banner daniela marszałka

Mont Pilat / Oeillon

Autor: admin o wtorek 10. lipca 2007


We wtorek wyruszyliśmy z niej na podbój jednej z najtrudniejszych przełęczy Masywu Centralnego czyli Oeillon (1233 m. n.p.m.) położonej w górach Mont Pilat na drodze z doliny Rodanu ku Saint-Etienne. Aby się tam dostać musieliśmy skierować się do Saint-Julien-en-Molette i dalej zjechać przez Maclas, Lupe ku położonemu w dolinie Saint-Pierre-de-Boeuf. Piotr wykorzystał ten zjazd aby sobie w swoim stylu „pobrykać”. Na krótkim płaskim odcinku do Chavanay gdzie rozpoczyna się 20-kilometrowy podjazd pod Col de l’Oeillon udało mi się odrobić tylko część z około minutowej straty. W związku z tym musiałem się nieźle zagrzać już na początku wzniesienia by szybko dojść swego kolegę i wspólnie z nim ruszyć ku szczytowi. Podjazd ten należy określić jako regularny. Pierwsza połowa wiodąca m.in. przez miejscowość Pelussin jest nieco łatwiejsza ze średnim nachyleniem wahającym się między 4 a 6 %. Druga połówka była trudniejsza z poszczególnymi kilometrami o nachyleniu między 6 a 8 %. Jechaliśmy bardzo sprawnie ze średnim tempem około 19 km/h, ale przyznam że na ostatniej „ćwiartce” podjazdu miałem chwilę zwątpienia w to jak jeszcze zdołam się utrzymać na kole Piotra. Przetrzymałem ów kryzys, zaś szczęśliwie dla mnie ostatni kilometr wzniesienia był prawie płaski.

Na przełęczy po tradycyjnych zdjęciach przy tablicy zdecydowaliśmy się dokręcić jeszcze nieco amplitudy wspinając się na oba położone ponad przełęczą wierzchołki okolicznych gór. Na jednym z nich czyli Cret de Oeillon na wysokości 1361 metrów n.p.m. położona jest wieża radio-telewizyjna. Z obu tych wzniesień roztaczał się imponujący widok na wschód ku dolinie Rodanu i dalej w kierunku wschodnim. Pogoda nadal była daleka od naszych wyobrażeń o francuskim lecie. Dość powiedzieć, że na przełęczy Oeillon było ledwie 8 stopni Celsjusza i to niemal w samo południe. Następnie czekało nas kilkanaście kilometrów w kierunku zachodni góra-dół cały czas po płaskowyżu na wysokości między 1000 a 1200 metrów n.p.m. aż do przełęczy Croix de Chabouret (1201 m. n.p.m.). Zgodnie z naszym planem z tego miejsca mieliśmy następnie zjechać do Saint-Etienne, po czym skręcić na Saint-Chamond i dopiero z tej miejscowości zacząć właściwy 16-kilometrowy podjazd pod Col de la Croix de Chabouret, który gościł na trasie czasówki Tour de France w 1997 roku.

Niestety Piotr na jednym ze zjazdów na wspomnianym płaskowyżu przeciął oponę zaledwie 2 kilometry przed Croix de Chabouret. Nie pozostało nam nic innego ze względów bezpieczeństwa skrócić „trening” o dobre 40 kilometrów i wrócić do naszej bazy możliwie najkrótszą drogą czyli przez Graix, Colombier i Saint-Julien-en-Molette. W czasie gdy Piotr zmieniał dętkę w swym rowerze udało mi się zahaczyć o wierzchołek wspomnianej przełęczy Croix de Chabouret, lecz w zasadzie tak dla czystej formalności i faktu postawienia swych stóp w tym miejscu. Pech sprawił, że nie dane nam było zmierzyć się z tym wzniesieniem od strony godnej naszym sportowym ambicjom. Tym samym tego dnia musieliśmy poprzestać na 72 kilometrach jazdy o łącznym przewyższeniu 1625 metrów.

Po południu czekał nas kolejny transfer samochodowy. Tym razem znacznie krótszy. Jakieś 200 kilometrów na północny-zachód przez Saint-Etienne do Clermont-Ferrand. W Saint-Julien-en-Molette zatrzymaliśmy się na chwilę w lokalnej fabryczce słodyczy. Potem skierowaliśmy się na Bourg-Argental by drogą krajową N-82 zjechać do Saint-Etienne. Po drodze minęliśmy przełęcz Grand Bois znaną lepiej jako Col de la Republique (1161 m. n.p.m.). Jej północna strona to „najstarszy” podjazd w historii Tour de France użyty jak dotąd dwunastokrotnie, lecz po raz pierwszy podczas pierwszych edycji „Wielkiej Pętli” z lat 1903-1904! Po zjeździe zaczęliśmy szukać sklepu ze sprzętem sportowym, w którym Piotr mógłby zakupić nowe opony na dalszą część podróży. Koledze trafiła się ostatecznie parka „Michelinów” w położonym na wyjeździe z miasta markecie „Decathlon”.

Po wyjechaniu z Saint-Etienne trzeba się było cały czas trzymać momentami bardzo górzystej autostrady nr 72, która zmierzała najpierw ku północny, a następnie na zachód szerokim łukiem omijając szereg pasm górskich, w tym sięgające wysokości 1600 metrów n.p.m. wierzchołki w górach Monts du Forez. Kapryśna pogoda nadal dawała o sobie znać i momentami jechaliśmy niczym przy ulewie gwałtownej niczym przy oberwaniu chmury. Gdy aura na to pozwalała można było się za to wsłuchać w relację radiową z najdłuższego (pod każdym względem) etapu tegorocznego Touru. Na etapie tym niemrawy peleton dopiero w samej końcówce złapał kilku uciekinierów, lecz szykujących się do finiszu w Compiegne sprinterów ubiegł atakiem z kilometra lider wyścigu Fabian Cancellara. Najbliższy nocleg mieliśmy zaplanowany na wschodnim przedmieściu Clermont-Ferrand, w hotelu spod szyldu „L’Etape” w dzielnicy Aubiere. Ta lokalizacja dawała nam we wtorek łatwy dojazd do miejsca spoczynku, lecz zarazem w środowy poranek oznaczała zmuszała do przedostania się przez całe miasto, do podnóża góry stanowiącej nasze kolejne wyzwanie.