Pian delle Fugazze / Ponte Avis
Autor: admin o poniedziałek 6. sierpnia 2018
DANE TECHNICZNE
Wysokość: 1361 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 1013 metrów
Długość: 14,2 kilometra
Średnie nachylenie: 7,1 %
Maksymalne nachylenie: 13,1 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
W programie naszej weneckiej wyprawy dwa najdłuższe i zarazem najtrudniejsze etapy wypadły blisko siebie. Na niedzielnym drugim odcinku z podjazdami pod Monte Toraro i Rifugio Verenetta przejechaliśmy niemal 98 kilometrów z łączną amplitudą wzniesień powyżej 2900 metrów. We wtorek na etapie czwartym wytyczonym na zboczach Monte Grappy tak dystansu jak i przewyższeń miało być jeszcze więcej. Dlatego by w poniedziałek złapać nieco oddechu na trasę trzeciego etapu wybrałem podjazdy krótsze i mniejsze. Miało być ulgowo, ale bynajmniej nie łatwo. W planach miałem dwie dość trudne wspinaczki w północno-zachodniej części prowincji Vicenza. Przeszło 11-kilometrowy wjazd z miejscowości Valli del Pasubio na Pian delle Fugazze oraz ponad 12-kilometrowy z uzdrowiska Recoaro Terme na Passo di Campogrosso. Zdaniem niektórych moich źródeł ten pierwszy podjazd można było sobie przedłużyć za sprawą 6-kilometrowej dróżki o nazwie „Strada del Re” łączącej obie przełęcze wzdłuż wschodnich zboczy górskiego pasma Sengio Alto. Gdyby to się potwierdziło moglibyśmy wjechać na Campogrosso od dwóch stron w ramach jednego niespełna 60-kilometrowego wypadu. Dzięki temu nie tracilibyśmy czasu na samochodowy transfer między podnóżami obu wzniesień. Jednak o tym czy będzie to możliwe mieliśmy się przekonać już na miejscu. W każdym razie byliśmy przygotowani na konieczność pokonania w pionie od 1800 do 2100 metrów. Nasi czterej koledzy z Team Renault mieli na ten dzień zupełnie inne plany. Pojechali na wschód do Valdobbiadene. Wokół tego miasta Adam, Artur i Romek zrobili około 90-kilometrową rundę z dwoma podjazdami: północnym na Passo di San Boldo (706 m. n.p.m.) i wschodnim do Malga Budui (1213 m. n.p.m.). Pedro poprzestał zaś na przejechaniu 72 kilometrów, bez drugiej znacznie trudniejszej wspinaczki.
Dojazd z Borso del Grappa do Valli del Pasubio był o kilka kilometrów dłuższy od niedzielnego transferu. W dużej mierze wiódł trasą poznaną dzień wcześniej. Dopiero po dojechaniu do Thiene zamiast skręcać na północ trzeba było nadal trzymać kurs zachodni. Należało przejechać przez Schio, w którym na Giro d’Italia 1998 wspaniały triumf święcili kolarze grupy Asics. Trzynasty odcinek 81. Giro wygrał tu specjalista od kolarskich klasyków Michele Bartoli, zaś jego kolega z drużyny Andrea Noe’ finiszując czwarty objął prowadzenie w wyścigu. Co więcej po owym etapie drużyna sponsorowana przez japońskiego producenta odzieży sportowej miała w swym posiadaniu trzy najważniejsze koszulki tej imprezy. Noe’ prowadził w „generalce”, Bartoli w klasyfikacji punktowej, zaś młody Paolo Bettini był liderem górskiej. Po dotarciu do Valli del Pasubio wjechaliśmy w boczne uliczki miasteczka i zatrzymaliśmy się przy Via Monsignor Pietro