Monte Bisbino
Autor: admin o poniedziałek 3. sierpnia 2020
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Cernobbio (via Alessandro Volta)
Wysokość: 1310 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 1103 metrów
Długość: 15,5 kilometra
Średnie nachylenie: 7,1 %
Maksymalne nachylenie: 10,2 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
Wróciwszy do Argegno ruszyliśmy samochodami jeszcze dalej na południe. Mieliśmy do pokonania kolejne 15 kilometrów wzdłuż jeziora Como. W czasie tego krótkiego przejazdu rozpadało się na dobre. Zatem mieliśmy sporo szczęścia, iż udało nam się zjechać z Alpe di Colonno przed ulewą. Niemniej martwił nas aktualny stan pogody. Zatrzymaliśmy się w Cernobbio, oddalonym ledwie 4 kilometry od słynnego Como. Najpierw stanęliśmy na małym parkingu przy via Regina nieopodal Chiesa Maria della Grazie. Na bocznej ścianie pobliskiej kamienicy wymalowano mapę okolic Lago di Como. Trzeba przyznać dość drobiazgową z wszelakimi miastami, dolinami i szczytami w tym rejonie. Znalazła się na niej również góra, która była naszym najbliższym celem. Deszcz nie ustawał, więc po pewnym czasie opuściliśmy to miejsce. Przejechaliśmy jeszcze kawałek ulicami miasteczka ostatecznie znajdując parking przy via Alessandro Volta u podnóża czekającego nas wzniesienia. Ten urodzony w roku 1745 włoski fizyk i wynalazca, jeden z „ojców elektryczności”, jest zapewne patronem wielu włoskich ulic. Niemniej szczególnie popularnym w tym regionie, jako że przyszedł na świat w Como. Z czasem deszcz osłabł, więc w nadziei że najgorsze za nami wyjęliśmy rowery i zaczęliśmy się szykować do jazdy. Niemniej nie wszyscy. Daniel postanowił darować sobie wspinaczkę w tych niepewnych warunkach. Wolał oszczędzić swe obolałe plecy przed trzecim etapem naszej wyprawy, na którym jako jedyny miał się zmierzyć z wielką Passo dello Spluga. Jakiś kwadrans przed trzecią ruszyłem zatem z Rafałem i Krzyśkiem na Monte Bisbino. Natomiast Daniel udał się w przeciwnym kierunku na spacer ulicami Cernobbio, na którym ku swemu zdziwieniu spotkał znanego rodaka tzn. Michała Szpaka, piosenkarza i aktualnie jurora w programie „The Voice of Poland”.
Ten podjazd miał bardzo regularne nachylenie, więc niełatwo na nim wyróżnić łatwiejsze lub trudniejsze sekcje. Droga prowadząca na szczyt owej góry jest kręta. Mój książkowy przewodnik informuje, iż na całym wzniesieniu znajdziemy aż 33 wiraże. Dzieląc włos na czworo można orzec, iż najlżejsza jest tu pierwsza kwarta czyli dojazd do miejscowości Rovenna (3,6 km) o średnim nachyleniu 6,2%. Natomiast najtrudniejsza wydaje się tu być druga ćwiartka, gdzie średnia wynosi 7,5%. Pierwsze sześć kilometrów tej wspinaczki wiedzie niemal równolegle do zachodniego brzegu Lago di Como. Potem za wioską Ponti di Lenno droga skręca na południowy-zachód, zaś po ośmiu kilometrach definitywnie obiera kierunek północny. Ostatnią wioską na tym szlaku jest Madrona (8,8 km). Wyżej mamy już tylko dwie skromne osady tzn. Alpe Garzegallo (11,4 km) oraz Alpe Piella (12 km). Monte Bisbino wznosi się na wysokość 1325 metrów n.p.m., zaś na jej wierzchołku stoi sanktuarium poświęcone Matce Boskiej (Beata Vergine del Bisbino), którego historia sięga XIV wieku. Funkcjonuje tu również miejscowa stacja meteorologiczna. Asfaltowa droga kończy się na małym placu kilkanaście metrów poniżej kościołka. Co ciekawe góra ta znajduje się w bezpośrednim pobliżu granicy szwajcarskiej, która w tym rejonie „dociera” na wysokość 1244 metrów n.p.m. i w linii prostej oddalona jest ledwie dwieście metrów od szczytu. Dlatego podobnie jak w przypadku Monte Sighignola wybierając się w te strony warto wyłączyć dane komórkowe w telefonie, aby przypadkiem nie złapać sygnału 10-krotnie droższego niż ten z masztów unijnych. Większą część wspinaczki pokonałem w towarzystwie Rafała. Krzychu rozsądnie jechał własnym tempem. Dolny segment o długości 7,3 kilometra przejechaliśmy w 33:15 (avs. 13,2 km/h). Do połowy podjazdu deszcz był raczej lekki. Niestety od ósmego kilometra zmienił się w ulewę. Po około 10 kilometrach Rafał osłabł, więc skończyłem ten podjazd na solo.
Jazda pod górę w takich warunkach to żadna przyjemność, ale w sumie niewielki kłopot. Problem zaczyna się, gdy będąc spoconym i przemokniętym do suchej nitki trzeba zacząć zjazd. Ostatnie cztery kilometry pokonałem w 18:24 (avs. 12,9 km/h), zaś z całą górą uporałem się w 1h 10:50 (avs. 13,1 km/h) i VAM-em na poziomie tylko 934 m/h. Dojechawszy do szczytu starałem się schować przed deszczem. Poszedłem w prawo wąską ścieżką ku pobliskim drzewom, gdzie swą obecnością wystraszyłem dwie kuropatwy. Po kilku minutach przyjechał Rafał, który wykręcił tu czas 1h 15:14. Na górze zrobiłem ledwie kilka zdjęć. Było chłodno, bo tylko 12 stopni. Po pewnym czasie postanowiliśmy się „ewakuować” bez czekania na przyjazd Krzyśka. Spotkaliśmy go po kilkuset metrach zjazdu. Na początku drogi powrotnej starałem się jeszcze strzelać fotki, choć w tych warunkach ich jakość nie mogła być dobra. Po około dwóch kilometrach ubrałem się cieplej pod przydrożnym zadaszeniem. Jakiś kilometr dalej miałem już dość ciągłej walki z wilgotnym ekranem telefonu, więc zwolniłem się z funkcji fotografa. Pomyślałem, że przynajmniej tym razem zjadę sobie swobodnie. Z uwagi na chłód chciałem jak najszybciej dotrzeć na dół. Mimo ciężkich warunków zjeżdżało mi się bardzo dobrze. Na śliskiej drodze czułem się pewnie. W połowie zjazdu minąłem obu swoich kolegów. Niestety na dwa kilometry przed parkingiem podcięło mi przednie koło i przy prędkości ponad 40 km/h zaliczyłem twarde lądowanie. Z pozoru skończyło się tylko na drobnych szlifach, obitej kości ogonowej i skrzywionym siodełku. Gdy się pozbierałem dojechali do mnie dwaj Gorzowianie i już razem dotarliśmy do samochodów. Potem oni pojechali na kolację prosto do bazy w Garzeno, zaś ja z Danielem wybrałem się jeszcze na krótką wycieczkę do Como. Na miejscowym Piazza del Duomo zjedliśmy bodaj najdroższe w naszym życiu pizze. W trakcie drogi powrotnej do samochodu poczułem ból w prawym kolanie, który okazał się dokuczliwą pamiątką po zaliczonym „dzwonie”.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/3860015171
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/3860015171
ZDJĘCIA