banner daniela marszałka

Archiwum: '2023a_Ticino & Lombardia' Kategorie

La Forcora (via Armio)

Autor: admin o 25. czerwca 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Maccagno (SS394)

Wysokość: 1184 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 959 metrów

Długość: 13,9 kilometra

Średnie nachylenie: 6,9 %

Maksymalne nachylenie: 14 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W Maccagno około trzynastej zrobił się już niezły „piekarnik”. Temperatura sięgała 37 stopni. Tymczasem drugie z naszych niedzielnych wyzwań tylko w teorii wyglądało na nieco łatwiejsze od tego, które już mieliśmy w nogach. Passo Forcora również była wzniesieniem na miarę premii górskiej pierwszej kategorii. Niezależnie od tego, który wariant podjazdu na tą przełęcz bym nam wybrał. Na stronie „cyclingcols” minimalnie wyżej oceniono opcję południową, więc jako człowiek ambitny na nią się zdecydowałem. Jak się później okazało ku swej zgubie. Na Forcorę, położoną między szczytami Monte Sirti i Monte Cadrigna, tak jak do zdobytej przed południem Alpe Pradecolo można dotrzeć na dwa sposoby. Podobnie jak w przypadku wspinaczki ku Rifugio Campiglio tu również oba dostępne warianty wzniesienia miały pewien wspólny odcinek. Niemniej dla odmiany tu była to początkowa faza podjazdu czyli odcinek długości 3,8 kilometra biegnący po drodze SP5. We wiosce Ronchi na wysokości 481 metrów n.p.m. można było jechać dalej prosto wspomnianą drogą lub skręcić w lewo i wjechać na szosę SP5dir, która przez Campagnano i Musignano zawiodła by nas w pobliże sztucznego jeziorka Lago Delio, a następnie najechała na Passo Forcora od strony zachodniej. Ten wariant podjazdu jest nieznacznie krótszy. Jego najtrudniejsza część z segmentami na poziomie od 10 do 11,5% zaczyna się tuż za Mussignano, a kończy jakieś 2,5 kilometra przed szczytem. Natomiast trasa, którą dla nas wybrałem przez ponad jedenaście kilometrów miała mieć umiarkowane nachylenie z przeciętną 6,1%. Niemniej po opuszczeniu drogi SP5 oferowała kawał ostrej wspinaczki czyli finałowe 2400 metrów ze średnim nachyleniem 10,7%.

Po niezłym występie na Alpe Pradecolo, gdzie dwucyfrowych stromizn też nie brakowało, miałem nadzieję, że i z tą stromą końcówką sobie jakoś poradzę. Niemniej trzeba było mieć na uwadze siły stracone na pierwszej z niedzielnych gór, jak i iście tropikalne warunki atmosferyczne, które były tu dodatkowym cichym przeciwnikiem. Tym razem z parkingu, który wypatrzyłem na potrzeby naszego rozładunku musieliśmy ruszyć w kierunku północnym. Przed wyjazdem uzupełniliśmy poziom płynów w bidonach i już po chwili znów byliśmy na ciągnącej się wzdłuż Lago Maggiore drodze krajowej. Przejechaliśmy na drugi brzeg Giony wpadając tym samym do Maccagno Superiore. Po zaledwie trzystu metrach od restartu odbiliśmy w prawo by wjechać na via Francesco Baroggi, która jest początkiem wspomnianej drogi SP5. Ta szybko i ochoczo zaczęła się wić po serpentynach. Dość powiedzieć, iż na na pierwszych dwóch kilometrach podjazdu zaliczyliśmy 8 z wszystkich 24 wiraży tego wzniesienia. Pierwszy kilometr był dość ciężki ze stromizną powyżej 8%. Niemniej nachylenie szybko ustabilizowało się na przyjemniejszym poziomie od 6 do 7%. W dolnej tercji wspinaczki było na czym zawiesić oko. Ładne widoczki na pozostawiane w dole miasteczko, błękitne wody jeziora i zieleń wyrastających z niego gór. Do tego wzdłuż szosy liczne palmy, barwne hortensje czy okazałe agawy. Słowem ciepłolubna roślinność widywana jedynie w najcieplejszych rejonach Alp. Poza tym sympatyczne, acz w najgorętszej porze dnia nieco opustoszałe, wioseczki rozsiane wzdłuż drogi. Najpierw Veddo, nieco wyżej Caviggia. Pod koniec czwartego kilometra minęliśmy zapowiadany skręt na Campagnano, zaś do Garabiolo dojechaliśmy w 21 minut.

