Rifugio Roccoli dei Lorla
Autor: admin o środa 5. sierpnia 2020
DANE TECHNICZNE
Miejsce startu: Dervio (SP67)
Wysokość: 1456 metrów n.p.m.
Przewyższenie: 1243 metry
Długość: 17,8 kilometra
Średnie nachylenie: 7 %
Maksymalne nachylenie: 14,9 %
PROFIL
SCENA i AKCJA
W środowe przedpołudnie na dobre opuściliśmy Garzeno. Na wtorku zakończyło się zwiedzanie najciekawszych premii górskich po zachodniej stronie Lago di Como. Przyszedł czas na przeprowadzkę na brzeg wschodni czyli do bazy nr 2 w Bellano. Trzy z czterech kolejnych etapów wyznaczyłem nam już bowiem na szosach prowincji Lecco. Przy czym z Como ostatecznie pożegnaliśmy się dopiero w czwartek. To znaczy wyprawą na teren tzw. Triangolo Lariano, gdzie poznaliśmy znane z klasyku Il Lombardia wspinaczki pod Ghisallo i Sormano. Ze względów praktycznych jezioro objechaliśmy od strony północnej. Zawczasu ustaliliśmy też, iż zaliczymy oba środowe wzniesienia przed odebraniem kluczy do nowego lokalu. Tego dnia mieliśmy się zaś zmierzyć z 18-kilometrowym podjazdem do Rifugio Roccoli dei Lorla oraz przeszło 15-kilometrowym prowadzącym na przełęcz Agueglio. Całą zabawę trzeba zaś było zacząć od wspinaczki do schroniska i bynajmniej nie dlatego, że była ona trudniejszą z tej pary. Taką kolejność zwiedzania podpowiadał nam układ samochodowej trasy, sugerując wizytę w Dervio przez przyjazdem do Bellano. Podjazd do Roccoli dei Lorla w dolnej części prowadzi na wschód drogą SP67 biegnącą wzdłuż doliny Val Varrone. Po czym za półmetkiem skręca zdecydowanie na północ w kierunku przełęczy Sella del Legnone, powyżej której wybudowano wspomniane schronisko, będące bazą wypadową do wędrówki na szczyt Monte Legnoncino (1711 m. n.p.m.). Autor tomu czwartego z serii wydawniczej „Passi e Valli in Bicicletta” czyli książki „Lombardia-1” opisując to wymagające wzniesienie podzielił je na cztery segmenty. Wyróżnił na nim 8-kilometrowy odcinek od podnóża góry do 120-metrowej galerii mający średnie nachylenie 6,6%. Potem luźny dojazd do wioski Tremenico czyli 1,3 kilometra ze spadkiem terenu o 20 metrów. Następnie dwa sektory prowadzące już po węższej Via Caduti di Guerra. Pierwszy z nich o długości 5,7 kilometra i przeciętnej 6,4% do osady Subiale oraz finałowy o średniej stromiźnie 10,7% (!) na dystansie 3,2 kilometra.
