banner daniela marszałka

Torcal de Antequera

Autor: admin o wtorek 19. września 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Puente del Horcajo

Wysokość: 1222 metry n.p.m.

Przewyższenie: 800 metrów

Długość: 10,7 kilometra

Średnie nachylenie: 7,5 %

Maksymalne nachylenie: 15 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

We wtorek mieliśmy w planach kolejną przeprowadzkę, jako że naszą bazą na pięć kolejnych nocy pod andaluzyjskim niebem miała być Granada. Przed wiekami ostatni bastion Maurów na półwyspie Iberyjskim. Położone u wrót do najwyższego pasma Gór Betyckich czyli Sierra Nevada. Ta miejscówka miała nam do zaoferowania bogaty pakiet kolarskich podjazdów. W tym jedyną w swoim rodzaju wspinaczkę na Pico Veleta. Niemniej te atrakcje czekały nas od środy. Najpierw trzeba było przejechać co najmniej 150 kilometrów i przy okazji zaliczyć coś ciekawego po drodze. Najkrótsza trasa między Fuengirolą i Granadą wiedzie autostradami, więc była do pokonania w półtorej godziny. Początek równoległy do Morza Śródziemnego po znanej nam „siódemce”, a następnie przejazd przez interior drogami AP-46 i A-92. Na ten dzień wstępnie zaplanowałem nam aż trzy premie górskie. Jednym z nich miał być największy podjazd prowincji Cordoba czyli wspinaczka do Ermita Virgen de la Sierra (1208 m. n.p.m.). Trzykrotnie wykorzystany na trasach Ruta del Sol, w latach 1989, 2004 i 2014. Ostatnio wygrał na nim Alejandro Valverde. Startując poniżej miasta Cabra jest tam do pokonania 14,1 kilometra przy średniej 5,4% i max. 12%. Niemniej był pewien problem. Inspekcja owej górki wydłużyłaby nam transfer o blisko sto kilometrów, zaś czas przejazdu praktycznie podwoiła. Gdybyśmy na trzecie danie wzięli sobie jakąś krótką górkę pod Granadą czyli Cumbre Verdes lub Collado del Muerto (Monachil) byłoby to wszystko do ogarnięcia. Przy trzech godzinach w drodze i średnio dwóch spędzonych na każdym wzniesieniu mogliśmy dotrzeć na nową stancję przed godziną dziewiętnastą.

Tym niemniej nazajutrz czekał nas długi i ciężki dzień z potężnymi podjazdami do Capileiry oraz na Sierra de Lujar. Uznałem, że nie warto przeginać. Lepiej było zaliczyć dwa wzniesienia i po zakończeniu dziesiątego etapu mieć więcej czasu na odpoczynek. Nie ulegało dla mnie wątpliwości, iż we wtorek pierwszą premią górską musi być Torcal de Antequera. Na spotkanie z tą górą trzeba było podjechać do Villanueva de la Concepcion. Miasteczka położonego nieco na zachód od drogi AP-46. Drugim wyzwaniem miała zaś być La Alfaguara. Podjazd zaczynający się w miejscowości El Chaparral, praktycznie na obrzeżach Granady. Oba tylko raz wykorzystane na wyścigu Dookoła Hiszpanii. Przy czym Torcal w krótszej wersji z finałem na wysokości 961 metrów n.p.m. Co ciekawe na obu wzniesieniach w ważnych rolach wystąpili polscy kolarze. W sezonie 2017 Puerto de Torcal stała się dla Tomasza Marczyńskiego trampoliną do skoku po zwycięstwo etapowe na mecie w Antequerze. Z kolei w 2018 roku na Alfaguarze Michał Kwiatkowski obronił czerwoną koszulkę lidera Vuelty wywalczoną dwa dni wcześniej po finiszu przy Caminito del Rey. Jednym słowem czekała nas tego dnia wspinaczki śladami naszych kolarskich mistrzów. A poza tym wypad w dwa atrakcyjne krajobrazowo górskie zakątki. Pierwszy cel znajdował się w granicach Paraje Natural Torcal de Antequera. To utworzony w roku 1989 rezerwat przyrody nieożywionej zajmujący powierzchnię 11,7 km2. Wspaniały przykład zjawisk krasowych. Widoczne tu skały wapienne powstały w epoce jurajskiej, następnie w trakcie trzeciorzędu wypiętrzyły się 1300 metrów ponad poziom morza i na sam koniec zostały poddane silnej erozji. Najefektowniejsze z tutejszych formacji skalnych nazwano: Sfinks, Dzban, Wielbłąd i Śruba.