Bicego. Nieopodal miejscowego boiska oraz szkoły podstawowej z gimnazjum. Czekał nas podjazd stosunkowo krótki, acz wymagający. Po stosunkowo łatwym wstępie mieliśmy mieć całkiem twardy orzech do zgryzienia. Pierwsze 3,7 kilometra wschodniego podjazdu pod Pian delle Fugazze to łagodny odcinek o przeciętnym nachyleniu 4,3%. Niemniej na kolejnych 7 kilometrach średnia stromizna wynosi aż 9%. Odpocząć można dopiero na ostatnich 600 metrach, gdzie wraca teren „falsopiano” o nachyleniu ledwie 3,7%. Ogółem to pokonania w pionie jest tu 820 metrów. Przynajmniej w wersji podstawowej, bowiem my liczyliśmy na to, iż dodamy sobie 300 metrów przewyższenia na królewskim szlaku do przełęczy Campogrosso. Warto przy tym zauważyć, iż zupełnie inaczej wygląda zachodni (trydencki) podjazd na Fugazze. Zaczyna się on w mieście Rovereto, z którego dwa lata wcześniej wspinaliśmy się na Monte Zugna. Jest długi, lecz ogólnie łagodny. Ma długość aż 25,8 kilometra przy średniej tylko 3,8%. Trzeba na nim pokonać przewyższenie netto 966 metrów, choć wszystkich wzniesień jest tak naprawdę 1140 metrów.
Passo delle Fugazze leży pomiędzy masywem Pasubio (na północy) i pasmem znanym jako Piccole Dolomiti (na południu). Z obu stron prowadzi ku niej droga regionalna SP46 biegnąca po antycznym szlaku Via Regia. Wenecki podjazd biegnie przez Val Leogra, zaś trydencki przemierza dolinę Vallarsa. Przed stu laty była to przełęcz graniczna między Cesarstwem Austro-Węgier a Królewstem Włoch. Dawna granica państwowa, zaś dziś regionalna między Trentino a Veneto znajduje się pół kilometra na wschód od tej górskiej przeprawy. Sama przełęcz leży więc już w granicach Trydentu. Peleton Giro d’Italia jak dotąd wspinał się na nią ośmiokrotnie, po cztery razy z każdej strony. Po raz pierwszy już w 1936 roku na etapie 17a z Legnago do Riva del Garda kiedy wykorzystano „nasz” wschodni podjazd. Wówczas pierwszy na górze był Severino Canavesi, lecz na mecie triumfował Giuseppe Olmo. Przy kolejnych trzech okazjach w latach 1938, 1940 i 1950 wspinano się od zachodu. Co ciekawe za każdym razem zwycięzca tej premii górskiej wygrywał też dany etap. Tak uczynili kolejno: Giovanni Valetti na szlaku do Recoaro Terme, Gino Bartali na drodze do Werony i Szwajcar Hugo Koblet zwycięski w Vicenzy. Drugim zdobywcą wschodniego Fugazze w roku 1958 stał się Luksemburczyk Charly Gaul. Niemniej etap do Rovereto wygrał Belg Rik Van Looy. Na początku lat 70. przejechano przez tą przełęcz najpierw od zachodu, a następnie od wschodu. Podczas edycji z sezonu 1971 pierwszy na tą górę wjechał Hiszpan Jose-Manuel Fuente, zaś rok później najszybciej zameldował się na niej Silvano Schiavon. Tym niemniej oba etapy padły łupem Belgów. Najpierw w adriatyckiej Sottomarina wygrał Patrick Sercu, zaś 12 miesięcy później w Arco triumfował Roger De Vlaeminck. Ostatnia wizyta „La Corsa Rosa” w tych stronach to już rok 2007 i odcinek z Treviso do Terme di Comano. Premię górską na wjeździe do rodzinnego Trentino wygrał tu Gilberto Simoni, lecz z sukcesu etapowego cieszył się potem Bask Iban Mayo.