Trzymałem się Piotra przez co najmniej pięć kilometrów, co okazało się moim błędem. Powinienem był zacząć spokojniej i tym samym lepiej rozłożyć siły. Za wspomnianą wioską było kilkaset metrów płaskiego terenu, a potem kolejnych 6 kilometrów z umiarkowanym nachyleniem. W tym czasie przejazd przez Cadero z kościołem św. Sylwestra oraz Graglio. W końcu tuż przed Armio trzeba było zjechać ze stosunkowo łagodnej SP5 i wjechać na wschodnią odnogę bocznej SP5dir. Główna droga po kolejnych czterech kilometrach zawiodłaby mnie do Ticino i dalej przez wioskę Indemini na przełęcz Alpe di Neggia (1395 m. n.p.m.). Niemniej tą górę miałem już na rozkładzie. W sierpniu 2011 roku zdobyłem ją od trudniejszej szwajcarskiej strony z początkiem w Vira Gambarogno, gdzie musiałem pokonać tylko 12,4 kilometra, ale o średniej 9,6%. Ponownej wizyty nie miałem w planach, więc na wirażu nr 18 skręciłem ostro w lewo by dotrzeć na Forcorę. Tu szybko się przekonałem, że „w baku brakuje mi paliwa”. Już po 700 metrach na bocznej drodze zmuszony byłem zrobić postój. Czułem się pusty i nie widziałem szans by dotrzeć do mety za jednym zamachem. Pomyślałem mniejsza o styl, liczy się cel. Pokonam resztę dystansu odcinkami. Nie było dla mnie innego ratunku, gdyż środkowe segmenty tego finału miały wartości od 11,5 do 13%. Ogólnie na ostatnich dwóch kilometrach tej wspinaczki pozwoliłem sobie na cztery przystanki o łącznej długości blisko siedmiu i pół minuty. Piotrek dotarł na szczyt w czasie 59:31 (avs. 13,2 km/h). Ja podjeżdżałem przez 1h 03:07, ale de facto kolega czekał na mnie jakieś 11 minut, choć na wirażu przed Armio dzieliły nas 2 minuty z małym hakiem. Za metą zastaliśmy Santuario della Madonna delle Neve z końca XVIII wieku i ośrodek wypoczynkowy zimą będący mini-stacją narciarską. W drodze powrotnej Piotr skorzystał z alternatywnego szlaku przez Musignano, zaś ja uporawszy się ze spadającym łańcuchem sturlałem się do Maccagno swą „drogą krzyżową”. Na pierwszym etapie przejechałem 60 kilometrów z łącznym przewyższeniem 2163 metrów.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9333379069

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9333379069

LA FORCORA by PIETRO

https://www.strava.com/activities/9332014556

ZDJĘCIA

La-Forcora_01

FILM

Napisany w 2023a_Ticino & Lombardia | Możliwość komentowania La Forcora (via Armio) została wyłączona

Alpe Pradecolo

Autor: admin o 25. czerwca 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Colmegna (SS394)

