Col d’Aspin
Autor: admin o środa 13. czerwca 2018
DANE TECHNICZNE
Wysokość: 1489 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 781 metrów
Długość: 12 kilometrów
Średnie nachylenie: 6,5 %
Maksymalne nachylenie: 11,7 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
Po powrocie do Arreau pozwoliliśmy sobie na 10-minutowy postój przy samochodach. Czekał nas teraz rozpoczynany w tym miasteczku podjazd na Col d’Aspin. Przełęcz będącą jedną z geograficznych legend Tour de France. Nie poraża ona wysokością czy też przewyższeniem, acz wschodnia wspinaczka jest trudniejsza od tej zaczynanej na zachodzie w dolinie Adour. Z pewnością spełnia warunki mianowania na premię górską pierwszej kategorii. Niezależnie od jej historycznych zasług. Znajomość Aspin z wyścigiem Dookoła Francji jest bardzo długa i zażyła. Sięga roku 1910 i słynnego etapu nr 10 z Luchon do Bayonne, na którym uczestnicy TdF po raz pierwszy zmierzyli się z podjazdami w Wysokich Pirenejach. Tak wtedy jak i wielokrotnie później stała ona na szlaku kolarzy w pakiecie z trzema innymi, wyższymi wzniesieniami czyli: Peyresourde, Tourmalet i Aubisque. W Pirenejach mniej rozległych niż Alpy organizatorzy „Wielkiej Pętli” zawsze mieli mniej alternatyw przy wyborze trasy. Dlatego szczególnie dawnymi czasy przejazd przez zachodnie Pireneje oznaczał dla zawodników konieczność zmierzania się z owym „Gangiem Czworga”. Nie było wyjścia, każdy uczestnik chcący dojechać do Paryża musiał uporać się z tym kwartetem i to najczęściej w ciągu jednego dnia. Aspin zawsze postrzegany był jako najłatwiejsza z tych czterech przeszkód. Niemniej występując w towarzystwie swych „większych braci” również potrafił pozbawić złudzeń niejednego śmiałka łaknącego sławy i zaszczytów. Pierwszym zdobywcą tego wzniesienia został Francuz Octave Lapize, który wygrał wówczas tak etap do Bayonne jak i cały wyścig. Na przełęcz podjeżdżano od strony wschodniej, podobnie jak w dwóch kolejnych sezonach. Następnie w latach 1913-14 wykorzystano zachodni podjazd na etapach do Luchon, po tym jak kolarze zaczęli się kręcić wokół Francji także w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara.
Tak czy owak Col d’Aspin stała się niemal stałym punktem na trasie Touru. Zabrakło jej tylko na trasach z lat 1928-32. Niemniej gdy wróciła w sezonie 1933 to utrzymała się w programie wyścigu już do roku 1939 włącznie. Przed wybuchem II Wojny Światowej pojawiła się na TdF w sumie 21 razy. Z kolei podczas 72 powojennych edycji aż 53 razy skorzystano z wiodącej przez Aspin drogi D918. W tym przez dwanaście lat z rzędu między rokiem 1969 a 1980. W sumie Tour de France aż 74 razy wizytował Aspin, co daje tej niepozornej przełęczy drugie miejsce pośród najczęściej odwiedzanych wzniesień. Większy staż ma jedynie sławny Col du Tourmalet, zaś trzecie miejsce w tym zestawieniu zajmuje Aubisque. Na długiej liście zwycięzców tej premii górskiej jest tylko jeden, który uczynił to trzykrotnie. Francuz Jean Robic, zwycięzca TdF z roku 1947. Filigranowy Bretończyk jako pierwszy meldował się na tej przełęczy w latach 1947, 1948 i 1953. Przy tej pierwszej okazji uczynił tu duży krok w stronę swego generalnego zwycięstwa. Pomimo zwycięstw etapowych w Strasbourgu i Grenoble, po przejechaniu Alp czyli na półmetku wyścigu Robic był piąty ze stratą ponad 25 minut do cieszącego się sympatią kibiców Rene Vietto. Zaatakował jednak na etapie piętnastym z Luchon do Pau i ostatniego ze swych rywali Włocha Pierre’a Brambillę „odhaczył” właśnie na wschodnim podjeździe pod Aspin. Choć z przełęczy do mety pozostawało mu jeszcze 150 kilometrów ze wspinaczkami na Tourmalet i Aubisque kontynuował swą akcję. Ostatecznie finiszował z przewagą blisko 11 minut nad Vietto, który przyprowadził 6-osobową grupkę pościgową. Wliczając wszystkie bonifikaty Robic zyskał zaś nad liderem aż 17 minut. Resztę strat odrobił potem na etapach 19 i 21. Najpierw na 139-kilometrowej czasówce Vannes – Saint-Brieuc z gry wypadł Vietto, zaś nowy lider Brambilla dał się zaskoczyć na etapie do Paryża. Tym samym Robic wygrał wyścig, ani jeden dzień nie jadąc w koszulce lidera. Bez śmiałej akcji na Aspin ten sukces nie byłby możliwy.
