banner daniela marszałka

Siviez

Autor: admin o piątek 11. sierpnia 2017

DANE TECHNICZNE

Wysokość: 1842 metry n.p.m.

Przewyższenie: 1347 metrów

Długość: 22,4 kilometra

Średnie nachylenie: 6 %

Maksymalne nachylenie: 11,1 %

PROFIL

SCENA

Początek w Sionie (Valais), na lewym brzegu Rodanu. Start w rejonie strefy przemysłowej Chandoline. Dokładnie w tym samym miejscu, gdzie rozpoczęliśmy środowy podjazd do Thyon 2000. Siviez to niewielka stacja narciarska, jedna z sześciu należących do krainy sportów zimowych spod szyldu 4 Vallees. Podjazd wiedzie do kresu asfaltowej drogi przez Val du Nendaz i kończy się półtora kilometra za wspomnianym ośrodkiem. Pierwsza kwarta tej wspinaczki prowadzi w kierunku południowo-zachodnim, niemal równolegle do pozostawionej w dole Doliny Rodanu. Teren jest dość gęsto zamieszkany. Mijamy kolejno miejscowości: Turin (2,1 km), Arvillard (3 km) i Baar (4,4 km). W połowie szóstego kilometra droga skręca na południe i wkrótce dociera do Brignon (6,7 km). Ten kierunek jazdy chwilowo kończy się na wysokości Beuson (7,8 km). Mijamy tu drugi skręt w kierunku stacji Veysonnaz (pierwszy ma miejsce w trakcie przejazdu przez Arvillard). Do tego momentu średnie nachylenie kolejnych kilometrów waha się na umiarkowanym poziomie od 4,3 do 7,5%, zaś maksymalna stromizna sięga 8,9%. Tymczasem za mostem w Beuson szosa zawraca na północ i rozpoczyna najłatwiejszy fragment całego wzniesienia. Niemal na całym odcinku o długości 1600 metrów mamy nachylenie poniżej 3%. Wspinaczka zostaje wznowiona po wjechaniu do Basse-Nendaz w okolicy kościoła Saint-Leger (9,4 km). Kilkaset metrów dalej z naszą szosą o numerze 207 łączy się węższą droga, na której wspinaczkę zaczyna się w miejscowości Aproz. Od wjazdu do Dolnego Nendaz przez kilka kolejnych kilometrów podjazd bezustannie prowadzi w terenie zabudowanym, zaś średnie nachylenie trzyma się na poziomie około 7%. Na dojeździe do Haute-Nendaz droga prowadzi przez pięć serpentyn, lecz chcąc jak najszybciej dotrzeć do Siviez szosę 207 musimy opuścić już na czwartej z nich. To znaczy 600 metrów przed wjazdem do centrum stacji. W ten sposób po przejechaniu 13,8 kilometra wjeżdżamy na cichą Route du Siviez. Do końca asfaltowego szlaku przez Val du Nendaz pozostaje nam przeszło 8,5 kilometra.