Wysokość: 1175 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 967 metrów

Długość: 13,7 kilometra

Średnie nachylenie: 7,1 %

Maksymalne nachylenie: 12,5 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Pierwszy pełnowymiarowy etap naszego Giro dei Due Paesi wyznaczyłem po włoskiej stronie granicy. Zaproponowałem Piotrowi wypad na wschodnie wybrzeże pięknego Lago Maggiore czyli w góry lombardzkiej prowincji Varese. Jak dotąd kręciłem po szosach Varesotto tylko raz. Mianowicie w lipcu 2010 roku, gdy jednego dnia podjechałem na Campo dei Fiori, zaś po 24 godzinach zaliczyłem jeszcze wjazd z Cittiglio na Passo del Cuvignone. Warto było wrócić w ten rejon, który wydał kolarskiej Italii niejednego mistrza. Wystarczy wspomnieć tylko pięć postaci: Luigi Ganna, Alfredo Binda, Claudio Chiappucci, Stefano Garzelli i Ivan Basso. Nad wspomnianym jeziorem bawiłem na rowerze dwukrotnie, ale wyłącznie po jego piemonckiej stronie. Ostatnio w sierpniu 2021 roku, gdy zaliczyłem wspinaczki pod Mottarone oraz Monte Ologno. Teraz dla równowagi mogłem sobie dodać dwa wzniesienia z lombardzkiego brzegu Lago Verbano, jak bywa też nazywane to drugie pod względem powierzchni jezioro we Włoszech. Na listę wpisałem podjazdy z Colmegni na Alpe Pradecolo (vel Rifugio Campiglio) oraz z Maccagno na Passo Forcora. Dwa podjazdy o bardzo podobnych wymiarach i zarazem zbliżonej charakterystyce. Wysokości poniżej 1200 metrów n.p.m., przewyższenia ponad 950 metrów na dystansach niespełna 14 kilometrów. W obu przypadkach trudniejsza miała być też górna połówka wspinaczki. Pomimo wyznaczenia kolarskiej trasy na ziemi włoskiej i tak musieliśmy wpaść do Szwajcarii. A to ze względów praktycznych. Otóż najkrótsza czyli 45-kilometrowa trasa łącząca Porlezzę z Maccagno biegła w większości szosami Helweckiej Konfederacji przecinając w poprzek południową część kantonu Ticino.

Ruszyliśmy zatem na zachód wzdłuż północnego brzegu Lago di Lugano. Następnie po raz pierwszy zapoznaliśmy się z wykorzystywanym później wielokrotnie przejazdem przez wschodnie obrzeża Lugano. Po objechaniu największego miasta w Ticino trzeba było się skierować na południe, by niebawem pozostając w Szwajcarii wybrać drogę kantonalną biegnącą na zachód wzdłuż granicy z Italią. Do Włoch wróciliśmy dopiero na przejściu granicznym w Fornasette, aby drogą SP6 zjechać do Luino leżącego nad wodami Lago Maggiore. Akurat to miasteczko kojarzyłem z trasy z Giro d’Italia 1995. Zakończył się w nim ostatni górski etap edycji zdominowanej przez Szwajcara Tony Romingera. Tym niemniej ze zwycięstwa etapowego cieszył się tam drugi kolarz tego wyścigu Rosjanin Jewgienij Bierzin. Dojechawszy do jeziora wystarczyło już tylko skręcić w prawo by szosą SS394 przejechać kilka kilometrów pozostałych nam do Maccagno. W trakcie przejazdu przez Colmegnę wypatrzyłem uliczkę, w której wkrótce mieliśmy zacząć pierwszy z naszych niedzielnych podjazdów. Po dotarciu na miejsce zatrzymaliśmy się na parkingu przy Piazza Aliverti czyli na południe od płynącej przez Maccagno rzeczki Giona. Według „cyclingcols” Alpe Pradecolo oraz Passo Forcora (oba w każdej ze swych dwóch postaci) to najtrudniejsze kolarskie wzniesienia w prowincji Varese. Za najbardziej wymagający z całej czwórki uchodzi zaś podjazd do Pradecolo / Rifugio Campiglio rozpoczynany w Colmegni. Dobrym pomysłem było więc zapoznanie się z nim w pierwszej kolejności czyli na świeżości. Przy tym startując ze wspomnianego placu mogliśmy sobie zrobić parominutową rozgrzewkę.

