banner daniela marszałka

Zirmstadl (from Aschau im Zillertal)

Autor: admin o niedziela 13. sierpnia 2023

DANE TECHNICZNE

Miejsce startu: Aschau im Zillertal

Wysokość: 1795 metrów n.p.m.

Przewyższenie: 1225 metrów

Długość: 10 kilometrów

Średnie nachylenie: 12,2 %

Maksymalne nachylenie: 20 %

PROFIL

SCENA i AKCJA

W sobotę po powrocie z Melchboden pojechałem z Iwoną do Mayrhofen. Miasteczka, które gościło uczestników Giro d’Italia z roku 2009 czyli edycji zorganizowanej na stulecie tej imprezy. Jej trasa była o tyle nietypowa, iż peleton „La Corsa Rosa” odwiedził Alpy już w pierwszym tygodniu, zaś ostateczne rozstrzygnięcia zapadały w Apeninach. Komentowałem wówczas w Eurosporcie dziewięć pierwszych etapów tego wyścigu czyli również szósty wygrany na solo przez ś.p. Michele Scarponiego. Niemniej spacer po ulicach tego górskiego kurortu nie był główną atrakcją naszej wycieczki. Ruszyliśmy w góry. Tym razem w stylu „na leniucha” czyli z wykorzystaniem podniebnego tramwaju Ahornbahn. Ta ponoć największa gondola w Europie może pomieścić max. 160 osób. Leci z poziomu 670 metrów na wysokość 1968 metrów n.p.m. w tempie 10 m/s. Tym sposobem swą trasę o długości 3045 metrów pokonuje w nieco ponad sześć i pół minuty. Z kolei w niedzielny poranek chcąc zaliczyć ostatni punkt naszego wspólnego programu musieliśmy wyjechać z Tyrolu. Pojechaliśmy przez Gerlospass do wioski Krimml w landzie Salzburg by zobaczyć największy z austriackich wodospadów. Ma on łączną wysokość aż 385 metrów, przy czym składa się z trzech progów o wielkości 145, 100 i 140 metrów. Znajduje się na terenie Parku Narodowego Wysokie Taury. Już w XIX wieku wzdłuż lewego brzegu rzeczki Krimmler Ache powstała pierwsza ścieżka turystyczna, którą obecnie odwiedza 400 tysięcy osób rocznie. Aktualna wersja tej trasy ma długość 4,15 kilometra oraz 431 metrów przewyższenia. Po drodze mija się plac widokowy oraz siedem platform, z których można podziwiać różne fragmenty tutejszego cudu natury.

Wczesnym popołudniem byliśmy już w naszym Aschau im Zillertal. Kilka słów o gminie, która gościła nas przez osiem dni i dziewięć nocy. Ma ona niespełna 1900 mieszkańców i powierzchnię nieco ponad 20 km2. Właśnie z tym obszarem związana jest pewna ciekawostka. Otóż Aschau jest jedną z dwóch gmin Zillertal położonych po obu stronach rzeki Ziller. Tą drugą jest wspomniane już wyżej Mayrhofen. Jak wiadomo kościelne jednostki administracyjne mają granice ustalone przed wiekami, niepokrywające się z obszarami wszelakich województw, regionów czy landów. W tym zakątku Alp granica między diecezjami Salzburg oraz Innsbruck biegnie sobie nurtem Ziller. Tym sposobem dwa kościoły z terenu Aschau podlegają różnym biskupom. Proboszcz z Heiliger Leonhard „spowiada się” ze swej działalności w mieście Mozarta, zaś ten z Maria zum Ziege ma zwierzchnika urzędującego w stolicy Tyrolu. Mieszkaliśmy tu dosłownie 170 metrów od ulicy Hohenstrasse, na której zaczyna się południowy podjazd ku Zirmstadl vel Mizunalm. Wyjechałem z domu tuż po czternastej. Dzień był gorący, szczególnie o tej porze. Na starcie wspinaczki mój licznik odnotował 30, zaś w połowie czwartego kilometra nawet 34 stopni. Tymczasem ja w tych warunkach porywałem się na pokonanie jednej z najbardziej stromych gór jakie w życiu widziałem. Niemniej nie było innego wyjścia. Jak mawiają Anglosasi „there was no tomorrow”. Kończyły się nasze tyrolskie wakacje. W poniedziałek musieliśmy już wracać do Polski. Tym samym to była moja ostatnia okazja na zaliczenie tej wspinaczki. Co najwyżej mogłem poczekać parę godzin, ale wolałem nie zwlekać. Wczesnopopołudniowy upał łatwo mógł się przerodzić w późno-południową burzę. Jak się niebawem okazało w tej sprawie miałem rację.