Górny segment wzniesienia choć trudniejszy od dotychczasowych ma trzy odcinki, na których można nieco odpocząć. Najpierw przez cały kilometr nachylenie nie przekracza 5%. Następnie na kolejnym równie długim odcinku stromizna jest już całkiem solidna, z maksimum sięgającym 9,2%. Na początku siedemnastego kilometra podjazd ponownie odpuszcza, acz tym razem tylko na 600 metrów. Kolejny trudniejszy odcinek liczy sobie blisko kilometr, zaś maksymalna stromizna na nim znów nieznacznie przekracza 9%. Między połową osiemnastego a dziewiętnastego kilometra raz jeszcze robi się łatwiej. Najtrudniejszy fragment wspinaczki zaczyna się po przejechaniu 18,6 kilometra. Najpierw mamy trudne dwa kilometry na dojeździe do Siviez alias Super-Nendaz, na którym maksymalna stromizna wynosi nawet 10,5%. Potem w samej stacji 200 metrów płaskiego terenu. Przed sobą widzimy hotel Chez Caroline i kasy biletowe do kolejek krzesełkowych. Niemniej nie wjeżdżamy na duży plac z tymi budynkami, lecz tuż przed nim skręcamy w lewo aby przez mostek wjechać na finałowy odcinek. Prowadzi on po wąskiej, ale niezłej jakościowo dróżce, na której stromizna początkowo sięga 9,5%, zaś na ostatnich 500 metrów trzyma na poziomie 10-11%. Półtora kilometra za Siviez droga asfaltowa zmienia się w szutrową, która to biegnie dalej na południe aż ku sztucznemu Lac du Cleuson na wysokości 2180 metrów n.p.m. Do Siviez nie dotarł jak dotąd żaden z wielkich wyścigów kolarskich. Tym niemniej w samym Nendaz trzykrotnie zorganizowano etapowy finisz podczas Tour de Romandie. Za pierwszym razem nie obyło się bez kontrowersji. Pierwszy na „kresce” był Francuz Paul Gutty, lecz został on przesunięty na siódme miejsce i zwycięzcą został Włoch Franco Bitossi. Trzeci tego dnia Gianni Motta został liderem tej imprezy, a następnie wygrał całą Romandię jak i kilka tygodni później Giro d’Italia. W roku 1990 etap wygrał Szkot Robert Millar. Drugi ze stratą 4 sekund był Francuz Charly Mottet, który tym samym przypieczętował swój sukces w całym wyścigu. Natomiast w sezonie 2001 triumfował tu Włoch Gilberto Simoni, który na finiszu ograł Hiszpana Manuela Beltrana i Szwajcara Svena Montgomery. Popularny „Gibo” podobnie jak 35 lat wcześniej Motta niebawem wygrał swój pierwszy wyścig Dookoła Włoch.

AKCJA

Silny wiatr i burzowe chmury ze środowego popołudnia okazały się zwiastunem naszych problemów z pogodą. W czwartek – delikatnie rzecz ujmując – warunki atmosferyczne „nie zachęcały” do jazdy rowerem. Padało nie tylko w Nendaz, lecz na dobrą sprawę wszędzie w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Co gorsza podobnie kiepskie widoki mieliśmy też na piątek. Dlatego też spróbowałem stworzyć ad hoc jakiś sensowny „plan B” na aktywne spędzenie obu najbliższych dni. Przeglądałem w internecie serwisy pogodowe dla górskich rejonów położonych nieco dalej od naszej bazy. Miałem nadzieję, że kosztem dłuższej jazdy samochodem znajdziemy sobie wzniesienie, na którym moglibyśmy się wykazać bez ryzyka przemoknięcia do suchej nitki. Sprawdziłem sytuację po południowej stronie Alp Pennińskich. Niestety we włoskiej Dolinie Aosty aura nie była o wiele lepsza. Potem skupiłem się na prognozach dla miast leżących na wschodnim brzegu Lac Leman (Jeziora Genewskiego). Poważnie myślałem nad wjazdem z Montreux na Col du Jaman (1512 metrów n.p.m.). Ostatecznie i z tego pomysłu nic nie wyszło. W ten sposób trafił mi się pierwszy od pięciu lat „dzień wolny” na wyprawie. Sprawdziłem, tym poprzednim był 21 lipca 2012 roku, przeznaczony na odpoczynek przed startem w Gran Fondo – La Leggendaria Charly Gaul. Tym samym jedynym przejawem aktywności naszej grupy w ten ponury czwartek była samochodowa wycieczka Piotra i Sławka nad Lac de Derborence (1454 m. n.p.m.). Jezioro to leży w Alpach Berneńskich, nieco na zachód od Col du Sanetsch. Co ciekawe powstało w sposób gwałtowny, acz naturalny. To znaczy na skutek kamiennych osuwisk z września 1714 oraz czerwca 1749 roku, które to zablokowały rzeczkę Derbonne.