Trzy lata później wydarzenia na Aspin również miały wpływ na ostateczne wyniki Touru. Tym razem z przyczyn pozasportowych. Gdy na odcinku jedenastym podjeżdżano na przełęcz od strony zachodniej włoscy kolarze zostali zaatakowani przez francuskich kibiców. Kilka lat po wojnie stosunki między obu narodami były nadal napięte. Miejscowym fanom kolarstwa nie w smak była dominacja kolarzy z Italii, którzy wygrali dwie poprzednie edycje „Wielkiej Pętli”, zaś w roku 1950 zdążyli już zgarnąć pięć etapów. Przydrożni chuligani swym wybrykiem nie zapobiegli wprawdzie szóstej włoskiej wiktorii, bowiem na mecie w Saint-Gaudens triumfował Gino Bartali. Co więcej koszulkę lidera zdobył Fiorenzo Magni. Niemniej na tyle rozgrzali około-wyścigową atmosferę, iż obie reprezentacje Włoch wycofały się z tej imprezy przed startem do kolejnego etapu. Koniec końców TdF 1950 wygrał Ferdi Kubler z „neutralnej” Szwajcarii. Oprócz Robica jeszcze sześciu asów zdobyło Aspin więcej niż raz: Belg Firmin Lambot (w latach 1914 i 1920), Hiszpan Federico Bahamontes (1958 i 1962), Belg Lucien Van Impe (1971 i 1975), Francuzi Michel Laurent (1978 i 1982) & Richard Virenque (1994-95) oraz Włoch Claudio Chiappucci (1990-91). W XXI wieku Aspin pojawiła się na Tourze 11 razy, przy czym 9-krotnie jechano od naszej wschodniej strony. W obecnej dekadzie peleton TdF gościł tu 4 razy. W 2012 roku od zachodniej strony jako pierwszy wjechał na nią Francuz Thomas Voeckler. Natomiast w latach 2015, 2016 i 2018 wspinano się od wschodu i najwyżej punktowali tu: Irlandczyk Daniel Martin (na etapie do Cauterets wygranym przez Rafała Majkę), Anglik Steve Cummings oraz Francuz Julian Alaphilippe. Aspin rzadko bywa ostatnią, decydującą o losach etapu, premią górską. W ostatnich kilkunastu latach w tej roli pokazała się dwukrotnie. To znaczy w sezonie 2008 na odcinku do Bagneres-de-Bigorre, wygranym przez zdyskwalifikowanego niebawem Włocha Riccardo Ricco oraz w 2016 roku na etapie do Lac de Payolle, gdy triumfował wspomniany już Cummings.
