banner daniela marszałka

Col de la Core E & W

Autor: admin o wtorek 31. maja 2022

DANE TECHNICZNE nr 1

Miejsce startu: Seix (D32B, D17)

Wysokość: 1395 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 886 metrów

Długość: 13,9 kilometra

Średnie nachylenie: 6,4 %

Maksymalne nachylenie: 10 %

PROFIL

DANE TECHNICZNE nr 2

Miejsce startu: Les-Bordes-sur-Lez (D4, D17)

Wysokość: 1395 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 833 metry

Długość: 14,2 kilometra

Średnie nachylenie: 5,9 %

Maksymalne nachylenie: 9 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

We wtorek już bez przeszkód wybraliśmy się na spotkanie z Col de la Core. Od miejsca startu do wschodniego podjazdu na tą przełęcz dzieliło nas 31 kilometrów. Taki dystans trzeba już było pokonać autem by na „placu boju” stawić się bez zbędnych wydatków energetycznych. Większa część tego dojazdu wiodła znaną nam już drogą D618, najpierw w dół do Massat, po czym już w terenie płaskim przez Biert doliną rzeki Arac. Jadąc tak na zachód wspominaliśmy sobie nasz występ w L’Etape du Tour z 2007 roku. Dla mnie wynikowo najlepszy z trzech w jakich brałem udział, zaś dla Piotra lepszy z dwojga, acz okupiony szlifami. Mój przyjaciel „przyziemił” wówczas gdzieś w tych stronach, na dojeździe do Portet d’Aspet. Trasa tamtego wyścigu wiodła przez Saint-Girons. Tym razem jednak musieliśmy zjechać z dawnej „Route National” jakieś 13 kilometrów przed tym gaskońskim miasteczkiem. Naszym celem była bowiem miejscowość Seix położona w dolinie rzeki Le Salat. Tym samym ostatnie 6 kilometrów tego transferu spędziliśmy już na drodze D3. Dojechawszy na miejsce szybko znaleźliśmy miejsce na „rozładunek” i porzucenie auta. Na parkingu przy Place de l’Allee wolnego miejsca było w bród, a przy tym za friko. Kolejną zaś zaletą tego miejsca był fakt, iż ów postój znajdował się o przysłowiowy „rzut francuskim beretem” od podnóża wschodniej Core. Wystarczyło tylko przejechać mostek nad Le Salat, po czym minąć kościół pod wezwaniem św. Stefana by znaleźć się na Rue Pujols, gdzie droga D17 z wolna zaczyna się już wznosić ku przełęczy.

Przed wyjazdem do Francji sporo się zastanawiałem jak najlepiej będzie rozplanować sobie ów dzień z bazą wypadową w Seix. Zasadniczo opcje były dwie. Przede wszystkim mogliśmy po prostu wjechać na Col de la Core z obu stron. Plan prosty i szlak pewny, bo w całości wiodący po asfalcie. W dodatku nie jeden raz przetestowany na trasach Tour de France. Niemniej korcił mnie wypad w rewir nieznany kolarskim wyścigom. Na drogę w dużej mierze szutrową. Otóż można bowiem zaliczyć jedynie wschodnią stronę Core, po czym po nawrotce do Seix, pojechać dalej na południe szosą D3 ku Couflens. W tej wiosce zaczyna się krótki, lecz stromy podjazd na Col de la Pause (1537 metrów n.p.m.). Trudna wspinaczka o długości 9,1 kilometra i średnim nachyleniu aż 9,3%. Co więcej tylko w 2/3 wiodąca po asfalcie, zaś na ostatnich 3 kilometrach już po drodze gruntowej. Na tym jednak nie koniec, bowiem ów gravelowy szlak leci dalej i znacznie wyżej tj. aż na graniczną przełęcz Port d’Aula (2262 m. n.p.m.). Na zdjęciach z lotu ptaka to wzniesienie z licznymi serpentynami wygląda bajecznie. Cały podjazd od Couflens ma zaś 18 kilometrów i przewyższenie aż 1565 metrów, co daje średnio 8,7%. Gdybym tylko (primo) był w lepszej kondycji i (secundo) miał pewność, że tutejsza „dirt road” będzie równie gładka co ta z Colle delle Finestre lub szwajcarskiej Croix de Coeur to bym się zdecydował na taką „awanturę”. Jednak pod koniec maja moja forma była delikatnie rzec ujmując ledwie umiarkowana. Rozsądek musiał wziąć górę nad fantazją. Zresztą dwie wspinaczki na Core i tak nie były łatwym zadaniem. Przy podobnym dystansie co w poniedziałek miałem tu do zrobienia przeszło 200 metrów przewyższenia więcej.

