La Forcora (via Armio)
Autor: admin o niedziela 25. czerwca 2023
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Maccagno (SS394)
Wysokość: 1184 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 959 metrów
Długość: 13,9 kilometra
Średnie nachylenie: 6,9 %
Maksymalne nachylenie: 14 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
W Maccagno około trzynastej zrobił się już niezły „piekarnik”. Temperatura sięgała 37 stopni. Tymczasem drugie z naszych niedzielnych wyzwań tylko w teorii wyglądało na nieco łatwiejsze od tego, które już mieliśmy w nogach. Passo Forcora również była wzniesieniem na miarę premii górskiej pierwszej kategorii. Niezależnie od tego, który wariant podjazdu na tą przełęcz bym nam wybrał. Na stronie „cyclingcols” minimalnie wyżej oceniono opcję południową, więc jako człowiek ambitny na nią się zdecydowałem. Jak się później okazało ku swej zgubie. Na Forcorę, położoną między szczytami Monte Sirti i Monte Cadrigna, tak jak do zdobytej przed południem Alpe Pradecolo można dotrzeć na dwa sposoby. Podobnie jak w przypadku wspinaczki ku Rifugio Campiglio tu również oba dostępne warianty wzniesienia miały pewien wspólny odcinek. Niemniej dla odmiany tu była to początkowa faza podjazdu czyli odcinek długości 3,8 kilometra biegnący po drodze SP5. We wiosce Ronchi na wysokości 481 metrów n.p.m. można było jechać dalej prosto wspomnianą drogą lub skręcić w lewo i wjechać na szosę SP5dir, która przez Campagnano i Musignano zawiodła by nas w pobliże sztucznego jeziorka Lago Delio, a następnie najechała na Passo Forcora od strony zachodniej. Ten wariant podjazdu jest nieznacznie krótszy. Jego najtrudniejsza część z segmentami na poziomie od 10 do 11,5% zaczyna się tuż za Mussignano, a kończy jakieś 2,5 kilometra przed szczytem. Natomiast trasa, którą dla nas wybrałem przez ponad jedenaście kilometrów miała mieć umiarkowane nachylenie z przeciętną 6,1%. Niemniej po opuszczeniu drogi SP5 oferowała kawał ostrej wspinaczki czyli finałowe 2400 metrów ze średnim nachyleniem 10,7%.
Po niezłym występie na Alpe Pradecolo, gdzie dwucyfrowych stromizn też nie brakowało, miałem nadzieję, że i z tą stromą końcówką sobie jakoś poradzę. Niemniej trzeba było mieć na uwadze siły stracone na pierwszej z niedzielnych gór, jak i iście tropikalne warunki atmosferyczne, które były tu dodatkowym cichym przeciwnikiem. Tym razem z parkingu, który wypatrzyłem na potrzeby naszego rozładunku musieliśmy ruszyć w kierunku północnym. Przed wyjazdem uzupełniliśmy poziom płynów w bidonach i już po chwili znów byliśmy na ciągnącej się wzdłuż Lago Maggiore drodze krajowej. Przejechaliśmy na drugi brzeg Giony wpadając tym samym do Maccagno Superiore. Po zaledwie trzystu metrach od restartu odbiliśmy w prawo by wjechać na via Francesco Baroggi, która jest początkiem wspomnianej drogi SP5. Ta szybko i ochoczo zaczęła się wić po serpentynach. Dość powiedzieć, iż na na pierwszych dwóch kilometrach podjazdu zaliczyliśmy 8 z wszystkich 24 wiraży tego wzniesienia. Pierwszy kilometr był dość ciężki ze stromizną powyżej 8%. Niemniej nachylenie szybko ustabilizowało się na przyjemniejszym poziomie od 6 do 7%. W dolnej tercji wspinaczki było na czym zawiesić oko. Ładne widoczki na pozostawiane w dole miasteczko, błękitne wody jeziora i zieleń wyrastających z niego gór. Do tego wzdłuż szosy liczne palmy, barwne hortensje czy okazałe agawy. Słowem ciepłolubna roślinność widywana jedynie w najcieplejszych rejonach Alp. Poza tym sympatyczne, acz w najgorętszej porze dnia nieco opustoszałe, wioseczki rozsiane wzdłuż drogi. Najpierw Veddo, nieco wyżej Caviggia. Pod koniec czwartego kilometra minęliśmy zapowiadany skręt na Campagnano, zaś do Garabiolo dojechaliśmy w 21 minut.
Trzymałem się Piotra przez co najmniej pięć kilometrów, co okazało się moim błędem. Powinienem był zacząć spokojniej i tym samym lepiej rozłożyć siły. Za wspomnianą wioską było kilkaset metrów płaskiego terenu, a potem kolejnych 6 kilometrów z umiarkowanym nachyleniem. W tym czasie przejazd przez Cadero z kościołem św. Sylwestra oraz Graglio. W końcu tuż przed Armio trzeba było zjechać ze stosunkowo łagodnej SP5 i wjechać na wschodnią odnogę bocznej SP5dir. Główna droga po kolejnych czterech kilometrach zawiodłaby mnie do Ticino i dalej przez wioskę Indemini na przełęcz Alpe di Neggia (1395 m. n.p.m.). Niemniej tą górę miałem już na rozkładzie. W sierpniu 2011 roku zdobyłem ją od trudniejszej szwajcarskiej strony z początkiem w Vira Gambarogno, gdzie musiałem pokonać tylko 12,4 kilometra, ale o średniej 9,6%. Ponownej wizyty nie miałem w planach, więc na wirażu nr 18 skręciłem ostro w lewo by dotrzeć na Forcorę. Tu szybko się przekonałem, że „w baku brakuje mi paliwa”. Już po 700 metrach na bocznej drodze zmuszony byłem zrobić postój. Czułem się pusty i nie widziałem szans by dotrzeć do mety za jednym zamachem. Pomyślałem mniejsza o styl, liczy się cel. Pokonam resztę dystansu odcinkami. Nie było dla mnie innego ratunku, gdyż środkowe segmenty tego finału miały wartości od 11,5 do 13%. Ogólnie na ostatnich dwóch kilometrach tej wspinaczki pozwoliłem sobie na cztery przystanki o łącznej długości blisko siedmiu i pół minuty. Piotrek dotarł na szczyt w czasie 59:31 (avs. 13,2 km/h). Ja podjeżdżałem przez 1h 03:07, ale de facto kolega czekał na mnie jakieś 11 minut, choć na wirażu przed Armio dzieliły nas 2 minuty z małym hakiem. Za metą zastaliśmy Santuario della Madonna delle Neve z końca XVIII wieku i ośrodek wypoczynkowy zimą będący mini-stacją narciarską. W drodze powrotnej Piotr skorzystał z alternatywnego szlaku przez Musignano, zaś ja uporawszy się ze spadającym łańcuchem sturlałem się do Maccagno swą „drogą krzyżową”. Na pierwszym etapie przejechałem 60 kilometrów z łącznym przewyższeniem 2163 metrów.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/9333379069
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9333379069
LA FORCORA by PIETRO
https://www.strava.com/activities/9332014556
ZDJĘCIA
FILM