Nazajutrz wcale nie było lepiej. Niemniej na dwa dni straty nie mogłem już sobie pozwolić. W czwartkowy wieczór przyszło mi do głowy, iż jedynym dość bezpiecznym wyjściem z patowej sytuacji jest pokonanie wzniesienia, które mamy na wyciągnięcie ręki. Mowa o przeszło 20-kilometrowej wspinaczce ze Sionu do Siviez. Przed wyprawą zakładałem, że ten podjazd pojedziemy dopiero ostatniego dnia wyprawy. Tym niemniej „podbramkowa” sytuacja zmusiła mnie do dokonania roszady w planie naszej podróży. Tylko ta góra nadawała się do wykorzystania w deszczowy dzień. Z niej najbliżej było do domu. Poza tym mieszkaliśmy za półmetkiem wzniesienia, więc śmiało mogliśmy wykorzystać manewr wypróbowany przeze mnie trzy dni wcześniej na podjeździe pod Lac de Moiry. Plan był prosty. Najpierw 14-kilometrowy zjazd do Sionu. Następnie wspinaczka do Siviez lub nieco dalej. Na koniec około 8-kilometrowy zjazd do bazy. Od rana zerkaliśmy na web-kamerę ze zmieniającymi się co 15 minut obrazkami z Siviez. Czekaliśmy na korzystne okienko pogodowe. Niestety im bliżej południa tym widoki ze stacji były słabsze. Mimo tego Pedro jako pierwszy już o 12:00 wyjechał z domu by stawić czoło tak znajomej górze jak i wrednej aurze. Gdy 23 minuty później zaczynał swój podjazd w głąb Val du Nendaz temperatura w Sionie wynosiła tylko 11 stopni.  Piotrek w okolice Haute-Nendaz dotarł równo w godzinę, zaś do kresu swej wspinaczki w stacji Super-Nendaz w 1h 35:44. Taki czas podała mu strava na segmencie o długości 20,55 kilometra co oznacza, iż jechał ze średnią prędkością 12,9 km/h i VAM na poziomie 793 m/h. Niestety na mecie znajdującej się na wysokości 1730 metrów n.p.m. wciąż padało i do tego było znacznie zimniej. Piotrka licznik zanotował w Siviez około godziny czternastej temperaturę ledwie 4 stopni. W tych warunkach nasz kolega wolał uniknąć jakiegokolwiek zjeżdżania. Zadzwonił do nas po logistyczne wsparcie, więc Darek ze Sławkiem czym prędzej ruszyli na miejski parking by samochodem odebrać Piotra ze szczytu wzniesienia.

Gdy owa akcja ratunkowa dobiegła końca zaczęliśmy się szykować do naszej próby. Wyjechałem z domu przed piętnastą. Sławek pół godziny po mnie, zaś Darek dopiero po szesnastej. Pogoda ulegała powolnej poprawie. Gdy ruszałem z Haute-Nendaz towarzyszył mi słabnący deszcz. Jadąc po mokrym asfalcie musiałem na siebie uważać, tym bardziej że na szosie nr 207 ruch samochodowy bywał solidny. Na samym dole czyli w Sionie warunki były dość przyzwoite. W chwili mego startu o 15:34 licznik zanotował temperaturę 17 stopni czyli o cztery oczka wyższą przy starcie Piotra. Ruszyłem mocniej niż dwa dni wcześniej ku Thyon 2000. Nic dziwnego, byłem aż nadto wypoczęty. Poza tym wzmożony wysiłek był najlepszą receptą na rozgrzanie się po chłodnym zjeździe. Trzy pierwsze kilometry do Arvillard przejechałem w 11:15. Jakieś 50 sekund szybciej niż w środę. Nieco wcześniej podczas przejazdu przez Turin minąłem się ze zjeżdżającym Sławkiem. Przyznam, że spory kawałek tego wzniesienia znałem nie tylko za sprawą naszych codziennych podróży samochodowych. Przeszło osiem lat wcześniej właśnie tą drogą podjechałem do Veysonnaz, opuszczając drogę 207 dopiero na wysokości Beuson. Teraz do owej wsi dojechałem w niespełna pół godziny. Na segmencie o długości 7,38 kilometra przy średniej 6,3% uzyskałem czas 28:39 (avs. 15,5 km/h z VAM 980 m/h). Na wypłaszczeniu za Beuson znacznie przyśpieszyłem, acz z drugiej strony niewiele metrów w pionie tu zyskałem. Wjechałem do Basse-Nendaz, lecz nadal nie spotkałem Darka. Zacząłem się już zastanawiać czy w ogóle zdążę go spotkać na tej drodze. Ostatecznie minęliśmy się w połowie dwunastego kilometra mojej wspinaczki. Miałem już zatem pewność, że wszyscy członkowie naszej ekipy podjęli to wyzwanie. Pod koniec czternastego kilometra zjechałem z szosy nr 207. Według stravy segment o długości 13,44 kilometra przy średniej 5,6% przejechałem w 50:26 (avs. 16 km/h z VAM 898 m/h).