Po przejechaniu raptem dwóch kilometrów, w sporej części spędzonych w nabrzeżnych tunelach drogowych, pojawiliśmy się u podnóża tego wzniesienia. Trzeba było skręcić w lewo i wjechać na via Paolo Berra. Zaraz potem przemknęliśmy pod wiaduktem kolejowym, zaś po przebyciu 500 metrów od drogi krajowej pokonaliśmy pierwszy z 32 wiraży tego podjazdu. Przy czym to jest tylko jedna z dwóch opcji rozpoczęcia wspinaczki na Alpe Pradecolo. Drugi odrobinę łatwiejszy początek znajduje się we wspomnianym już Luino. Ten przez pierwszych kilkaset metrów wiedzie drogą SP6 by następnie skręcić ku wioskom Motte i Dumenza. Obie trasy łączą się dość szybko, bo na wysokości już 445 metrów n.p.m. Na naszym szlaku mieliśmy do przejechania w sumie 4,2 kilometra ze stromizną na poziomie co najmniej 10%. Na ostatnich 7 kilometrach średnie nachylenie miało wynieść 8,8%. Na pierwszych 6 kilometrach z przeciętną 5,8% miały się pojawić trzy półkilometrowe odcinki o wartości 8-9%. Pomiędzy umiarkowanie trudnym dołem, a ciężką górą mogliśmy liczyć na wytchnienie przez cały kilometr w okolicy Due Cossani. Zaczęliśmy dość mocno z VAM na poziomie 1020-1030 m/h na pierwszych czterech kilometrach. Na początku piątego minęliśmy łącznik z alternatywnym początkiem „relacji” Luino – Dumenza. Wkrótce przejechaliśmy Runo i niebawem mijaliśmy już kolorowe domy we wsi Stivigliano. Pietro zaczął mi nieznacznie odjeżdżać. Po pokonaniu 5,8 kilometra od krajówki zostawiliśmy po lewej ręce drogę biegnącą do Agry i dalej na wzgórze Monte Bedore. Jeszcze chwila i na łagodniejszym odcinku drogi wjechaliśmy do Due Cossani. Za tą miejscowością zrobiło się zupełnie płasko na jakieś pół kilometra.

Niemniej to była tylko cisza przed burzą. Na samym końcu siódmego kilometra, tuż za przydrożną kapliczką trzeba było skręcić w prawo i zacząć stromą wspinaczkę po zachodnim zboczu góry Monte Lema (1619 m. n.p.m.). Przez pierwszy kilometr ze średnim nachyleniem 9%. Na kolejnych trzech już niemal stałe 10%. Dróżka wytoczona w zalesionym terenie, ale z cieniem było różnie. Tymczasem temperatura na tym podjeździe sięgała 30 stopni. Trzecia tercja wzniesienia tj. do połowy jedenastego kilometra była bardzo kręta. Liczne zakręty nieco ułatwiały walkę ze sporą stromizną. Po luźniejszym fragmencie na wysokości Alpe Pianello kolejny stromy segment doprowadzał w pobliże osady Pragaletto. Na jej terenie stoi klasztor Trójcy Świętej należący do mnichów benedyktyńskich. Po minięciu tego miejsca do końca wspinaczki zostało nam już tylko 1800 metrów, z czego ostatnie pięćset z kolejną stromizną 10%. Finałowy kilometr znów kręty z pięcioma wirażami. Po zaliczeniu przedostatniego widać już było w oddali budynek Rifugio Campiglio. Jeszcze tylko 250-metrowa prawie-prosta, ciasny zakręt w lewo i finisz do mety. Według stravy na pokonanie tego wzniesienia potrzebowałem 59 minut i 17 sekund, co oznaczało średnią prędkość 14 km/h. Do Piotra straciłem 1:44, więc spisałem się całkiem nieźle. W ramach wytchnienia przeszliśmy na taras po zachodniej stronie schroniska. Roztaczał się z niego piękny widok na Lago Maggiore jak i góry otaczające to jezioro. W tle dostrzec można było nawet wiecznie ośnieżone szczyty Monte Rosa czyli najpotężniejszego górskiego masywu w całych Alpach, zaliczanego do pasma Alp Piennińskich. Na zjeździe omyłkowo zajechałem do Dumenzy. Szybko zawróciłem i parę minut przed trzynastą dotarłem do teamowego auta pozostawionego w Maccagno.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9333379082

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9333379082

ALPE PRADECOLO by PIETRO

https://www.strava.com/activities/9332014556

ZDJĘCIA

Pradecolo_01

FILM

Napisany w 2023a_Ticino & Lombardia | Możliwość komentowania Alpe Pradecolo została wyłączona

Vegna (Val Cavargna)

Autor: admin o 24. czerwca 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Piano di Porlezza (SS340)

