Lago di Calaita
Autor: admin o czwartek 9. sierpnia 2018
DANE TECHNICZNE
Wysokość: 1608 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 863 metry
Długość: 11,8 kilometra
Średnie nachylenie: 7,3 %
Maksymalne nachylenie: 16,9 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
Passo Rolle było głównym celem naszego szóstego etapu, lecz rzecz jasna nie jedynym. W czwartek jak w każdy inny dzień mieliśmy się zmierzyć z dwoma poważnymi wyzwaniami. Planując tą wyprawę zastanawiałem się nad dwoma kandydaturami do spełnienia roli podjazdu o kryptonimie 6B. Idąc „na łatwiznę” mogliśmy zostawić samochód na kolejne półtorej godziny w Fiera di Primiero, by z tego miasteczka ruszyć na Passo Cereda (1369 m. n.p.m.). Jednym słowem zrobić to co przed południem na samym początku swej trasy uczynił Adam. To była całkiem ciekawa opcja. Cereda nie jest przełęczą wysoką ani tym bardziej długim podjazdem, lecz do łatwych wzniesień na pewno nie należy. Od tej strony podjazd na nią liczy 7,9 kilometra przy średnim nachyleniu 8,1%. W pionie trzeba tu pokonać 641 metrów, zaś najbardziej stromy kilometr ma średnio aż 11,6%. Do tego ta górska przeprawa trzykrotnie znalazła się na trasach Giro d’Italia. Aczkolwiek jej zachodnią stroną podjeżdżano tylko w 2005 roku, gdy pierwszy na górze pojawił się Luksemburczyk Benoit Joachim. Tym niemniej w sąsiedniej dolinie Vanoi czekało na nas coś ciekawszego. Trzeba było tylko przejechać autem jedenaście kilometrów. Tą ciekawszą alternatywą była bardzo stroma w końcówce wspinaczka z Lausen do Lago di Calaita. Podjazd pod każdym względem trudniejszy od Ceredy. Po pierwsze o cztery kilometry dłuższy, po drugie wyższy o blisko 240 metrów i po trzecie mający przewyższenie większe o jakieś 220 metrów. Do tego jeszcze kusiła mnie stromizna ostatnich czterech kilometrów tej wspinaczki ze średnią 10,8%. Pomyślałem sobie, że to wzniesienie będzie znakomitym testem naszych możliwości przed zaplanowanymi już na piątek najbardziej stromymi podjazdami tej wyprawy czyli Salto della Capra & Bocca di Forca.
Dla ludzi ambitnych wybór był prosty. Wsiadamy do samochodu i jedziemy do widzianej już dzień wcześniej Valle di Vanoi. Przez dekady jedyny przejazd z Valle di Primiero do tej właśnie doliny prowadził drogą SP79 przez Passo Gobbera (989 m. n.p.m.). Stosunkowo łatwy podjazd na tą przełęcz zaczyna się w miejscowości Imer i ma długość 5,7 kilometra przy średniej 6,1%. Trzykrotnie musiał ją pokonać peleton Giro, bowiem w latach 1955, 1956 i 1967 nie było innego łącznika między zjazdem z Passo Rolle a początkiem północnego podjazdu na Passo Brocon. Niemniej aktualnie można też tam dotrzeć przez Traforo di Monte Totoga. Tunel ten został otwarty jesienią roku 1984, prowadzi szosą SP80 i liczy sobie 3350 metrów. Skorzystaliśmy z niego. Po drugiej stronie zatrzymaliśmy przy drodze SP79 nieopodal Trattoria da Marina. W odległości niespełna trzech kilometrów od miejsca, w którym dzień wcześniej zaczynaliśmy nasz drugi podjazd pod Brocon. Jak już wspomniałem naszym celem było Lago di Calaita. Jeziorko o powierzchni ledwie 2,5 hektara i głębokości 7 metrów. Podobnie jak Passo Rolle położone na terenie Parku Naturalnego Paneveggio – Pale di San Martino. Jeśli wierzyć wikipedii zamieszkują je ryby takie jak: pstrąg potokowy, strzebla potokowa, wzdręga czy golec zwyczajny. Z kolei gromadę płazów reprezentują w jego okolicach: żaby, ropuchy, traszki i salamandry. Na wielu z tych stałych mieszkańców jeziora latem pada blady strach, gdy na „gościnne występy” wpadają tu czaple siwe. Jeśli zaś chodzi o lokalną florę to sporą część brzegów tego jeziorka zarasta rdest ziemnowodny. W pobliżu jeziora od początku XX wieku działa gospodarstwo Malga Doch, zaś turyści mogą się tu zatrzymać w funkcjonującym od roku 1970 Rifugio Miralago.
