banner daniela marszałka

Golte & Pavlicevo

Autor: admin o wtorek 10. lipca 2012

Trzeci etap naszej wycieczki z grubsza przebiegał według poniedziałkowego scenariuszu. W poszukiwaniu kolejnych górskich wrażeń również musieliśmy się udać na wschód i to niemal równie daleko jak dzień wcześniej. Tradycyjnie czekały nas dwa odcinki specjalne i jak zazwyczaj: trudniejszy na pierwszy ogień i łatwiejszy na dobicie. Pierwszym wyzwaniem miała być wspinaczka z miejscowości Mozirje na górę Golte (1380 m. n.p.m.), na którym w 2011 roku kończył się królewski odcinek wyścigu Dirka po Sloveniji. Drugim podjazd z Solcavy ku austriackiej granicy na przełęczy Pavlicevo (1339 m. n.p.m.). Ten pierwszy dłuższy i większy był swego rodzaju zagadką. Nigdzie w sieci nie mogłem znaleźć dokładnego profilu tego wzniesienia. Brakowało go zarówno na „zanibike”, „cyclingcols”, „altimetrias”, „qualdich”, „climbbybike”, a nawet na oficjalnej stronie wyżej wspomnianego wyścigu. Aby dać nam choćby przybliżoną odpowiedź na to czego możemy tu oczekiwać na stronie „google-maps” wyznaczyłem szlakowi prowadzący na tą górę. Następnie spisałem informacje na temat tego co ile metrów dystansu przekraczać powinniśmy kolejne 20 metrów w pionie. Na koniec wrzuciłem wszystkie uzyskane dane do programu „salitaker”. Efekt widoczny jest na załączonym obrazku. W ten sposób sporządziłem wykres do końca ujawnionej na mapie ścieżki, nie mając jednak pewności czy powyżej wysokości, na której finiszowali „profi” zastaniemy drogę zdatną dla kolarzy szosowych. Mogliśmy się spodziewać trudnej przeprawy z zatykającym dech w piersiach finałem.

Podobnie jak w poniedziałek nie tylko góra stanowiła wyzwanie. Warunki pogodowe były także mało sprzyjające. Gdy po przejechaniu 125 kilometrów około wpół do pierwszej dotarliśmy do Mozirje słońce dokazywało w zenicie. Grzało jeszcze mocniej niż w poniedziałek. Na starcie mieliśmy godną andaluzyjskich etapów Vuelty temperaturę 39 stopni. Na początek leciutko zjechaliśmy z  zabytkowego centrum miejscowości do ronda, z którego bierze swój początek droga nr 928. To z tego miejsca na wysokości około 340 metrów n.p.m. zaczęliśmy naszą zabawę. Pierwsze dwa kilometry mając średnie nachylenie 2,2 i 2,5 % stanowiły ledwie delikatny wstęp do prawdziwej wspinaczki. Minęliśmy obchodzący jubileusz sklep ogrodniczy na świeżym powietrzu, po czym przejechawszy 1,8 kilometra dotarliśmy do wioski Brezje. Pół kilometra dalej trzeba było zjechać z drogi nr 928 tzn. odbić w prawo na szlak samochodowy pod Golte. Droga na wprost szybko zawiodła by nas do miejscowości Radegunda i zarazem dolnej stacji kolejki linowej na ten szczyt. Ten rozjazd nie zwiódł naszej czujności. Pojechaliśmy na północ i dość szybko zakosztowaliśmy prawdziwie alpejskiej jazdy. Już czwarty kilometr podjazdu miał średnie nachylenie 7,7 %. Droga na zmianę wiodła przez łąki i lasy. Siódmy kilometr przebił czwarty mając średnio 8,2 %. Niedługo potem po przebyciu 7,2 kilometra dotarliśmy do największej na tym szlaku osady czyli Smihel nad Mozirjem z kościółkiem Sv. Michaela. Jak dotąd nawierzchnia była bez zarzutu.

