Col d’Agnes
Autor: admin o środa 1. czerwca 2022
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Aulus-les-Bains (D32, D8F)
Wysokość: 1570 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 825 metrów
Długość: 10,2 kilometra
Średnie nachylenie: 8,1 %
Maksymalne nachylenie: 13 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
Czerwcową część naszej wyprawy zaczęliśmy od wycieczki do Aulus-les-Bains. Niewielkiego uzdrowiska w dolinie rzeki Garbet, które obecnie ma ledwie 160 stałych mieszkańców. Tutejsze spa powstało w połowie XIX wieku i początkowo miejscowymi wodami leczono choroby weneryczne. Obecnie reklamuje się ono jako „uzdrowisko cholesterolowe”, acz leczy się tu również dolegliwości układu moczowego, artretyzm oraz niektóre zaburzenia układu nerwowego. My jednak przyjechaliśmy tu nie dla jakowejś kuracji, lecz celem sprawdzenia kolejnej z pirenejskich atrakcji. W miejscowości tej zaczyna się bowiem trudniejszy z dwóch zasadniczych podjazdów na Col d’Agnes leżącą w masywie Lherz. Najkrótszy dojazd z gminy Boussenac do Aulus prowadzi drogą D18 czyli właśnie przez przełęcz Agnes. Ba, gdybyśmy chcieli wjechać na ową „Agniechę” z którejkolwiek strony to wystarczyłoby nam zjechać z naszej bazy do Massat, gdzie można zacząć północną wspinaczkę ku tej górskiej przeprawie. Ja jednak chciałem zdobyć Agnes bardziej stromym szlakiem zachodnim, co dodatkowo stwarzało nam możliwość wyruszenia z tego samego miejsca na znany z Tour de France podjazd ku stacji narciarskiej Guzet-Neige. Najszybszy czasowo i zarazem łatwiejszy terenowo transfer z Sarrat de Foulgas do Aulus-les-Bains wiódł w dużej mierze drogą poznaną przez nas we wtorek. Dopiero na wysokości wioski Oust musieliśmy odbić na wschód by dokończyć tą w sumie 45-kilometrową przejażdżkę. Dojechawszy na miejsce zaparkowaliśmy na prawym brzegu rzeczki Garbet. Nieco na południe od małego ronda, z którego rozchodzą się drogi prowadzące na przełęcze Agnes i Latrape.
Na Agnes wjechać można z dwóch stron, lecz na trzy różne sposoby. My przetestowaliśmy wariant zachodni czy też może południowy. Ten znacznie krótszy, ale bardziej stromy. W ocenie strony „cyclingcols” trudniejszy. Podjazd z Aulus wyceniono tam bowiem na 691 punktów, zaś ten z Massat na 629. Każde z nich jest zatem nieco trudniejsze niż poznane przez nas we wtorek oba oblicza Col de la Core. Wspinaczka północna liczy sobie niemal 18 kilometrów, niemniej poważnie wygląda dopiero na ostatnich 13. Jest łagodniejsza od południowej, a przy tym przerwana kilometrowym zjazdem w okolicy Etang de Lers. Trzecia opcja zdobycia Col d’Agnes w niespełna 5-kilometrowej końcówce jest zbieżna z tą północną. Najpierw trzeba jednak wjechać z Vicdessos na sąsiednią przełęcz Port de Lers (1517 metrów n.p.m.), po czym wykonać niespełna 4-kilometrowy zjazd do styku drogi D18 z szosą D8F. Wszystkie te warianty zostały już wypróbowane na trasach „Wielkiej Pętli”. Jak dotąd Col d’Agnes pojawiła się na Tourze sześciokrotnie. Zadebiutowała w 1988 roku na odcinku, który prowadził z Blagnac pod Tuluzą do Guzet-Neige. Wykorzystano wówczas podjazd północny. Jako pierwszy na przełęcz wjechał Szkot Robert Millar, któremu tylko pech przeszkodził w odniesieniu po czterech latach kolejnego zwycięstwa etapowego w tym samym ośrodku narciarskim. O tym co stanęło mu na przeszkodzie napiszę w swym kolejnym artykule. Następnie w sezonie 1995 peleton Touru podjechał tu szlakiem wschodnim. Już na Lers zaatakował błyskotliwy Włoch Marco Pantani. Jako pierwszy przemknął też przez Agnes i Latrape, po czym triumfował w Guzet-Neige z przewagą dwóch i pół minuty nad najbliższymi rywalami.