Oba podjazdy na Torcal de Antequera zaczynają się na drodze A-7075. Szlaki północny i południowy schodzą się na wysokości 945 metrów n.p.m. Wspólna końcówka obu wspinaczek wiedzie na zachód po dróżce MA-9016 o długości 3400 metrów. Przy czym ostatnie pół kilometra to już jedynie zjazd na parking przed Centro de Visitantes, z którego rozchodzą się szlaki dla pieszych turystów. Wybrałem dla nas trudniejszą z dwóch opcji, zaś wyczyn Tomka Marczyńskiego dał ku temu dodatkowy argument. Ten podjazd zaczyna się na Puente del Horcajo czyli mostku nad wyschniętym korytem Rio Campanillas. Jakieś dwa kilometry przed Villanueva de la Concepcion. Już sam dojazd do miasteczka jest wymagający czyli z nachyleniem około 8%. Kolejne dwa kilometry jeszcze trudniejsze, bo na poziomie 10%. Piąty też nie odpuszcza. Na całym dolnym sektorze średnia wynosi 8,7%, zaś stromizna w dwóch miejscach sięga 15%. Potem mamy trzy kilometry z luźniejszym nachyleniem, w tym najłatwiejszy ósmy. Ogółem odcinek na szosie A-7075 to 7,8 kilometra z przeciętną 6,8%. Po wjeździe na boczną drogę zostaje jeszcze do pokonania 2,9 kilometra o średniej aż 9,6%, w tym ścianki o wartości od 12 do 14%. Dojazd północny jest łatwiejszy. Odcinek na głównej drodze dłuższy, ale łagodniejszy to jest 8,6 kilometra z przeciętną 4,9%. Najtrudniejszy kilometr ma tu 7,9%, acz są „chwilówki” na poziomie 15%. Dodawszy finał daje to w sumie 12-kilometrowy podjazd o średniej 5,7%. Przewyższenie jest mniejsze. Zaczynając wspinaczkę w rejonie Antequery trzeba pokonać w pionie tylko 681 metrów. My zaś mieliśmy do zrobienia nieco ponad 800.

