Prada Alta
Autor: admin o sobota 25. lipca 2015
PODJAZD https://www.strava.com/activities/362072789
Po treningowym wypadku z 7 czerwca musiałem się rozstać z szosą na ponad trzy tygodnie. W tym czasie goiłem rany poddając się fizykoterapii i następnie rehabilitacji. Jeszcze przed jej zakończeniem ostrożnie wsiadłem na rower. Oczywiście musiałem zrezygnować z 16-dniowej wyprawy do północno-zachodnich Włoch zaplanowanej na przełom czerwca i lipca. Na szczęście tą wycieczkę do Ligurii i Piemontu udało mi się przesunąć na wrzesień. Treningi wznowiłem 1 lipca mając nieco ponad trzy tygodnie na złapanie niezłej kondycji przed rodzinnymi wakacjami nad Lago di Garda (24 lipca – 3 sierpnia). Do tego czasu zdążyłem zaliczyć dwanaście treningów, po których mogłem być ostrożnym optymistą co do swej formy przed pierwszym w tym roku górskim testem. W okolicach największego z włoskich jezior miałem mieć kilka okazji do przetestowania nie tylko swych nóg, serca czy płuc, lecz przede wszystkim kontuzjowanego prawego barku. Za swego rodzaju poligon doświadczalny posłużyć mi miało sześć przeszło 20-kilometrowych podjazdów. Na tyle długich by przed kolejnymi trudniejszymi wyprawami wejść w rytm górskiej jazdy. Zarazem jednak niezbyt stromych, aby nie męczyć barku dłuższą jazdą w pozycji stojącej. Do swego menu wybrałem dwa wzniesienia w masywie Baldo na wschodnim brzegu Gardy, dwa kolejne w paśmie Monti Lessini na północ od Werony i w końcu dwa ostatnie u południowych krańców Parco regionale dell’Adamello już nie na terenie Veneto, lecz w lombardzkiej prowincji Brescia. Ponieważ wynajęliśmy apartament między Desenzano a Sirmione (na południowym brzegu jeziora) musiałem być przygotowany na poranne transfery. Na start swych górskich odcinków specjalnych musiałem dojeżdżać samochodem. Pokonując autem od 40 do 90 kilometrów w jedną stronę. Do swego pierwszego celu dotarłem szlakiem wzdłuż wschodniego brzegu jeziora. Po drodze minąłem ufortyfikowaną Peschierę del Garda, parki rozrywki spod znaku Gardaland, pełne turystycznych atrakcji Lazise i w końcu Bardolino, wokół którego wytyczono trasę czasówki podczas Mistrzostw Świata z 2004 roku.
Moim pierwszym wyzwaniem miał być podjazd z Torri del Benaco na Prada Alta (1154 m. n.p.m.). W sumie 22,5 kilometra o średnim nachyleniu 4,8 % i przewyższeniu 1087 metrów. Przy tak umiarkowanym nachyleniu aż trudno uwierzyć, że wzniesienie to dzieli wierzchołek ze słynną Punta Veleno. To znaczy z ekstremalnie stromą wspinaczką wypróbowaną na Giro del Trentino z 2012 roku. Tylko zachodni Zoncolan może stawać znią w szranki o tytuł najbardziej ostrego podjazd, z jakim mieli okazję się zmierzyć współcześni „profi”. Na takie wyzwanie nie byłem gotów ledwie siedem tygodni po twardym lądowaniu przy Leśniczówce w Gołębiewie. Obejrzałem sobie łagodniejsze oblicze tej góry, zaś pojedynek z prawdziwym „potworem” przełożyłem na kolejny sezon. Sobota 25 lipca była dniem ciepłym i słonecznym, jak prawie każdy podczas naszych włoskich wakacji. Na starcie przed godziną dziesiątą miałem już 26 stopni. Ze względu na gęstą sieć szos w tym rejonie nieco obawiałem się o to czy w drodze na szczyt nie pomylę gdzieś trasy. Ruszyłem w górę SP32a znaną jako via per Albisano. Pierwsze 1800 metrów jeszcze na terenie Torri del Benaco, kolejne dwa kilometry tą samą wąską drogą lecz już wśród drzewek oliwnych. Na siódmym wirażu trzeba było skręcić w lewo by zmienić kierunek jazdy z wschodniego na północny. W połowie piątego kilometra minąłem Albisano (4,4 km), po czym między połową szóstego a końcem ósmego kilometra pokonałem kolejny zakręcony odcinek z ośmioma wirażami, w międzyczasie wjeżdżając na SP9. Największą miejscowością na tym szlaku było San Zeno di Montagna (9,8 km). Można tu było skręcić w prawie ku wiosce Lumini lub pojechać na wprost czyli na północ. Wybrałem to drugie rozwiązanie i pod koniec dwunastego kilometra na wirażu nr 18 ponownie odbiłem na wschód. Jak widać na załączonym profilu dopiero w tym miejscu góra nieco przycisnęła, ale nie na długo.
Kolejny trudniejszy odcinek zaczął się w połowie piętnastego kilometra po minięciu Passo dello Sceriffo. Wiódł on przez las od zakrętu na wysokości pomarańczowego hotelu do osady Pra Besterna. Wyżej miałem przed sobą już tylko dwie Prady: Dolną i Górną. To znaczy najpierw Prada Bassa (17,6 km) i następnie pozorny cel mojej wspinaczki czyli Prada Alta (19,6 km). Niemniej gdy dotarłem w to miejsce jeden rzut oka na licznik przekonał mnie, że to jeszcze nie koniec zabawy. Brakowało nieco dystansu jak i solidnej dawki metrów w pionie. Nie bardzo jednak widziałem, gdzie zaczynać się może ta spodziewana dokładka. Szosa szła teraz lekko w dół zamiast dalej piąć się do góry. Musiałem przejechać jeszcze półtora kilometra i stracić 22 metry ze zdobytej wcześniej wysokości by ujrzeć przed sobą ostry finał tego ogólnie łagodnego wzniesienia. Na koniec czekało mnie 1500 metrów wspinaczki o średnim nachyleniu 10,4 % przy maksymalnej stromiźnie powyżej 15 %. Przejechałem ten odcinek z przeciętną 10,5 km/h i kadencją na poziomie 63 rpm. Można powiedzieć, że dopiero tu dało się odczuć bliskość przeraźliwie stromej Punta Veleno. Czaiła się ona po drugiej stronie polany na której zakończyłem swoją wspinaczkę, zaś o jej wrednym charakterze świadczyła tablica wystawiona przez sąsiednią gminę Brenzone. Na pojedynek z tym ekstremalnym wzniesieniem przyjdzie jeszcze czas. Tymczasem w nogach miałem południowo-zachodni podjazd pod Prada Alta, który pokonałem w czasie 1h 14:36 przy średniej prędkości 18,3 km/h. Według dzisiejszej stravy daje mi to 19 miejsce pośród 157 zarejestrowanych zdobywców tej góry. Wskaźnik VAM na wzniesieniu o tak „lekkim” profilu nie miał prawa być wysoki, więc wyszło mi tylko 863 m/h. Niemniej na stromej końcówce było znacznie lepiej tzn. 1146 m/h, z czego wnoszę że jednak całkiem dobrze wytrzymałem ten podjazd.