Niemiła niespodzianka czekała nas kilkaset metrów dalej. Po przejechaniu 7,8 kilometra trzeba było skręcić w lewo kierując się na południowy-zachód . Tu na asfalcie najpierw pojawiły się żwirowe kamyczki, a wkrótce już cała szerokość drogi była kamienista. Co gorsza na tyle sypka, że wraz z początkiem dziewiątego kilometra wolałem na chwilę zejść z roweru i wsiąść nań ponownie na kolejnym wypłaszczeniu. Tym sposobem po przebyciu 8,2 kilometra najpierw Adam, potem ja i wkrótce Piotr dobiliśmy do rozdroża, na którym czekała nas kolejna zagadka nawigacyjna. Znaki drogowe sugerowały nam jazdę na wprost. Tym niemniej następne kilkaset metrów zapowiadało lawirowanie po szutrze w dodatku po nie wyglądającym na podjazd niemal płaskim terenie. Za to w prawo odchodziła stroma, nieco węższa niż dotychczas, lecz przede wszystkim asfaltowa droga w nieznane która jak chciałem Wierzyć była właściwym szlakiem na Golte. Ruszyliśmy w tą stronę, lecz po pokonaniu 2100 metrów z paroma stromymi ściankami na wysokości około 980 metrów n.p.m. dobiliśmy do końca asfaltowej ścieżki na dziedzińcu zagubionego w górach gospodarstwa rolnego. Tym samym zafundowaliśmy sobie dodatkową dawkę wspinaczki. Następnie wróciliśmy do rozdroża i postanowiliśmy dać szansę opcji na wprost. Odcinek szutrowy był na tyle długi, że traciłem już nadzieję na to, że w ogóle się skończy. Wątpiłem by po tej nawierzchni rok wcześniej śmigali zawodowcy. Wraz z końcem dziesiątego kilometra na wysokości bocznej drogi wyznaczającej zjazd do Radegundy dotarliśmy do upragnionego asfaltu. Najwyraźniej pokaźny odcinek długości 1800 metrów zerwano celem przeprowadzenia robót drogowych.

Trzysta metrów dalej po prawej stronie drogi wycięto kawałek lasu pod budowę zatoczki, a może przystanku autobusowego. Ostatnie pięć kilometrów tego podjazdu ma średnie nachylenie 9,3 %. Zdecydowanie najgorsze jest jednak ostatnie 1300 metrów, na których dogoniliśmy Darka. Mój starszy kolega jako jedyny w naszym gronie nie stracił czasu na wspomnianym rozdrożu. Ostatni kilometr ma średnio 12,3, zaś max. aż 18,1 %. Nie miałem wyboru i używane dotychczas przełożenie 39×24 musiałem zmienić na 39×28, a nawet na wielce oryginalne 39×32. Nie przypuszczałem, że tak szybko skorzystam z trybu przygotowanego z myślą o Monte Zoncolan. Odliczając czas stracony na bocznej drodze wspinaczka na Golte o długości 15,6 kilometra przy średnim nachyleniu 6,7 % zajęła nam godzinę i 4 minuty. Na górze było 29 stopni, więc warto było kupić mały drink w sklepiku z pamiątkami na końcu asfaltowej drogi. Zatrzymaliśmy się dokładnie w tym samym do którego dotarł wyścig Dookoła Słowenii na trzecim etapie swej ubiegłorocznej edycji. Odcinek ten jak i cały wyścig wygrał młody Włoch Diego Ulissi, który wyprzedził Chorwata Radoslava Roginę i Słoweńca Simona Spilaka. Gdybyśmy na mecie skręcili o 180 stopni w lewo moglibyśmy pojechać jeszcze wyżej, ale po kamieniach. Widać było jednak, że prace drogowe zostały w tym miejscu już rozpoczęte, więc być może za rok czy dwa szosowi amatorzy i zawodowcy będą mogli dotrzeć na „zaprojektowaną” przez mnie wysokość 1550 metrów. Gdy około 15:20 zjechaliśmy do samochodów w Mozirje było już „tylko” 31 stopni. Niebo zachmurzyło się. Po niemiłosiernym upale zanosiło się na letnią burzę.