Tak w teorii prezentował się nasz kolejny przeciwnik. Po wjechaniu do Dervio znaleźliśmy sobie miejsce postojowe wzdłuż drogi SP72 po północnej stronie miasteczka. Wystartowaliśmy kilka minut przed jedenastą przy temperaturze 29 stopni. Za linię startu przyjęliśmy sobie wjazd na Via Martiri della Liberazione. Tym samym na drogę SP67, zaczynającą się nieco dalej na południe, wjechaliśmy po 200 metrach od rozpoczęcia naszej wspinaczki. Pierwsze cztery kilometry prowadziły bardzo krętym szlakiem przez kilkanaście serpentyn. Na całym podjeździe książka doliczyła się 33 wiraży. Minęliśmy tu Roncasch (2,2 km) i Acque (3,5 km), za którą trzeba było pokonać najtrudniejszy kilometr z dolnej połowy wzniesienia, bo o średniej 8,6%. Na tym szlaku największe miejscowości znajdują się w drugiej kwarcie trasy. W połowie szóstego kilometra minąłem zatem wjazd do Vestreno, zaś pod koniec siódmego przejechałem przez Introzzo. Pomiędzy tymi dwoma wioskami biorąc wiraż w lewo można wcześniej opuścić Val Varrone i poprzez wioskę Sueglio dotrzeć ku alternatywnej górskiej mecie na Monte Sommafiume (1112 m. n.p.m.). Podjazd zaczęliśmy całkiem żwawo. Krzysiek odpadł dość wcześnie, po czym gdy Rafał z Danielem zaczęli wymieniać „ciosy” to i ja zostałem za prowadzącymi. Ból w kolanie był już nieco mniejszy niż we wtorek. Niemniej wciąż dokuczliwy, więc musiałem jechać dość miękko i przede wszystkim ostrożnie (jednostajnie). Nagłe zrywy i odpowiedzi na ataki to nie były zadania dla mnie. Kręciłem, więc spokojnie na trzecim miejscu z niedużą stratą do dwóch liderów. Za wspomnianą galerią niespodziewanie ujrzałem szyb górniczy. Po chwili byłem już w Tremenico, do której to wioski dotarłem w czasie 36:19 (avs. 14,7 km/h) tj. ze stratą 1:21 do Rafała. Kręcąc się po znów licznych serpentynach (w sumie 11) zmierzałem do położonej na wysokości niemal 1100 metrów n.p.m. miejscowości Subiale. Ten segment o długości 5,4 kilometra przejechałem w 24:14 (avs. 13,3 km/h) odrabiając 19 sekund do Daniela i Rafała.
Do pokonania zostało nam już tylko 3200 metrów, ale za to jakie! O średnim nachyleniu tego odcinka zdążyłem już wspomnieć. Dodam, iż trzeba tu przede wszystkim przetrwać cały kilometr o stromiźnie 11,8%, zaś bliżej szczytu również 500-metrowy sektor o nachyleniu 12,6%! Na tym nie koniec, bowiem finałowe 700 metrów wciąż trzyma na poziomie 10,3%. Fajna końcówka, prawda? A to wszystko po przejechaniu wcześniejszych, całkiem solidnych 15 kilometrów. Jechałem ze stratą około minuty do kolegów, więc przy tej stromiźnie byli oni jakieś 150-200 metrów przede mną. Miałem ich na oku, więc mogłem obserwować walkę o pierwsze miejsce nijako z tylnego siedzenia. Na największej stromiźnie nieco lepiej radził sobie Daniel, który nieznacznie odjechał Rafałowi. Pod koniec siedemnastego kilometra minąłem ostatnią osadę czyli Monte Lavadee i byłem już prawie w domu. Niebawem finiszowałem w czasie 1h 21:07 (avs. 13 km/h z VAM 883 m/h). Z relacji bezpośrednio zainteresowanych dowiedziałem się, iż pierwszy na plac pod schroniskiem wjechał jednak Rafał, który dynamicznym finiszem wyprzedził dosłownie na ostatnich metrach zaskoczonego Daniela. Ja po dotarciu na szczyt wjechałem jeszcze po wysadzanej kamieniami betonowej drodze na poziom schroniska, po czym zjechałem do kolegów wypoczywających nad tamtejszym stawem. Końcówkę miałem całkiem żwawą jak na rekonwalescenta. Finałową stromiznę pokonałem bowiem w 19:34 (avs. 9,6 km/h z VAM 1038 m/h). Odrobiłem do Rafy kolejne 11 sekund, ostatecznie tracąc do niego na mecie 1:01. Czekaliśmy jeszcze na przyjazd Krzyśka, lecz ten jakoś długo się nie pojawiał. Wkrótce ustaliliśmy telefonicznie, iż nasz amico pogubił się gdzieś po drodze. Początkowo myślałem, że nie potrafił się rozstać z drogą SP67 i pojechał za daleko na wschód. Tymczasem okazało się, że zjechał z niej już pod koniec szóstego kilometra czyli skręcił w stronę Sueglio. Tym sposobem zaliczył równoległy do naszego podjazd w kierunku Monte Sommafiume z finałem w Atresso (1210 m. n.p.m.). Może nie tak trudny jak nasz, lecz mimo wszystko przeszło 13-kilometrowy z przewyższeniem blisko tysiąca metrów.
GÓRSKIE ŚCIEŻKI
https://www.strava.com/activities/3869833146
https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/3869833146
ZDJĘCIA
FILMY