Col de la Core zadebiutowała na „Wielkiej Pętli” w 1984 roku. Znalazła się wówczas na trasie etapu jedenastego z Pau do stacji Guzet-Neige. Odcinek ten wygrał Szkot Robert Millar (dziś znany jako Philippa York), lecz jako pierwszy na premii górskiej zameldował się Francuz Jean-Rene Bernaudeau. Podjeżdżano wówczas od strony zachodniej. Podobnie zresztą jak w latach 1998, 2002, 2004, 2011 i 2015. Co ciekawe każdy z tych pięciu etapów kończył się w ośrodku narciarskim Plateau de Beille. Na przełęczy zwyciężali kolejno: Szwajcar Roland Meier, Francuzi: Laurent Jalabert, Sylvain Chavanel i Mickael Delage oraz Chorwat Kristjan Durasek. Niemniej żaden z nich nie cieszył się następnie z etapowego sukcesu. Z kolei wschodni podjazd na Core został w Tourze wykorzystany tylko dwukrotnie. Po raz pierwszy w 2003 roku na etapie z Saint-Girons do Loudenvielle. Najszybciej na górę wjechał ulubieniec gospodarzy czyli Richard Virenque, lecz na mecie był ledwie trzeci. Triumfował Włoch Gilberto Simoni. Jedynym kolarzem, który połączył zwycięstwo na Core z późniejszą wiktorią etapową jest Austriak Patrick Konrad. Uczynił to w roku 2021 na etapie z Pas de la Case do Saint-Gaudens, gdy peleton TdF po raz drugi podjeżdżał tu od wschodniej strony. Cóż jeszcze można powiedzieć o sportowym znaczeniu Col de la Core? Przełęcz ta wespół z górującym nad nią szczytem Cap de Bouirex (1874 m. n.p.m.) jest popularnym miejscem treningowym miejscowych paralotniarzy. Natomiast wiodący przez nią dawny szlak przemytniczy z Saint-Girons do katalońskiego Esterri d’Aneu w czasach II Wojny Światowej chętnie wykorzystywano do ucieczek przed niemieckim okupantem.

Dwa podjazdy na przełęcz Core mają podobne parametry. Za nieco trudniejszą uchodzi ciut krótsza, lecz bardziej stroma wspinaczka wschodnia od Seix. Cyclingcols wypunktował pierwsze z naszych wtorkowych zadań na 589, zaś drugie na 536 punktów. W oczach dyrekcji Tour de France każde z tych wzniesień zasługuje na status premii pierwszej kategorii. Naszą „inspekcję” owej przełęczy rozpoczęliśmy dość późno, bo dopiero kwadrans przed jedenastą. Wystartowaliśmy razem, ale cudów nie było. Nie miałem nóg na jazdę tempem Piotra. Wytrzymałem tylko nieco dłużej niż na Portel. Jakieś trzy kilometry, bowiem wspólnie dotarliśmy do wioski Sentenac-d’Oust. Wyżej musiałem już spasować i jechać swoje. Na pozostałych do szczytu niespełna 11 kilometrach straciłem do swego kompana przeszło cztery minuty. Pietro wjechał tą górę w czasie 54:07, ja zaś potrzebowałem 58:13. Na naszej drodze napotkaliśmy powitalną tablicę i co-kilometrowe tabliczki charakterystyczne dla oprawy kolarskich podjazdów w departamencie Ariege. Wspinaliśmy się w słońcu przy przyjemnej temperaturze około 18-20 stopni. Zdjęcia nie do końca o tym świadczą, gdyż zostały zrobione już po południu, w trakcie zjazdu do Seix, gdy niebo zaczęło się chmurzyć. Wschodni podjazd na Core jest równy i ogólnie bardzo solidny. Po luźniejszym początku kolejne 6,5 kilometra trzyma na poziomie od 6 do 8%. Chwila rozluźnienia za półmetkiem, po czym finałowe 5 kilometrów znów ze stromiznami rzędu 6-8%. Piotrek poczekał na mój przyjazd, więc mogłem uwiecznić jego śmiałe pozy pod tutejszą tablicą. Potem szybko śmignął ku dolinie rzeki Lez. Ja zaś zjeżdżałem nieśpiesznie, zawczasu robiąc zdjęcia zachodniemu obliczu tej góry.

Mniej więcej w połowie zjazdu minąłem się z dziewczyną śmiało podjeżdżającą na oldskulowym rowerze-damce pamiętającym lata chwały Bernarda Hinault. Pomyślałem sobie „ot mają ludzie fantazję”. Przeszło godzinę później spotkałem ją na przełęczy, gdyż już wdrapałem się na Core od strony zachodniej. Piotr z kolei spotkał tę niewiastę na mecie w Seix i będąc biegłym użytkownikiem mowy Moliera nawiązał z nią dłuższy dialog. Jak się dowiedzieliśmy dzielna Mademoiselle ma na imię Laura i pochodzi z Tuluzy. Obecnie jest doktorantką uczelni CNRS. Tego dnia zrobiła sobie zaś górską rundkę wokół Saint-Girons w ramach uczczenia swych 27 urodzin! Gdy dotarłem do Les Bordes-dur-Lez na półmetku naszego trzeciego etapu Pierre już sposobił się do rozpoczęcia drugiego z podjazdów. Ruszył zatem pod górę beze mnie, a ja pokręciłem się kilka minut po wioseczce bezowocnie szukając baru, w którym można by uzupełnić płyny. Piotr miał więcej szczęścia, a przy tym co nieprawdopodobne, w tej liczącej 165 mieszkańców miejscowości pośrodku Pirenejów wodę dostał od innego miłośnika Emmanuela Levinasa. To znaczy francuskiego filozofa rodem z Kowna, o którym pisał swą pracę magisterską, a nawet tłumaczył jego najważniejsze dzieło na język polski! Po zachodniej stronie Core pierwsze 3 kilometry miały umiarkowane, zaś kolejne 2,5 kilometra wręcz łagodne nachylenie. Dopiero ostatnie 9 kilometrów podnosiło poprzeczkę, na ogół trzymając na poziomie od 6 do 7,5%. W sumie bardzo równo pokonaliśmy obie strony Core. Piotr znów był ode mnie szybszy o przeszło cztery minuty. Pokonał zachodnią Core w 55:01, zaś ja w 59:28. Zjechawszy do Seix dokręcił sobie jeszcze 9 kilometrów po szosie D3. Gdy ja dotarłem na parking spotkałem go już przy samochodzie rozmawiającego z naszą wspólną znajomą.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/7232538992

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/7232538992

COL DE LA CORE by Pierre

https://www.strava.com/activities/7231556155

ZDJĘCIA

Core_01

FILM