jej główny ośrodek położony jest na wysokości aż 1695 metrów n.p.m. co jest swoistym rekordem Hiszpanii. Premia górska Estacion de Esqui de Valdelinares była najłatwiejszą z 28 gór jakie zaliczyliśmy w trakcie naszej 15-dniowej Vuelty. Zarazem najmniejszym z owych wzniesień, gdyż nie miała nawet 600 metrów przewyższenia. Jednak nie brak tu mocniejszych odcinków. Na kilometrach od trzeciego do szóstego średnie nachylenie utrzymuje się powyżej 7%. Natomiast na ósmym i dziewiątym wynosi nawet 8-9%. Niemniej o tym jak trudny okaże się dany podjazd nie decydują jedynie obiektywne warunki terenowe. Istotne jest również to w jakim tempie chcemy lub musimy go pokonać.

Jazdę zaczęliśmy tuż przed trzynastą przy temperaturze 31 stopni. Na początek przejechaliśmy płaskie 450 metrów drogą A-228 biegnącą ku sąsiedniej miejscowości Alcala de la Selva. Na rondzie przy stacji benzynowej Galp trzeba było skręcić w prawo i wjechać na górską drogę A-2705. Pierwsze kilkaset metrów z umiarkowanym nachyleniem 5,5%. Potem cały kilometr na poziomie ledwie 2,3%. Wspinaczka na dobre zaczęła się od zakrętu w lewo pod koniec drugiego kilometra. Nieco dalej minęliśmy pierwszy z sześciu wiraży. Od piątego kilometra jechaliśmy przez sosnowy las, którego przyjemny zapach unosił się w powietrzu. O stromiźnie kolejnych kilometrów informowały nas przydrożne tabliczki w kolorze niebieskim. Podjazd pozornie łatwy, dla mnie takim się nie okazał. Wszystko za sprawą Rafała. Amigo z Gorzowa od czasu naszej poprzedniej Vuelty poczynił spore postępy. Już przed trzema laty nad Lago di Como potrafił dokazywać. Przed tym sezonem zrzucił zaś kilka kolejnych kilogramów i „odgrażał się”, że da czadu na hiszpańskich szosach. Pierwszego dnia nie zachwycił, ale na krótkim Valdelinares przystąpił do ataku. Szarpał do skutku i ostatecznie odjechał mi na kilkanaście sekund. Adriano wjechał na górę razem z Rafą. Wspinaczka de facto skończyła się po przejechaniu 9,3 kilometra od ronda za Virgen de la Vega. Ostatnie 1100 metrów to już było szybkie „falsollano”. Segment o długości 8,93 kilometra pokonałem w 36:43 (avs. 14,6 km/h) z VAM 951 m/h. Na górze przez kwadrans pokręciliśmy się po „wymarłym” o tej porze roku ośrodku. Potem przyjemny zjazd i przed 14:30 byliśmy w komplecie na dole. Jednak nie od razu ruszyliśmy w dalszą drogę. Przed wycieczką do Arcos de las Salinas wpadliśmy jeszcze na kawę do hotelu „La Vega”.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9827493793

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9827493793

VALDELINARES by ADRIANO

https://www.strava.com/activities/9827478708

VALDELINARES by RAFA

https://www.strava.com/activities/9827471181

ZDJĘCIA

Valdelinares_01

FILM