Niemniej największą atrakcją wydaje się być górska droga prowadząca w to miejsce szlakiem przez Valle del Lozen. Pierwsze 3,3 kilometra tego wzniesienia to zarazem trzy-czwarte zachodniego podjazdu na wspomnianą Passo Gobbera. Potem trzeba jednak skręcić w lewo i wybrać szosę SP239. Nachylenie na pierwszych ośmiu kilometrach jest tu umiarkowane i wynosi tylko 5,4%. Melodia zmienia się po minięciu Ristorante Lozen wraz z powrotem na lewy brzeg potoku o tej samej nazwie. Najpierw trzeba przejechać dwa kilometry o średniej 9,7%. Potem zaś kolejne 1800 metrów ze stromizną 12,6%. Dopiero na ostatnich dwustu metrach można sobie odsapnąć lub też zafiniszować (jak komuś został zapas energii), bowiem nachylenie wynosi tam już ledwie 4%. Wystartowaliśmy razem około 16:40 z rozdroża przy stacji paliw Tamoil. Po wcześniejszej burzy temperatura znacząco spadła. Na starcie mieliśmy przyjemne 24 stopni. Ruszyliśmy nie za szybko, tak by tempo od startu było wygodne dla całej naszej trójki. Droga od początku wiodła nas na wschód krętym szlakiem po serpentynach. Już na pierwszym kilometrze zaliczyliśmy trzy wiraże. Piąty oplatał pas zieleni, na którym pasły się lamy. Tu po przejechaniu niespełna 1700 metrów od Lausen minęliśmy zjazd na drogę SP239dir. Tą alternatywna szosą wiodącą przez: Prade, Cicona i Zortea również można pokonać spory odcinek dolnej połówki tego wzniesienia. Dołącza ona do wybranej przez nas drogi SP239 na wysokości 1040 metrów n.p.m. jakieś 6 kilometrów przed finałem owej wspinaczki. Na siódmym zakręcie byliśmy już we wiosce Revedea (2,4 km), zaś niespełna kilometr dalej musieliśmy zjechać z szosy SP79. O konieczności ostrego skrętu w lewo poinformowała nas mała brązowa tabliczka z napisem „Calaita 8,5”. Nietrudno było ją przeoczyć, lecz jechaliśmy na tyle spokojnie, że w porę ją zauważyłem.
Na drodze SP239 powitał nas zaskakująco prosty i długi odcinek szosy, który na początku piątego kilometra stał się niemal płaski. Na szóstym kilometrze minęliśmy Valline De Sot i Valline De Sora. Na dojeździe do pierwszej z nich chwilowa stromizna na moment przekroczyła 9%. Jednym słowem był to najbardziej stromy fragment dwóch pierwszych tercji tego wzniesienia. Przyznam, że ta okolica przypadła mi do gustu. Uwagę przykuwały zadbane wiejskie domki wybudowane i przyozdobione w charakterystycznym dla tego regionu górskim stylu. W końcu po 33 minutach jazdy dotarliśmy w pobliże Albergo Lozen. Droga skręciła w prawo i niemal od razu postawiła nam twardsze warunki. Jak wspomniałem na stromej końcówce chciałem się sprawdzić. Zatem mocniej depnąłem i niebawem odjechałem kolegom. Podjazd zrobił się trudny, ale w akceptowalnych granicach. Na dziewiątym kilometrze maksymalna stromizna sięgnęła 11,8%, zaś pod koniec dziesiątego już 13,3%. Niemniej średnia na tym odcinku to było 9-10%. O tym czy zdam ten „ściankowy egzamin” miały zadecydować dopiero ostatnie dwa kilometry. W sumie pasowało mi, że ten podjazd stopniowo „przykręcał śrubę”. Po przejechaniu 10,6 kilometra minąłem skręt na szutrową ścieżkę do Agritur Malga Lozen. W tym rejonie stromizny na poziomie 14% były już normą, lecz najgorsze miało dopiero nadejść. Mój licznik zanotował max’a czyli 16,9% na 700 metrów przed finałem. Cały podjazd przejechałem zaś w czasie 57:08. Według stravy finałową stromiznę o długości 3,86 kilometra pokonałem w 23:33 (avs. 9,9 km/h z VAM 1059 m/h). Tomek najwyraźniej czuł się coraz lepiej, bowiem w samej końcówce odjechał Darkowi. Na stromym segmencie uzyskał czas 25:15, zaś Dario 25:50. Do jeziora dotarliśmy po godzinie wpół do szóstej i spędziliśmy przy nim około 20 minut. Nie zaszliśmy jednak do schroniska Miralago. Wspinaczka ta dała mi nadzieję, że nazajutrz mimo swych blisko 80 kilogramów jakoś sobie poradzę z dwoma dłuższymi i bardziej stromymi ścianami na południowych zboczach Monte Grappy.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/1761384596
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/1761384596
ZDJĘCIA
FILMY