Teraz czekała nas przeszło 30-kilometrowa podróż na północny-zachód do Solcavy u podnóża podjazdu na Pavlicevo sedlo. Pod koniec tego transferu złapał nas spodziewany deszcz. Zatrzymaliśmy się trzysta metrów za centrum miejscowości, w której ponad domami góruje wybudowany w iście tyrolskim stylu kościół Matki Boskiej Śnieżnej (Svete Marije Snezne). Ze względu na zapłakaną aurę nie śpieszyło nam się w drogę. Postanowiliśmy przeczekać ulewę w samochodach. Darek postanowił odpuścić sobie jazdę po mokrej nawierzchni, tym bardziej że w tych warunkach wyraźnie się ochłodziło. Po upływie około 30 minut deszcz zaczął słabnąć, więc w 3-osobowym składzie postanowiliśmy spróbować szczęścia. Piotrek ruszył jako pierwszy. Następnie ja z Adamem, choć szybko zacząłem jechać sam gdyż mój kolega wolno się rozkręcał. Pierwsze cztery kilometry były łatwe. Najtrudniejszy trzeci kilometr miał średnie nachylenie zaledwie 2,6 %. Po przejechaniu 1,6 kilometra po prawej stronie drogi minąłem Dom Gościnny „First Logarska Dolina”. Droga dalej wiła się łagodnie mając po prawej zalesione stoki gór, zaś po lewej bystry potok Slavinija. Dokładnie po przejechaniu dojechałem na wysokość kościółka Chrystusa Króla (Kapela Kristusa Krajla) u wrót to Logarskiej Doliny. Zamknięty dla rowerów wjazd do tego uroczego miejsca z pięknym widokiem na górskie szczyty zaczynał się na bocznej drodze odchodzącej w lewo. Natomiast nasza droga nr 428 niedługo później odbijała w prawo.

Dopiero w tym miejscu zaczynała się dla nas prawdziwa wspinaczka. Już piąty kilometr miał średnio 5,7 %, lecz był to tylko wstęp do trudnej drugiej połówki tego wzniesienia. Na pozostałych do granicy sześciu kilometrach stromizna poszczególnych odcinków oscylowała między 7,7 a 9,9 % przy max. 13,9 %. Najtrudniejszy był ósmy, lecz niewiele łatwiejszy dziesiąty na poziomie 9,4 %. Po przejechaniu 8,4 kilometra trzymając się swojej drogi nr 428 minąłem odchodzącą na północ boczną drogę nr 927. W tych okolicach dogoniłem Piotra, zaś niedługo potem obu nas dopadł Adam. Dalej postanowiliśmy już jechać zgodnie czyli w trójkę. Wraz z końcem dziewiątego kilometra minęliśmy ostatnie przed przełęczą przydrożne domki. Z biegiem czasu zza chmur co raz śmielej zaczęło wyglądać słońce. Pojawiła się szansa na to, iż nieco osuszy ono nawierzchnię drogi przed naszym zjazdem. Po przejechaniu 11,5 kilometra od naszego postoju dotarliśmy do końca wspinaczki na opuszczonym przez urzędników obu nacji posterunku granicznym. Na pokonanie wzniesienia o długości 11,5 km i średnim nachyleniu 5,9 % potrzebowałem 42 minut i 20 sekund przy przeciętnej prędkości 16,3 km/h. Na łatwym początku jechałem z przełożeniem 39×18. Natomiast w drugiej części podjazdu korzystałem z trybu 21, a następnie 24. Zrobiliśmy sobie zdjęcia po austriackiej stronie granicy. To znaczy na terenie Karyntii słynącej w kolarskim światku z tak ekstremalnych podjazdów jak „potworna piątka” czyli: Koralpen Grosser Speikkogel, Lammersdorfer Berg, Grosser Oscheniksee, Weisssee, Grosssee oraz południowego Grossglocknera w dwóch wersjach pt. Hochtor i Franz-Josef Hohe. Na zjeździe udało mi się uwiecznić nie tylko kilka ładnych widoczków, lecz również parującą z szosy wilgoć. Do siedzącego na posterunku w Solcavie Darka zjechaliśmy kwadrans po szóstej. W sumie przejechaliśmy tylko 60 kilometrów, ale z solidnym przewyższeniem 1800 metrów.