Aby choć „parę razy” przekręcić korbą zanim zacznę ten podjazd dojechałem do jego podnóża nieco okrężną trasą o długości 750 metrów. Krótki odcinek na Dorfstrasse skończyłem skrętem w prawo tuż po minięciu Gasthof zum Lowen. Przed sobą miałem 10-kilometrowe wzniesienie o przeciętnym nachyleniu aż 12,2%! Sprawdziłem czy kiedykolwiek zaliczyłem premię górską o tak wysokiej stromiźnie. Jak ustaliłem tylko wenecka Bocca di Forca była bardziej stroma, acz o niespełna kilometr krótsza. Tamta wspinaczka na południowym zboczu Monte Grappa miała bowiem średnio 12,4% na dystansie „tylko” 9,1 kilometra. Natomiast sławniejszym pojazdom takim jak: Monte Zoncolan (od Ovaro), Punta Veleno czy Kitzbuheler Horn odrobinę brakowało do 12%. Jak zatem w szczegółach wygląda południowy wariant Zirmstadl? Wszystkie kilometry z dwucyfrowym nachyleniem. Najłatwiejszy (jeśli to właściwe słowo) jest kilometr pierwszy z przeciętną 10,5%. Nieco trudniejsze ósmy i dziesiąty z wartością 10,9%. Wszystkie pozostałe trzymają na średnim poziomie od 12,6 do 13,6%. Można nawet powiedzieć, że na tej górze stromizna rzędu 13% to norma. Najtrudniejszy jest kilometr piąty. Na sam początek miałem do przejechania osiemset metrów ulicą biegnącą wzdłuż potoku Aschauerbach. Po około 550 metrach zostawiłem za plecami ostatnie domy we wiosce. Potem droga skręciła w prawo, zaś po 1200 metrach od startu wspinaczki zawinęła się na ciasnym wirażu w lewo. Sto metrów dalej minąłem Embergstrasse. Dróżkę biegnącą wzdłuż zbocza góry, która łączy początki podjazdów z Ried im Zillertal, Kaltenbach oraz Aschau.

Od połowy drugiego do końca czwartego kilometra szlak prowadził głównie pośród łąk. Tu i ówdzie górska osada lub pojedyncze gospodarstwa. Cały czas ostro pod górę. W pewnym momencie pomyślałem, że nie dam już rady z tą stromizną. Niemniej dobrnąłem do czwartego wirażu, na którym planowałem się zatrzymać. Stoi przy nim „budka” poborcy opłat za wjazd na płatny odcinek Zillertaler Hohenstrasse. Gdy do niej dojechałem spostrzegłem, że za zakrętem teren przez chwilę jest ciut łatwiejszy. Przemogłem się, nie stanąłem, pojechałem dalej. Dotychczasowy segment o długości 4,1 kilometra pokonałem w 27:11 czyli z VAM na poziomie 1114 m/h. Tymczasem kolejne trzy kilometry były „najsztywniejszą” częścią wzniesienia. Droga przez cały ten czas biegła w kierunku południowym. Generalnie w terenie zalesionym, przecinając nurt aż pięciu górskich potoków. W końcu dotarła do rozjazdu, na którym w lewo odchodzi szlak ku Hirschbichlalm i dalej ku Melchboden. Zatem ja musiałem tu odbić w prawo. Po 7,1 kilometra dystansu i około 50 minutach jazdy mój VAM spadł do 1084 m/h. Zatem nieco słabłem. Niemniej nabierałem pewności, iż uda mi się pokonać tą górę bez żadnego przystanku. Następnie przez 1400 metrów droga prowadziła mnie na północ, by w połowie dziewiątego kilometra na dobre wyjść z lasu. Po prawej ręce mogłem wówczas dostrzec dolną stację kolejki linowej Wimbachexpress. Na ostatnim dziesiątym kilometrze znów jechałem na północ. Ku mecie ponad stawem poznanej przed trzema dniami. Przeciągnąłem jednak podjazd dojazdem do gospody Zirmstadl. Jak wynika ze stravy segment o długości 10,18 kilometra pokonałem w czasie 1h 09:03 (avs. 8,9 km/h). Tego dnia wspinałem się z prędkością 1064 metrów na godzinę. Tyrolskie wyniki dobrze rokowały przed wrześniową wyprawą do Andaluzji. Forma była już całkiem niezła. Warto było przelać litry potu na szwajcarsko-włoskim pograniczu.

GÓRSKIE ŚCIEŻKI

https://www.strava.com/activities/9640341583

https://veloviewer.com/athletes/2650396/activities/9640341583

ZDJĘCIA

Zirmstadl_sud_58

FILM