Valfrejus
Autor: admin o środa 14. czerwca 2017
DANE TECHNICZNE
Wysokość: 1960 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 904 metry
Długość: 15,1 kilometra
Średnie nachylenie: 6 %
Maksymalne nachylenie: 11,5 %
PROFIL
SCENA
Podjazd pod Valfrejus podobnie jak wspinaczka do Barrage de Plan d’Amont rozpoczyna się w Modane. Tym samym czuję się zwolniony z „obowiązku” przedstawienia tej miejscowości, jako że zrobiłem to w poprzednim odcinku swych sabaudzkich opowieści. Wspinaczka do kresu szosy w dolinie Frejus zaczyna się w sąsiedztwie supermarketu Casino. Na rondzie ozdobionym kabiną kolejki gondolowej. Miejsce to oddalone jest ledwie 300 metrów od podnóża podjazdu na Plan d’Amont. Tym razem jednak trzeba ruszyć z miasta w kierunku południowym, w stronę masywu Mont-Cenis. Pierwsze dziewięć kilometrów prowadzi do stacji narciarskiej Valfrejus regionalną drogą D216. Natomiast ostatnie sześć biegnie wąską górską ścieżką Route du Seuil, na której momentami brakuje asfaltu. Cały podjazd kończy się przed osobliwą budowlą, którą jest wylot szybu wentylacyjnego obsługującego Tunnel Routier du Frejus. Ten blisko 13-kilometrowy tunel to niestety jedyna przeprawa drogowa z Francji do Włoch w bezpośrednim sąsiedztwie Modane. Graniczna Col du Frejus (2542 m. n.p.m.) jest przełęczą dostępną jedynie dla górskich wędrowców. Na rowerze szosowym nie da się tu wjechać powyżej 2000 metrów. Trzy pierwsze kilometry na szosie D216 są stosunkowo łatwe. Droga prowadzi bardziej w kierunku zachodnim niż południowym. Na tym segmencie nie brak płaskich odcinków, zaś maksymalne nachylenie wynosi tylko 5,7 %. Podjazd staje się solidny dopiero na początku czwartego kilometra za wiaduktem nad autostradą A43. Tu droga skręca na południe i serpentynami wspina się do stacji Valfrejus. Na przestrzeni kolejnych 3500 metrów trzeba pokonać aż dwanaście wiraży. Przez pięć kolejnych kilometrów nachylenie trzyma na średnim poziomie od 6 do 9%. Najtrudniejszy w tej fazie wspinaczki jest kilometr siódmy o średniej 9,1%. Stromizna nieco odpuszcza dopiero na ostatnim kilometrze przed Valfrejus. To ośrodek narciarski otwarty dopiero w 1983 roku czyli stacja narciarska tzw. czwartej generacji. Na jej obszarze znajdują się 23 trasy zjazdowe o łącznej długości 65 kilometrów. Najwyższa startuje ze szczytu Punta Bagna (2737 m. n.p.m.).
Dwukrotnie kończyły się tu etapy Criterium du Dauphine. W sezonie 1987 był to szósty etap Criterium du Dauphine Libere. Ta nazwa wyścigu pochodziła od regionalnego dziennika, który do roku 2009 był tytularnym sponsorem tej alpejskiej etapówki. Odcinek ten wygrał Kolumbijczyk Henry Cardenas. Za nim przyjechali dwaj Francuzi: Charly Mottet ze stratą 40 sekund i Thierry Claveyrolat „spóźniony” o 1:19. Mottet tego dnia odebrał koszulkę lidera Szwajcarowi Erichowi Maechlerowi i dwa dni później po raz pierwszy cieszył się z generalnego zwycięstwa w tej imprezie. Sukces ten powtórzył w latach 1990 i 1992, dzięki czemu jest dziś jednym z pięciu współrekordzistów na liście triumfatorów „Delfinatu”. Z kolei całkiem niedawno, bo w roku 2015 zakończył się tu cały ten wyścig. Metę wyznaczono na wysokości 1553 metrów n.p.m. po pokonaniu podjazdu o długości 8,4 kilometra i średnim nachyleniu 5,7%. Wzniesienie jakkolwiek niewielkie dostarczyło sporo emocji. Chris Froome urwał prowadzącego po siedmiu etapach Amerykanina Tejay’a Van Garderena. Lider ekipy Sky wygrał ostatni etap 67. CdD z zapasem 18 sekund nad trzema najbliższymi rywalami. Drugi był Anglik Simon Yates, trzeci Portugalczyk Rui Alberto Faria da Costa, zaś czwarty pokonany Jankes o niderlandzkich korzeniach. Valfrejus to ostatnie miejsce na tej górze, gdzie można rozstawić finisz tak dużego wyścigu. Ze stacji wyjeżdża się na początku jedenastego kilometra i droga stopniowo ginie w górskiej głuszy. W połowie jedenastego kilometra szlak skręca na wschód w kierunku skrytego pod skałami tunelu. Zanikają ślady ludzkiej cywilizacji, a momentami nawet sama asfaltowa droga. Po przejechaniu 11,8 kilometra mija się jeszcze górny przystanek wyciągu Charmasson, zaś po 12,6 kilometra domostwa w La Seuil. Trzynasty kilometr ma średnio 9%, z max. 11,5% na wysokości wspomnianej osady. Dwa ostatnie, choć nieco łatwiejsze na dobicie proponują chwilowe stromizny po 9,5 i 9%. Droga kończy się przy potoku Ruisseau du Grand Vallon. To miejscówka z widokiem na wspomniany wylot szybu oraz szczyt Pointe du Frejus (2934 m. n.p.m.).