Nasz południowy podjazd po raz pierwszy przetestowano w wyścigu Dookoła Francji dopiero w roku 2004 na odcinku z Lannemezan do Plateau de Beille. Premię górską na Agnes wygrał wtedy Duńczyk Michael Rasmussen. Następnie w 2009 roku najszybciej wjechał tu od strony północnej Bask Mikel Astarloza na etapie do Saint-Girons. Po czym w minionej dekadzie wykorzystano jeszcze dwukrotnie wspinaczkę z Aulus-les-Bains. Najpierw w 2011 na kolejnym odcinku do Plateau de Beille, po czym w 2017 na etapie do Foix. Przy pierwszej z tych okazji zdobywcą owej góry został Francuz Sylvain Chavanel, zaś przy drugiej znakomity Hiszpan Alberto Contador. W blokach startowych pojawiliśmy nieco wcześniej niż we wtorek. Naszą znajomość z pirenejską Agnieszką zaczęliśmy około wpół do jedenastej. Dzień był słoneczny, ba można rzec upalny. Wczesnym popołudniem temperatura w tej okolicy przekraczała nawet 30 stopni. Na początek musieliśmy się odrobinę cofnąć do centrum miejscowości. To znaczy na start przy rondzie gdzie górska droga D8F styka się z dochodzącą od północy szosą D32. Biorąc pod uwagę swą aktualną formę jak i profil czekającego nas wzniesienia nie miałem większych nadziei na dłuższą jazdę w towarzystwie Piotra. Podjazd był stromy, a w dodatku z najtrudniejszymi odcinkami w swej pierwszej tercji. To oznaczało szybkie rozstanie. Tylko na pierwszych kilkuset metrach nachylenie wzniesienia było umiarkowane. Po przejechaniu około 800 metrów zaczęliśmy się mierzyć z dwucyfrowymi stromiznami, zaś przydrożny znak straszył nawet wartością 16%. Pozostało mi walczyć z samą górą oraz własnymi słabościami czyli zupełnie nie zważać na tempo, które był w stanie narzucić Pietro.
Pierwsze kilometry wspinaczki wiodły cały czas w kierunku południowo-wschodnim wzdłuż rzeczki Garbet. Trzy półkilometrowe odcinki o średniej 10,5% nie były dla mnie miłym wstępem do czwartego etapu podróży. Potem góra odrobinę złagodniała i na kolejnych pięciu kilometrach trzymała na poziomie od 7,5 do 9%. Już na dojeździe do pierwszego wirażu straciłem do Piotra przeszło trzy minuty, a to nie był jeszcze półmetek wzniesienia. Po przebyciu 4,7 kilometra droga skręciła na północ i odtąd pięła się w kierunku przełęczy bardziej krętym szlakiem. Przed ukończeniem siódmego kilometra zaliczyć trzeba było w sumie siedem serpentyn. Tym niemniej nieco oddechu dało się złapać dopiero pod koniec ósmego kilometra na luźniejszym odcinku wzdłuż przydrożnego parkingu. Ostatnie dwa kilometry uznałbym za średnio wymagające w świetle tego co trzeba było przetrwać na początku wspinaczki. Piotrek bardzo dobrze sobie poradził z tym wzniesieniem. Na segmencie o długości 9,57 kilometra wykręcił czas 46:45 (avs. 12,3 km/h) co według stravy dało mu VAM na poziomie 1053 m/h. Ja straciłem do niego przeszło sześć minut. Wgramoliłem się na przełęcz w niespełna 53 minuty, z prędkością poniżej 11 km/h i VAM-em w okolicy 930 m/h. To już była różnica klasy. Na górze powtórzyliśmy manewr z drugiego etapu. Umówiliśmy się na spotkanie w Aulus-les-Bains. Przy czym ja miałem tam dotrzeć najkrótszą drogą po nawrotce z przełęczy. Natomiast Piotr chciał sobie zrobić kolejną rundkę. Tym razem ze zjazdem do Massat i Biert oraz podjazdem pod Col du Saraille (941 m. n.p.m.). Liczyłem na to, iż jego dodatkowe kilometry i górka extra, nieco wyrównają nasze siły przed wspólnym wypadem do Guzet-Neige.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/7238209974
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/7238209974
COL D’AGNES by Pierre
https://www.strava.com/activities/7237135319
ZDJĘCIA
FILM