Wysokość: 1196 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 866 metrów

Długość: 20,1 kilometra

Średnie nachylenie: 4,3 %

Maksymalne nachylenie: 13 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

Pierwszą górę tej wyprawy chciałem zaliczyć już w dniu naszego przyjazdu do Włoch. Szansa na to była spora zważywszy na to, iż Pruszków od Porlezzy dzieli jakieś 14 godzin czystej jazdy. Wyjechałem z Gdańska tuż po piątkowym obiedzie, więc zakładałem, że ruszę z Piotrem w drogę z Mazowsza do Ticino i Lombardii wczesnym wieczorem. To nawet z paroma krótkimi przystankami skutkować miało dotarciem nad Lago di Lugano najpóźniej bardzo wczesnym popołudniem. Tym niemniej zaczęło się od falstartu. Jeszcze przed Ostródą „złapałem kapcia” w jednym z kół, co wiązało się z koniecznością wezwania lawety i wycieczką pod Olsztyn do mobilnego wulkanizatora. Ten pech kosztował mnie ze trzy godziny, więc ostatecznie wspólną część podróży zaczęliśmy około północy. Dalej wszystko poszło już sprawnie, dzięki czemu bez wszelakich złych przygód dotarliśmy do naszej bazy noclegowej czyli Apartment Caterina przy Via della Stazione przed godziną szesnastą. Co wciąż dawało nam dość czasu na sobotnią rozgrzewkę przed poważniejszymi etapami przewidzianymi na kolejne czternaście dni pobytu na szwajcarsko-włoskim pograniczu. Oczywiście na tą okazję musiałem wybrać jakiś zacny podjazd znajdujący się w pobliżu wspomnianego lokalu. Taki do którego będzie można szybko dojechać z domu na rowerach. Samochodu na ten dzień mogliśmy mieć już dość. Najbliższy nam był stromy południowy podjazd na Passo della Cava (1154 m. n.p.m.), zaczynający się na ulicach Porlezzy. Niemniej ja to wzniesienie z wielkim trudem zaliczyłem w sierpniu 2020 roku, zaś Pietro po długim transferze niekoniecznie ucieszyłby się z tak sztywnej wspinaczki. Dodam, że ów podjazd ma tylko 10,5 kilometra, ale o średnim nachyleniu 8,4% przy max. 18%!

Na wspomnianą przełęcz mój kompan mógł też dojechać innym – dłuższym i łagodniejszym – szlakiem. Wiedzie na nią bowiem przeszło 18-kilometrowy podjazd zaczynający się w miejscowości Piano di Porlezza. Uznałem, że i dla mnie będzie to najlepsza opcja na solidny prolog przed kolejną dwutygodniową przygodą w Alpach. Zatem kilka minut przed osiemnastą wyjechaliśmy z domu i już po chwili byliśmy na wiodącej w stronę Lago di Como drodze krajowej SS340 Regina. Mieliśmy do przejechania po niej jakieś 3,5 kilometra w nie do końca płaskim terenie. Piotr narzucił takie tempo, że już na tym odcinku po raz pierwszy zapiekły mnie nogi. Przemknęliśmy przez San Pietro Sovera, minęliśmy niewielkie Lago di Piano i już byliśmy na rondzie, z którego rozpoczyna się podjazd wiodący przez Val Cavargna. Strada Provinciale 10 ciągnie się przez 16 kilometrów. Najpierw biegnie na północ, po czym kieruje się na zachód. Na wysokości 993 m. n.p.m. przechodzi ona w drogę SP11, która to skręca na południe by niejako od północy wpaść na Passo della Cava. Niemniej na styku owych dróg można też odbić w prawo i wjechać na węższą ścieżkę, która biegnąc na północ zrazu doprowadzi nas do wioski Cavargna, a ostatecznie zawiedzie na wysokość około 1200 metrów n.p.m. powyżej osady Vegna. Ja wybrałem dla nas ten drugi wariant, przy czym lubiący kolarskie rundki Piotrek po zdobyciu naszej premii górskiej miał wrócić do domu krótszym szlakiem przez przełęcz Cava. Niezależnie od wybranej końcówki owej wspinaczki jest to wjazd w systemie ratalnym czyli przerywany dwoma fazami zjazdów. Meta ponad Vegną jest nieco wyższa, a przy tym sam podjazd niemal o dwa kilometry dłuższy.