Profesjonaliści na dwunastym odcinku Vuelty z roku 2017 forsowali 8-kilometrowy podjazd o przewyższeniu niespełna 550 metrów. Tomaszowi Marczyńskiemu to wystarczyło by nieodwołalnie pożegnać wszystkich kompanów z ucieczki. Etap zaczął się w nadmorskim Motril i miał w programie również 21-kilometrowy podjazd z El Palo przez Olias na Puerto de Leon (934 m. n.p.m.). Gdy liczna ucieczka dotarła pod Torcal nasz rodak od razu podkręcił tempo. Popisał się 22-kilometrowym solo rajdem i już po raz drugi mógł się cieszyć ze zwycięstwa na tym wyścigu. Dokładnie tydzień wcześniej triumfował bowiem na mecie w Sagunto. Ten odcinek wygrał z przewagą 52 sekund nad czwórką: Omar Fraile, Jose Joaquin Rojas, Paweł Poljański i Stef Clement. Nie tylko Marczyński jechał tu swój wyścig życia. „Poljan” czyli mój i Adka krajan z Pomorza także był bliski prestiżowych zwycięstw. Przyjechał drugi za „Mańkiem” na metę w Sagunto, zaś dzień później w kolejnej ucieczce mocniejszy od niego okazał się tylko Matej Mohoric. Dla mnie też był to również magiczny czas. Przyjechałem do Warszawy na przedłużony weekend pracy w Eurosporcie. Od czwartku do niedzieli komentowałem cztery etapy i dwa z nich wygrali Polacy! Dwa dni później na Sierra de la Pandera nie było wszak mocnych na Rafała Majkę. Tym większą miałem więc teraz frajdę mogąc się zmierzyć z tymi obydwoma „polskimi” podjazdami w drugim tygodniu owej wyprawy. Wspinaczkę zaczęliśmy po wpół do jedenastej. Z miejsca startu mieliśmy ładny widok na cały górski grzebień Sierra del Torcal, który skrywał metę pierwszego z wtorkowych wzniesień. Najwyższy szczyt w tych górach czyli Camorro de la Siete Mesas ma 1336 metrów n.p.m. Pogoda dopisywała. Ciepło, ale poniżej 30 stopni.

Koledzy ruszyli mocno i szybko mnie urwali. Gdy na początku trzeciego kilometra mijaliśmy samochód pozostawiony w Villanueva de la Concepcion traciłem już do nich ponad pół minuty. Na stromiznach powyżej miasteczka Adrian odjechał Rafałowi, lecz ten nadal jechał nieco szybciej ode mnie. Ze stravy wynika, iż początkowy segment o długości 4,29 kilometra Adriano pokonał w 21:32 tj. z VAM na poziomie aż 1145 m/h. Rafał przejechał ten sektor w 23:13, zaś ja w 24:02. Nasze prędkości pionowe to 1062 i 1026 m/h. Nierówny kilometr piąty skrywał bardzo strome ścianki. Po minięciu Area de Naturaleza El Torcal teren z każdym kilometrem łagodniał. Pod koniec ósmego kilometra trzeba było zjechać ze szlaku wiodącego na Puerto de Torcal. Ostry zakręt w lewo, niemal nawrotka by wbić się na dróżkę MA-9016. Sześćset metrów dalej wjazd na teren wspomnianego parku. Pierwszy z finałowych kilometrów najsztywniejszy. W połowie drugiego minęliśmy ścieżkę ku masztom na wzgórzu Camorro de los Monteses. Dalej kilkaset metrów z umiarkowanym nachyleniem. Natomiast na sam koniec 1100 metrów z kilkoma dwucyfrowymi ściankami przedzielanymi odcinkami na poziomie 7-8%. Dość dobrze wytrzymałem ten podjazd i w końcówce szybko zbliżałem się do Rafała. Na ostatnich trzech kilometrach odrobiłem do niego 1:40, ale wciąż zabrakło mi 32 sekund. Najwyraźniej za bardzo pofolgowałem sobie na wypłaszczeniu w środkowej fazie podjazdu. Adrian pokonał to wzniesienie w 45:45, zaś Rafał równo w 51 minut. Ja wykręciłem czas 51:32 (avs. 12,5 km/h) z VAM 927 m/h, zaniżonym przez bardzo dwa luźne kilometry. Widoczki bajkowe, tak wzdłuż drogi jak i z punktu widokowego Mirador Las Ventanillas. Tutejsze plenery zagrały w filmie fantasy „Clash of the Titans” z roku 1981. Na mecie spędziliśmy ponad 20 minut. W tutejszej restauracji zamówiliśmy sobie po zestawie „cafe y pastel”.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9878641906

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9878641906

TORCAL DE ANTEQUERA by ADRIANO

https://www.strava.com/activities/9879275708

TORCAL DE ANTEQUERA by RAFA

https://www.strava.com/activities/9880641703

ZDJĘCIA

Antequera_01

FILM