AKCJA
Zjazd z Plan d’Amont skończyliśmy na rondzie z „antycznym” welocypedem. Następnie w centrum Modane zabawiliśmy nieco ponad kwadrans. O czternastej wjechaliśmy na drogę D216 by poznać największe wzniesienie po południowej stronie tego miasta. W dolinie Maurienne wciąż było słonecznie i gorąco. Na starcie mieliśmy temperaturę rzędu 33 stopni, która to na trzecim kilometrze podjazdu wzrosła nawet do 37! Początek wspinaczki okazał się łatwy. Pokonaliśmy dwa pierwsze wiraże i wjechaliśmy na szlak prowadzący równolegle względem wszystkich tutejszych arterii komunikacyjnych. Po prawej stronie mieliśmy rzekę L’Arc i regionalną drogę D1006, zaś po lewej początkowy fragment autostrady A43. Na tym odcinku minęliśmy osobliwy monument o tematyce kolejowej. Składa się on z lokomotywy i wagonu ustawionych na tle oryginalnego wjazdu do Tunnel Ferroviaire du Frejus. Następnie po przebyciu 3,1 kilometra wjechaliśmy na wiadukt nad autostradą. Podjazd z prawdziwego zdarzenia zaczął się dwieście metrów dalej. Droga zaczęła się wić po zalesionym zboczu góry. Od tego miejsca do końca siódmego kilometra musieliśmy zaliczyć tuzin serpentyn. Na tym segmencie wzniesienia jeden wiraż wypadał średnio co 300 metrów. Na początku szóstego kilometra nachylenie po raz pierwszy przekroczyło 10%. Jednak znacznie trudniejszy okazał się kilometr siódmy, na którym stromizna w trzech miejscach była dwucyfrowa i to z max. 11,4%. Przy każdym z zakrętów stała tablica z nazwą wzniesienia, numerem wirażu i aktualną wysokością nad poziom morza. Numeracja zgodna z kolarskimi tradycjami czyli na pierwszej tablicy cyfra najwyższa. Przy niektórych serpentynach, na ogół po wewnętrznej stronie szosy, stały kapliczki. Na siódmym kilometrze wspinaczki wjechaliśmy na bardzo świeży asfalt. Obawiałem się, że przy panującym tu upale zaczniemy się lepić do tej czarnej jak smoła nawierzchni. Przeżyłem już coś takiego podczas wspinaczki na Colle delle Agnello w czerwcu 2008 roku. Na szczęście asfalt nie był aż tak „grząski”. Tym niemniej w powietrzu dało się wyczuć nieprzyjemny zapach.