Akt pierwszy liczy sobie 7,5 kilometra o średnim nachyleniu 6,4% z przejazdem przez Carlazzo w połowie trzeciego kilometra i Cusino, tuż przed przegibkiem. Poniżej pierwszej ze wspomnianych wiosek jest cały kilometr o stromiźnie 8,5%. Pierwszy zjazd ma kilometr i traci się na nim 49 metrów. Druga faza podjazdu czyli 4,5 kilometra o przeciętnej 5,2% kończy się w miejscowości San Nazzaro Val Cavargna. Nieco wcześniej, bo na jedenastym kilometrze wspinaczki przejeżdża się przez największą miejscowość na tym szlaku czyli San Bartolomeo Val Cavargna. Drugi zjazd liczy sobie 2 kilometry i według „Passi e Valli in Bicicletta” traci się na nim aż 107 metrów z wcześniej zdobytej wysokości. Ostatnia tercja zaczyna się na poziomie 873 metrów n.p.m. i liczy 5,9 kilometra patrząc do końca utwardzonej drogi kilkaset metrów za osadą Vegna. Przy tym pierwsze 1,6 kilometra wiedzie jeszcze drogą SP10. Średnie nachylenie trzeciego kawałka to 5,7%, ale to właśnie tu znajdziemy największe stromizny całego podjazdu. To znaczy maksimum na poziomie 14% oraz półkilometrowe segmenty rzędu 10,8 i 10%. Mimo późnej pory wystartowaliśmy w cieplarnianych warunkach atmosferycznych. Na starce wspinaczki mój licznik zanotował 31 stopni. Ruszyliśmy pod górę z dużym zapałem na odcinku do Cusino kręcąc ze średnią 15 km/h, co oznaczało VAM około 1040 m/h. Pietro odjechał mi na jakieś 10 sekund, po czym nieco powiększył tą różnicę na pierwszym ze zjazdów. Tym niemniej jechało mi się dość dobrze, więc stosunkowo niewielkie straty odrobiłem w drugiej fazie wspinaczki. Do San Nazzaro dojechaliśmy zatem razem, w czasie około 46 minut od minięcia ronda w Piano di Porlezza.

Drugi zjazd okazał się jednak za dziki jak dla mnie. Trudniejszy technicznie od pierwszego, a przy tym wiódł po kiepskiej nawierzchni. Nie chciałem podejmować żadnego ryzyka, szczególnie na samym początku wyprawy, gdy wszystkie najpiękniejsze cele były dopiero przede mną. Sturlałem się z niego powolutku tracąc tym samym wszelkie szanse na ukończenie tego podjazdu wraz z Piotrem. Zresztą nie wiem czy je w ogóle miałem, skoro segment długości 3,7 kilometra po opuszczeniu SP10 pokonałem 40 sekund wolniej od kolegi. Tym niemniej wrażenia z jazdy po okazjonalnych stromiznach miałem całkiem dobre. Lepsze niż mógłbym się spodziewać zważywszy na fakt, iż chyba po raz pierwszy zabrałem w Alpy ponad 80 kilogramów. Jadąc zatem znów na solo równo po godzinie wspinaczki wpadłem do Cavargni. Potem jeszcze trzy kilometry i byłem już w Vegni. Przed sobą wciąż miałem szosę, więc pojechałem dalej. Za frakcją Monti Dosso pojawiła się chwila zjazdu, która przeszła w stromy podjazd początkowo po kiepskim asfalcie, a następnie jeszcze mniej przyjemnych betonowych płytach. Pocisnąłem trochę pod górę, ale tylko do zakrętu w prawo przy wodopoju. Cała wspinaczka zabrała mi 1h i 13 minut z haczykiem. Można było podjechać jeszcze kolejne 200 metrów i skończyć przy gospodarstwie Monti Collo. To udało się Piotrowi, który po chwili wyjechał mi z naprzeciwka. Na górze pojawiliśmy się około 19:15 i zabawiliśmy tam jakieś 10 minut. Do zachodu słońca mieliśmy jeszcze niemal dwie godziny, ale światła było już za mało na dobre zdjęcia tak z premii górskiej jak i w drodze powrotnej. Na zjeździe zgodnie z planem się rozdzieliliśmy. Ja wróciłem do domu przetartym już szlakiem, zaś Pietro przez Passo della Cava. Na otwarcie przejechałem 49 kilometrów z łącznym przewyższeniem 1106 metrów. Na samym podjeździe de facto musieliśmy pokonać w pionie 1022 metry.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9327381130

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9327381130

VEGNA by PIETRO

https://www.strava.com/activities/9327313294

ZDJĘCIA

Vegna_01

FILM

Napisany w 2023a_Ticino & Lombardia | Możliwość komentowania Vegna (Val Cavargna) została wyłączona