Jazda po Route de Siviez była przyjemniejsza od dotychczasowych wrażeń. Już w połowie piętnastego kilometra, zostawiłem za plecami Nendaz i znalazłem się na cichym, górskim szlaku o znacznie mniejszym natężeniu ruchu. Teren jak i jego otoczenie były zmienne. Na przemian łatwiejsze i trudniejsze odcinki podjazdu. Raz w terenie zamieszkanym, innym razem wśród leśnej głuszy. Największą miejscowością przy tej drodze była wieś Bleusy na przełomie szesnastego i siedemnastego kilometra. Stromy dojazd do Super-Nendaz zaczął się na wysokości zjazdu ku osadzie Planchouet. W drugiej połowie dwudziestego kilometra minąłem jedyne na tej drodze wiraże. W końcu po 78 minutach wspinaczki dojechałem do Siviez. Segment o długości 6,11 kilometra i średniej 6,7% przejechałem w 25:02 (avs. 14,7 km/h z VAM 984 m/h). Na płaskim odcinku w stacji z rozpędu pojechałem prosto na plac przed hotelem Chez Caroline. Dopiero kręcąc się przed tym okazałym budynkiem spostrzegłem po lewej stronie wąską drogę wzdłuż górskiego potoku. Zawróciłem na mostek przed placem i skierowałem się tam gdzie należało. Na wcześniejszym gapiostwie straciłem półtorej minuty. Finałowy odcinek okazał się trudny, szczególnie na ostatnich 700 metrach. Po dotarciu do tablicy z legendą na temat miejscowego rezerwatu przyrody wziąłem jeszcze dwa wiraże lewo-prawo i zatrzymałem się gdy tylko ujrzałem koniec szosy. Na jazdę po nasiąkniętym dwudniowymi opadami szutrze nie miałem ochoty. Na mecie było rześko, ale bez dramatu czyli 10 stopni. Pojechałem nieźle, a przy tym wytrzymałem podjazd do końca. Na stromym finiszu – o ile można wierzyć danym ze stravy na tak krótkich odcinkach – wykręciłem VAM 1107 m/h. Końcowe 1400 metrów pokonałem bowiem w 6:29 (avs. 13,1 km/h). Wygrałem „korespondencyjny pojedynek” z Darkiem. Na dojeździe do Beuson byłem szybszy o 49 sekund, acz na całym odcinku po szosie 207 tylko o 46. Z kolei u góry między Nendaz i Siviez zyskałem 51 sekund, zaś w samej końcówce jeszcze 33. Zyskałem nadzieję, że w kolejnych dniach nie będę od kolegi odstawał. Zarówno Sławka jak i Darka spotkałem na zjeździe. Tego pierwszego między dwoma serpentynami, zaś drugiego tuż przed swym wjazdem do Haute-Nendaz. Wróciłem na drogę 207 i na sam koniec zafundowałem sobie 800 metrów podjazdu do centrum stacji.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

www.strava.com/activities/1128605850

http://veloviewer.com/activities/1128605850

ZDJĘCIA

20170811_049

FILM

20170811_181046