Co ciekawe na niespełna dwa miesiące przed naszym przyjazdem ta stara kolarska góra odżyła za sprawą wyścigu wskrzeszonego z myślą o młodzieży. Wschodnia droga pod Passo delle Fugazze była bowiem finałowym podjazdem siódmego odcinka młodzieżowego Giro d’Italia (dla zawodników do lat 23). Etap ten wygrał Walijczyk Stephen Williams, dziś będący już kolarzem ekipy Bahrain-Merida. Drugie miejsce zajął tu Rosjanin Aleksandr Własow, który dwa dni później wygrał cały ten wyścig, zaś w sierpniu 2018 roku zajął też czwarte miejsce w Tour de l’Avenir. Natomiast jako trzeci finiszował Amerykanin Will Barta, który od sezonu 2019 reprezentuje barwy CCC Team. Najlepsi górale tego wyścigu przejechali 11-kilometrowy segment od Valle Pasubio w czasie niewiele dłuższym niż pół godziny. Królem na stravie jest Własow z czasem 30:28 (avs. 22,0 km/h z VAM 1640 m/h). Obecnie ten niespełna 23-letni kolarz Gazpromu coraz śmielej poczyna sobie w szeregach elity. My na tą drogę wyjechaliśmy niemal w samo południe. Wystartowaliśmy późno, bo o godzinie 12:04. Na starcie mój licznik zanotował temperaturę 34 stopni, zaś na pierwszych pięciu kilometrach tej wspinaczki zapisał nawet 35. Jak już wspomniałem początek wzniesienia był łatwy, więc ruszając dość mocno szybko wyszedłem na prowadzenie. Darek w swoim dieslowskim stylu zaczął spokojniej, zaś Tomek trzymał się swej ostrożnej taktyki na pierwsze dni tej wyprawy. Po przejechaniu 1300 metrów minąłem osadę Corte, zaś po 2 kilometrach byłem już we wiosce Gisbenti. Pod koniec czwartego kilometra pojawiły się spodziewane „schody”. Na wjeździe do Sant’Antonio stromizna skoczyła do poziomu 11,7%. W połowie piątego kilometra minąłem pierwsze wiraże, zaś kilkaset metrów dalej ruiny fortu Tagliata Bariola. Kolejne dwa zakręty pokonałem na przełomie szóstego i siódmego kilometra. Potem droga na dobre dwa kilometry skryła się w lesie, gdzie stromizna po raz pierwszy sięgnęła 12%. Po przebyciu ośmiu kilometrów minąłem boczną dróżkę ku Passo di Xomo (1058 m. n.p.m.) oraz trattorię Ponte Verde.
Według stravy segment „Valli del Pasubio – Ponte Verde” o długości 8,2 kilometra przejechałem w 35:50 (avs. 13,7 km/h z VAM 947 m/h), przy czym na 4,5-kilometrowym sektorze powyżej Sant’Antonio wspinałem się w tempie 1065 m/h. Dario wjechał na tą wysokość w czasie 37:39, zaś Tommy potrzebował 43:29. Nadrobiłem zatem nad Darkiem blisko 1:40, lecz on zdążył już wejść na wyższe obroty i wkrótce zaczął odrabiać straty. Potem na przeszło kilometrowym odcinku prowadzącym przez łąki minąłem Rifugio Balasso (9 km), zaś 600 metrów dalej Alpejski Ogród Botaniczny. Na początku jedenastego kilometra przykuł moją uwagę kościółek pod wezwaniem św. Marka. Nachylenie cały czas było spore. Mój licznik zanotował maksymalną stromiznę 12,6% po 10,2 kilometra od startu. Dodam, że „cyclingcols” podaje tu maxa na poziomie 13,1%, zaś moja książkowa lektura nawet 15-16%. Trudna część tej wspinaczki skończyła się dopiero w połowie jedenastego kilometra, tuż za schroniskiem Il Sentiero. Dokładnie na wysokości dawnych słupów granicznych, które stoją tam w gąszczu współczesnych tablic drogowych. Tuż przed przełęczą przejechałem jeszcze obok pieszego szlaku Strada degli Eroi. Następnie minąłem tamtejszy parking i skręciłem w lewo na boczną drogę SP99. Niemniej od razu się zatrzymałem aby dopilnować, że Darek również wjedzie na Strada del Re. Jak wynika ze stravy „segment Własowa” przejechałem w 51:05 (avs. 13,1 km/h z VAM 979 m/h), zaś Dario wykręcił na nim czas 52:21. Poczekałem niespełna pół minuty. Ruszyłem dalej gdy tylko upewniłem się, że kolega widział mnie z oddali. Na bocznej drodze spuściłem z tonu. To znaczy rozmyślnie zwolniłem. Po przejechaniu kilometra minąłem Malga Cornetto, która swą nazwę wzięła od Monte Cornetto (1899 m. n.p.m.), najwyższego szczytu pasma Sengio Alto. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że gospodę tą poznam bliżej i cokolwiek dłużej w trakcie zjazdu do Valli del Pasubio.