W drugiej połowie ósmego kilometra minęliśmy dwa ostatnie wiraże przed Valfrejus. Na kilometrze dziewiątym nachylenie wyraźnie odpuściło, zaś po wjeździe do stacji przez sześćset metrów jechaliśmy po zupełnie płaskim terenie. Dojazd do tego ośrodka narciarskiego zabrał nam około 36 minut. Według stravy wymagający segment o długości 5,4 kilometra i średniej 6,8% przejechaliśmy w 23:49 (avs. 13,8 km/h z VAM 934 m/h). Liderem jest tu Romain Bardet, który podczas wspomnianego etapu ósmego CdD 2015 był szósty i przejechał ten odcinek w 13:47 (avs. 23,8 km/h). Niewidoczny dla wspomnianego programu Chris Froome był szybszy od Francuza o 28 sekund. Powyżej stacji szosa stała się węższa, gorsza jakościowo i na ogół bardziej stroma. Pierwszy trudniejszy odcinek liczył sobie 1300 metrów i skończył się po przejechaniu 10,7 kilometra. Tam gdzie droga stawała się żwirowa jechało mi się trudniej i z trudem utrzymywałem koło Romkowi. Na przełomie jedenastego i dwunastego kilometra przemknęliśmy przez ostatni łatwy odcinek. Na dwunastym nachylenie było umiarkowane, lecz w połowie trzynastego stromizna poszybowała do poziomu 11,5%. Na ostatnich trzech kilometrach co jakiś czas zmienialiśmy się na prowadzeniu co wyglądało jak „przeciąganie liny”. Ostatecznie odjechałem Romanowi na kilkanaście sekund. Niestety nie mogliśmy dojechać do samego końca szosy. Zabrakło nam 250, może 300 metrów. Pozostały do szybu odcinek drogi został przysypany kamieniami i gałęziami, co skutecznie zniechęciło nas do dalszej jazdy. Na stravie stworzono segment obejmujący niemal cały ten podjazd. Zmierzono wyniki ledwie 16 śmiałków na dystansie 14,7 kilometra. Przejechałem ten sektor w 1h 00:34 (avs. 14,6 km/h ze skromnym VAM 824 m/h). Romano wykręcił tu czas netto 1h o0:50. Liderem jest tu inny Romek, a mianowicie Romain Hardy z ekipy Fortuneo, który dosłownie trzy dni wcześniej pokonał całą górę w 49:20.
Na końcu drogi postaliśmy ledwie kilka minut. Niebo było coraz bardziej zachmurzone. Zanosiło się na pierwszy deszcz od ośmiu dni. Trzeba było się czym prędzej ewakuować w niższe rejony. Roman ruszył prosto do Modane. Ja po drodze chciałem jeszcze zrobić zdjęcia, więc ryzykowałem. Już po kilku minutach złapał mnie deszcz, a wkrótce rozpadało się na dobre. Wtedy postanowiłem się skupić już tylko na bezpiecznym zjeździe do Valfrejus. Temperatura zleciała do 19 stopni. Pomyślałem, iż jeśli opady będą mocne i potrwają dłużej to przeczekam je w stacji. Tymczasem musiałem na siebie uważać, szczególnie na fragmentach drogi zniszczonych przez naturę. Gdy tylko dotarłem do Valfrejus schowałem się pod pierwszym lepszym zadaszeniem czyli drewnianą konstrukcją przerzuconą ponad szosą. Na szczęście deszcz wkrótce osłabł i mogłem kontynuować zjazd. Przez ośrodek przejechałem inaczej niż jadąc pod górę. To znaczy wybrałem Rue du Cheval Blanc, zamiast Rue de Bettets. Poniżej Valfrejus czekało na mnie jeszcze jedno niebezpieczeństwo. Nowiutki asfalt. Lepki i śmierdzący w upale, po deszczu mógł się okazać nad wyraz śliski. Zjeżdżałem po nim bardzo ostrożnie, wręcz „z duszą na ramieniu”. Nic złego się nie wydarzyło. Spotkaliśmy się 500 metrów przed centrum Modane i postanowiliśmy nie kończyć tego zjazdu. Odbiliśmy w lewo na drogę D215 w kierunku Fourneaux. Chcieliśmy bowiem jak najszybciej dojechać do Saint-Michel-de-Maurienne. Do pokonania zostało nam przeszło 16 kilometrów, lecz ze spadkiem wysokości o jakieś 350 metrów. U św. Michała mieliśmy spotkać Piotra i Tomka czyli zdobywców Col du Galibier. Zastanawialiśmy się jak poradzą sobie na zjeździe z tak wysokiej przełęczy po załamaniu pogody. W dolinie szosa była śliska, momentami wciąż padało, a nawet grzmiało. Po dotarciu na miejsce przejechaliśmy na lewy brzeg L’Arc, gdzie u podnóża Col du Telegraphe odszukaliśmy nasz samochód. Niestety nie mieliśmy do niego klucza, więc skryliśmy się na przystanku autobusowym. Na moim czternastym etapie przejechaliśmy 75.5 kilometra o łącznym przewyższeniu 1827 metrów. Tymczasem nasi koledzy na dystansie około 70 kilometrów zrobili w pionie co najmniej 2250 metrów.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
www.strava.com/activities/1036602806
http://veloviewer.com/activities/1036602806
ZDJĘCIA