Ja miałem już okazję poznać tą przełęcz w lipcu 2007 roku, gdy przyjechałem w Pireneje by wystartować w swoim drugim L’Etape du Tour. Dotarłem do nich wraz z Piotrem Mrówczyńskim, po długiej podróży z przystankami w Wogezach i Masywie Centralnym. Nazajutrz po pierwszym noclegu w Bagneres-de-Bigorre wybraliśmy się na Col du Tourmalet i Col d’Aspin. Pomimo, że trafiła mi się wówczas łatwiejsza strona tej przełęczy poczułem ją mocno w nogach i płucach. Zbyt szybko pojechałem pierwsze siedem kilometrów tego wzniesienia i na ostatnich pięciu kilometrach nieco „zabolała” mnie zmiana nachylenia. Natomiast na samej górze dostępu do przełęczy „broniło” wielkie stado swobodnie pasących się tam krów. Tym razem nie miałem zamiaru wjeżdżać na tą przełęcz w jak najkrótszym czasie. Gotów byłem przystać na tempo moich kolegów czyli Krzyśka i Rafała. Pocisnąłem już mocniej na Hourquette d’Ancizan, zaś na koniec dnia czekał mnie jeszcze wymagający podjazd na Col de Beyrede. Jazda pod Aspin na 80-90% aktualnych możliwości była najlepszym rozwiązaniem, tym bardziej że nie byłem w optymalnej formie. Z parkingu przy Place Houssens do podnóża naszego drugiego podjazdu musieliśmy dojechać przez mosty nad La Neste du Louron i La Neste d’Aure. Te dwa górskie potoki właśnie w Arreau łączą się w rzekę La Neste, która na swej drodze do ujścia w Garonnie przepływa m.in. przez wieś Aneres, w której wypoczywaliśmy po trudach kolejnych górskich etapów. Po kilkudniowych opadach ich poziom był na tyle wysoki, iż doprawdy niewiele brakowało by wzburzona woda wystąpiła z koryt i uczyniła spustoszenie w tym ładnym miasteczku. Po dotarciu do drogi D929 trzeba było nią przejechać trzysta metrów w kierunku północnym, by znaleźć początek wiodącej na Aspin szosy D918.
W przeciwieństwie do wschodniego Hourquette d’Ancizan początek orientalnego Aspin jest najłatwiejszym fragmentem wzniesienia. Przydrożne tablice podawały, iż średnie nachylenie pierwszych dwóch kilometrów to odpowiednio: 4% i 3%. Dopiero po przejechaniu nad strumieniem Le Berlan wjechaliśmy na znacznie trudniejszy trzeci kilometr o średnim nachyleniu 8,1% i max. 9,8%. Na początku tego odcinka minęliśmy boczną drogę D110 ku wiosce Aspin-Aure, która to ponownie łączy się z głównym szlakiem pod koniec szóstego kilometra. Na czwartym kilometrze zrobiło się luźniej, acz nie tak łatwo jak na samym początku. Przez kolejne cztery kilometry nachylenie było umiarkowane i jedynie na przełomie piątego i szóstego stromizna na chwilę wyskoczyła ponad 8%. Chcieliśmy cały podjazd przejechać razem, więc musieliśmy się dostosować do tempa najsłabszego. Po kilku kilometrach wyjaśniło się, że będziemy dbać o Rafała. Kolega walczył jednak dzielnie i nie spowalniał nas zanadto. Niebo przejaśniło się i momentami nawet słoneczko przygrzewało. Między trzecim a szóstym kilometrem mój komputer pokładowy zanotował rzadko ostatnio widywane 20 stopni! Podjazd niemal cały czas wiódł przez łąki, co kontrastowało z ukrytym między drzewami szlakiem na Hourquette. Droga z rzadka zmieniała kierunek. Na całym podjeździe było tylko pięć ciasnych wiraży i kilka łagodniejszych łuków. Pierwsze 6 kilometrów pokonaliśmy w czasie 24:07 jadąc ze średnią prędkością 15,1 km/h. Druga połowa wspinaczki musiała być wolniejsza, gdyż jest wyraźnie trudniejsza. Ostatnie 5 kilometrów ma tu średnio 7,9%, zaś kilometr ósmy nawet 8,9% przy max. 11,7%. Pokonanie górnej połówki zabrało nam zatem około pół godziny. Rafa choć w drodze na szczyt miał chwile kryzysu zachował rezerwę na finisz i powalczył ze mną zażarcie o „punkty na górskiej premii”. Według stravy cały ten podjazd przejechaliśmy w 54:08 (avs. 13,4 km/h z VAM 853 m/h). Gdy byliśmy już na przełęczy od przeciwnej strony dojechał do nas Dario, który tego dnia zaliczał „rewersy” wzniesień poznanych przez siebie w zeszły piątek. Stosunkowo łatwe 13 kilometrów na zachodnim Aspin pokonał w 50:43 (avs. 16,7 km/h).
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/1637429310
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/1637429310
ZDJĘCIA
FILMY