Darek odrobił 40 sekund na odcinku ledwie półtora kilometra. Dojechał do mnie w miejscu, gdzie w lewo od „Drogi Króla” odbija ścieżka do Ossario de Pasubio, powstałego na wzgórzu Bellavista i poświęconego ofiarom I Wojny Światowej. Wybudowano tam okazały pomnik oraz kaplicę, w której złożono kości 5146 żołnierzy włoskich oraz 40 ich przeciwników z Cesarsko-Królewskiej Armii. Tutejszy monument uwieczniono nawet w herbie prowincji Vicenza wraz z podobnymi miejsca pamięci powstałymi w Asiago, Tonezza del Cimone oraz na szczycie Monte Grappa. Na drodze SP99 nawierzchnia szosy była momentami kiepska. Nie walczyliśmy z sobą o „punkty na premii górskiej”. Zresztą teren niespecjalnie nadawał się do ścigania, gdyż co chwilę mijaliśmy tu grupki piechurów. Po przejechaniu 3,2 kilometra od Pian delle Fugazze musieliśmy się zatrzymać. Naszym oczom ukazał się otwarty we wrześniu 2016 roku most linowy Ponte Avis. Po prawej stronie dostrzegliśmy jakąś asfaltową ścieżynkę, więc weszliśmy na nią w nadziei na dotarcie do Passo di Campogrosso. Niemniej po przebyciu kolejnych 150 metrów musieliśmy już na dobre spasować, gdyż dróżka ta okazała się być zasypana i zarośnięta lasem. Zapewne tylko na krótkim odcinku, ale nie udaliśmy się na trekking w poszukiwaniu reszty podjazdu. Postanowiliśmy poczekać na Tomka. Ten wjechał na przełęcz w czasie 1h 02:53 czyli stracił do mnie niespełna 12 minut. Potem jednak przyśpieszył, gdyż na Strada del Re stracił do Darka tylko 1:12. Już we trzech zjechaliśmy do mostu „tybetańskiego”. Obok tej konstrukcji znalazłem tablicę pamiątkową, która wytłumaczyła nam czemu droga ta jest obecnie zamknięta dla ruchu samochodowego. Otóż 1 września 1956 roku autobus z 27 osobami na pokładzie zjeżdżający z Passo di Campogrosso do Ossario de Passubio runął w 400-metrową przepaść. W katastrofie zginęło 15 osób, zaś 11 zostało rannych. W okolicy Ponte Avis było tylko 21 stopni, zaś z zachodu nadciągały ciemne chmury. Gdy rozpoczynaliśmy odwrót do Valli del Pasubio zaczęło już kropić. Ten zjazd mocno nam się przedłużył, ale o tym już w następnym odcinku.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/1754661232
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/1754661232
ZDJĘCIA
FILMY